Lego Ergo Sum http://www.recenzjeksiazek.pl/ Hotel pod Jemiołą - Richard Paul Evans Hotel pod Jemiołą to jedna z trzech bożonarodzeniowych opowieści miłosnych Richarda Paula Evansa spisanych pod tytułem Kolekcja pod jemiołą. Pierwszy tom, wydany został w Polsce w ubiegłym roku i nazywa się Obietnica pod jemiołą. Drugi trzymam właśnie w ręku. Trzeci mam nadzieję zobaczyć kolejnego grudnia. Powieści te nie tworzą trylogii, łączy je jedynie pojawiające się w tytule słowo, sztafaż romantyczny oraz atmosfera podnosząca na duchu i ożywiająca ducha Świąt – pełnego nadziei, ciepła oraz zapachu cynamonu i choinki unoszącego się w domach. Evans jak żaden inny znany mi autor potrafi tworzyć powieści romantyczne, które faktycznie mają w sobie bożonarodzeniowego ducha, tchną w serca radość i otuchę, otulając je niczym najcieplejszy koc. Kimberly to początkująca pisarka, która znajduje się na bardzo trudnym etapie życia. Praca nie przynosi jej satysfakcji, rozwiodła się z mężem, który zdradzał ją ze swoimi uczennicami i właśnie dowiedziała się o raku swojego ojca, który odmawia leczenia w najlepszym światowym szpitalu. Na domiar wszystkiego, od lat toczy ją złość z powodu samobójczej śmierci jej matki. Ma ona wrażenie, że kobieta ją opuściła, zostawiając ją tym samym na pastwę losu. Bohaterka nie wierzy już w szczęście ani szczęśliwe zakończenia. Zanim dowiedziała się o chorobie ojca, pragnęła wyjechać na kurs dla początkujących pisarzy romansów. Teraz szkoda jej każdego grosza, jednak tata, chcąc spełnić jej marzenie, z góry opłacił całe wydarzenie. Kobieta wyjeżdża, na miejscu spotyka zaś tajemniczego Zake’a, z którym łączyć zaczyna ją wyjątkowa więź. Stają się swoją literacką parą, lecz szybko sprawy zawodowe przestają mieć większe znaczenie. Znacznie bardziej niż pisaniem, zajmują się bowiem sobą - rozmowami o niełatwej przeszłości, planami na przyszłość i próbami dobrego przeżycia chwili obecnej. Kim jest tajemniczy Zake i czy Kimberly uda się stworzyć związek z obiektem westchnień wszystkich pań przebywających na kursie? Czy kobieta jest gotowa otworzyć swoje serce i spróbować od nowa, na przekór wszystkim przeciwieństwom losu? Evans jak zwykle stworzył niezwykle ciepłą i podnoszącą na duchu powieść, nad którą unosi się tchnienie Bożego Narodzenia. Czyta się ją bardzo przyjemnie, z uśmiechem na twarzy. To idealna powieść na okres świąteczny, doskonale wpisująca się w jego klimat i uwypuklająca to, co w życiu najważniejsze, a co nierozerwalnie łączy się z przeżywaniem świąt. Bestseller na miarę chwili. Polecam lekturę każdemu spragnionemu ciepła sercu. Książka ta choć na chwilę ukoi Wasze zranienia i pozwoli spojrzeć w przyszłość z nadzieją. Wszak najlepsze lata ciągle mamy przed sobą. Człowiek, który widział więcej - Eric-Emmanuel Schmitt Człowiek, który widział więcej Erica-Emmanuela Schmitta to powieść wyjątkowa, bo swoiście autotematyczna. Jednym z bohaterów, znacząco wpływających na całość jest bowiem nie kto inny, jak sam autor. On to, jako jeden z najpopularniejszych i wpływowych postaci ma pomóc głównemu bohaterowi w odkryciu istoty Boga i pochodzenia zła. Augustin znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Wyrzucony na ulicę po starciu z szefem gazety, w której odbywa staż, tradycyjnie zaczął on spacerować po znanych sobie zakamarkach, będących dla niego jedynym domem. Obserwując pewnego mężczyznę, nad którym unosiła się inna, maleńka postać w dżalabii, widoczna tylko dla niego, staje się niechcianym świadkiem zamachu terrorystycznego zradykalizowanego islamisty, wysadzającego się w imię Allaha. Jako że bohater z owego zajścia jako jeden z nielicznych wychodzi cało, jego zeznania obejmujące opis podejrzanego towarzyszącego zamachowcy są mętne, a on sam dziwnym zbiegiem okoliczności wchodzi w posiadanie komputera zamachowcy i poznaje jego brata, co rejestrują miejskie kamery, staje się on oskarżony o współudział. Nie może nikomu wyznać, że widzi zmarłych, bowiem wówczas z podejrzanego stałby się osobą uznaną za niepoczytalną, a to wydaje mu się jeszcze gorsze. Jako że przed aresztowaniem wyjadał on resztki ze śmietnika, nie mając grosza przy duszy, teraz sytuacja w jakiej się znalazł, jawi mu się jako bardzo komfortowa. I skłaniająca do refleksji. Bycie świadkiem zamachu rodzi w Augustinie szereg pytań oscylujących wokół głównego: unde malum? Bohater zastanawia się, jak to możliwe, że ludzie, którzy pragną miłości i dobra, w ich imię robią rzeczy szerzące nienawiść i zło. Rozmyśla nad tym, skąd w człowieku tyle skłonności do popełniania zbrodni, często (o zgrozo!) z imieniem Boga na ustach. Czy to człowiek czyni zło, podpisując się Bożą inspiracją; czy też sam Bóg wykorzystuje człowieka, by siać zło, będące jego szerszym zamysłem? Chcąc zrozumieć czym kierował się zamachowiec, Augustin wnika w jego środowisko i sposób myślenia. Co więcej, zrozumienie przychodzi do niego od samego źródła – ma on bowiem wyjątkową okazję przeprowadzić wywiad z Bogiem. Nie sposób przeoczyć nad wyraz czytelnej aluzji Schmitta do obecnej sytuacji społeczno-politycznej oraz religijnej w świecie. Autor nie daje nam jednak gotowych odpowiedzi. Daleki jest od jednoznacznych ocen i sądów. Pokazuje świat takim, jakim jest, z punktu widzenia Boga, któremu oddaje głos, a także z perspektywy postaci znajdujących się na różnych życiowych etapach, wyznających odmienne religie, jak również o innych statusach materialnych. To co miało być punktem wyjścia do głębokiej refleksji, faktycznie nim jest. Rozczarowujące było jednak dla mnie to, że bohater wiele kwestii potraktował naskórkowo. Uczynione to zostało po to, by czytelnikowi nie narzucać zdania, jednak przyzwyczajona byłam dotąd do dość jednoznacznych stanowisk autora i jego postaci, których tutaj zabrakło, co z kolei pozostawiło mnie z uczuciem żalu i niedosytu. Książka ta podejmuje niezwykle ważny i drażliwy temat, potraktowany jednak w pewnym momencie (z całkiem zrozumiałych pobudek) asekurancko, co nijak nie pasuje mi do Schmitta jakiego znam i pamiętam. Przeczytajcie, oceńcie. Jak dla mnie całość jest zbyt mocno osadzona we współczesności, za mało filozoficzna, zbyt upolityczniona i właściwie pozostawiająca bez odpowiedzi i nadziei na nią. Odkrywa w niej za to autor wiele kart na swój temat, odpowiadając na zadawane mu co pytania i wyrzucając z siebie sporo sarkastycznych i pełnych żółci zdań. Robiąc to na kartach literatury, prawdopodobnie doznał pewnego rodzaju katharsis, nie podpadając tym samym dziennikarzom. Jest zatem Człowiek, który widział więcej nie tylko świadectwem kondycji człowieka i współczesnego świata zogniskowanego wokół terroryzmu, ale również swoistym wyznaniem autora zmęczonego niektórymi pytaniami od lat zadawanymi mu przez media. Dyktando jak smaczne mango - Marta Bącała-Ślęzak Przegryź dyktando jak smaczne mango to propozycja testów ortograficznych dla uczniów klas IV-VI szkoły podstawowej spod pióra Marty Bęcały-Ślęzak. Autorka zebrała w tomie dwadzieścia tekstów o różnym poziomie trudności, sprawdzająca znajomość poprawnej pisowni wyrazów obejmującej małą i wielką literę, zapis „ch”, „h”, „ó”, „u”, „rz”, „ż”, „ą”, „ę”, „om”, „em”, a także zwrotów grzecznościowych oraz wprowadzania dialogu. Teksty mają różną długość, stąd istnieje możliwość ich doboru w zależności od poziomu klasy, wśród której decydujemy się przeprowadzić test ortograficzny. (...) Jako że w skomputeryzowanym świecie, w którym niechęć do czytania i pracy własnej wśród dzieci jest zjawiskiem powszechnym, niezwykle istotne jest, by od najmłodszych lat oswajać pociechy z ortografią i poprawnością językową. W warunkach domowych, jak i szkolnych wielką pomocą mogą być gotowe materiały sprawdzające znajomość zasad pisowni, opierające się na ciekawym zamyśle, zdolnym przykuć uwagę dzieci. Przegryź dyktando jak smaczne mango posiada wszystkie wymienione cechy i bardzo dobrze sprawdzi się tak w ramach ćwiczeń, jak również jako forma testu sprawdzającego. Polecam do szerokiego zastosowania. Ocalałe - Riley Sager „Ocalały” to w slangu amatorów kina ta osoba, która jako ostatnia i jedyna dożywa końca filmu – motyw znany każdemu, kto z lubością oddaje się oglądaniu horrorów. U Riley Sager „ocalałe” są trzy – Lisa, Sam i Quincy – każda z nich przeżyła typową masakrę znaną z filmowych produkcji (las, obce miejsce, stara chata, studenci, tajemniczy gość, seks, alkohol), w której reszta ich przyjaciół zginęła. Ich historie stanowią pożywkę dla rozszalałych mediów, zaś same kobiety, na przekór traumatycznym doświadczeniom, od lat próbują ułożyć swoje życia na nowo. Lisa i Sam przyjmują rolę ocalałych, zaś Quincy całkowicie się od niej odcina, nie pozwalając dziennikarzom (na tyle na ile to możliwe) wtargnąć do swojego życia. Po masakrze, w której zginęli wszyscy jej przyjaciele z akademika, a której policji nie udało się wyjaśnić przez wzgląd na utratę pamięci przez dziewczynę, zaczyna ona żyć normalnie – prowadzi poczytny blog kulinarny, wiedzie szczęśliwe życie ze swoim partnerem Jeffem, a w chwilach zwątpienia zawsze może zadzwonić do Coopa – policjanta, który ją znalazł i ocalił tamtej feralnej nocy w Pine Cottage. Wydarzenia przeszłości wypiera, udowadniając sobie i innym, że jest silna i nie pozwoli się zniszczyć tragicznymi wspomnieniami. Szczęście łyka w postaci xanaxu popijanego sokiem winogronowym. Wszystko zmienia się, gdy media donoszą o samobójczej śmierci Lisy – najbardziej wojowniczej i zażartej w walce o życie swoje i cudze ocalałej – a u jej drzwi staje Sam, od lat skutecznie chowająca się przed światem. Jej pojawienie się w życiu Quincy budzi wiele wątpliwości – jej, Jeffa, Coopa. Kobieta zachowuje się nieprzewidywalnie, a jej przeszłość jest bardzo burzliwa, dlatego jej obecność na pewno nie zapewni Quincy poszukiwanego przez nią spokoju. Mimo początkowych animozji bohaterki szybko znajdują jednak wspólny język. Pojawienie się Sam zmienia Quincy – kobieta próbuje wyzwolić w niej uśpioną wściekłość i przywrócić jej pamięć o wydarzeniach Pine Cottage, którą ta straciła, uniemożliwiając policji wyjaśnienie tego, co naprawdę miało miejsce podczas masakry, w której zginęli wszyscy, poza nią samą – dziwnym zbiegiem okoliczności ranioną znacznie subtelniej niż reszta. Sam za wszelką cenę dąży do poznania prawdy o tamtej nocy. Dlaczego? Kim naprawdę jest? I czemu godzinę przed śmiercią z Quincy próbowała się skontaktować wzburzona i zaniepokojona Lisa? Sager tak umiejętnie buduje napięcie i układa narrację, że podczas lektury czytelnik wielokrotnie zmienia zdanie na temat tego, kto w jego opinii mógł być prawdziwym zabójcą i brakującym ogniwem we wspomnieniach Quincy, ostatecznie jednak i tak będąc zaskoczonym finałem. Co rusz zdaje nam się, że jesteśmy pewni rozwiązania, po czym prawda znów nam się wymyka. Wprowadzanie nowych wątków, zmyślne operowanie kolejnymi dowodami czy też wydarzeniami nakierowującymi podejrzenia w odpowiednią stronę są niewątpliwym atutem powieści. Napięcie podkręca przeplatanie rozdziałów dziejących się w teraźniejszości tymi, które są zapisem wspomnień z feralnej nocy w Pine Cottage. Dzięki takiemu prowadzeniu narracji podczas lektury nie ma czasu na nudę i ziewanie – szare komórki będą pracować na najwyższych obrotach, by samemu odtworzyć przebieg wydarzeń sprzed dziesięciu lat. Sama kreacja bohaterów również godna jest pochwały – powieść ukazuje różne sposoby radzenia sobie z traumą, prezentuje jak głęboko skrywana złość może