Każdy Norweg ma opowieść o przetrwaniu Larsem Meetingiem, autorem książki „Porąb i spal, rozmawia Wojciech Orliński Książka o rąbaniu drewna na opał początku mój wydawca miał pomysł na album ze zdjęciami starszych ludzi na wsi z dumą pozujących na tle swoich zapasów drewna. byłaby zupełnie inna książka dużo obrazków i mało tekstu. Miałem w dorobku dwie powieści, obie typowym samotnym Norwegu, który ma praktyczne podejście życia, ale nie umie się porozumieć ze społeczeństwem (Lars uśmiecha się ironicznie), jedną o staroświeckim mechaniku samochodowym, a drugą o starzejącym się oficerze w likwidowanej jednostce. ukazaniu się tych książek uznano mnie za specjalistę od dziwnych samotnych ludzi na prowincji mój wydawca uznał za wyjątkowo zabawne, że to właśnie ja napiszę komentarze tych zdjęć. byłoby typowe przedsięwzięcie z serii „mieszkańcy wielkiego miasta śmieją się z głupich wieśniaków". Mnie to nie rozśmieszyło. Mnie to oburzyło i kategorycznie odmówiłem. Ale potem zobaczyłem swojego sąsiada Ottara, który z powodu choroby płuc w ogóle już nie wychodził na dwór jak rozpakowuje transport drewna opałowego. ten sąsiad opisany w pana książce Tak, występuje na początku i na końcu. choć nie zdążył jej przeczytać umarł, zanim poszła druku pisałem ją z myślą o nim. Zastanawiałem się, co czuje człowiek, który mimo choroby zabiera się wyczerpującego fizycznie rozładowywania drewna, choć wie, że ogrzewać się nim będzie ktoś inny, jemu zostało już tylko kilka miesięcy życia Uświadomiłem sobie, że właśnie o takich ludziach najbardziej zawsze chciałem pisać, i przyszedł mi głowy zupełnie inny pomysł na książkę. Owszem, będzie o stosach drewna, ale będzie przedstawiać wiedzę i uczucia ludzi takich jak Ottar. Wtedy z kolei przeraził się mój wydawca: „Na litość boską, nie chcesz chyba napisać książki o samotnych Norwegach i ich wiernych piłach łańcuchowych Nie podobał mu się mój pomysł, ale ja już zacząłem nad nim pracować. Musiałem sam stać się jednym z takich Norwegów, zacząłem jeździć po kraju, wypatrując stosów drewna, i rozmawiać z ich właścicielami. początku nie chcieli ze mną rozmawiać patrzyli na mnie, jakby nie rozumieli moich pytań. Dopiero kiedy na tyle zgłębiłem temat, żeby stać się dla nich partnerem rozmowy, zaczęli traktować mnie poważnie. Rąbałem i zbierałem drewno razem z nimi. Poznałem różnice między rąbaniem różnych gatunków na południu ścinałam dęby, na północy sosny. dzięki temu mogłem zrozumieć i opisać ich memoq. emocje oddaje pan jednym zdaniem: nieszczęsny jest ten, kto musi rąbać drewno tylko dla siebie. Chociaż nie mówili mi tego wprost, widać było wyraźnie, że praca przynosi szczęście, wykonują ją dla swojej rodziny. norweskiej prowincji rąbanie drewna to przeważnie zadanie najstarszego członka. fcx Mężczyzno, nie rżnij bez sensu wszystko, co powinniśmy wiedzieć o drewnie. Andrzej Olejniczak czyta weryfikuje „Porąb i spal" w sobotnim „Magazynie Świątecznym" rodziny. Daleko-na północy poznałem mężczyznę, który rąbał drewno w wieku lat. Chwileczkę mówimy o ścinaniu drzew rosnących w lesie czy tylko o rozłupywaniu siekierą kłód na szczapy Momencik, nie chcę wprowadzić pana w błąd (Lars sprawdza w notatkach). Pełny cykl, czyli sadzenie i ścinanie drzew w lesie, robił 81. roku życia. wieku lat rzeczywiście już tylko piłował i rozłupywał. zaczął podczas wojny, kiedy miał lat 12. Dla starszego człowieka jest bardzo ważne, żeby nadal się czuć potrzebnym swojej rodzinie. Miejskie życie przerywa więzi między pokoleniami. Starzy ludzie czują, że nie pasują dzisiejszych czasów i nie mają wspólnych tematów rozmowy z wnukami czy nawet z dziećmi. Sam się coraz częściej na tym łapię mam