Razem, ale osobno Ultimatum Komisji Europejskiej w sprawie Trybunału Konstytucyjnego i nerwowa wykrzyczana reakcja premier Szydło w Sejmie, że suwerenna Polska nie ugnie się przed dyktatem, dramatycznie napięły stosunki z Brukselą. PIOTR BURAS Spór o Trybunał znowu przypomniał o swoim europejskim wymiarze. Zaostrzenie konfliktu między Komisją a Polską nie jest w interesie żadnej ze stron. Komisja tylko tak długo ma jakiś wpływ (lub jego iluzję) na sytuację wewnętrzną w Polsce, jak długo w kwestii kryzysu konstytucyjnego toczy się dialog, a nie otwarta wojna. Polski rząd może liczyć na to, że Komisja stępi sobie zęby na oporze Warszawy, ale fatalnych konsekwencji dla reputacji kraju nie może ignorować. Mamy więc klincz, a dobrego wyjścia nie widać. Ten spór uchodzić może za symbol zwrotu w polskiej polityce europejskiej, gdzie dla wizji, iluzji, radykalnej przebudowy państwa poświęca się jego międzynarodową wiarygodność. Ale wiele wskazuje na to, że w stosunkach Polski z Europą znajdujemy się w okresie istotnej zmiany, która wcale nie ogranicza się perypetii wywołanych przez rząd PiS. „Koniunktura na Polskę" skończyła się, zanim jeszcze ekipa Jarosława Kaczyńskiego doszła władzy. koniunktura (także moda) była wynikiem splotu wielu czynników: świetnych wyników gospodarczych, dobrych relacji z Niemcami, proeuropejskiej retoryki. także paradoksalnie kryzysu ukraińskiego. Polska była pod jednym ważnym względem jego beneficjentem: wraz z agresją rosyjską okazało się, że polski stosunek Rosji to nie wynik fobii, lecz realnej oceny sytuacji. Nasze podejście Rosji odcisnęło piętno na polityce (sankcje), ale już politykę tę formułowano przy coraz mniejszym naszym udziale. Jednak ekspansja Państwa Islamskiego i wybuch kryzysu migracyjnego sprawiły, że Rosja jako główne zmartwienie europejskiej polityki zagranicznej odeszła lamusa. Dzisiaj nasze widzenie kwestii bezpieczeństwa jest odmienne niż większości państw UE, które dostrzegają w Rosji zagrożenie polityczne, ale już nie militarne. Wyczerpuje się także koniunktura na Europę w Polsce. Europeizacja i naśladowanie modelu zachodniego dynamizować naszą transformację po 1989 której bilans jest dzisiaj poddawany surowej ocenie z rozmaitych stron. Dla wielu Europa to oczywistość, dla innych obietnica „dogonienia" jej to pusty frazes liberalnych elit. Europa nie działa już na wyobraźnię, zaś proc. Polaków (znacznie więcej niż średnia unijna) może sobie wyobrazić funkcjonowanie Polski poza strukturami (choć tylko proc. opowiadałbym się za opuszczeniem Unii). Nie oznacza to jeszcze, że Polexit stanie się rzeczywistością, ale ponad 80-proc. poparcie dla członkostwa jest znacznie bardziej kruche, niż mogłoby się wydawać. Kojarzona z kryzysami Europa sama nie dostarcza wielu powodów euforii. tym tle redefinicja naszego stosunku Unii, którą zainicjował rząd PiS, niekoniecznie musi jawić się jako gwałt na europejskiej duszy Polaków. Unia, dotychczas uchodząca niemal wyłącznie za szansę i przyszłość Polski, postrzegana jest przez dużą część establishmentu PiS, w pierwszym rzędzie, jako ryzyko. Ale to nie jest tylko polityka brzucha", jak lubią utrzymywać krytycy rządu. Oprócz ideologicznych filarów myśli PiS, czyli apoteozy Narodu i suwerenności, sprzeciwu wobec zachodniego modelu lewacko-liberalnej poprawności politycznej oraz wizji stosunków międzynarodowych jako gry o sumie zerowej, jest w tym myśleniu także analiza stanu samej Unii i jej znaczenia dla dalszych etapów polskiej modernizacji. PiS nie jest przeciwne i zapewnienia, że chce jej utrzymania, należy moim zdaniem brać za dobrą