wpływać na nasze życie, decyzje i osąd; jak łatwo manipulować człowiekiem i jak dramatyczne w skutkach może być chorobliwe zainteresowanie mediów jakąś osobą. Postaci zarysowane przez Sager mogą budzić wiele wątpliwości, lecz z całą pewnością są krwiste i wyraziste – ich zachowania, przemyślenia oraz sposób działania opisane są bardzo precyzyjnie, dzięki czemu czytelnik ma wgląd w psychikę każdej z nich, a sytuację obserwować może z różnych punktów widzenia. Językowo powieści również niczego nie brakuje. Mimo że początkowo może się wydawać, że to kinowy horror klasy B przeniesiony do powieści, tutaj mamy do czynienia zgoła z czymś innym – tam, gdzie kończy się film, Ocalałe dopiero się zaczynają, będąc odpowiedzią na wszystko to, co zazwyczaj dręczy nas po seansie. Dobrze skonstruowany thriller, dla którego warto zarwać noc. Ja bawiłam się przednio. Zbrodnia nad urwiskiem - Marta Matyszczak Oto prywatny detektyw, Szymon Solański, znajduje się w nieciekawej sytuacji – Róża zniknęła bez śladu, pozostawiając go z pytaniami bez odpowiedzi, a pieniądze kończą mu się w zastraszającym tempie. Po rozwiązaniu sprawy Marianny Biel, jego życie diametralnie się zmieniło, z czym bohater nie do końca umie sobie poradzić. Gdy Gucio – psi detektyw – zaczyna widzieć ich przyszłość w ciemnych barwach, na parę spada nieoczekiwane zlecenie – mają odnaleźć zaginioną wnuczkę pewnego bogatego mężczyzny, płacącego krocie za podjęci się sprawy. Ślad za nią wiedzie aż na irlandzką wyspę Inishmore, na którą to udaje się nasza nietypowa para. Na miejscu – wbrew oczekiwaniom Solańskiego – odnalezione zostają zwłoki. Bohater, który liczył na prostą sprawę – wyrwanie Kasi Walasek z imprezowego ciągu i odstawienie jej do dziadka – otrzymuje kolejną zagwozdkę z morderstwem w tle. Podejrzanymi w sprawie stają się mieszkańcy Kelly’s Bed&Breakfest – miejsca, w którym pracowała dziewczyna. Solański musi przesłuchać skąpą właścicielkę pensjonatu, która wielu osobom zaszła za skórę, Francuza o dość ekscentrycznym zachowaniu i innych podejrzanych znajdujących się w pobliżu. Na miejscową policję nie ma co liczyć – zajęta jest nie czym innym, jak romansowaniem z… Różą Kwiatkowską. Zbrodnia nad urwiskiem pokazuje nie tylko, jak mały jest świat, ale także jak przypadek może zdeterminować czyjeś życie, czyniąc z niewinnych istot ofiary. Przed Solańskim i Guciem wcale nie łatwe dochodzenie, tym bardziej, że emocje buzujące w bohaterze i wspierającej go w akcji Róży nie gasną, podgrzewając atmosferę śledztwa. W irlandzkich warunkach słoty i mgły, takie buchające żarem relacje dodają życiu pikanterii. Marta Matyszczak po raz kolejny trafiła w moje upodobania i zamiłowania – pierwsza część serii tocząca się w moich okolicach urzekła mnie swojskością; druga zaś – irlandzka – to odpowiedź na moje marzenie podróżnicze. Do Irlandii tęsknię od lat i bardzo się cieszę, że Zbrodnia nad urwiskiem połączyła zarówno to pragnienie podróży, jak i jeden z moich ulubionych gatunków literackich. A że przy okazji się pośmiałam, a wizerunek chłodnej i deszczowej Irlandii został – paradoksalnie – ocieplony – tym większe brawa dla autorki, która zdecydowanie wyróżnia się stylem na wielkiej scenie polskiego kryminału. Polecam! Mózg rządzi - Kaja Nordengen Ludzki mózg jest zadziwiający. Potrafi wykonywać niezwykle skomplikowane operacje, zapamiętywać tysiące wiadomości, wrażeń, reakcji, a przy tym wystarczy jedno drobne jego uszkodzenie – w zależności od jego lokalizacji – by zaburzyć funkcjonowanie człowieka bądź to odbierając mu sprawność, bądź to zmieniając jego charakter i osobowość. Od zawsze podziwiałam pracę i odwagę neurochirurgów, w których rękach spoczywa odpowiedzialność za wszystko – każdy, nawet najdrobniejszy błąd w sztuce lekarskiej może prowadzić do tego, że ze stołu operacyjnego zejdzie zupełnie inny człowiek, niż ten, który na niego siadał. Na temat mózgu, narządu wciąż w pełni niezbadanego, wciąż pozostającego zagadką, powstało wiele mitów – wierzymy, w czym skutecznie utwierdzają nas media, że używamy tylko jego 10%, próbujemy go trenować, wpływać na IQ i wiele innych. Od lat zastanawiano się, czy to właśnie mózg jest ośrodkiem duszy, czy to on decyduje o tym, kim jesteśmy i czy są jakiekolwiek szanse, by to zmienić. Mózg umożliwia nam komunikację, mózg odpowiada za emocje, za to, że się uzależniamy i za to, jakie decyzje podejmujemy. Mózg rządzi to pisana językiem niezwykle przystępnym, opatrzona równie intuicyjnymi rysunkami książka, podejmująca temat niebywale skomplikowany, jakim jest właśnie ów narząd i jego wpływ na życie człowieka. Kaja Nordengen dosłownie wchodzi nam do głowy i prowadzi w jej wnętrzu dochodzenie – sprawdza co i w jaki sposób działa, który element za co ponosi odpowiedzialność i czym skutkowałoby jego ewentualne uszkodzenie. Podpowiada ona również co robić, by wykorzystać potencjał, jaki jest dany każdemu z nas. Lektura niezwykle zajmująca, kształcąca, zachęcająca do dalszych poszukiwań i pracą nad sobą, a przede wszystkim przypominająca, jak wielkim darem jesteśmy obdarzeni i jak wspaniale możemy go spożytkować, uważając, by nie pozwolić przejąć nad sobą kontroli. Kapitalna rzecz, zaskakująco łatwa w odbiorze (a to wielka sztuka pisać o rzeczach skomplikowanych tak, by przeciętnie inteligentna osoba zdolna była je pojąć), a przy tym szalenie interesująca. Polecam ogromnie, tym bardziej, że tematyka związana mniej lub bardziej z neurologią jest mi niezwykle bliska. Kobieta w oknie - A.J. Finn Kobieta w oknie zaczyna się obiecująco – oto Anna Fox, była psycholożka dziecięca, po tragicznym wypadku będącym udziałem jej rodziny, w którym straciła ona córeczkę i męża, cierpi na głęboką postać agorafobii. Nie wychodzi z domu, a jej jedyny kontakt z ludźmi to wizyty jej psychiatry, nauczyciela francuskiego, odwiedziny lokatora, a także rozmowy z osobami poznanymi na forach internetowych. Kobieta przyjmuje ogromne porcje silnych leków, które mimo zaleceń lekarza zakrapia sporą ilością alkoholu. Niestety – nie zażywa ich regularnie. Często zdarza jej się zapomnieć o dawce lub też ją podwoić. Jej jedyną rozrywką zdaje się podglądanie innych – dzięki dobremu aparatowi ma szansę zaglądać do mieszkań lokatorów sąsiadujących z nią. Wie o nich niemalże wszystko – kto ma kochanka, gdzie i kiedy wychodzi, o której wraca, co jada, jak spędza wolny czas. Szansą na powiew świeżości w jej życiu jest pojawienie się nowej rodziny. Voyeryzm, któremu się oddaje, to punkt dnia, z którego nie jest w stanie zrezygnować, stanowi on niemalże uzależnienie. Niestety, pewnego dnia Anna staje się świadkiem morderstwa dokonującego się na jej oczach. Powiadamia policję, jednak jej zeznania nie są spójne, a poziom alkoholu we krwi, przyjmowane silne leki oraz ogólna kondycja psychofizyczna bohaterki, a także obciążające ją zeznania nowych sąsiadów sprawiają, że staje się ona mało wiarygodnym świadkiem, a także – podejrzaną. Kobieta nie chce dać za wygraną, próbując udowodnić, że wcale nie jest chorą wariatką, lecz osobą, która będzie w stanie udowodnić to, co widziała, a nie – jak sądzą detektywi i znajomi – to, co sobie wyobraziła. A.J. Finn stworzył książkę, w której do końca nic nie jest jasne, w której sprawa komplikuje się z każdą kolejną przewracaną stroną, a czytelnik – nawet ten najbardziej obeznany w gatunku – ma trudność z rozwikłaniem zagadki. Autor zmyślnie odwraca uwagę odbiorcy i przenosi podejrzenia w zupełnie inne rewiry, sprawiając, że sam czytający odnosi wrażenie, że nie wie już co się stało i co „widział” – zupełnie jak główna bohaterka. Dokonuje zatem pisarz kapitalnego utożsamienia. Stworzony przez niego thriller zgrabnie nawiązuje do klasycznego czarno-białego kina. Pochodzące z niego dialogi pozostają nie bez znaczenia dla całości, dodając książce smaczku i walorów płynących z owej intertekstualności. Nie sposób nie znaleźć nawiązań także do Okna na podwórze, który to film stanowił niewątpliwą inspirację. Jeśli tak wygląda debiut, wróżę Finnowi wiele sukcesów. A Wam – polecam. Niewiele wpadek i niejasności, świetne działania odwracające uwagę czytelnika i wartka akcja (mimo akcji toczącej się niemalże przez całą książkę w jednym pokoju). Feralne urodziny ze Skarpetką - Benjamin Chaud Bohater opowiastki Feralne urodziny ze Skarpetką to chłopiec, który uwielbia urodziny – tak swoje, jak cudze. Ogromną radością napełnia go zatem zaproszenie na przyjęcie Julii – dziewczynki, do której skrycie żywi gorące uczucie. Na imprezę postanawia zabrać Skarpetkę – swojego królika – a także upodobnić się do niego dzięki przebraniu. Wiele serca wkłada również w przygotowanie prezentu – pragnie, by Julia się w nim zakochała i dokłada wszelkich starań, by to osiągnąć. Na miejscu czeka go jednak przykra niespodzianka – nie dość, że na przyjęcie zaproszeni zostali także inni goście, to jeszcze nikt poza nim się nie przebrał…. Chłopiec popełnia gafę za gafę, czując, że wypada przed ukochaną najgorzej, jak tylko może… Jak zakończy się ta nieciekawie zapowiadająca się historia? Finał może Was zaskoczyć. Benjamin Chaud stworzył bohaterów, do których czytelnik (szczególnie ten młody) z miejsca poczuje ogromną sympatię. Książeczka wywołuje uśmiech na twarzy, przywołuje ciepłe myśli i rozpala ciekawość – nie sposób jej odłożyć, zanim nie pozna się zakończenia całej historii. Urokliwe ilustracje utrzymane w jasnych barwach i wykonane przez autora wspaniale łączą się z tekstem, tworząc niezwykle przyjemną dla oka (tak skupionego na obrazie, jak na tekście) całość. Gorąco polecam! Ja jestem zauroczona i z całą pewnością szybko nadrobię poprzednią książeczkę, jaką jest Żegnaj, Skarpetko! Gwarantuję, że tak dzieci, jak i rodzice będą zadowoleni. Odłóż tę książkę i zrób coś dobrego - Błażej Strzelczyk i Piotr Żyłka, s. Małgorzata Chmielewska Odłóż tę książkę i zrób coś dobrego Błażeja Strzelczyka i Piotra Żyłki, to wywiad z charyzmatyczną s. Małgorzatą Chmielewską, a także zbiór rozmyślań tejże nad kilkoma kwestiami: spotkaniem, pojednaniem, wspólnotą, chodzeniem pod prąd, nadziei i dobru. One tez przyświecają wcześniej umieszczonej w książce rozmowie, która dobitnie pokazuje bolączki współczesnego człowieka i świata, a także proponuje sposoby na ich zaleczenie. S. Chmielewska wiele mówi o ubóstwie, o umiejętności poszczenia (i jego celowości), dzielenia się z innymi, ofiarności, poczuciu braku, próbach wypełniania wszechobecnej pustki, uzależnieniach od niepotrzebnych rzeczy, gadżetów, które nie dość, że prowokują grzechy, to jeszcze zawłaszczają naszą uwagę, którą moglibyśmy poświęcić drugiemu człowiekowi i jego problemom. Szalenie interesujący był dla mnie wątek cywilizacji broniącej się przed jakimkolwiek wysiłkiem, wygodnie moszczącej się na kanapie głupot, szybkich (nieraz równie „mądrych”) newsów. Trudno jest samemu nie dostrzec u siebie podobnych ciągot, dlatego też lektura do przyjemnych nie musi należeć – z całą pewnością ma moc uświadamiania i otrząsania – a to jest nam potrzebne niezwykle często, bo jako ludzie mamy skłonność do szybkiego przyzwyczajania się do tego co łatwe, szybkie, wygodne i niewymagające myślenia. Książka ta jest niezwykle kompatybilna z tytułem – mimo że nie ma dużej objętości, czyta się ją długo, bo co rusz odkładamy ją, by te małe dobro uczynić – zrezygnować z czegoś, pomóc komuś, przemyśleć parę kwestii i wdrożyć w życie nowe postępowanie. Polecam Wam ją bardzo – pomaga poukładać sobie w głowie wiele spraw