trzynastoletnie córki, bliźniaczki, i czasami nie rozumiem, o czym one mnie mówią. Ale nawet w najgorszej sytuacji taki norweski dziadek, który nie rozumie smartfonów i mediów społecznościowych, potrafi przynajmniej sprawić, że w domu jest ciepło, i cała rodzina jest mu za to wdzięczna. Jest taki paradoks norweskiej natury, którego nigdy nie mogłem zrozumieć. jednej strony „samotny mężczyzna, który dąży własną drogą i łamie wszystkie reguły", to wasz ulubiony typ bohatera literackiego, od Knuta Hamsuna po Nesbo. drugiej strony w praktyce strasznie wam zależy na społecznej akceptacji i dostosowywaniu się reguł. Mieliście nawet Narodową Radę Palenia Trocinami... Tak, odkryłem to, pisząc tę książkę. Bardzo mnie to rozśmieszyło. Rada istniała w latach 60, ale chyba tylko na papierze, nie udało mi się odnaleźć konkretnych regulacji rynku trocin. Sam rynek trocin nigdy chyba nie powstał. Pewnie nawet macie Narodową Radę spraw Picia Kawy i poczęstował mnie pan kawą zaparzoną zgodnie z jej normami! Jak wy łączycie tę fascynację samotnym nonkonformistą z takim codziennym dostosowywaniem się tych norm i zaleceń pozorny paradoks. Rzeczywiście, przeciętny Norweg na co dzień prowadzi bardzo konformistyczne życie. Nawet jeśli mieszka sam w jakimś domku na uboczu, projekt tego domku musi być dostosowany najrozmaitszych regulacji jakie drzwi, jakie okna, jaki dach i nawet jaki kolor farby. przeważnie akceptujemy te regulacje, nawet jeśli mnie drażni, że nie mogę sobie pomalować domu, jak chcę, to na pewno bym nie chciał, żeby mój sąsiad zepsuł mi widok z okna. Ale jednocześnie jesteśmy wychowywani w kulcie dawnych, nonkonformistycznych bohaterów, takich jak Nansen czy Amundsen, albo pionierów zasiedlających północne rejony kraju... ...którzy zanieśli tam na własnych plecach swoje żony w ciąży, chyba pan kogoś takiego opisuje. właśnie. Dlatego mamy skłonność fantazjowania o kimś takim jak oni, choć w prawdziwym życiu zachowujemy się inaczej. Prowadzimy na co dzień spokojne życie, wolne od ryzyka czy wysiłku fizycznego, ale dlatego lubimy czytać książki o ludziach zachowujących się zupełnie inaczej. roku kilka tysięcy ludzi stawia się szalonego narciarskiego wyścigu Birken-beiner, gdzie trzeba gnać przez góry z plecakiem. Ten wyścig ma też wariant dla biegaczy oraz dla rowerzystów górskich. Uczestnicy w większości są amatorami. prostu chcą się sprawdzić i mieć się potem czym chwalić w towarzystwie. jeśli przy stole spotyka się kilku Norwegów, rozmowa szybko zejdzie na tematy typu Jak ciężko było w wojsku" albo „jak kiedyś mnie śnieżyca złapała w górach i cudem przeżyłem". będą opowieści o tym, jak ktoś walczył z naturą i przetrwał. Każdy Norweg musi mieć jakąś opowieść o przetrwaniu w walce z naturą, nawet jeśli mieszka w centrum miasta, to pewnie ma chatkę w górach i tym rąbie drewno na opał, a zimą walczy z mrozem i śniegiem. Zresztą proszę zobaczyć (Lars sięga po gazetę). jest poważna gazeta finansowa, która na co dzień pisze o kursach akcji i tak dalej. Ale dzisiejsze otwarcie jest o boomie na górskie chatki dla młodzieży. Gdy młody Norweg kończy studia i zarobi pierwsze pieniądze, od razu kupuje sobie tani domek na wsi. są przykłady z cenami. miliony koron za jednoizbową chatkę milion złotych, penthouse w centrum Warszawy. Niech się pan nie gniewa, ale wydaje mi się, że wam po prostu odbija od tego bogactwa z ropy. Nie macie prawdziwych problemów, więc sami je sobie stwarzacie. Możliwe. Pieniądze z ropy pojawiły się nagle w latach 70. i zmieniły wszystko, ale zmiana zaczęła się dużo wcześniej. ciągu dwóch, trzech pokoleń staliśmy się zupełnie innym narodem. Pochodzę z bardzo ubogiej rodziny. Moi dziadkowie