O kobietach. Pisane (z jednym wyjątkiem) przez kobiety. Książki, po których przeczytaniu pozostało we mnie poczucie pustki. Które wciąż nie potrafią wyjść mi z głowy. I o których nie chcę zapomnieć. Zakonnice odchodzą po cichu Marta Abramowicz przenosi nas do świata, o którym nie wiemy właściwie nic. Kim są dziewczyny, decydujące się na wstąpienie do zakonu? Co nimi kieruje? Jak wygląda ich życie za murami? A także co dzieje się z nimi, kiedy postanawiają zakon opuścić? W przeciwieństwie do byłych księży, byłe zakonnice nie są pokazywane w telewizji i na pierwszych stronach gazet. Nie opowiadają publicznie o tym, jak wygląda zakonna rzeczywistość. Że nie mają prawa wybierać sobie książek, filmów, gazet. Nie mogą się kształcić ani pomagać innym. W zakonie obowiązuje tylko jedna zasada – posłuszeństwo. To święty Tomasz głosił, że jest mniej rozumna niż mężczyzna i powinna być mu podległa. To papieże zdecydowali, że kobieta w klasztorze może się tylko modlić, sprzątać i gotować. To mężczyźni przez wieki odnosili się do niej z głęboką nieufnością czy wręcz pogardą. Uważali, że im więcej kontroli, tym lepiej. Zabraniali jej wychodzić z domu, kształcić się, być u władzy, głosować w wyborach. Swoim namiętnościom folgowali bez ograniczeń, ale to jej przypisywali, że jest nierządnicą. Mężczyzna był jurny, a kobieta upadła. Czesałam ciepłe króliki Dariusz Zaborek przepytuje Alicję Gawlikowską – Świerczyńską – lekarkę, wojenną łączniczkę, więźniarkę obozu koncentracyjnego w Ravensbruck. Sposób, w jaki jego rozmówczyni opowiada o wojnie i obozie, znacznie różni się od wszystkich wspomnień, z którymi zetknęłyście się do tej pory. Nie znajdziecie tu patosu i martyrologii. Na nie Pani Alicja nie miała w życiu ani czasu, ani ochoty. „Czesałam ciepłe króliki” to dla mnie przede wszystkim opowieść o sile, odwadze, optymizmie. Zamiast rozpamiętywać, znajdywać inne zajęcia. Może trzeba mieć taki charakter, ja od dziecka potrafiłam eliminować trudne myśli. Wieczorem myślałam: „o tym pomyślę jutro, co będę sobie dziś głowę zawracać, prześpię się”. Do dzisiaj potrafię zlikwidować nieprzyjemne myśli. Mówię: „na razie”. Potem: „Jeszcze nie teraz””. A są ludzie, którzy zagłębiają się w nieszczęścia, każdy moment i każda minę człowieka rozbierają na części pierwsze. Ja tłumaczę sobie, że to nie takie okropne, że nie ma co wspominać. I widzę, jak zmienia się we mnie podejście do zagadnienia – że nie warto się przejmować. Amatorki Moje pierwsze spotkanie z twórczością Jelinek nastąpiło w teatrze. Jej „Śmierć i dziewczyna” w wykonaniu Teatru Polskiego we Wrocławiu niesamowicie mnie poruszyła. Jeszcze kilka dni po spektaklu czytałam recenzje i rozmawiałam ze swoim chłopakiem o możliwych interpretacjach. Wiedziałam, że Elfriede Jelinek jest pisarką dla mnie. I tylko utwierdziłam się w tym przekonaniu, sięgając po „Amatorki”. Podziwiam w Jelinek, jak celnie potrafi opisywać świat. Jej słowa zostają ze mną naprawdę na długo. Kobiety wychodzą często za mąż lub giną w inny sposób. Amerykaana Wyobraźcie sobie, że Michelle Obama ma dość tego całego ogrzewania i postanawia wrócić do naturalnych włosów, i pojawia się w telewizji z gęstwiną wełnistych włosów albo ciasno skręconych loczków. (Nie wiadomo, jakie by miała. Często się zdarza, że czarna kobieta ma na głowie trzy różne rodzaje włosów.) Dałaby czadu, ale biedny Obama na pewno straciłby głosy niezależnych, a nawet niezdecydowanych demokratów. Chimamanda Ngozi Adichie uzmysłowiła mi, że do tej pory nie miałam pojęcia o Afryce, rasie i kolorowym feminizmie. Amerykana pozwala spojrzeć na świat z zupełnie innej strony. I niesłychanie otwiera głowę. Nie bez powodu szwedzcy uczniowie w szkole zapoznają się z jej esejem „We should all be feminists”. Chimamanda Ngozi Adichie jest pisarką, którą po prostu świetnie się czyta. Mimo, że polskie wydanie „Amerykaany” ma ponad 700 stron, pochłonęłam ją w kilka wieczorów. Fałszerze pieprzu „Fałszerze pieprzu” są książką, która niezwykle mnie poruszyła. Monika Sznajderman stara się zrekonstruować losy dwóch swoich rodzin – polskiej i żydowskiej. Tej, którą dobrze znała i tej, którą musi sobie wyobrażać na podstawie zdjęć, ogłoszeń i zapisków w archiwach. Kiedy zestawimy te dwie historie obok siebie, nie możemy przejść obok nich obojętnie. Po przeczytaniu „Fałszerzy pieprzu” uświadomiłam sobie, jak niewiele wiem o świecie i jak jeszcze mniej rozumiem.