i na nowo podjąć wysiłek działania. Zatem, Czytelniku, najpierw sięgnij po tę książkę, a później odłóż ją – i zrób coś dobrego ;) Niech dobro się szerzy! Wszystkie przygody Amelii Bedelii - Peggy Parish Pamiętacie uroczą pomoc domową Amelię Bedelię? Teraz po raz pierwszy możecie mieć wszystkie jej przygody (poza najnowszą, bożonarodzeniową) w jednym tomie. Na całość składają się pomniejsze zbiorki: Amelia Bedelia; Dziękujemy Ci, Amelio Bedelio!; Amelia Bedelia i przyjęcie niespodzianka oraz Wracaj, Amelio Bedelio! Pierwszy z nich, Amelia Bedelia, pokrótce przedstawia nam główną bohaterkę, jej początki w posiadłości państwa Rogersów i pierwsze wpadki. Bohaterka zostaje bowiem rzucona na głęboką wodę – pani domu musiała wyjechać, zostawiając służącą z listą rzeczy do zrobienia. Oczywiście cechująca się wyjątkową precyzją i dokładnością w wykonywaniu i rozumieniu poleceń Amelia, opacznie interpretuje część zadań, przeprowadzając prawdziwą rewolucję wnętrzarską. Jak zakończy się jej pierwszy dzień w pracy? Drugi tom, Dziękujemy Ci, Amelio Bedelio! to historia przyjazdu ciotki Myry, od bardzo dawna zapraszanej i długo niewidzianej. I tu po raz kolejny gospodyni dała wyraz swojej dosłowności, wykonując polecenia pracodawczyni nad wyraz skrupulatnie. Jak na nietypowe zachowanie służącej zareaguje ciotka? I jak to możliwe, że mimo tylu gaf i star, na które spisuje pracodawców pomoc domowa, ci wciąż decydują się z nią współpracować? Sekret tkwi w… cieście. Ale o tym cśśś. Kolejne opowiadanie, Amelia Bedelia i przyjęcie niespodzianka, traktuje o planowanym wieczorze panieńskim jednej z koleżanek pani Rogers. W jego przygotowaniu tegoż pomóc miał bohaterce kuzyn Alcolu – podobnie jak ona dosłownie rozumiejący większość wyrażeń. I tak też wspólnie planują oni m.in. oblewanie przyszłej panny młodej, obsypanie jej prezentami, przybranie żywopłotu owocami pracy. Jak wypadnie ów nietypowy wieczór panieński? Wrażeń z pewnością nie zabraknie. Czwarta, ostatnia opowieść to Wracaj, Amelio Bedelio!, w którym to pani Rogers nie wytrzymuje wybryków Amelii i wiedziona gniewem zwalnia ją. Ta zaś, z miejsca szuka nowej pracy, próbując swoich sił m.in. w salonie fryzjerskim (katastrofa!), zakładzie krawieckim (spróbujcie to sobie wyobrazić!), a także w biurze. Niestety, jej umiejętności dalekie są od oczekiwań pracodawców. Gdy wreszcie jeden z nich nie wytrzymuje i każe jej wracać do domu, Amelia posłusznie wraca skąd przyszła. Co czeka ją na miejscu? Z czym będzie musiała się zmierzyć? Wszystkie przygody Amelii Bedelii to prawdziwa gratka dla miłośników klasycznej literatury dla dzieci, w doskonałym przekładzie Wojciecha Manna i z kapitalnymi ilustracjami, których autorami są Fritz Siebel oraz Wallace Tripp. Gra nieporozumień słownych, która od lat bawi czytelników do łez i gwarantuje nieschodzący z twarzy uśmiech nie zawiedzie także i Was. Ja, jako że uwielbiam bawić się słowem i jego znaczeniami, jestem ukontentowana podwójnie. Litery są duże, idealne do samodzielnej lektury dla początkującego czytelnika, a ilustracje barwne i przyciągające oko. Każde dziecko sięgające po tę pozycję będzie zadowolone z lektury i z uśmiechem będzie czekać na kolejne przygody wyjątkowej Amelii Bedelii. Polecam! Warto zrobić dla niej miejsce w swojej biblioteczce. Deadline. Zdążyć przed terminem - Tom DeMarco Nie ukrywam, że z książką Deadline. Zdążyć przed terminem Toma DeMarco miałam nie lada problem. Czytałam ją bardzo długo, bo od lipca, gdyż mimo mojej otwartości i chęci do pogłębiania wiedzy oraz prostoty przekazu, poruszany przez nią temat nie był tym, co stanowiłoby centrum moich zainteresowań. Oto autor od zaplecza pokazuje mechanizmy rządzące pracą zespołu zajmującego się tworzeniem oprogramowania. Jeśli wydaje Wam się, że świat informatyków, to jedynie świat długowłosych, ulizanych nerdów usadowionych przed ekranami komputerów – koniecznie przeczytajcie. Jak wszędzie, także i w ich świecie królują nie tylko zasady mające związek z logiką, ale także – a może przede wszystkim – absurdy i gonitwa. Choć nie jest to książka naukowa, lecz sfabularyzowana prezentacja procesu tworzenia sześciu programów komputerowych, napisana językiem prostym, czytelnym dla każdego, nawet niezwiązanego z tematem, dla laika wciąż stanowi wyzwanie – zainteresować było mnie trudno i właściwie dopiero za połową udało mi się w historię wsiąknąć. Później jednak było już z górki, a opowieść o tym, jak Webster Tompkins, manager całego projektu zarządza swoim zespołem programistów podzielonym na osiemnaście podzespołów, z których każdy chce być najlepszy i wygrać wyścig z czasem i terminem właściwie niemożliwym do zrealizowania, stała się intrygująca. Tym bardziej, że jego droga do tego stanowiska do standardowych nie należała, a sam projekt byl rodzajem eksperymentu… Deadline to termin, który jednych motywuje, innych dezorganizuje i paraliżuje. Sama książka zaś, szczególnie dzięki umieszczonym na końcu każdego z rozdziałów fragmentom Dziennika pana Tompkinsa stanowi w dużej mierze poradnik dla managerów projektów, prezentujący podstawowe reguły oryginalnego podejścia do zarządzania tymiż, ujętetego tutaj jako ciągłe =dostosowywanie się do zmian. Niewątpliwym atutem opowieści jest jej autentyczność i wierne (na tyle, na ile autor chciał) oddanie rzeczywistości. DeMarco sam jest konsultantem, informatykiem i jednym z twórców inżynierii oprogramowania, a co za tym idzie, osobą kompetentną i doskonale znającą świat, który opisuje. Tym bardziej, że w swojej branży jest on jednym z najbardziej wpływowych ekspertów. Jeśli zatem interesuje Was rzeczywistość opisywana przez autora – sięgnijcie koniecznie. Zarządzacie grupą ludzi i nie zawsze wygląda to tak, jak byście chcieli? Deadline z całą pewnością będzie nietuzinkowym spojrzeniem na temat. Dachołazy - Katherine Rundell Dachołazy to niezwykła opowieść o jeszcze bardziej niesamowitej dziewczynce. Oto Sophie, sierota, zostaje odnaleziona w futerale na wiolonczelę, który to pływa w kanale La Manche po katastrofie statku, w której brała ona udział. Opieki nad nią podejmuje się Charles, naukowiec o dość nietypowych metodach wychowawczych, szczególnie w opinii bardzo surowej pracownicy opieki społecznej, która to dokłada wszelkich starań, by mu ją odebrać. Uważa, że sierociniec będzie dla niej lepszym miejscem. Do tej pory dziewczynka nauczana była w domu – i to wcale nie dobrych manier. Dziewczynka wciąż wierzy i czuje, że jej biologiczna mama żyje. Próbuje doszukać się informacji o ocalałych z wraku osobach, jednak żadna wzmianka nie wspomina o kobiecie, która miałaby przeżyć. Wydaje się, że nikt jej nie wierzy. Bohaterka wraz z Charlesem ucieka więc do Paryża tropem adresu pozostawionego na futerale wiolonczeli. Z dala od opieki społecznej chce udowodnić, że ma szansę wieść życie z rodziną, o której wie, że żyje. W stolicy Francji nie zmienia ona swoich zwyczajów – by pomyśleć, wychodzi na dach. Tam zaś poznaje ona niezwykłe postaci, zwane dachołazami i ich niesamowity świat. Kim są? Czego chcą? Jak mogą pomóc jej w poszukiwaniu mamy? Katherine Rundell stworzyła nieprzecięte uniwersum widziane z perspektywy dachu. Czy kiedykolwiek zwiedzaliście Paryż w ten sposób? Dzięki tej książce macie niepowtarzalną okazję, by wyruszyć szlakiem wiolonczelistki, kierując się słyszanym z daleka brzmieniem pewnej melodii. Autorka zarysowała świat, który łączy w sobie wszystko – przygodę, humor, trochę strachu, dorastania, poszukiwania, ucieczki – wszystkie te elementy są idealnie wyważone i zrównoważone, dzięki czemu czytelnik otrzymuje mieszankę wyśmienitą. Towarzyszenie Sophie w jej drodze do samopoznania jest niezwykłą przygodą, dowodzącą, że zawsze warto wierzyć głosowi serca. Język powieści jest przezroczysty, nie wysuwa się na pierwszy plan i nie zaburza odbioru, a przy tym wszystkim jest nad wyraz plastyczny – pozwala wyobrazić sobie każdą uliczkę, każdy ganek, każdego gołębia i każdy cień skradający się po paryskich dachach. Wyłaniający się z kart książki Paryż zachwyca. Całość prezentuje się wyjątkowo – oddaje hołd najważniejszym wartościom, takim jak miłość, przyjaźń i przywiązanie, a przy tym wszystkim udowadnia, że przy wsparciu innych – wszystko jest możliwe. Piękna opowieść. Polecam serdecznie. Strzały nad jeziorem - Marta Matyszczak Po Tajemniczej śmierci Marianny Biel i Zbrodni nad urwiskiem nadszedł czas na Strzały nad jeziorem. Po irlandzkich perypetiach wydawało się, że wszystko powoli się unormuje. Solański z Guciem nie muszą się już martwić o pieniądze, Róża została odnaleziona – życie wróciło na właściwe tory. Niestety, Kwiatkowska długo nie wytrzymała i w wielkiej tajemnicy znów wyjechała. Dokąd? Po co? Mimo że Solański głowił się nad tą kwestią nie raz, nic nie wywnioskował. Sprawa wyjaśniła się sama, gdy bohater odebrał telefon od rzeczonej Róży. Kobieta dzwoniła prosto z więzienia, bowiem podczas pobytu na obozie odchudzającym znalazła zwłoki swojego trenera, w związku z czym została z miejsca oskarżona o morderstwo. Miejscowa policja nie miała wątpliwości, że to właśnie przyjezdna jest winna śmierci wybitnego archeologa podwodnego, tym bardziej, że w dzień poprzedzający jego zgon dokonała z nim niezwykłego odkrycia na skalę światową. Róża może zaufać jedynie Solańskiemu, który natychmiast udaje się nad Jezioro Barlineckie, by tam dowieść niewinności kobiety. Niestety, sprawa jest nad wyraz skomplikowana, bowiem dowodów nie ma żadnych. Czy Gucio i Szymon wspólnie podołają rozwiązaniu sprawy? Strzały nad jeziorem to kolejny kryminał pod psem, który łączy w sobie sporą dawkę humoru i grozy, starannie wyważonych tak, by jedno nie przysłaniało drugiego. Napisany nad wyraz sprawnie (pisarka chyba coraz lepiej czuje się w swoim fachu i coraz śmielej eksperymentuje słowem), z ciekawym wątkiem, zmyślnie zawikłany, jednak pozwalający czytelnikowi na samodzielne główkowanie i (być może!) rozwiązanie sprawy. Grunt to szare komórki! Nie sposób nie skomentować także okładki – dotąd starałam się, by nie przysłaniała mi ona treści i nie zaciemniała obiektywnego spojrzenia na warstwę merytoryczną, jednak seria ta ma tak urokliwą warstwę graficzną, że pozostaję pod jej nieustannym wrażeniem. Kapitalnie wyróżnia ona cykl na sklepowych półkach, a to już pierwszy klucz do sukcesu, który niewątpliwie stał się udziałem Matyszczak. Autorka wciąż dochowuje wierności Królowej Kryminału, Agacie Christie, do której ochoczo nawiązuje – tak rozwiązaniami, jak wspomnianym en passant Poirotem, czym u mnie rzecz jasna plusuje. Właściwie nie ma tutaj niczego, do czego mogłabym się przeczepić, jak rzep psiego ogona (sic!). Widać, że pisarka ma sprawny warsztat i głowę pełną pomysłów. Oby tak dalej! Bardzo sprawnie napisana i wciągająca opowieść kryminalna, którą serdecznie polecam. Monumentalne. Cuda i rekordy architektury - Sarah Tavernier Monumentalne. Cuda i rekordy architektury Sary Tavernier to publikacja nietuzinkowa. Format a3 pozwala na zawarcie na jej stronicach 1001 informacji, mimo że całość posiada jedynie 43 strony. Atlas, który warto mieć na półce. Rozwiązanie graficzne szalenie mi się podoba – zamiast suchego tekstu obok grafik umieszczone zostały najistotniejsze fakty dotyczące tytułowych cudów i rekordów architektury. Już sam spis treści zachęca do lektury – nie jest on uformowany w listę, lecz stworzony na bazie mapy świata, na którą naniesiono lokalizację konkretnych punktów, a obok nich podano numery stron, na których odnajdziemy interesujący nas region. Te z kolei opisywane są równie frapująco. Dział otwiera mapa konkretnego kontynentu z naniesionymi na siebie nazwami i miniaturami niezwykłych budowli, które w dalszej części będą szczegółowo opisane. Ogólne informacje dotyczą ilości państwa znajdujących się na danym kontynencie, lokalizacji regiony na globusie, różnicach w czasie na różnych jego punktach. Strona wprowadzająca w dany ląd wyposażona jest również w krótką notkę informacyjną na temat danej części świata oraz statystki – liczbę mieszkańców, procent ludności świata jaki ona stanowi, graficzna wizualizację tegoż, powierzchnię, gęstość zaludnienia, oraz średnią temperaturę. Gdy już przebrniemy przez stronę wprowadzającą, przeniesiemy się w konkretną część danego kontynentu, by tu z bliska przyjrzeć się spektakularnym budowlom. W Europie Północnej będzie to m.in. zamek Neuschwanstein, Atomium, Titanic Belfast czy Big Ben, zaś w Afryce Północno-Wschodniej Al.