OPOZYCJA OCZAMI MAINSTREAMU OBŁĘD ŚWIĄTYNI ANTYPISA Jak rozmawiać w telewizji z pisowcem, pisowskim ekspertem lub pisowskim elektoratem pierwsze, musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle warto KRZYSZTOF FEUSETTE dziennikarz, felietonista Załóżmy, że nie rozmawiając, narażamy widzów na zbytnią monotonię medialnego przekazu, wpychając jednocześnie PiS drugiego obiegu tak mocno, że może kiedyś wypłynąć, jak w 1989 „Solidarność". Więc rozmawiać trzeba. Tyle że odpowiedzialnie. Krytyka -tak, ale konstruktywna i na pewno nie tuż przed wyborami. Wtedy, za przeproszeniem, buzia w kubeł. Nie wolno rozmawiać Pisowca na małym ekranie należy prezentować umiejętnie. Kiedy pokazujemy pogrzeb Tadeusza Mazowieckiego i cytujemy jego słowa o niepotrzebnym „obrzucaniu się błotem", pokazujemy w tym momencie pisowców, a najlepiej ich prezesa, jeśliby! na tyle łatwowierny, że myślał, jego przyjścia na tę uroczystość nie się w TVN-owskich „Faktach" wykorzystać jako antypisowskie paliwo. kiedy kard. Dziwisz w kazaniu narodowej zgody wskazuje na mur, „który przebiega przez ludzkie serca", my, towarzysze mainstreamowej niedoli, także zilustrujemy to twarzą Kaczyńskiego. tylko dwa przykłady medialnych zagrywek na „przekaz podprogowy" z ostatnich kilkunastu dni. Jest ich znacznie więcej, narracja ta powraca mediów falami raz wylewa się z ekranu hektolitrami, innym razem kropla po kropli drąży skałę społecznej niechęci rządu. Nakładają się na to prostackie i stare jak kino „kamerowania" pisowców tak, by wypadli niepoważnie/żenująco/irytująco, a w ostateczności po prostu śmiesznie. Ale przecież i dla pisowca przychodzi w końcu czas, gdy zaproszony studia zasiądzie wygodnie na fotelu, na którym nikt nie rozsypie wcześniej pinezek, i usłyszy pierwsze pytanie wywiadu zorganizowanego w jednym tylko celu: by dowieść widzom, że PiS jest śmieszne/straszne/nieodpowiedzialne, a w ostateczności że po prostu nie ma racji. Nigdy i w niczym. zrobić, by zrealizować ten banalny w swej genialnej prostocie plan umożliwiający utrzymanie w Polsce platformy sko-ludowego status quo Trzeba umieć rozmawiać, a jeszcze bardziej nie rozmawiać. Najlepiej zaś nie rozmawia się, przerywając. Zagrywka na „stop, czas minął" ma już w mainstreamowych mediach kilkuletnią tradycję. idę o zakład z każdym obrońcą ich czci i powagi, że nie ma tygodnia, by na małym ekranie widzowie nie obejrzeli regularnej „naparzanki" w rodzaju tej, jaką kilka dni temu zafundował nam w TVN24 red. Konrad Piasecki na Adamie Hofmanie. programie zapytałem na Twitterze, czy przerwał gościowi czy razy, „pomyliłem się w liczeniu". Odpowiedział równie gorzkim, jak rozumiem, żartem, „wielki ośrodek decyzyjny wyznaczył mu normę przerwań, więc i tak się nie wyrobił". Żarty żartami, ale przerwań było znacznie więcej niż wspomniana przez Piaseckiego norma, a Hofman momentami nie zdążył wypowiedzieć choćby trzech słów, kiedy gospodarz programu kneblował już zaczepkami w rodzaju: co by było, gdyby Mieszko był wikingiem Niewytłumaczalnym zbiegiem okoliczności rzecz jest nie odtworzenia w Internecie, gdyż zawiera bliżej nieokreślony „error", co zresztą powtarza się często przy co bardziej „przegiętych" materiałach mainstreamu. Dość wspomnieć, że w pewnym momencie Piasecki zaatakował Hofmana serią pytań, czy wie, kto w Warszawie założył kanalizację. Rzecznik PiS próbował dokończyć przerwaną po raz kolejny odpowiedź na poprzednie pytanie, co prowadzący zagłuszał swoją lekcją historii: „Panie pośle, ja wiem, czym były w Polsce zabory. Ale wiem też, kto założył w Warszawie kanalizację. był Rosjanin, panie pośle!" grzmiał, jakby mało mu było niepodzielnego panowania nad narracją w studiu. tak dowiedzieliśmy się, że artykuł w „GW" o korzyściach płynących z rozbiorów, wypuszczony z okazji Święta Niepodległości, to nic zdrożnego, przecież gdyby nie zaborcy, Polacy nadal załatwiali potrzeby fizjologiczne fos zamkowych albo dziur w podłogach. Metoda na przerywanie została dobrze opanowana przez wielu dziennikarzy TVN, TVN24 czy Polsatu. ile jednak np. Dorota Gawryluk z tego ostatniego przerywa gościom z podobnym natężeniem w przypadku wszystkich opcji politycznych i czyni to ewidentnie dla zwiększenia tempa programu, i o ile Monika Olejnik potrafi, poza stałym „planowaniem" przedstawicieli PiS, w nielicznych przypadkach