lubili opowiadać anegdotę, jak tysięcy kalorii dziennie, tyle co polarnik ciągnący bagaż na saniach. jest absolutny szczyt możliwości ludzkiego organizmu, osiąga się tylko w kilku sytuac ach, jedną z nich jest praca drwala. Oczywiście, żeby to robić z przyjemnością, pojawia się kolejny warunek: tych tysięcy kalorii musi być łatwo dostępnych w miejscowym supermarkecie. jeszcze jeden warunek muszą w tym pomagać nowoczesne narzędzia takie jak piła łańcuchowa. XIX wieku w Norwegii zużywano dwa, trzy razy więcej drewna niż dzisiaj. to wszystko osiągano wtedy siłą ludzkich rąk. Dla Moi dziadkowie nie mogli zrozumieć, co to znaczy „piękno przyrody". Dla nich stroma górska dolina była tylko codziennym źródłem utrapienia, prace polowe wymagały górskiej wspinaczki w 1890 roku rodzina była tak biedna, że nie było jej stać na opłacenie podatków, więc cały majątek zlicytowano. Zostawiono tylko przedmioty absolutnie niezbędne życia i tak moi przodkowie zostali z jedną łyżką na siedem osób. Przedtem mieli dwie łyżki, ale tę drugą zabrano. Koniec XDC wieku w całej Norwegii to okres niewyobrażalnej dzisiaj biedy. Dlatego dla moich przodków piękna norweska przyroda była wrogiem. Codziennie musieli z nią walczyć. najgorszym diabłem była zima zabija podstępnie na wiele sposobów. Moi dziadkowie nigdy nie mogli zrozumieć, co to znaczy „piękno przyrody". Pół wieku temu naszej rodzinnej okolicy zaczęli przyjeżdżać pierwsi ludzie z miasta zachwyceni krajobrazem. Malowali tam nawet obrazy. Mieszkańcy wsi się z tego śmiali, dla nich stroma górska dolina nie miała w sobie nic pięknego. Była tylko codziennym źródłem utrapienia, najprostsze prace polowe łączyły się z koniecznością górskiej wspinaczki. punktu widzenia moich dziadków wyruszenie na maraton narciarski tylko po to, żeby się sprawdzić w trudnych warunkach, byłoby głupotą. to, że teraz robimy takie rzeczy, bierze się z tego, że tak poza tym nie grozi nam głód czy zimno i mamy dużo wolnego czasu. Jak piszę, zimą z 1976 na 1977 zużycie drewna opałowego sięgnęło w Norwegii absolutnego minimum. Prąd był tak tani, że masowo przestawiono się na grzejniki elektryczne. jednak zaraz potem zaczął się boom na górskie chatki i ludzie wyjeżdżali z komfortowych apartamentów w mieście, żeby na łonie przyrody rąbać drewno siekierą. Dowiedziałem się z pana książki, że drwal podczas pracy zużywa tyle samo kalorii co żołnierz służb specjalnych podczas morderczego treningu. tamtych ludzi ta praca z pewnością nie miała w sobie nic przyjemnego czy romantycznego. Dziś największe zużycie drewna opałowego per capita jest w Bhutanie. Przypuszczam, że tam też nikt w tym nie widzi przyjemności. skutek norweskiej zamożności, że odkrywamy uroki palenia drewnem na łonie natury. poza tym gdy już zaczęliście powszechnie używać grzejników elektrycznych, uświadomi liście sobie, że to was z kolei naraża na zimowe problemy z prądem. Tak, to elementarna fizyka. Infrastruktura przesyłowa, która sobie radzi przy -17 stopniach, po prostu wysiądzie, kiedy ludzie będą próbowali utrzymać w swoich domach te same temperatury, a mróz zejdzie -30, co w Norwegii zdarza się co roku. budowanie infrastruktury odpornej na maksymalne obciążenie jest skrajnie nieopłacalne. efekcie uzależnienie od prądu oznacza, że zimą regularnie całe regiony Norwegii będą pozbawione jakiegokolwiek ogrzewania, co przy -30 kończy się ofiarami w ludziach. Spośród wielu regulacji mówiących, w co musi być wyposażony domek jednorodzinny, mamy jedną, która wydaje mi się bardzo mądra: dom musi mieć drugie, zapasowe źródło energii. praktyce to jest najczęściej kominek. odróżnieniu od innych regulacji ta nie pochodzi z resortu budownictwa, tylko