-Chazna, Capital Gate, most w Al-Firdan czy Burdż Halifa. Przekrój jest ogromny, o wielu cudach architetury nawet dorosły czytelnik usłyszy po raz pierwszy, co podwaja atrakcyjność i pragmatyczność tejże publikacji. Jak wygląda sam opis każdej z budowli? Obok grafiki przedstawiającej konkretną konstrukcję znajdują się numerki ułatwiające zlokalizowanie miejsca na mapie danej części świata, krótki opis zawierający najistotniejsze informacje o czasie powstania, przeznaczeni, historii, a tam gdzie to możliwe zapisane zostały ciekawostki ujęte w liczby – wysokość, czas budowy, porównanie do innych obiektów, umożliwiające wyobrażenie sobie monumentalności, kraj wraz z jego flagą i wiele, wiele innych – w zależności od obiektu i jego specyfiki. Zobaczcie jak wygląda to w praktyce: Kopalnia wiedzy o świecie podanej w niesamowicie intrygujący sposób – ja wertowałam publikację tę godzinami. Jestem zachwycona! Gwarantuję, że Wasze dzieci dzięki niej staną się depozytariuszami ogromu informacji, którymi będą mogły zabłysnąć i które pogłębią ich znajomość otaczającego ich świata – tego bliskiego i tego oddalonego o tysiące kilometrów. Kapitalna książka! Ostatni list od kochanka - Jojo Moyes Ellie to młoda dziennikarka, która podczas swojej pracy natrafia na ślad romansu sprzed lat – znajduje korespondencję, która porusza ją do głębi. Oto dwoje młodych ludzi – nieszczęśliwa mężatka Jennifer, żyjąca u boku bogatego męża i Anthony – reporter często wyjeżdżający do ogarniętej wojną Afryki spotykają się i jak rażeni piorunem zaczynają pałać do siebie ogromnym uczuciem. Lata 60’ nie były czasami rozwodów, a każde odejście i romans kobiety traktowane były niezwykle krytycznie. Parze zostało zatem jedynie pisanie listów i przekazywanie ich za pomocą pocztowej skrytki. Z czasem jednak przestało im to wystarczać – gdy jednak Jennifer postanowiła odejść od męża, uległa tragicznemu wypadkowi samochodowemu, na skutek którego utraciła pamięć. W czasie rekonwalescencji, gdy natrafiła na ślad listów, mąż wmówił jej, że jej kochanek zginął tego samego dnia. Kobieta nie ma powodów, by mu nie wierzyć. Do czasu, gdy po czterech latach niespodziewanie spotyka Anthony’ego… Historia tej dwójki, to opowieść o ciągłym mijaniu i spóźnianiu się o sekundy. Ta jednak ma swoje odbicie także w życiu Elle, która sama uwikłana jest w romans z żonatym mężczyzną i odbiera odkrytą przez siebie opowieść bardzo osobiście. Jojo Moyes ze znaną sobie wprawą tak żongluje narracją, że czytelnikiem zaczynają targać emocje tak ogromne, iż nie sposób ich opisać. Książkę wertowałam niecierpliwie, w myślach żądając, by wszystko zakończyło się tak, jak sobie wymarzyłam. Niestety, autorka co rusz doprowadzała mnie do czytelniczego szału, komplikując życie bohaterów tak bardzo, że miałam ochotę lekturą rzucać. Jak często zdarza Wam się podczas czytania krzyczeć, głośno komentować, przerywać lekturę, by się uspokoić, zrobić parę wdechów i na nowo wracać do przerwanego miejsca? Ostatni list od kochanka zapewnił mi takich momentów mnóstwo i – choć może zabrzmi to dziwnie – to jest największą miarą wartości tej książki. Buzujące emocje, nieprawdopodobne oddziaływanie na czytelnika i niewyobrażalna zdolność autorki do takiego pisania, by w czytelniku dokonać swoistego katharsis. Jestem zachwycona – opowieść ta całkowicie mnie wyżęła – pochłonęła, rozbiła na drobniusieńkie kawałeczki, a później poskładała z powrotem. Cu-do-wna! Poruszająca, ewokująca nieprawdopodobne emocje, powodująca takiego książkowego kaca i tak niesamowite wrażenia po lekturze, że nie sposób czytać po niej cokolwiek innego. Z jednej strony żałuję, że przeczytałam ją dopiero teraz, z drugiej zaś wierzę, że każda książka ma swój czas i ten był dla niej idealny. Gorąco polecam! Opisy nie kłamią – to jedna z najpiękniejszych powieści Moyes. Kindness Boomerang - Orly Wahba Kindness Boomerang, to nic innego jak książkowy bumerang dobra i serdeczności. Autorka, Orly Wahba, napisała ją jako przypomnienie dla samej siebie i innych, aby szerzyć życzliwość wokół nas – nie tylko słowem, ale przede wszystkim czynem – zarażając innych tym, co najlepsze. Twórczyni pragnie udowodnić, że życzliwość jest tym, co może nas utrzymać na powierzchni wzburzonego morza życia, tym, co sprawia, że żyje się łatwiej, że czuje się wsparcie drugiego i ma świadomość tego, że zawsze ma na kogo liczyć. Kindness boomerang ma sprowokować efekt domina – jeden gest życzliwości wywoływać ma kolejny i tak w kółko – aż dobro rozszerzy się na cały świat i wejdzie nam w nawyk. Zdecydowanie łatwiej rozbujać domino zła – a ono przewraca się i rozprzestrzenia jeszcze szybciej, dlatego też naszym zadaniem jest jak najczęstsze przewracanie kosteczki życzliwości. W publikacji tej zawarte zostało 365 propozycji na każdy dzień roku. Każda strona opatrzona jest datą, konkretnym zadaniem do zrealizowania, cytatem podkreślającym jego słuszność oraz odautorską refleksją. Jedne czynności są łatwiejsze (jak powiedzenie „dzień dobry” swoim współpracownikom), inne trudniejsze do realizacji (powiedzenie komplementu obcej osobie), wszystkie jednak mają ten sam cel – uczenie otwartości na drugiego i pokazywanie sobie i innym, że ludzie wokół są dobrzy i warto się do nich uśmiechać, nie zaś odwracać głowę i burczeć. Wszystkie nasze uczynki prędzej czy później do nas wracają. Zastanów się – wolisz, by wróciło dobro czy zło? Na świecie panują różne mody – postarajmy się, by zapanowała moda na dobro i życzliwość. Razem zmieniajmy świat na lepszy. Szalenie podoba mi się idea tej publikacji i zebranie w jednym miejscu tylu pomysłów na szerzenie dobra. Gdy już wejdzie nam ono w nawyk, będziemy działać instynktownie, a nowe idee będą same się mnożyć. Polecam ogromnie! Ta książka to inwestycja w siebie i piękniejszy świat. Komisarz Gordon. Pierwsza sprawa - Ulf Nilsson Komisarz Gordon. Pierwsza sprawa to książka, którą spisał Ulf Nilsson otwierająca tę szwedzką serię publikacji, w których ropuszy szef policji walczy z przestępczością swojego leśnego regionu. Oto sprawa niemała: wiewiórka Waleria została okradziona! Jej zimowe zapasy – dokładnie 204 orzechy – znajdujące się w jednej z dziupli bezpowrotnie zniknęły. Ze względu na prószący śnieg wszelkie ślady zostały w większości zatarte, a sprawca nieujęty. Kradzież ta otwarła całą serię podobnych incydentów mających miejsce w lesie. Komisarz Gordon postanawia podjąć się sprawy zagrażającej mieszkańcom jego rewiru. Podejrzani są wszyscy. Albo nikt. Szef policji stawia na tradycyjne metody detektywistyczne – obserwację i prowokację. Ta druga zasugerowana została mu przez nową wspólniczkę – policyjną asystentkę Paddy, myszkę, która uratowała mu życie, wydostając go spod śniegu, który pokrył go podczas wstępnego rozeznawania miejsca zbrodni. Niecodzienna i niepozorna para wyrusza śladem przestępcy, by ukrócić jego działalność. Czy im się uda? Kto stoi za zuchwałą kradzieżą i czym był powodowany? Zanim bohaterowie rozwiążą sprawę, czekać ich będzie seria nie lada niespodzianek oraz cała masa pysznych ciasteczek przygotowanych specjalnie na różne pory dnia, wyznaczające dobowy rytm. Książka jest niepozbawiona humoru – tak postaciowego, jak sytuacyjnego. Komisarz Gordon, mimo że wyposażony w sprzęt policyjny z prawdziwego zdarzenia – pałkę oraz kajdanki – nie lubi uciekać się do ostateczności. Jego celem i misją jest (ach, jakie to szwedzkie!) pokojowe rozwiązywanie wszelkich sporów i sprawiedliwe karanie sprawców. Być może dlatego cela w jego areszcie wciąż jest wolna i mogła zostać zaanektowana dla Paddy? Czy i tym razem uda mu się sfinalizować śledztwo nie uciekając się do siły? Dochodzenie prowadzone klasycznymi metodami ujmuje, a bohaterowie wspaniale sprawdzają się w osadzonych rolach. Budzą oni ogromną sympatię i z miejsca zachęcają do dalszej lektury. Opowieść ta może nie tylko sprawić dzieciakom frajdę, ale też nauczyć ich dedukcji, logicznego myślenia i eliminowania niepasujących do całości elementów, po to, by ułożyć niełatwą układankę prawdy. Wszystko to zaś okraszone sporą dawką humoru. Idealne oswajania z gatunkiem! Serdecznie polecam! Cudowna podróż - Selma Lagerlöf Cudowna podróż, klasyka literatury dziecięcej, która wraca do kanonu lektur, to opowieść spod pióra Selmy Lagerlöf, wybitnej szwedzkiej pisarki, od zawsze afirmującej życie i wiarę w drugiego człowieka. Nie inny wydźwięk ma jej najpopularniejsza książka. Oto Nils, chłopiec, którego ulubionym zajęciem było spanie, jedzenie i psoty, a najmniej interesowała go nauka, zostaje za karę przemieniony w małego człowieczka. Jako że uwielbiał on dokuczać zwierzętom, a gdy spotkał krasnoludka także nie obszedł się z nim najlepiej, ten postanowił nadać mu taką postać, która uświadomiłaby mu perspektywę tych, których zawsze lubił dręczyć. Gdy zatem Nils zostaje pomniejszony, jego jedynym towarzyszem staje się gęsior marzący o podróży z dzikimi gęśmi, które co roku obserwuje. Tym razem faktycznie wraz z nimi odlatuje do Laponii, próbując udowodnić sobie i innym, że gęsi domowe w niczym nie ustępują tym wolno żyjącym. (...) Jej plastyczny język i hołdowanie najważniejszym wartościom, takim jak przyjaźń, wsparcie, oddanie, wzajemna pomoc i życzliwość, czynią z niej opowieść uniwersalną i ponadczasową. (...) Mądra, pouczająca historia, w której zakocha się niejedno dziecko i wiele następnych pokoleń. Jeśli jeszcze jej nie znacie – zachęcam do lektury. Prostota. Siła codziennych rytuałów - Brooke McAlary Prostota. Siła codziennych rytuałów to pozycja wpisująca się w modny ostatnio nurt slow life. Mimo że zdajemy się mieć upodobanie w zagonionym życiu, coraz więcej z nas zwraca się w stronę uważności i wyskakuje z pędzącego pociągu współczesności. Wiedzą, że produktywność nie równa się życiu w ciągłym biegu. Zdają sobie sprawę, że czasem filiżanka kojącej herbaty w towarzystwie przyjaciół może zdziałać więcej niż kolejna nadgodzina zabijająca uciążliwy głos w głowie. Znacie to uczucie paniki, gdy nie znacie lokalizacji swojego telefonu? Jest Wam bliski niepokój, gdy nie macie możliwości TERAZ, NATYCHMIAST sprawdzić Instagram / Facebook / Snapchat? Zycie bez wi-fi jest dla Was niezwykle trudnym doświadczeniem? Brooke McAlary stawia na trzy słowa: oddychaj, smakuj, żyj. To w nich kryje się klucz do życia wypełnionego spokojem, z czasem na odpoczynek, regenerację, pasję i przyjaciół. To one kryją w sobie rezygnację z telefonu, z kompulsywnego sprawdzania terminarza i