i Putin Obamy Jinping odwiedził USA. Każda podróż przywódcy komunistycznych Chin Ameryki to wielkie wydarzenie, tym razem jednak zwykli Amerykanie bardziej interesowali się pielgrzymką po Stanach spontanicznego papieża Franciszka niż urzędniczymi oświadczeniami sztywnego sekretarza generalnego. Jinping miał przeprawę z prezydentem Barackiem Obamą, który nawet podczas wspólnej konferencji prasowej bez skrępowania wymieniał kolizje interesów: od masowych ataków chińskich hakerów na amerykańskie przedsiębiorstwa i urzędy, przez utrzymywanie przy życiu Korei Płn. i nielegalne budowanie wysp na Morzu Południowochińskim, po duszoną wolność słowa, zgromadzeń i wyznania. Demokracja i prawa człowieka są wspólnym marzeniem ludzkości, odpowiadał filozoficznie Xi, ale każdy naród może realizować je po swojemu. zamiast parować krytykę Obamy, wolał mówić o chińskim prawie mocarstwowej wielkości i zwieraniu szeregów w partii komunistycznej. Przez co, wbrew zapewnieniom o obopólnym szacunku i wspólnych wysiłkach np. w celu ograniczenia zmian klimatu, po wizycie powstaje wrażenie, że dwóm największym gospodarką świata najłatwiej przychodzi spisanie długiej listy wzajemnych żalów. Rozwiązanie skomplikowanych problemów związanych z Chinami i w ogóle sytuacja wokół wybrzeży Pacyfiku mają dziś dla Ameryki znaczenie pierwszorzędne, dlatego Waszyngton chętnie poszuka kogoś, kto wyręczy w gaszeniu pożarów w innych częściach świata. Wie o tym prezydent Rosji Władimir Putin, który, jak wielu globalnych przywódców, pojawił się na zjeździe ONZ w Nowym Jorku. razie tylko Putin ma ochotę interweniować w Syrii. gdyby Obama zapalił mu zielone światło, miałby szansę nie tylko przechylić szalę zwycięstwa na stronę swojego sojusznika, skąpanego we krwi prezydenta Baszara Asada, ale także stawiać warunki w sprawie Ukrainy i wreszcie wydostać się z międzynarodowej izolacji.