monetę. Niemniej temu generalnemu poparciu towarzyszą trzy „ale" stanowiące sedno głębokiej redefinicji polskiej polityki europejskiej. pierwsze, PiS odrzuca filozofię coraz ściślejszej Unii, kłóci się ona z priorytetem suwerenności narodowej i uchodzi za instrument służący dominacji silniejszych państw. więcej, Polska szuka nowej drogi rozwoju i odchodzenia od „modelu imitacyjnego", w którym narzucane przez reguły gry (prawo konkurencji, polityka klimatyczna etc.) mogą być, zdaniem PiS, często bardziej przeszkodą niż wsparciem. drugie, UE, jaką znamy, podlega nieuchronnej dezintegracji. „Unia Europejska to utopia, która upada" mówił Zdzisław Krasnodębski. Thinktank Owcy bliscy PiS mówią bardziej subtelnym językiem, ale przekaz jest podobny: należy liczyć się z tym, że nie przetrwa dzisiejszych kryzysów w obecnej formule i zamiast zawracać Wisłę kijem, należy myśleć o tym, jak tego scenariusza się dostosować. trzecie, nawet jeśli zrobi kolejne kroki naprzód, to z punktu widzenia Polski będą one wysoce problematyczne: głębsza integracja strefy euro może odbyć się kosztem interesów krajów pozostających poza nią, zaś wspólna polityka migracyjna i azylowa grozi już najgorszym koniecznością przyjmowania uchodźców. Który ze sposobów myślenia o Europie ten ideologiczny (akcentujący naszą misję kulturowo-religijną w Europie oraz prymat radykalnej przebudowy wewnętrznej w Polsce) czy ten bardziej pragmatyczny, ale euro pesymistyczny- określa „prawdziwą" linię PiS w sprawach europejskich, można się tylko domyślać. Jeśli PiS to prezes Kaczyński, a prezes to PiS, odpowiedź jest oczywista: mamy prymat ideologii nad pragmatyzmem. Ale już minister Konrad Szymański nie tylko mówi innym językiem, lecz przekazuje także inne treści: np. przyznając, że kryzys uchodźczy to kryzys europejski, a nie tylko niemiecki, co nieraz sugerowali i minister spraw zagranicznych, i sam prezes. Jeśli wierzyć Twitterowi, wysoki i wpływowy urzędnik administracji PiS nie wyklucza wejścia Polski euro, co rząd oficjalnie wykreślił ze swojego programu. Ale z kolei poseł Jacek Żalek mówi, parę dni po tym, jak prezes Kaczyński chwalił zalety Unii, że ona się kończy. Można, oczywiście, twierdzić, że ta kakofonia jakoś się broni, że to tylko suma przejęzyczeń, niedopowiedzeń, niuansów i uproszczeń. Ale raczej jest to wyraz braku polityki i miotania się między silnie eurosceptycy-nymi instynktami dużej części elit i wyborców PiS a przekonaniem, że „polskie społeczeństwo jest nastawione bardzo proeuropejską i na to się nic nie poradzi" (Kaczyński). Ryzyko związane z tą miotaną jest poważne kryzys z Trybunałem, uznany niesłusznie za sprawę wyłącznie wewnętrzną, nie tylko zaalarmował Komisję Europejską i Baracka Obamę, lecz, co gorsza, także agencję Moody's. Polskie zapewnienia, że tak bardzo zależy nam na wspólnej Europie, są niewiele warte, jeśli w drugim zdaniu pada kategoryczna odmowa wsparcia wysiłków na rzecz rozwiązania kryzysu migracyjnego. Być może koniec Europy, jaką znamy, nie powinien nas wcale tak bardzo niepokoić ciekawym wystąpieniu na promocji raportu Open Europe i Instytutu Wolności polsko-brytyj-skiej wizji UE) minister Szymański mówił o konieczności dostosowania Unii nowych realiów, procesu podobnego, jaki przechodzi dzisiaj NATO. Minister chwalił porozumienie z Wielką Brytanią jako projekt pilotażowy oraz punkt odniesienia także dla innych państw. kolei raport (autorami są Marek Cichocki i Olaf Osica) kreśli koncepcję funkcjonowania UE, która niewątpliwie spodobać może się pragmatyką z PiS nie tylko). to być unia wielobiegunowa, a nie monolit, w