postępów prac, to one obiecują zwolnienie z poczucia winy, że z czymś się nie zdążyło, czegoś nie zrobiło na 100%, nie sprawdziło, nie dotknęło, nie obejrzało, nie przeczytało wszystkiego, co istnieje. Zdrowy rozsądek podpowiada nam, że to niewykonalne, jednak pogoń za uznaniem spycha ten głos na boczny tor. Autorka zachęca przede wszystkim do spokojnego zastanowienia się nad celowością owego biegu. Zmusza do skupienia się na wykonywanej właśnie czynności, bez ciągłego sięgania po telefon, sprawdzania skrzynki, scrollowania Facebooka czy Instagrama. Zachęca do bycia tutaj. Jeśli piszesz – pisz, a nie przeskakuj z okienka do okienka. Jeśli jesz – celebruj tę chwilę, smakuj potrawę, a nie kątem oka zerkaj w laptopa, by nic Ci nie umknęło. Jeśli jesteś z przyjaciółmi – naprawdę bądź. Liczy się jednozadaniowość; powolne odłączanie się od wszystkiego, co nakazuje być nieustannie online; oczyszczanie umysłu z nadmiaru spraw; tylko trzy ważne rzeczy do zrobienia na dzień i wdzięczność. Poza warstwą merytoryczną, która jest mi bardzo bliska; poza treścią, którą staram się wprowadzić w życie (choć tu ciągle zaliczam wpadki i upadki) szalenie podoba mi się okładka książki – już ona sama uspokaja, wycisza, przykuwa uwagę i każe się nad sobą zatrzymać. Prostota to jedna z wielu możliwości zatrzymania się i wytyczenia drogi do wewnętrznej równowagi. Do dostrzeżenia tego, co wokół nas – każdego drobiazgu i szczegółu, na którym będziemy mogli się skupić bez rozdrażnienia i wewnętrznego niepokoju. Myślę, że warto dać sobie szansę. Być może nie jest już ona dziś odkrywcza, wszak podobnych publikacji mamy na pęczki, sądzę jednak, że nie zaszkodzi dać jej szansy i po raz kolejny przypomnieć sobie kim jesteśmy, na czym nam zależy i co tak naprawdę jest naszym celem. Ku refleksji. Cisza - Małgorzata Wojcik, Rafał Żak W dobie kakofonii, wszechobecnych powiadomień i piknięć na portalach społecznościowych, stałego podłączenia do sieci i prób zwrócenia na siebie uwagi przez wszystkie sklepy, firmy i koncerny, cisza jest czymś, co zdarza się rzadko. Wielu ludzi boi się jej, bo skutkuje eksplozją myśli i refleksji, dudni w uszach, jest nienaturalna, niepokojąca, niespotykana. Ten jednak, kto obcować z nią potrafi wie, jak wielka moc w niej się kryje. Z naukowego punktu widzenia postanowili się jej przyjrzeć Małgorzata Wojcik i Rafał Żak, zaznaczając przy tym, że ich książka przeznaczona jest do czytania w ciszy (sic!). Ich rozważania otwiera ujmująca mnie deklinacja tytułowego słowa. Autorzy spoglądają na zagadnienie z wielu różnych perspektyw – korzystają z definicji słownikowej, konfrontują ciszę z brakiem dźwięku, pokazują, że nie każdy jej typ jest pożądany, że nierzadko zwiastuje ona niebezpieczeństwo i jej sygnałem alarmowym, zapisują ją językiem Braille’a, językiem migowym, prezentują jej brzmienie (sic!) w wielu językach świata. Podejmują także wysiłek wyjaśnienia takich pojęć jak cisza radiowa, cisza wyborcza, cisza kosmosu, krzyk ciszy, znaczenie ciszy w muzyce. Wszystko to jest jedynie wyimkiem całości, w której autorzy dogłębnie badają to, czego coraz częściej poszukuje zagoniony człowiek i świat, nierzadko nie zdając sobie sprawy z wielości znaczeń i konotacji ciszy. To, co na pierwszy rzut oka wydaje się dobrem, nie zawsze i nie dla każdego nim jest. Zapraszam w podróż tym niezwykłym szlakiem – bardzo przystępnie napisaną książką, językiem typowym dla tekstów popularnonaukowych, z krótkimi rozdziałami, spisem źródeł umożliwiających zgłębianie tych wątków, które wydały się czytelnikowi najbardziej interesujące i z obietnicą poznania ciszy w wielu jej aspektach i odmianach. Frapująca i pouczająca lektura. Wszystkie przygody Żabka i Ropucha - Arnold Lobel Oto na pewnej łące, w niewielkim od siebie oddaleniu mieszkają dwaj przyjaciele – tytułowi Żabek i Ropuch. Jeden nieco bystrzejszy od drugiego, za to obaj o złotych sercach zawsze gotowych spieszyć z pomocą. To przyjaciele na dobre i na złe. Uwielbiają spędzać razem czas, opowiadać sobie bajki, dbają o siebie w chorobie, motywują się i pomagają sobie w codziennych czynnościach (także porządkowych). Ich przygody były dotąd wydawane w pojedynczych zbiorach, teraz zaś macie możliwość mieć wszystko zebrane w jednym kolekcjonerskim tomie zatytułowanym Wszystkie przygody Żabka i Ropucha. Gromadzi on w sobie: Żabek i Ropuch. Przyjaźń, Żabek i Ropuch. Razem, Żabek i Ropuch. Przez cały rok, Żabek i Ropuch. Dzień po dniu. Jeśli nie kojarzycie jeszcze tej przeuroczej pary przyjaciół – musicie to koniecznie zmienić. Nie znam żadnego czytelnika, u którego bohaterowie Ci nie wzbudziliby sympatii. Opowiadania są krótkie, pisane wielką czcionką (idealną do samodzielnej lektury dla początkującego książkożercy), a przy tym szalenie zabawne i ujmujące. Wszystkie stanowią pean na cześć przyjaźni, doskonale ilustrując do jakich poświęceń jest ona zdolna, nawet w małym, żabim świecie. Niezwykle ciepły zbiór historii, których bohaterowie są życzliwi, kordialni i chwytający za serce (także ci drugoplanowi), a ich przygody rozbrajające. Tom ten afirmuje cieszenie się drobiazgami, życie na łonie natury, wszystko to jednak – w towarzystwie wiernego przyjaciela, który nie opuści nas w żadnej sytuacji. Kapitalna książka dla dzieci, pokazująca co w życiu ma znaczenie, a czym nie należy się przejmować. Polecam ogromnie, będziecie urzeczeni! Konkurs z książką “Strzały nad jeziorem” Marty Matyszczak już jutro! Konkurs z książką “Strzały nad jeziorem” Marty Matyszczak już jutro! Dzisiaj na kilku blogach ŚBK ukaże się podobny post z zapowiedzią konkursu. Zapamiętajcie dobrze te blogi, bo to na tych stronach JUTRO musicie szukać wskazówek do odgadnięcia konkursowego hasła. Ale po kolei: Konkurs Śląskich Blogerów Książkowych i Wydawnictwa Dolnośląskiego rozpocznie się 27.02.2018, ale dzisiaj zaprezentuję jego przebieg i zasady, na jakich będzie się opierał. Konkurs z "Strzały nad jeziorem" będzie polegał na tym, aby odnaleźć w ZAMIESZCZONYCH JUTRO wpisach, na blogach ŚBK słowa - klucze, które ułożą się w hasło konkursowe. Hasło to trzeba będzie wysłać na adres mailowy ŚBK: silesiabook@onet.pl Nie powiem Wam, jakich słów trzeba szukać, nie martwcie się jednak, słowo - klucz będzie bardzo wyraźnie zaznaczone i łatwe do znalezienia. Idąc po śladach, klikając na odpowiednie słowa, będziecie przechodzić od bloga do bloga, aż w końcu traficie na fanpage Śląskich Blogerów Książkowych na FB. To będzie dla Was sygnał, że ułożyliście całe hasło. Następnym krokiem będzie wysłanie hasła na adres mailowy podany wyżej. Dla ułatwienia konkursu, proponuję zacząć poszukiwania na blogu “Dowolnik”. Potem powinno pójść Wam jak z płatka. Regulamin: 1. Konkurs z "Strzały nad jeziorem" organizowany jest przez grupę ŚBK i Wydawnictwo Dolnośląskie. 2. Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo Dolnośląskie. 3. Nagrodą w konkursie jest książka Marty Matyszczak "Strzały nad jeziorem" 4. Konkurs trwa od 27.02.2018 do 04.03.2018 godz. 23:59. 5. Wyniki zostaną ogłoszone 06.03.2018 na stronie ŚBK na Facebooku oraz na blogu Dowolnik. 6. Odpowiedzi na zadania konkursowe proszę wysyłać na adres: silesiabook@onet.pl 7. O wygranej w konkursie decyduje kolejność zgłoszeń. Wygrywa SIÓDMA od KOŃCA osoba. 8. Pod uwagę brane będą tylko prawidłowe odpowiedzi wysłane drogą mailową, sygnowane własnym imieniem i nazwiskiem 9. Nagroda zostanie przesłana na adres podany przez zwycięzcę. Zwycięzca ma 7 dni (od momentu ogłoszenia wyników) na podanie adresu do wysyłki. W przypadku nie podania adresu w tym terminie, a także nieodebrania nagrody organizatorzy konkursu mogą wyłonić innego zwycięzcę lub przeznaczyć nagrodę na inne cele. 10. Biorąc udział w konkursie, zgadzają się Państwo na przetwarzanie podanych przez siebie danych osobowych przez organizatora Grupę ŚBK oraz Wydawnictwo Dolnośląskie, zgodnie z Ustawą o ochronie danych osobowych z dnia 29 sierpnia 1997 r (Dz. U. nr 133 poz. 883) - które zostaną wykorzystane jednorazowo. 11. Wysyłka tylko na terenie Polski Zadanie konkursowe: Ze słów - kluczy podanych na blogach ŚBK ułóż hasło konkursowe. Pszczoły - Joachim Petterson Moda na pisanie o pszczołach jest tą moją ulubioną – cieszę się, że wzrasta nie tylko świadomość ludzi na temat istotności tych owadów, ale także ochota na dołączanie się do dbania o nie – tak przez sadzenie potrzebnych im roślin, wpieranie rodzimych pasiek czy też zakładanie własnych. Pszczoły Joachima Pettersona zyskały opinię najlepszej szwedzkiej książki edukacyjnej wydanej w roku 2016. Oto jej autor, dyrektor artystyczny prowadzący agencję reklamową w Sztokholmie, jest także wieloletnim pszczelarzem, który pasją tą zaraził się od wujka swojej mamy, na co jednak potrzebował sporo czasu. Pokazuje on, że aby zostać właścicielem pasieki, wystarczy zupełnie zwyczajny ogród, w którym postawimy ule, oczywiście uprzednio zawiadamiając o tym kogo trzeba. Jego pasja ocieka słodyczą – jest dla niego źródłem świeżego miodu – a dla pszczół oazą schronienia. Petterson krok po kroku pokazuje co zrobić, by nie tylko pomóc tym niesamowicie pożytecznym owadom (wystarczy zasadzić odpowiednie rośliny, zapewniające nektar i pyłek), ale także by założyć własną pasiekę, która to pasja nie jest wcale aż tak wymagająca i czasochłonna, jak mogłoby się na pozór wydawać. Jego książka wprowadza czytelnika w przebogaty świat pszczół, który – niestety z winy człowieka – jest dla nich coraz mniej przyjazny. Wydana jest cudownie, a jej wielkim plusem jest nie tylko szata graficzna, ale także przeznaczenie praktycznie dla każdego – tak dla czytelnika, który chciałby jedynie dowiedzieć się o pasji autora, o tym, w jaki sposób może sam zadbać o te owady, ale także pozyskać informacje na temat tego, jak wygląda życie w pszczelej rodzinie, kto jest kim, jak go rozpoznać (np. czym różni się pszczoła od osy) i czy należy się go bać, ale także dla tych z odbiorców, którzy marzą o własnej pasiece i chcieliby krok po kroku dowiedzieć się, jak ją założyć i z jakimi obowiązkami w ciągu całego roku będzie się to wiązać. Petterson nie lukruje (sic!) pracy pszczelarza, lecz pokazuje, z czym będzie on się musiał liczyć, nie wyłączając chorób, które mogą dosięgnąć jego „podopiecznych”. Napisana bardzo przystępnie, a przy tym z pasją, której słodki zapach czuje się z daleka, i która zaraża. Miód, propolis, wosk – dzięki pszczołom na rynku dostępne są setki produktów, które wspomagają nasze zdrowie i urodę. Nie ma owadów, do których miałabym większą wdzięczność niż do niepozornych pszczół, stąd od kilku lat jestem ich wielką samozwańczą agitatorką. Zachęcam Was gorąco – tak do lektury, jak do czynnego wspierania pszczół – sadźcie odpowiednie rośliny, jeśli macie możliwość – róbcie dla nich balkonowe lub ogrodowe mieszkanka i SPA, adoptujcie je w akcji Greenpeace: sposobów na pomoc jest wiele. Nie czytasz książek? Lecz się! Na widok pustej biblioteczki kłuje Cię w sercu? Po skończonej książce masz napady lęku? A może drgawki utrudniają Ci zaparzenie melisy na uspokojenie, kiedy nie masz nic nowego do przeczytania? To oznaka, że cierpisz na niedobór książek! Na szczęście wiemy jak Cię wyleczyć! Już 9 marca Pogotowie Czytelnicze wkracza do akcji! www.taniaksiazka.pl/l/Pogotowie-CzyteInicze Ślubowaliśmy pomóc w potrzebie wszystkim Książkoholikom, którzy są spragnieni nowych tytułów i słowa dotrzymamy. Opracowaliśmy skuteczną metodą leczenia. Stosujemy inhalację z pary topniejących cen, okłady z gorących nowości oraz terapię szokową przy użyciu porażających promocji. Wszystkim osobom, które zamiast krwi mają tusz, umożliwiamy przyjmowanie książek dożylnie. Czopków nie stosujemy. Chcesz dostarczyć swojemu organizmowi niezbędnych witamin i książkowych minerałów? Nie oszczędzaj na swoim czytelniczym zdrowiu i weź udział w naszej KsiążkoTerapii! UWAGA! Pogotowie Czytelnicze ogłasza KsiążkoTerapię! Do Pogotowia Czytelniczego trafia pacjent w ciężkim stanie. To kablówkowiec, który żywił się wyłącznie telewizją i nie dostarczył swojemu organizmowi odpowiedniej dawki książek. Na szczęście z pomocą przybyło Pogotowie Czytelnicze! 