z obrony cywilnej, rządowej agendy, która radzi sobie z klęskami żywiołowymi. ma pozytywne skutki na wielu poziomach. Drewno łatwo można pożyczyć sąsiadowi. Nie się pożyczyć prądu czy gazu, ale to naturalne, że jeśli masz w sąsiedztwie samotną starszą panią, podrzucisz trochę drewna, a może będziesz miał szansę wykazać się jako dżentelmen i pomożesz jej w rozładunku. buduje więzi społeczne. Norweskie wioski potrafią przetrwać tydzień bez prądu ludzie mają się czym ogrzewać, a sąsiedzi wiedzą, kto potrzebuje pomocy. kwestia narodowego bezpieczeństwa! Polsce dochodzi dodatkowy argument: Putin nie może zakręcić kurka z drewnem. gazem niestety może. Myślę, że to nie jest przypadek, że najciekawsze nowe projekty na piece palenia drewnem pochodzą z krajów zależnych od rosyjskiego gazu. dwie bardzo innowacyjne firmy z Polski i jedna z Czech. Negatywnym skutkiem ubocznym życia w kraju takim jak Norwegia, gdzie na wszystko są państwowe normy, jest zanik eksperymentowania na własną rękę. Norwegii ze wszystkim, co jest innowacyjne, będą jakieś problemy. Urzędnik po prostu nie znajdzie przepisu i nie wyda zgody. was kwitnie kultura „zrób to sam", za co was zresztą podziwiam. Owocuje to bardzo ciekawymi pomysłami na wielofunkcyjne piece palenia drewnem, które jednocześnie mogą ogrzewać wodę w kranie i w kaloryferach. Czechach nawet eksperymentują z silnikiem samochodowym na brykiety. Nasza kultura „zrób to sam" ma też brzydką stronę, która brzydko pachnie. Główne pytanie nabywcy pieca w Polsce to „czy mogę w nim palić czymś innym niż drewno". nas ludzie palą śmieciami, co prowadzi zakazów palenia w ogóle czymkolwiek, z drewnem włącznie. Tak, słyszałem o tym. Norwegii też to przerabialiśmy. się zaczęło tu, w Elverum, w miasteczku, w którym rozmawiamy. 1982 okazało się, że smog z palenia drewnem przekracza tutaj normy bezpieczeństwa. palenia drewnem Nie chodziło o śmieci, o węgiel, i koks, ale o drewno Tak. Drewno palące się w nieodpowiedniej temperaturze również wytwarza szkodliwe produkty. Norwegii nigdy nie było kultury palenia węglem. Jedyne znaczące złoża węgla mieliśmy na wyspie Svalbard. Niemcy chcieli je zająć podczas wojny światowej, ale Norwegowie zdążyli wszystko podpalić, więc w ręce Niemców wpadła już tylko płonąca hałda. Zapewne ta hałda była najcieplejszym punktem w całej historii Norwegii. Przez jakiś czas coś tam jeszcze wydobywano, ale węgiel zawsze tu był za drogi, żeby ogrzewać nim domki jednorodzinne. Ludzie nawet dziś czasem palą śmieci w piecach, ale problem jest gdzie indziej. Nie chcę nikomu doradzać nielegalnego spalania śmieci, ale to też się robić sposób stosunkowo bezpieczny dla środowiska, pod warunkiem zapewnienia wysokiej temperatury i dostępu tlenu, tak jak w legalnych spalarniach. kolei nawet drewno można spalać w sposób szkodliwy dla środowiska, jeśli się to robi tak, jak to ludzie robili kiedyś, w piecach starego typu z ograniczonym dostępem tlenu i stosunkowo niską temperaturą spalania. Teraz w Norwegii w ogóle nie wolno używać takich pieców. Polsce to by nie przeszło, zresztą sam nie wiem, czy chciałbym wprowadzenia takiego przepisu. po prostu wielu ludzi nie stać na czystą energię. Jasne i ja to rozumiem. Nie jestem już ubogim człowiekiem, ale te wspomnienia są w mojej rodzinie na tyle świeże, że chyba ciągle jeszcze rozumiem, co to znaczy być pchanym przez desperację. Ale w Norwegii to też nie stało się z dnia na dzień. Wprowadzono po prostu wymóg, że od pewnego dnia wolno instalować już tylko piece czystego typu, a stare miały być wymieniane w ciągu dziesięciu lat, ze wsparciem dla najuboższych. Dużo jest w pana książce o fizyce i chemii palenia drewna. Kończył