Był wieczór sylwestrowy. Ulice tętniły gwarem, błyszczały światłami ogłoszeń. Na tarczy zegara wieży ratuszowej spotkały się wskazówki po raz ostatni w roku ubiegłym, a po raz pierwszy w roku nowym - północ. Wybiła dwunasta w nocy. Koleje stanęły. Piszczałki z okrętów, syreny fabryczne i dzwony kościelne oznajmiły światu, że stary rok przeszedł do wieczności, a zawitał rok nowy. Dzieci i starsi dmuchali w gwizdawki, trąbili na trąbkach i życzyli sobie Szczęśliwego Nowego Roku. Wszyscy siedzieli w bawialni i przysłuchiwali się różnorodnej wrzawie tej nocy. Gdy wszystko się uciszyło, Józef podszedł do ojca i pokazał mu, wypisane na arkuszu papieru, swoje noworoczne postanowienia. Ojciec przejrzał je, uśmiechnął się z zadowoleniem i rzekł: Czynisz dużo postanowień ale niektóre są bardzo trudne. Czy myślisz, że będziesz mógł wszystkich dotrzymać? Będę się starał, ojcze. Jeśli nie zdołam dotrzymać wszystkich postanowień noworocznych, to jednak dokonam małej poprawy, i wyjdzie mi to na korzyść. Nie prawda, mamusiu? Owszem, Józefie. Zamiary twoje są szlachetne, bo ciągle starasz się być lepszym i pożyteczniejszym chłopcem. Mamusiu, odezwał się Józef, tak dużo zjadłem dzisiaj, że chyba nie będę mógł dobrze spać w nocy. Może znów będzie mi się śniło o tym smoku, co straszył i pożerał dawnych mieszkańców Krakowa. Myślałam, że już zapomniałeś o Krakusie i smoku. 'Bynajmniej! Pamiętam całą tę baśń, jak nam mamusia ją opowiedziała. Jeżeli was nie znudzę, chciałbym dowieść tego przez powtórzenie tej legendy Nie znudzisz nas bynajmniej tym opowiadaniem, Józiu. Sam jestem ciekawy, czy dokładnie pamiętasz tę bajkę, , rzekł ojciec. Dobrze. Było to nad rzeką Wisłą, gdzie dziś leży miasto Kraków. Pośrodku miasta było wzgórze, zwane Wawelem. U stóp tej góry była wioska. Mieszkańcy tej wioski żyli spokojnie, orząc rolę i pasąc bydło. Pewnego razu w jamie pod Wawelem, którą dziś jeszcze można oglądać, osiedlił się ogromny smok. Co rano o świcie straszny ten potwór wychodził na żer. Porywał i pożerał bydło i ludzi. Wszyscy drżeli z trwogi, a nikt nie wiedział, jak zapobiec nieszczęściu. Krak, stary kmieć, z długą do pasa brodą, był bardzo mądry, ale i on nie wiedział, co zrobić, by ocalić ziomków od groźnego potwora. Smuciło go to bardzo. Dniem i nocą rozmyśliwał nad tą sprawą, bo z całej duszy pragnął zło wykorzenić. Nagle błysnęła mu myśl zbawienia swego ludu. Wybrał ze swego stada najtłustszego barana, zabił go, zdjął z niego skórę, wypchał ją słomą, siarką i żarzącymi węglami i porzucił pod jamą smoczą. Zgłodniały i łakomy smok rzucił się na zdobycz i połknął barana. Wkrótce poczuł, że coś go pali we wnętrzu. Aby ugasić pragnienie, zaczołgał się do pobliskiej Wisły i pił wodę tak długo, że aż pękł z jej nadmiaru. "Tak odważny Krak uwolnił mieszkańców od wielkiego niebezpieczeństwa. W zamian za to Polacy obwołali go swoim księciem. Z wioski wyrosło piękne miasto, które ludzie na cześć wybawiciela nazwali Krakowem. Na wzgórzu Krak zbudował zamek królewski, który w następnych wiekach bywał przebudowywany. Z czasem Kraków stał się stolicą Polski. Cóż? Czy dobrze pamiętam to podanie, mamusiu? Bardzo dobrze. Jestem z ciebie dumna; Ale już blisko pierwszej; a my jeszcze tutaj siedzimy. Jutro pójdziemy do kościoła, aby podziękować Panu Bogu za wszystko, co otrzymaliśmy od Niego i prosię o szczęście w tym Nowym Roku. Więc teraz pójdźmy do łóżka. Ojciec z matką składali dzieciom szczere i serdeczne noworoczne życzenia wszelkiej pomyślności, oraz spełnienia tych życzeń, jakie się nie spełniły w roku ubiegłym. Każdy z synów życzy drugiemu jak najwięcej szczęścia i radości. Jeszcze raz zawołali Dosiego Roku, aż na koniec wszystko ucichło.