30 000 książek tańszych nawet o 40%! KsiążkoTerapia trwa od 9 do 13 marca 2018 roku --> www.taniaksiazka.pl/l/Pogotowie-CzyteInicze <-- Doktor Szperakowski zalecił kurację szokową. 40 stopni gorączki chce zwalczyć gorączką cenową! Przepisał pacjentowi 30 000 książek tańszych nawet o 40% i nakazał przyjmowanie lekarstw do 13 marca. Czujesz, że łamie Cię w biblioteczce, a na myśl o braku książek robi Ci się gorąco? Skorzystaj z KsiążkoTerapii w Pogotowiu Czytelniczym! Klikając w link skryty w obrazku, masz szansę wziąć udział w konkursie i wygrać wartościowe nagrody;) Ćwiczenia z uważności - Miesięcznik Znak - luty (02) 2018. Lutowy „Miesięcznik Znak” kapitalnie zgrał się w czasie z tematyką istotną dla mnie podczas Wielkiego Postu. Myślą wiodącą jest „uważność”, a zatem to, czego coraz bardziej nam brakuje, a do czego coraz chętniej i częściej zdajemy się dążyć. W artykułach będących odpowiedzią na pytanie miesiąca o to Jak zyskać uważność? wypowiadają się między innymi Janina Ochojska, ks. Grzegorz Strzelczyk oraz Michał Jędrzejek. Oni to nie tylko definiują pojęcie, ale też wskazują na to, w jaki sposób wyciszyć nasz nieustająco rozgadany i rozedrgany umysł. Psychoterapeuta Paweł Holas wskazuje na źródło poczucia bycia nieszczęśliwym u wielu z nas, a także uczula, by w uważności nie widzieć magicznego leku na wszystko, a jedynie jeden z kluczy pomagających znaleźć wiele dobrego, ale nie zawsze i nie każdemu. Rozważania, które Holas otwiera, zostają rozszerzone o inne spojrzenia poetki, księdza, coacha, doktoranta, kompozytora, a także polskiej działaczki humanitarnej. Każda ze wspomnianych osób do uważności podchodzi inaczej, widzi ją gdzie indziej, wszędzie jednak przewija się wątek płynącego z niej dobra – w wielu różnych wymiarach. Temat miesiąca wydaje mi się szalenie ciekawy i adekwatny do czasu. Będąc ciągle w biegu, z rzadka mamy okazję zrobić coś z pełną świadomością i skupieniem, bez setek galopujących myśli mówiących nam, co jeszcze zostało do zrobienia, ile czasu zostało, co nad nami wisi i jak niewiele możemy zrobić, by wyrwać się z tego szaleńczego biegu. Bycie tu i teraz, szczególnie w Wielkim Poście, to dla mnie wartość niezwykła, o której człowiekowi XXI wieku trzeba wciąż na nowo przypominać, bo zbyt łatwo daje się wciągnąć w machinę pośpiechu. Widzę to po sobie każdego dnia. Jakbym codziennie musiała być na nowo programowana, by przypomnieć sobie, co jest ważne i co sama sobie obiecałam. Niezwykle ważny to dla mnie numer, tym ciekawszy, że wzbogacony o teksty Sylwii Chutnik oraz Ingi Iwasiów, których celne obserwacje rzeczywistości zawsze do mnie przemawiają, zmuszając do (auto)refleksji. Polecam. Pasieka dredziarza - Ewa i Paweł Piątek Pasieka dredziarza, to nic innego, jak świadectwo niesamowitej pasji i życia pod prąd. Nie jest to ani typowy poradnik pszczelarza, ani pamiętnik tegoż, ani też leksykon pojęć związanych z pszczelarstwem. Jest to za to hybryda wspomnianych form, napisana przystępnie, szalenie interesująco i z niezwykłą pasją. Podzielona jest ona na dwa głosy - jej i jego. Pana Pszczół i Pani Domu, którzy razem prowadzą pszczeli biznes miodem płynący. Z miasta przenieśli się na wieś, by tu wieść życie wolniejsze, spokojniejsze i oparte na rytmie natury. Paweł Piątek to pszczelarz, który dzieli się z czytelnikiem swoim dniem - zmieniającym się wraz z następującymi po sobie porami roku. Jego relacja pełna jest widocznej fascynacji wykonywaną pracą. Wspomina zarówno o pozytywnych elementach życia pszczelarza, jak i tych chwilach, które mogą zmrozić krew w żyłach. Uwielbiam czytać i słuchać ludzi, którzy o swej pasji mówią tak, jakby nic poza nią nie istniało. I tak gawędzi Piątek - z wyczuwalnym zachwytem, błyskiem w oku, którego nie widać, ale którego istnienia ma się pewność. Ewa Piątek z kolei jest tym elementem, który domowy ul Piątków spaja w całość - gaworzy o ich życiu rodzinnym, początkach biznesu o prowadzonej strony, wpływu pszczół na ich życie, sposób odżywiania się i funkcjonowania. Kobiecym okiem przygląda się ich relacjom sąsiedzkim, a także macierzyństwie, które - z czego doskonale zdaje sobie sprawę - zupełnie inaczej wyglądałoby w mieście. Mimo że początkowy zamysł na książkę był zupełnie inny, powstała opowieść, od której trudno się oderwać. Lekturze musi towarzyszyć podjadanie ulubionego miodu, wystawianie twarzy do słońca i zachwyt nad budzącą się do życia przyrodą. Pasieka pszczelarza urzeka i poprawia nastrój, wycisza i zachęca do obserwowania pszczelego życia wokół nas i wspierania tych pożytecznych owadów. Dla mnie, osoby żywo zainteresowanej tematem, książka stanowiła kapitalny wgląd w codzienność pszczelarza i związane z nią poświęcenia. Myślę jednak, że także ci, którzy dotąd nie pałali miłością do pszczół, dzięki tej pozycji znacząco zmienią nastawienie. Polecam! Beren i Lúthien - J.R.R. Tolkien Wydanie Beren i Lúthien jako samodzielnej książki, nie zaś opowieści włączonej w kolejne edycje Silmarillionu było tym, na co czekałam od dawna. Pośmiertna publikacja jest bardzo dokładna i starannie odtworzona z wielu różnych dostępnych tekstów, dzięki czemu moje oczekiwanie zostało sowicie nagrodzone. Miłosna historia Berena i Lúthien uchodzi za najpiękniejszą w Śródziemiu, z którą to tezą trudno się nie zgodzić. Bazuje ona jednak na dość prostym, znanym i oswojonym schemacie. Oto człowiek, syn Baraihira, mężczyzna odważny, za którego głowę Morgoth wyznaczył wysoką cenę, ucieka z Dorthonionu, w ślad za nim zaś podąża armia, na której czele staje Sauron. W Ukrytym Królestwie, nieskalanym dotąd stopą śmiertelnika, spotyka on elfkę – oczywiście tę najpiękniejszą. Widząc jak śpiewa i tańczy, zakochuje się w niej i wiedziony romantyczną zuchwałością decyduje się na wizytę u jej ojca i poproszenie o rękę jego córki. Miłość to, zdawałoby się, niemożliwa. Thingol bowiem stawia przed nim pewien warunek: Beren, chcąc dowieść szczerości swego uczucia, musi zdobyć najbardziej strzeżony Silmaril, ten z korony Morgohta, jego potężnego i bezlitosnego wroga. Bohater przyjmuje wyzwanie i wyrusza w podróż pełną niebezpieczeństw. Wydanie baśni Beren i Lúthien opatrzone jest solidną przedmową, wzbogacone o tekst poświęcony Dawnym Dniom, który to ma stać się kontekstem dla całości, a także dodatkiem wspominającym zmiany jakie zaszły w Balladzie o Leithian. Ponadto edycja opatrzona jest spisem imion, nazw własnych oraz geograficznych pojawiających się w tekście, jak i słowniczkiem co trudniejszych wyrazów angielskich. Sama zaś legenda zapisana została w dwu językach: polskim oraz angielskim i przedstawiona w kilku wersjach i wielowątkowo – chronologiczne ułożenie kolejnych nieznanych dotąd szerzej epizodów, daje czytelnikowi możliwość obcowania z niezwykle frapującą całością obejmującą tak fragmenty pisane prozą, jak i ustępy wierszowane. O ważności postaci kochanków dla Tolkiena świadczy wyrycie ich imion na nagrobku pisarza i jego żony pod ich własnymi. Fakt ten otwiera wiele możliwości interpretacyjnych połączonych z biografią samego autora, a dla miłośników twórczości tegoż stanowi dodatkową ciekawostkę i smaczek. Książka zaś, jest nie tylko oddaną w ręce czytelnika wersją najsłynniejszej miłosnej historii Śródziemia, ale też świadectwem jej ewolucji. Czytelnik może śledzić proces jej powstawania, zmiany do niej wprowadzane i ostateczny efekt, który dla samego Tolkiena nigdy nie był zadowalający, stąd za jego życia opowieść ta nie została wydana jako samodzielny tekst. Polecam ogromnie, nie tylko fanom Tolkiena czy amatorom fantasy, ale również każdemu odbiorcy wrażliwemu na piękne historie opowiedziane równie atrakcyjnym językiem. Kroniki Jaaru. Czarny amulet - Adam Faber Kroniki Jaaru. Czarny amulet, to druga część cyklu stworzonego przez Adama Fabera, przenosząca nas do uniwersum wiedźm i ferów. Kontynuacja losów Kate, młodej adeptki magii, która właśnie przekonała się, że jest czarownicą i że od niej zależą losy wielu istot, jest nieco lepsza od swojej poprzedniczki. Autor wprowadził do powieści znacznie więcej wątków dynamizujących akcję, pojawiające się zaś postaci, również ubarwiają całość. Oto Kate, po otrzymaniu od swojej nauczycielki amuletu będącego bliźniaczym dla jej własnego, dzięki działaniom ciotki udaje się na niechciane wakacje, podczas których poznać ma inne młode wiedźmy i w ich towarzystwie oswoić się ze swoimi umiejętnościami. Wyjazd ten jednak okaże się dla niej nie tylko radosnym spotkaniem, ale także źródłem kłopotów, bowiem zbiegnie się w czasie z pojawieniem się w jej życiu pewnego prześladowcy, za kanał komunikacyjny wybierającego sny. Oniryczność jest tutaj zresztą niezwykle istotna – senne rojenia stanowią bowiem odpowiedź na wiele pytań. Gdyby jednak tego było mało, życie Kate skomplikuje jeszcze jedno – podczas wakacji jej losy znów skrzyżują się z losami Jonathana – szkolnej miłości bohaterki. Chłopak poszukiwać będzie odpowiedzi na wątpliwości dotyczące jego wczesnego dzieciństwa, szczególnie zaś dnia, w którym jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Po raz kolejny losy Jaaru i świata ludzi splotą się, nie pozostawiając niczego takim, jakim było zastane. Faber sprawnie operuje piórem, a dzięki tej wprawności część ta podobała mi się znacznie bardziej niż pierwszy tom cyklu, mający – co oczywiste – wszelkie znamiona wprowadzenia do głównej historii. Tutaj zaś akcja wskakuje na wysokie obroty niemalże od samego początku, z każdym rozdziałem coraz mocniej oddziałując na wyobraźnię i rozbudzając ciekawość. Aż strach myśleć, co będzie dalej...:) Polecam – dajcie się wciągnąć w ten fascynujący, magiczny świat. Listy w butelce - Anna Czerwińska-Rydel Siostra Jolanta, Klara Dąbrowska, a tak naprawdę Irena Sendlerowa - trzy wojenne tożsamości kobiety, która postawiła na szali życie własne i wielu innych osób, po to, by ratować żydowskie dzieci, znikąd niemające pomocy. Ta bohaterka wojenna, niezwykle skromna osoba, która nie lubi siebie oceniać w tych kategoriach, ocaliła tysiące istnień. Zaczynała od przemycania na teren getta ubrań, jedzenia, szczepionek i wszelkich środków pierwszej potrzeby. Widząc jednak, że to co robi, to za mało na zastane czasy, dołączyła do Żegoty, wraz z którą utkała misterny plan, mający na celu nieść ocalenie żydowskim dzieciom. Kobieta zgromadziła wokół siebie zaufanych ludzi, którzy pomagali jej wyprowadzać najmłodszych z getta i umieszczać ich najpierw w miejscu, w którym zadbać miano o ich zdrowie i naukę podstawowych modlitw (po to, aby nie odkryto ich prawdziwej tożsamości), a następnie umieszczać u chętnych do pomocy rodzin lub w zakładzie u sióstr zakonnych. Bohaterka nie chciała, by dzieci pozostały anonimowe, dlatego skrupulatnie prowadziła listę wszystkich ocalonych, obejmującą ich prawdziwe imiona i nazwiska, nowe tożsamości