pan jakieś ścisłe studia Nie. Jestem po dziennikarstwie, ale naukami ścisłymi interesuję się od dawna, hobbystycznie. Przez wiele lat zajmowałem się amatorską budową sprzętu audio sam sobie robiłem głośniki i wzmacniacze. jest fantastyczna lekcja podstaw fizyki. zawsze lubiłem naprawiać swoje samochody. Mam w tej chwili trzy i pół samochodu, w zależności jak liczyć części w garażu. Mój najstarszy samochód to jaguar rocznik 1970. Kupiłem za śmieszne pieniądze od pierwszego właściciela lat temu. Regularnie jeżdżę rowerem 75, który stoi przed domem. Zrobiłem Każdy Norweg ma opowieść o przetrwaniu nim 280 tysięcy kilometrów nikt tak dzisiaj nie robi, typowy Norweg zmienia samochód co trzy lata. jazdy w terenie mam land rovera w garażu. Pracuję też nad odtworzeniem starego motocykla marki Triumph, ale jeszcze nie jest na chodzie. Wszystko to strasznie awaryjne, pan szuka kłopotów. Lubię naprawiać samochody, więc awaryjność mnie nie przeraża. Ale zgadzam się, że to nie były rozsądne zakupy. Ten rover ma silnik V6, więc ma cztery wałki rozrządu, sześć cewek i zawory, nawet jak dla Norwega jego serwisowanie jest bardzo drogie, ile nie robi się tego samemu. wszystko to właściwie nie wiadomo po co, ten silnik nie daje jakiejś szczególnie dużej mocy. tego wszystkie moje samochody są zielone wszystkie mają beżową tapicerkę. Taka kolekcja. Kolekcje nie muszą być mądre. Jeżdżenie starym samochodem wyostrza słuch. Znasz naturalny dźwięk swojego silnika na tyle dobrze, że rozpoznasz zapowiedź awarii, gdy usłyszysz jakiś nowy dźwięk. Lubię odnaleźć jego źródło, zanim będzie za późno i samochód się zepsuje w trasie. Nawiasem mówiąc, kiedy byłem lat temu w Polsce, bardzo mi się was podobało, że przy drodze stały specjalne betonowe rampy, na które każdy sobie może wjechać i wykonać własnoręcznie naprawę wymagającą kanału. Podoba mi się wasza kultura naprawiania starych samochodów, zamiast kupowania nowych. Czytałem kiedyś instrukcję obsługi Łady, tam były dobrze opisane podstawowe naprawy. instrukcji od nowego samochodu już nawet nie piszą, jak zmienić żarówkę, tylko każą z tym jechać serwisu. też jest zmiana kulturowa w naszym społeczeństwie. Kiedyś ludzie się zatrzymywali, widząc samochód stojący na poboczu ze światłami awaryjnymi. Teraz jadą dalej, nikt już nie czuje, że może komuś pomóc przy naprawie awarii. przecież jeśli jest -20, to każda awaria może komuś grozić śmiercią z wyziębienia. Myślę, że razem ze zmianą na lepsze coś się zmieniło na gorsze. Czy mógłby pan w paru zdaniach podsumować fizykochemię palenia drewnem Najchętniej na praktycznym przykładzie (Lars podchodzi swojego pieca i wyciąga termometr na podczerwień). Najważniejsze to rozumieć, że drewno generalnie składa się z dwóch składników, które palą się w różnych temperaturach. tego jest trzeci składnik, czyli woda. szczapa (Lars podaje mi ręki złamaną brzozę) ma jej bardzo mało, na oko powiedziałbym, że procent. Poniżej procent nie się zejść w praktyce, nawet jeśli drewno przesuszymy poniżej tego progu, szybko wyłapie wilgoć z powietrza i wróci procent. więcej wilgoci, tym gorsza wydajność spalania, parowanie to proces endotermiczny. Pochłania ciepło, zamiast je wydzielać. dlatego niedoświadczony palacz może za pomocą mokrego drewna narobić dużo dymu, a piec będzie dalej zimny. chemicznego punktu widzenia drewno składa się głównie z węgla i wodoru. Wodór spala się w niższej temperaturze razem z innymi lotnymi składnikami. Jest takie ryzyko, że jeśli nie osiągniemy w piecu odpowiedniej temperatury nigdy nie zaczniemy spalać węgla. prostu zostanie nam zwęglona kłoda. Takie spalanie jest mało wydajne energetycznie, a tego produkuje