Gdy Józef wrócił ze szkoły, już było po czwartej godzinie. Zauważył, że mamusia pierze. Na piecu gazowym był sagan, a w saganie grzała się woda. W balii była ciepła woda. Matka włożyła do wody bieliznę. Potem wzięła w rękę mydło i poczęła trzeć bieliznę o tarkę. Następnie wypłókała ją, dobrze, wyżęła i powiesiła na sznurze. Mamusia mówiła: Skoro twoje koszule i chusteczki wyschną, to je zmagluję i wyprasuję. Tymczasem, Józefie, idź do sklepu spożywczego i kup coś na kolację. Niech mama dziś ugotuje wieprzowinę! Ale, synusiu, czy zapomniałeś, że wieprzowinę mieliśmy wczoraj? Dzisiaj może będziemy jedli coś innego, cielęcinę albo wołowinę. W takim razie niech mama zrobi zraziki cielęce albo kotlet cielęcy z marchewką. Owszem. Więc nasz jadłospis na dzisiaj będzie: kapuśniak, kalafior i fasolka z boczkiem, kotlet cielęcy, nie z marchewką, ale ze szpinakiem, i kompot. Mamusiu, czy już nie ma tego tortu owocowego, który mama upiekła! Mieliśmy gości dzisiaj i dałam im ten tort, ale odłożyłam dla ciebie kawałeczek; dostaniesz, gdy powrócisz ze sklepu. Jakaś ty dla mnie dobra, mamuśku! Ty zawsze o mnie pamiętasz. Wszystko jest spisane na tej kartce. Teraz idź, ale bądź ostrożny, gdy będziesz przechodził na drugą stronę ulicy. Dobrze, mamusiu, za chwileczkę wrócę. Na drodze do sklepu Józef spotkał Antka. Antek prosił Józefa, by poszedł z nim na pole i zagrał w piłkę. Józef wiedział, że matka czeka na niego, więc odpowiedział Antkowi, że chciałby iść, ale nie pójdzie, bo musi załatwić sprawunki dla matki. Antek musiał iść sam. Józef, jako wzorowy syn, słusznie odmówił Antkowi, bo miał obowiązek do spełnienia.