oraz miejsca, w których zostali umieszczeni. W momencie gdy kobieta zakopywała butelkę ze spisem pod jabłonką, liczył on niemal dwa i pół tysiąca dzieci.... Mimo że historię Sendlerowej znam doskonale, opowieść ta poruszyła mnie ogromnie i jestem przekonana, że na dzieciach zrobi ona równie wielkie wrażenie. Pisana żywo, z pasją, obejmująca najistotniejsze fakty, tłumacząca historię II wojny i związaną z nią terminologię, a przy tym skupiająca się przede wszystkim na głównej postaci i jej heroizmie. Jestem zachwycona. Książka dołącza do mojej klasowej biblioteczki, a ja żywię szczerą nadzieję, że będzie jedną z najczęściej wypożyczanych pozycji. Jeśli bowiem tekst literacki, oprócz tego, że wyrabia nawyk czytania, zapoznaje z niezwykle ważką historią, a przy tym ma moc poruszania najdelikatniejszych strun w duszy człowieka i uwrażliwiania na innych, szczególnie tych potrzebujących i bezbronnych - staję za nim całą sobą, agitując na rzecz zapoznania się z nim wszystkich wokół siebie. Bardzo dobry tekst, wydany w Roku Ireny Sendlerowej. Rozmowy przy stole - Katarzyna Lengren, Jacek Wasilewski, Jerzy Bralczyk Rozmowy przy stole Katarzyny Lengren, Jacka Wasilewskiego i Jerzego Bralczyka to prawdziwa uczta – językowa i kulturowa. Pełna smaczków, ciekawostek, dobroci i badania lingwistycznego zaplecza kulinarnego języka polskiego oraz zwyczajów panujących w kuchni i przy stole. Mniam! Oto autorzy, analizując bogatą tradycję polskiego biesiadowania, pokazują co mówi ona na temat naszej kultury, społeczeństwa oraz tradycji. Scenografka, publicystka i pisarka; językoznawca, specjalista w zakresie języka mediów, polityki i reklamy oraz pisarz, medioznawca i dziennikarz – w obliczu obecności tak znamienitych osobistości, trudno spodziewać się po książce tej czegoś innego, niż fantastycznej lektury. Co robimy zaraz po przebudzeniu? Jakim posiłkiem wchodzimy w naszpikowany obowiązkami dzień? Czy jemy w samotności, w towarzystwie, niespiesznie czy w biegu? Jakie rytuały towarzyszą spożywaniu posiłków? Co pewne gesty znaczą dziś, a co oznaczały w przeszłości? Jakim językiem posługiwano się przy stole? Jakie obowiązywało nazewnictwo? Dlaczego przygotowywanie jedzenia nie może być obrzydliwe? Odpowiedzi na te pytania szukać będziemy w dialogu autorów, którzy, posiłkując się (sic!) własną wiedzą i doświadczeniem, a także okraszając całość sowitą dawką humoru, pokazują nam to, co dla Polaków niezwykle ważne – kulturę biesiadowania, wspólnego stołowania się, traktowanego wcale nie jako czas posilenia się, lecz przede wszystkim jako moment spotkania, rozmowy i wymiany myśli. Mowa będzie zatem nie tylko o tradycyjnym już powoli majówkowym grillu (nawiązującym całkiem chyba nieświadomie do szlacheckiego spożywania pieczonego mięsa), ale i o przeróżnych innych zachowaniach Polaków, towarzyszącym jego celebracji spożywania posiłków. Szalenie interesująca i smaczna to podróż. Choć rozmowy prowadzone podczas jedzenia ponoć zdrowe nie są, te są wyborne, a negatywnych konsekwencji zdrowotnych jeszcze nie zaobserwowałam. Zatem: bon appétit! Polecam i zachęcam, życząc smacznej lektury! Jano i Wito w trawie - Wiola Wołoszyn, Przemek Liput Jano i Wito w trawie Wioli Wołoszyn i Przemka Liputa to niezwykle urokliwa opowieść dwojgu chłopcach – młodszym i starszym. Pewnego dnia znajdują oni tajemniczy kamień i wiedzeni ciekawością postanawiają go dotknąć. Skutki ich decyzji przekraczają ich najśmielsze oczekiwania. Oto cały świat nabrał monstrualnych rozmiarów! Pszczoła – dotąd maleńka – jawi się jako wielkie stworzenie latające i bzzzyczące. Mała myszka jest kilkakrotnie większa od dzieci, podobnie jak i ptak. Chłopcy przemierzają okolicę w poszukiwaniu kamienia, by odwrócić magiczne dotknięcie. To, co znajdują po drodze, pozwala im dokładniej poznać otaczający ich świat, bowiem to co dotąd było małe, nabrało wreszcie takiej wielkości, by można było dojrzeć wszelkie szczegóły – przyjrzeć się ptasim piórkom, dojrzeć meszek na pszczelich odnóżach, poczuć łaskotanie mysiego wąsika czy pokicać na puszystym zajączku. Książeczka oparta jest na onomatopei – co rusz zza kolejnego krzaczka wyskakuje jakieś zwierzątko wydające specyficzne dla niego dźwięki, które to dziecko może (i z lubością to robi!) naśladować. Bohaterowie, a wraz z nimi czytelnik, poznają świat przyrody od podszewki, dowiadując się jednocześnie, że jest on nie tylko szalenie barwny i różnorodny, ale także niezwykle przyjazny. Towarzystwo natury wyzwalać może w człowieku pozytywne emocje i niwelować strach (nawet w tak przedziwnych okolicznościach), jednak… nie ma jak wtulić się na powrót w ramiona mamy. Czy chłopcom się to uda? Czy już na zawsze zostaną maleńcy i skazani na życie w trawie? Zapraszam w tę niezwykłą podróż – poznajcie dźwięki, kryjące się w murawie. God food - Malka Kafka Były już fast food i slow food - czas na God food - kuchnię z boskim pierwiastkiem. Malka Kafka utkała niezwykle barwną opowieść kulinarną, splecioną na styku wielobarwnych kultur - kolorystyka ta zaś nie jest jedynie metaforą, ale także namacalnym elementem potraw, mających swoje źródła w kolebce najpotężniejszych religii. Znajdziecie tu wszystko: niesamowite mieszanki przypraw, topiony cheddar, tofetę, harissę, szermulę, chałkę, kawior żydowski, onigirazu, szakszukę, czulent, burgery buraczano-jaglane, multigrain, budyń z figami w karmelu czy kawę po arabsku. Przyznajcie - większość nazw brzmi egzotycznie, prawda? I o to chodzi! Autorka wychodzi z założenia, że potrawy, w których przygotowanie wkładamy serce, mają w sobie ślad działania bogów - żadnych konkretnych, bo w osobowego boga autorka nie wierzy. Jednak to, co czuje smakując pewnych specjałów, jest dla niej znakiem wszechobecnej miłości. I to się czuje - zawarte w książce przepisy emanują jakąś dobrą energią. Samo zaś wydanie książki to czyta poezja - poczynając od absolutnie niesamowitej okładki, przywołującą w mojej głowie skojarzenia z greckimi ucztami, aż po kapitalne fotografie znajdujące się wewnątrz, mieniące się barwami, które choć przytłumione, atakują z każdej strony. Mimo że to książka o jedzeniu, mogłabym ją przeglądać godzinami, jak najlepszy album. Wartość jej zatem, jest podwójna. Co zaś tyczy się samych potraw - nie jest to mój typ. Znalazłam w niej co nieco przepisów, które mogłabym wykorzystać w swojej kuchni, część jednak jest dla mnie zupełnie nieosiągalna. Nie zmienia to jednak faktu, że publikację tę uwielbiam wertować, napawając się pięknem jej wydania. God food Malki Kafki to książka, która wygląda bosko i takież treści również prezentuje. Polecam wytrawnym smakoszom, oni bowiem znajdą w niej największe upodobanie. Jeśli szukasz czegoś szybkiego, niewysublimowanego, prostego - raczej tego tutaj nie znajdziesz. Przed zakupem polecam ją przejrzeć - sami zdecydujecie, czy nadaje się ona do waszej kuchennej biblioteczki i czy spełni wasze oczekiwania. Mallko i Tata - Gusti Z dziećmi dzieje się czasem podobnie jak z rysunkami: nie wychodzą tak, jak sobie wyobrażałeś. Każdy rodzic pragnie mieć zdrowe, piękne, mądre dziecko. Szczególnie to pierwsze. A co jeśli zamiast okazu zdrowia, świat ujrzy bezbronne maleństwo z zespołem Downa - miłości potrzebujące podwójnie, bo jeden z rodziców nie od razu jest w stanie go zaakceptować? Taka historia stała się udziałem pewnego ojca, który pamiętnik swojej drogi do ojcostwa pogodzonego z niepełnosprawnością dziecka postanowił pokazać światu - po to głównie, by uczyć wrażliwości. Gdy Mallko przyszedł na świat, czujność wzbudziły zarówno jego skośne oczka jak i wiotkie ciało. Mama - mimo wszelkich podejrzeń - dziecko pokochała od razu. Tata miał większy problem z akceptacją. Oczekiwał wszak dziecka normalnego. Czym jednak owa normalność jest? Życie z chłopcem z zespołem Downa to istne szaleństwo - i to wcale nie przez mnogość lekarzy, których trzeba odwiedzić. Szaleństwo szczególne - napełniające życie ogromną radością (okupioną rzecz jasna wysiłkiem). Mallko nauczył swego taty kreatywności, otwartości na zmiany, cierpliwości, zabawy i dziecięcej pogody ducha niemijającej wraz z wiekiem. Przewrotnie to nie ojciec uczył syna, lecz syn uczył ojca zachwytu nad światem, uważnego po nim stąpania, cieszenia się każdą chwilą. Jeśli w książce tej będziecie szukać odpowiedzi na to, jak żyć dzieckiem z trisomią, dowiecie się przede wszystkim jednego - należy bardzo mocno kochać. Autor w graficznym ujęciu stworzył piękne świadectwo życia wywróconego do góry nogami, a jednak przepełnionego wdzięcznością nie do wyrażenia. Wyjątkowa to opowieść, bardzo prosto, acz wnikliwie obrazująca życie rodziny, której jednej z członków ma zespół Downa. Dziś polecam ją szczególnie - wszak na całym świecie obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Zespołu Downa. I w takim własnie dniu, po takie właśnie książki sięgać warto nade wszystko. Ogarniacz. Opanuj swoją codzienność - Adrian Wawrzyczek W dobie pośpiechu, chaosu, zamętu i natłoku obowiązków każde narzędzie służące opanowaniu naszej codzienności i skutecznemu zaplanowaniu pewnych rzeczy jest na wagę złota. Plannerów i organizerów mam oraz przetestowałam już kilka. Dziś chciałabym Wam jednak zaprezentować coś nieco innego – Ogarniacz mający pomóc nie tylko zwolnić i znaleźć czas na spisanie pewnych rzeczy, ale przede wszystkim ułatwiający kontrolowanie swojej sfery duchowej – po to, by osiągnąć nie tylko szczęście teraźniejsze, ale nade wszystko – wieczne. Metodą małych, ale jakże znaczących zmian zaprowadzanych w życiu, ma ona zrewolucjonizować naszą duchowość. Autor napisał tę książkę jako wotum dziękczynne za uzdrowienie go z depresji i w takim właśnie duchu – antydepresyjnym – jest ona pomyślana. Wyposaża ona czytelnika w narzędzia skutecznej walki z gorszymi dniami i złem. Mówi się, że człowiek planuje, Pan Bóg krzyżuje. Wiele w tym prawdy, jednak – zwłaszcza w dzisiejszych czasach – zaplanowanie pewnych rzeczy (przy jednoczesnej otwartości na zmiany) ułatwia życie i czyni je mniej stresującym. Chodzi bowiem nie tylko o planowanie kariery, ale również czasu na modlitwę, medytację, odpoczynek i czas poświęcony budowaniu relacji z innymi. Dotyka sfery prywatnej, zawodowej, duchowej, psychicznej i fizycznej. Książka zbudowana jest z 12 rozdziałów tematycznych – każdy z nich poświęcony jest najważniejszym – w opinii autora – sposobom ogarniania rzeczywistości i zakończony ćwiczeniami. Jest również Ogarniacz plannerem, który to poza układami miesięcznym oraz tygodniowymi zawiera tracker nawyków, mający umożliwić bieżącą kontrolę postępów we wprowadzaniu zmian. Nie ma tutaj żadnych ograniczeń czasowych – jeśli zaczniesz w styczniu – super! Chcesz dołączyć w maju – proszę bardzo! Wolisz wystartować 17 dnia marca? Nic prostszego! Widoki tygodniowe cechują się wydzielonymi w nich pięcioma blokami, do których należą: · Priorytety, · Wdzięczny za… · Miernik spożycia wody · Miernik samopoczucia · Tracker modlitwy Nie brakuje również w Ogarninaczu miejsca na notatki własne. Całość prezentuje się bardzo dobrze, a metod korzystania jest wiele. Ja wybrałam tę, którą stosuję prawie zawsze – najpierw przeczytałam całość, wszystkie bloki tematyczne, a dopiero później rozpoczęłam pracę nad właściwym ogarnianiem swojej rzeczywistości w oparciu o wszelkie wskazówki i rady. Te zaś dotyczą różnych sfer. Rozpoczyna się od kwestii niezwykle dziś ważkiej – uwięzienia w świecie nowych mediów, uzależnienia od nich i od stałego bycia