której celem nie jest już ever closer union (czyli coraz ściślejszy związek), lecz zarządzanie odmiennościami systemów gospodarczych i interesów państw członkowskich zgrupowanych w różnych kręgach integracji. Nowy europejski kontrakt polityczny powinien mieć na celu odzyskanie zaufania obywateli UE, czego niezbędnym warunkiem jest zaakceptowanie faktu, że państwa mają różne perspektywy i ambicje integracyjne. pomysły Wielkiej Brytanii czy Polski na Unię ważą tyle samo, co dążenia Niemiec czy Włoch. tej opinii „więcej integracji" nie może być obowiązkowe dla wszystkich nie może odbywać się kosztem tych, którzy chcą pójść inną drogą. takim podejściu jest niewątpliwie duża doza realizmu, a z europejskiej biedy (rozchodzenie się w szwach) ma uczynić cnotę (luźniejsza integracja a carte jako projekt). Dzisiaj musimy dyskutować nad różnymi drogami reformowania Unii i nie można bać się nawet ryzykownych pomysłów. Można mieć natomiast zasadne wątpliwości, czy unia wielobiegunowa jest rzeczywiście dobrym rozwiązaniem dla Europy, a zwłaszcza dla Polski. Model zakładający, że coraz ściślejszy związek państw europejskich oraz ich funkcjonowanie w jednym organizmie politycznym jest celem tego projektu, buduje silne współzależności i zmusza państwa wzajemnej solidarności. Dla Polski ten element integracji zawsze był i pozostanie na lata szczególnie ważny. Inaczej jest w przypadku Wielkiej Brytanii. Zasada, że różne prędkości integracji nie powinny prowadzić dyskryminacji krajów z innego kręgu, brzmi dobrze, ale nie jest jasne, jak ją zrealizować. Jeśli strefa euro wprowadzi euroobligacje, koszty obsługi długu państw spoza niej zapewne wzrosną. Jeśli część krajów zdecyduje się na wspólną politykę migracyjną i azylową, będzie budować ona między nimi nowe więzy solidarności, w tym także w dysponowaniu środkami finansowymi kosztem budżetu całości. Wyjęcie z konstrukcji europejskiej filaru „wspólnego celu i wspólnej przyszłości" może nią jeszcze bardziej zachwiać, a nie wzmocnić. Problem z polityką europejską PiS polega na tym, że partia, chcąc korzystać z dobrodziejstw integracji, nie jest gotowa zaakceptować ceny, która się z nimi wiąże. Poważne argumenty dotyczące problemów zagłuszane są w pisowskim dyskursie przez hasła obrzydzające Europę i instytucje europejskie, żerujące na uprzedzeniach Polaków i wprawiające partnerów w konsternację. niebezpieczna strategia. Referendum o Brexicie zwołano nie dlatego, że większość Brytyjczyków tak bardzo zapragnęła wypowiedzieć się na temat Europy, lecz dlatego, że miała w nim interes niewielka część partii konserwatywnej, która postawiła premiera Camerona pod ścianą. Kiedy wypuszcza się dżina z butelki, nie zawsze wiadomo, czym to się skończy. Dżin antyunijny krąży już swobodnie po kraju, umiejętnie dokarmiany przez część liderów partii rządzącej. Ale przeciwnicy PiS łudzą się, że można przepędzić tylko zaklęciami i piętnowaniem fobii prezesa Kaczyńskiego. Nie tylko PiS nie ma dzisiaj przekonującej i pozytywnej wizji i miejsca Polski w Europie. Polska nie potrzebuje dzisiaj renegocjacji członkostwa w UE, ale nasza wewnętrzna renegocjacja jego sensu i perspektyw jest konieczna. Oby tylko uzasadniona krytyka polityki PiS nie stała się wymówką, by jej w ogóle nie prowadzić. Piotr Buras, dyrektor Warszawskiego Biura think tanku European Council on Foreign Relations. Jest współautorem (razem z Adamem Balcerem, Grzegorzem Gromadzkim i Eugeniuszem Smolarem) raportu „Jaka zmiana Założenia i perspektywy polityki zagranicznej rządu PiS", wydanego przez Fundację im. Stefana Batorego (www.batory.org.pl).