przycisnąć muru także przedstawicieli rządu, jak ostatnio miało to miejsce w rozmowie z Pawłem Grasiem, o tyle nawet dziecko wie, że pisowcy, jeśli nie plecie oczywistych andronów, przerywać trzeba bez przerwy, mało tego -na dziennikarskich salonach jest to mile widziane. Talibowie, mordercy, wariaci Ale przecież są i bardziej oryginalne zagrywki. historii polskiego dziennikarstwa powinien przejść wywiad, jakiego przed ostatnimi wyborami udzielił Tomaszowi Lisowi Jarosław Kaczyński. pewnie przejdzie, jest tajemnicą poliszynela, że z tej akurat „dziennikarskiej" roboty naczelny „Newsweeka" dumny jest szczególnie. Sześć dni przed wyborami w 2011 Lis chciał np. wiedzieć, „po co Kaczyński nosił w latach 90. pistolet", a potem zapytał prezesa PiS z nazwisk młodych działaczek i miejsc na listach, z jakich startują. Kiedy Kaczyński odpowiedział trafnie, Lis rzucił się z ostatecznym atakiem: pani Ilona Klejnowska skąd startuje zapytał. szóstego w Płocku" odparł prezes Prawa i Sprawiedliwości. „Nieprawda, z Bydgoszczy!" zabrzmiał gospodarz. Tyle że kłamał, jednak chodziło o Płock. jedna z głośniejszych prowokacji mainstreamu, obok pamiętnych „prawdziwych Polaków", o których zdaniem Katarzyny Kolendy-Zaleskiej wspominał Kaczyński na Krakowskim Przedmieściu, choć pani redaktor była jedyną na świecie osobą, która „usłyszała" tam te słowa. Czy jednak po wywiadzie Lisa ktoś z mainstreamowych mediów zarzucił mu manipulację Czy kogoś dziwiły opinie „niezależnych" ekspertów pokroju Ireneusza Krzemińskiego, który równie żenująco podważał kiedyś sondaże wskazujące, że większość młodych Polaków sympatyzuje już z PiS, a nie, jak wcześniej, z Pan ekspert gotów był wtedy obrażać nawet własnych studentów, by przekonać widzów, że „ci młodzi" za bardzo nie wiedzą nawet, na jakim świecie żyją, więc ich opinie są nic niewarte. Znany z antypisowskich pogromów na antenie „Faktów" red. Jakub Sobieniowski ma swój prywatny arsenał reporterskich zagrywek czy pytań na konferencjach prasowych PiS, których cel niezmiennie pozostaje ten sam: jeśli znowu się skompromitowała, przypomnijmy, że zdarzało się to także PiS; jeżeli zaś skompromitowało się PiS, dajmy to ocenić ludziom z Platformy. Sobieniowski wmawiał widzom, że Krystyna Pawłowicz z Prawa i Sprawiedliwości, cytując wulgaryzmy z ulotki reklamującej Marsz Szmat, mówiła je „od siebie". Pawłowicz to zresztą dobry przykład, jak wielkie są możliwości manipulacyjne mainstreamu. ciągu kilku dni zrobiono z niej wroga publicznego choć w żadnym ze swych nadto emocjonalnych wystąpień nie zbliżyła się nawet poziomu agresji Stefana Niesiołowskiego. Ostatnio zapytano o ocenę krytycznych słów sympatyzującego z Aleksandra Smolara. Całe szczęście, że tego drugiego nie było w studiu. to Niesiołowski przecież rozpowszechnił w polskiej debacie publicznej wyjątkowo ohydną zagrywkę na „psychiatrę" polegającą na przypisywaniu kiedyś Kaczyńskiemu, a dziś Antoniemu Macierewiczowi cech pacjenta szpitala psychiatrycznego. Potem nadeszły okładki Lisowego „Newsweeka" z Macierewiczem jako Osamą bin Ladenem czy Kaczyńskim jako krwawym Jokerem z „Batmana" zaraz po tym, jak morderca tak ucharakteryzowany zastrzelił w amerykańskim kinie kilkanaście osób. Cytaty także można by mnożyć, gdyby nie to, że co tydzień, góra dwa, pojawiają się nowe. Kiedy brakuje dziennikarzy, pałeczkę przejmują TVN-owscy celebryci w rodzaju kłamczuszka Wojewódzkiego, któremu coś się jednak przesłyszało podczas oblania „żrącą" substancją i przyznał, że nie było żadnych „prawicowych" czy „brunatnych" haseł wyszukiwanych przez napastnika. zdążył zrobić w tej sprawie mainstream Zrzucił odpowiedzialność za zajście na pisowców; podobnie jak za podpalenie budki pod rosyjską ambasadą i gejowskiej tęczy na pl. Zbawiciela; wreszcie milczenie w obu tych sprawach powinno być zastąpione przyznaniem się winy i rozwiązaniem największej obecnie partii opozycyjnej w trybie natychmiastowym. kolejnych odsłonach PiS powinno przeprosić za globalne ocieplenie, jesienne oziębienie, sytuację geopolityczną w Syrii, zapaść w służbie zdrowia pod rządami ministra Arłukowicza, korupcyjne propozycje w dolnośląskiej i aresztowany przez CBA ponad ludzi dobrze dzięki Platformie usytuowanych, którzy dziwnym trafem uznali, że lody na cyfryzacji można w dzisiejszej Polsce kręcić zupełnie bezkarnie.