online. Autor zachęca do zwolnienia, przytacza statystyki i problemy ewokowane przez życie z nosem w smartfonie. Prowadzi nas szlakiem minowym pokus czyhających na każdego z nas, zachęca do praktyki uważności, regularnej modlitwy, medytacji oraz wdzięczności, której każdy powinien się nauczyć, a która może ocalić ci życie. Autor wskazuje na wartość minimalizmu, samoakceptacji i stanięcia w prawdzie, a także radzi, jak uniknąć pułapek myślowych, które odzierają nas z motywacji i zapału. Sugeruje, jak zamienić złe nawyki na dobre i przypomina o konieczności życia w przyjaźni z własnym ciałem. Niezwykle ciekawe są zaprezentowane w Ogarniaczu ignacjańskie zasady dobrego działania oraz proponowana przez autora lista wartościowych lektur. Książka Wawrzyczka to ogrom wartościowej treści i solidna dawka motywacji. Pomaga z chaosu wyprowadzić porządek, a z bałaganu myśli uporządkowaną listę tego, co naistotniejsze. Polecam! Dla mnie to rozwiązanie na ten moment idealne i wielce pomocne. Krok po kroku prowadzi mnie do życia bardziej świadomego i uporządkowanego – ciągle do tego zmierzam, niestety równie często upadam, poddając się pędowi i chaosowi. Liczę, że Ogarniacz pozwoli mi się ogarnąć na stałe. I Wam życzę tego samego! To nie jest kolejna książka do matmy - Anna Weltman Matma wydaje Ci się trudna, nudna i bez wyrazu? Koniecznie sięgnij po przekorną publikację o wdzięcznym tytule To nie jest kolejna książka do matmy. Faktycznie, nie jest. Mimo to matematyki uczy, trenując ścisły umysł. Pomysł na książkę oparty jest przede wszystkim na rysowaniu, a przecież ta czynność kojarzy nam się bardziej z plastyką i czymś przyjemnym, niż z trudną do opanowania matematyką. A jednak. Piękno matematyki tkwi w możliwościach jakie daje: wystarczy odrobina kreatywności i wyobraźni, a pozornie proste figury zamienić się mogą w niezwykłe konstrukcje. Dzięki tej publikacji staniesz się mistrzem tworzenia mozaik, trójwymiarowych modeli, fraktali i innych małych dzieł matematycznych. Przerodzisz się w artystę! Wszystko, czego będzie Ci trzeba to ołówek, linijka, gumka, kredki lub flamastry, nożyczki, taśma, cyrkiel, kątomierz, papier (gładki i w kratkę) oraz kalka kreślarska. Połącz linie, by uzyskać nowoczesny obraz; stwórz szachownicę, a później policz powstałe na niej prostokąty; zrób rysunek jak z kalejdoskopu; zapełnij stronę krzywą Hilberta; utkaj na papierze piękny deseń i wreszcie zrób własną kostkę Mengera. Jeśli dotąd nie widziałeś w matematyce nic pięknego, pora na zrewidowanie poglądów! Książka ta to gwarancja prawdziwej frajdy, nawet dla dorosłych. Ja – mimo że nigdy wielkim umysłem matematycznym nie byłam, a wszystko, co umiałam, było po prostu dobrze wyuczone – znalazłam w niej sporo radości i nieco przychylniejszym okiem patrzę teraz na wszystkie kąty, kardioidy i inne matematyczne cuda. Polecam! Świetna zabawa, a przy tym nauka podana w sposób niezwykle atrakcyjny. Zostawiam Was z małą próbką: PS Prosto wycinać nadal nie potrafię - to wcale nie przychodzi z wiekiem i doświadczeniem;) (Nie) bój się Boga! - Danuta Piekarz (Nie) bój się Boga! Co Biblia mówi o lęku? to zbiór rozważań na temat strachu, który wspominany jest na kartach Pisma Świętego wielokrotnie. Samo zawołanie Nie lękaj się pojawia się w nim aż 365 razy - niejako po jednym przypomnieniu na każdy dzień roku. I takim memento ma być również ta krótka skądinąd publikacja, podejmująca się omówienia losów postaci biblijnych, które tak jak i my dręczone były doświadczeniami strachu, lęku czy smutku. Autorka śledząc ich ziemską wędrówkę, pokazuje jakie emocje towarzyszyć mogą człowiekowi w jego kontaktach z Bogiem i udowadniając, że nie zawsze są one dobre. Nawet jeśli Twoja relacja jest właściwa, nawet jeśli jesteś głosicielem Dobrej Nowiny - Twoje ziemskie życie nigdy nie będzie wolne od strachu. Najważniejsze jest, by zawsze zdawać sobie sprawę z Bożej obecności - i taka właśnie nauka płynie z tej książeczki. Danuta Piekarz, biblistka oraz italianistka, próbuje wskazać czytelnikowi różnicę pomiędzy tym, co zwiemy strachem a bojaźnią Bożą, która ma nas do Stwórcy przybliżać, a nie - tak jak robi to lęk - od Niego oddalać. Jeśli dręczy Cię nieustająca obawa, a radość życia umyka przyćmiona przez niepewność - sięgnij po tę niepozorną książeczkę. Zapewni Ci ona lekturę wielu pouczających fragmentów, które z całą pewnością przybliżą Cię do Boga i pozwolą zrozumieć swoje emocje oraz (oby!) uwolnić się od nieuzasadnionego lęku oraz poradzić sobie ze strachem. Krótki przewodnik po życiu - ks. Józef Tischner Krótki przewodnik po życiu ks. Józefa Tischnera, choć objętościowo faktycznie nie jest spory, to jednak czytany musi być niespiesznie. Filozoficzne rozważania nad istotą życia, tego co ze sobą niesie, z czym nam się kojarzy, stanowią doskonały wstęp do medytacji. Ksiądz Jóżef Tischner z niezwykłą wprawą, ale i delikatnością stawia pytania tam, gdzie nie zawsze są wygodne, zmuszając nas do refleksji i szukania odpowiedzi na pytanie o to, kim tak naprawdę jest człowiek? Co to znaczy człowieka rozumieć? Co jest istotną rodziny? Czy nauczycieli powinniśmy traktować jak członków tejże? Ksiądz Tischner zatrzymuje się i namyśla nad kwestią wychowania, prawdy, wolności, a więc tymi sprawami, nad którymi od pokoleń zastanawiają się wszyscy ludzie na różnych etapach życia. Czym jest prawda? Gdzie leży? Po co nam praca? Jaki jest sens choroby i kto może pomóc nam go odkryć? Stawiane przez filozofa pytania nie należą do łatwych, a już na pewno nie są komfortowe. By na nie odpowiedzieć, musimy nierzadko stanąć w prawdzie sami ze sobą, obdarci ze stereotypów, naleciałości, założonych masek, trudnych nie raz do zerwania – tak mocno zrośniętych z naszym prawdziwym obliczem. Szalenie lubię zaczytywać się w Tischnerze – jego teksty, nieważne jak bardzo rozdrapujące pewne kwestie, zawsze mnie uspokajają, niejako wskazując, co naprawdę się liczy, gdzie jest sens. Polecam Wam ogromnie tę publikację – jej wydanie prezentuje się wspaniale, podkreślając również mądrość ludzi gór, która cechowała autora. To lektura na wiele refleksyjnych wieczorów, wielce rozwijająca. Pełna mądrości, wrażliwości i spojrzenia, które widzi przede wszystkim człowieka. Bajki na leśnych ścieżkach - Sławomir Pejas Pisane prostym językiem, wierszowane, rymowane, łatwo wpadające w ucho i przyjemne w odbiorze historyjki, które na pewno zaciekawią młodszych czytelników. Książeczka liczy niespełna 50 stron, na których spisano kilka bajek za miejsce akcji przyjmujących las. Główne postaci to zamieszkujące go zwierzęta, w tym chora żabka niestrudzenie szukająca doktora, wiewióreczka opisująca jej historię, borsuk, zając, biedronki, jeże, niedźwiedź, sowa, lis, jeleń, dzięcioł i inni. Dzięki tej książeczce dziecko będzie mogło zapoznać się lub utrwalić nazwy przedstawicieli fauny zamieszkujących las. Ułatwi im to rymowana formuła bajek (nie zawsze niestety regularna, stąd miejscami zaburzony rytm, szczególnie słyszalny podczas głośnego odczytywania). Tym, co stanowi niewątpliwy walor publikacji są ilustracje Katarzyny Urbaniak - wyraziste, przejrzyste, wizualizujące wszelkie napotkane przez odbiorcę postaci. Sam tekst zaś jest tak rozmieszczony na kartce, że początkujący czytelnik nie będzie miał żadnych problemów z samodzielną lekturą - słów jest niewiele, odstępy są zachowane, a rysunki wcale nie rozpraszają uwagi, a wręcz przeciwnie - koncentrują ją na opisywanych wydarzeniach i ułatwiają wyobrażenie sobie kolejnych scen. Bajki w większości zawierają puentę, co stanowi o dodatkowej wartości edukacyjnej publikacji. Lekko, przyjemnie, choć bez większych rewelacji - książeczka jest ciekawa, poprawna, przyjemna dla oka i dla ucha, ale na pewno nie wybitna - takich zresztą planów wcale nie było. Jej funkcja jest przede wszystkim ludyczna, z dodatkiem edukacyjnym. Pan Bałagan i Pan Bystrzak - Roger Hargreaves Pan Bałagan i Pan Bystrzak to miniksiążeczki spod pióra Rogera Hargreavesa należące do serii wydawnictwa EGMONT ilustrującej różne zachowania i cechy ubrane w skórę urokliwych postaci. Pan Bałagan o porządku nigdy nie słyszał - wszystko dlatego, że sam jego dotyk sprawiał, iż wokół zaczynał panować chaos. Brudne paluchy zostawiające plamy, dom przypominający ruderę - wszystko to stanowiło jego znaki rozpoznawcze. Pewnego dnia spotkał on na swej drodze dwu panów - Pana Czystego i Pana Schludnego. Zetknięcie się tych światów, całkowicie zmieniło życie skołtunionego różowego Pana. Tymczasem Pan Bystrzak uchodził za najsprytniejszą osobę na świecie. Mieszał w Bystrzakowie, żyjąc w przeświadczeniu o swej wspaniałości - wszak jego kwiatki same wyprowadzały się na spacer, drzewo rodziło jednocześnie jabłka i gruszki. a pasta do zębów wyskakiwała wprost ze szczoteczki. Pan Bystrzak myślał, że jest niesamowity. Do czasu, gdy jednego dnia na jego drodze nie stanęli Pan Radosny, Pan Łakomczuch, Pan Zapominalski, Pan Drobiażdżek, Pan Kichaczek i Pan Galareta, z których każdy po kolei go zawstydzał. Co zrobił Pan Bystrzak, gdy jego spryt został poddany w wątpliwość? Ta nowa seria w bardzo przyjazny i humorystyczny sposób ośmiesza pewne ludzkie cechy, zwłaszcza te, które przylegają do człowieka niczym druga skóra. Autor pokazuje, że przesada we wszystkim może być zgubna, a robi to najczęściej poprzez zderzenie ze sobą dwu przeciwstawnych światów, z których każdy mógł się w drugim przejrzeć jak w zwierciadle. Pouczający cykl składający się z 47 publikacji. Poza dziś omówionymi znajdziecie w niej m.in. takie tytuły jak: Pan Gaduła, Pan Gderek, Pan Hałasek, Pan Błędny, Pan Nikt, Pan Liczykrupa czy Pan Opaczny. Polecam! Króciutkie, a jakże kształcące! Masło śpi - Tina Oziewicz Tinę Oziewicz miałam już Wam okazję przedstawić podczas prezentacji książki Pamiątka z Paryża. Utrwaliła się ona w mojej pamięci jako autorka nietuzinkowa i taki też jej obraz maluje publikacja Masło śpi z kapitalnymi ilustracjami niezwykle przeze mnie lubianej Agaty Królak. Masło już zasnęło. Maselniczka przykrywa je spokojnie, umożliwiając nocny wypoczynek. Nie chce Ci się wierzyć? Otwórz okienko, a zobaczysz pochrapujące masełko i ziewających koło niego sól oraz nożyk. Kuchnia pozwoliła także na odpoczynek dżemom, leżącym na podłodze okruszkom, których wreszcie nikt nie ściera. Cały dom odpoczywa – drzwi, okna, stół i krzesła, kapcie, koszule, pranie, parasole – wszyscy ułożyli się do snu. Nieliczni wędrują jeszcze "siku". O tym wszystkim dowiadujemy się dzięki krótkim, rymowanym i podszytych humorem tekstom umieszczanym strona po stronie. Wszyscy zasnęli. A Ty, drogi Czytelniku? Czy oczka Ci się już nie mrużą? Czy nie masz ochoty przykryć się kołderką, wtulić w ulubionego misia i pochrapywać podobnie, jak książki ustawione na Twoim regaliku? Uwielbiam książeczki z okienkami, nie inaczej zatem jest w przypadku prezentowanej publikacji. Tutaj mój zachwyt jest tym większy, że sama urokliwość i niezwykłość tytułu zwróciła moją szczególną uwagę. A okienka? Jeśli boicie się, że zamiast wyciszać, będą one dziecko pobudzać - gwarantuję, że możecie przestać. Jest dokładnie na odwrót. Dziecko upewniając się, że faktycznie wspomniany bohater już śpi - samo się uspokaja. Zasypianie to dla wielu dzieci problem, a dzięki tej publikacji mogą oni dostrzec, że śpią wszyscy – także i sprzęt domowy. Takie podejście do tematu pozwala się wyciszyć i zauważyć, że każdy potrzebuje odpoczynku. Od tej zaś refleksji do snu – droga niedaleka. Polecam!