szkodliwy, czarny dym. Ale jeśli pan spojrzy na mój komin, nie widać żadnego dymu, a piec pracuje. Wprawdzie nie ma dymu bez ognia ale można mieć ogień bez dymu. o to chodzi. Proszę spojrzeć (Lars otwiera szybkę od pieca i celuje bezdotykowym termometrem w płonące drewno). palenisku mam teraz 513 stopni. jest typowa temperatura żaru węglowego. Wszystko się ładnie pali, zosta- i reality show Lars Mytting przyszedł na świat w 1968 w regionie Gudbrandsdalen, niedaleko Lillehammer, gdzie odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie w 1994 Mytting już wtedy pracował jako dziennikarz zajmował się m.in. sprawami społeczno-gospodarczymi w prasie codziennej („Aftenposten", „Arbeiderbladet", „Wageningen"), pisał też muzycznego czasopisma „Beat". lat temu przyjeżdżał Polski pisać o naszej transformacji gospodarczej. lat pisze książki. Napisał trzy powieści, ostatnią, „Płyń z topielcami", okrzyknięto w Norwegii sensacją roku 2014. „Porąb i spal" to pierwsza książka non-fiction w dorobku Mytting. opowieść o rąbaniu drewna na opał w ujęciu antropologicznym, ekonomicznym, ekologicznym, filozoficznym, kulturoznawczym, a nade wszystko reporterskim. Rozważania piłach łańcuchowych mieszają się tu z cytatami z Thoreau, cytaty z Knuta Hamsuna z instrukcją obsługi pieca. Dowiemy się, ile kilodżuli daje kilogram dębiny oraz skąd się wzięło i co oznacza pojęcie „śniadanie drwala". Książka okazała się bestsellerem. samej Szwecji Norwegii sprzedano 230 tys. egz. Wydano ją już. w krajach. Norwegii dodatkowo zainspirowała 12-godzinny program „Nasjonal ved kveld" („Narodowe palenie drewna"), składający się z czterech godzin reportażu o rąbaniu drewna na opał, po których nastąpiła 8-godzinna transmisja z paleniska. Oglądało milion widzów, czyli ok. proc. Norwegów. Lars Mytting jest żonaty i ma dwie córki. Mieszka trochę w Oslo, a trochę w Ehrerum miasteczku w połowie drogi z lotniska Gudbrandsdalen. nie garstka popiołu. Ale jeśli zrobimy tak... (Lars żongluje gazetą, zapałką i termometrem, żeby pokazać niewłaściwe spalanie)...jak widać, ledwie przekroczyliśmy 200 stopni. tej temperaturze spali się wodór, ale zostanie nam węgiel i dużo toksycznych substancji smolistych. Musimy przekroczyć 300 stopni, żeby wypalił się także węgiel. piecach starego typu było z tym trudno, to kwestia dostarczania tlenu dodatkowymi przewodami, żeby temperatura wszędzie przekraczała tę granicę. Jeśli w ogóle widać dym, to znaczy, że w piecu jest jakiś zakątek, którego nie dociera dość tlenu i temperatura tam jest poniżej 300 stopni. Pański główny argument za używaniem drewna: to paliwo neutralne z punktu widzenia efektu cieplarnianego. Dwutlenek węgla, który się uwalnia w piecu, to ten sam dwutlenek węgla, który przedtem drzewo wyłapało z atmosfery, więc przy poprawnej gospodarce leśnej bilans wychodzi na zero. Tak będzie pod warunkiem, że nie musimy tego drewna transportować z daleka. Transport przeważnie wiąże się z dodatkową emisją CO2. Ale w Norwegii często mamy taką sytuację jak mnie palę drewnem z lasu, który rośnie tuż za domem. Ale musi pan przyznać, że to nie jest rozwiązanie dla dużego miasta. Oczywiście! Przede wszystkim drewno trzeba mieć gdzie składować, większość ludzi w mieście nie ma takiej możliwości. nawet nie proponuję rezygnacji z ogrzewania elektrycznego. Sam używam. jednak różne eksperymenty. Pojawiły się na przykład ciekawe rozwiązania może nie dla miasta, ale dla przedmieścia. Szwecji mikro deweloperzy oferują teraz mieszkania w osiedlach samowystarczalnych energetycznie. Jest tam na przykład dziesięć domów ogrzewanych przez wspólną kotłownię, w której pali się wyłącznie drewnem pochodzącym z osiedlowego lasu.