Wstęp Znaczenie języka jest niezmierne. On jest odznaką, cechą i dźwignią całej ludzkości jako wytwór ściśle ludzkiej kultury a zarazem konieczny jej warunek. Język jako wynik pewnego stanu i rozwoju duszy jest właściwą ścianą między człowiekiem a zwierzęciem. Bez wytworzenia języka rozwój ludzkości byłby tylko w bardzo słabym stopniu możliwy. Dla poszczególnych gromad ludzkich; szczepów i narodów posiada język równie wielką cenę: już sam przez się jest jedną z najwybitniejszych cech i jednym z naj mocniejszych węzłów narodu. Dlatego pierwotne społeczeństwa nie uważają ludzi, mówiących obcym językiem, prawie za ludzi: ludźmi są tylko oni sami, wzajemnie się rozumiejący. Przywiązanie do mowy rodzinnej mieści się tedy w miłości ojczyzny, jest jej częścią składową i jako takie jest słuszne, dobre i piękne. Ale miłość może być głupia, chora i niedołężna; trzeba zaś, aby była rozumna, zdrowa i silna. Chcąc coś dobrze kochać, trzeba ten przedmiot przede wszystkim znać i rozumieć; chcąc, aby nasza miłość np. dla dziecka wyszła naprawdę na dobre jemu i nam samym, trzeba koniecznie poznać i znać jego usposobienie, istotę, duszę całą. Jest więc rzeczą jasną i pewną, że trzeba naprawdę rozumieć język ojców, jeżeli przywiązanie do niego ma mieć wartość dla niego i dla nas. Gdzie warunki życia narodowego są tak niekorzystne i trudne jak u nas, gdzie one językowi po części wprost zagrażają, tam trzeba wzmożonych wysiłków, aby ową nienormalność warunków przemóc, raz w ogóle, po wtóre w szczególności ze względu na język; trzeba dlań wzmożonej miłości i pieczy oczywiście znowu rozumnych i zdrowych. W tym też cała trudność. Ale nawet u narodów, które są w swych warunkach bytu i rozwoju na silnych podstawach oparte, gdzie zatem i język także, już samorzutnie, bierze udział w tym całym zdrowym życiu, nie brak dzisiaj świadomej pracy także nad nim i w zasadzie słusznie. Bo w ogóle kultura ludzka, rozwijając się nieustannie i potęgując, wzmaga także ciągle czynnik świadomego działania i namysłu we wszystkich działach twórczości nawet w takich, które najbardziej zależą od zdolności, jak się to mówi, ze sobą na świat przyniesionej. Nowoczesny artysta na przykład różni się przecież bardzo od swego starożytnego kolegi także pod względem stopnia zdawania sobie sprawy z istoty sztuki, jej celu i środków. Gdyby nawet osobiście nie miał do tego usposobienia i skłonności i pracował raczej z koniecznością instynktu, to i tak jest obok i naprzeciw niego całe środowisko artystyczne i społeczne, cała odnośna świadomość w krytyce się ujawniająca i to nań koniecznie oddziaływa. W kulturze ludzkiej wszystko polega na współdziałaniu. jak we wszystkich przejawach życia i twórczości były i są różne prądy, style i skłonności, a moment świadomego namysłu coraz więcej w nich się wybija, tak i w języku. Dziś na przykład uważa się powszechnie nadużywanie obcych wyrazów i zwrotów jako coś przeciwnego pięknu języka; wszędzie też, zgodnie z ogólną cechą rozwoju, usiłują wzmocnić i wzbogacić język pierwiastkiem ludowym inaczej, niż w ubiegłych wiekach a świadomie. Mnożą się też wszędzie roztrząsania, rozprawy i książki o języku i różnych jego stronach, dla szerokich kół przeznaczone, tak samo jak o sztuce i innych działach twórczości. Sami zawodowcy powinni się starać, aby przepaść, między nimi a resztą społeczeństwa leżąca, nie była przepaścią. Jeżeli mają co do powiedzenia, niech mówią, bo to jest ich obowiązkiem. Zawodowcy ruszają ramionami z politowaniem nad głupotą ogółu i jego niepowołanych zapatrywań i sądów w danych sprawach; ale skądże ogół ma mieć o tym lepsze wyobrażenie, jeżeli ci sami zawodowcy uważają za rzecz poniżej swej godności do niego się odzywać. Uczony ma skłonność żyć jak członek kolegium augurów: ogół mu się odpłaca, podejrzewając wartość jego zawodu, i często nawzajem się lekceważą. A ludzkość w ciężkiej pracy nad swym rozwojem nie może sobie pozwalać na zbytek, aby podział pracy stawał się egoizmem i wrogim odsuwaniem. Wszyscy wzajemnie muszą ze swej pracy korzystać: chodzi tylko o to, aby to korzystanie z całą świadomością ułatwiać i z dobrą wolą przeprowadzać. Miesięcznik «Poradnik Językowy» wchodzi w nowy okres istnienia jako «Język Polski». Wyrósł z żywego ziarna gorącej troski o język ojczysty, rzuconego w macierzystą glebę polską: Jak mówić? Jak dobrze mówić po polsku? Co robić, aby mowa rodzinna rosła dalej prosto, bujnie i krzepko? Przez szereg lat odpowiadał «Poradnik» na te pytania, lepiej lub gorzej bo nie ma doskonałych na tym świecie –, nawoływał i skupił dosyć liczne grono ludzi. Ma swoją zasługę. Przeglądając jego łamy i poruszane w nich wątpliwości i pytania sporne, a także odpowiedzi dawane, łatwo się przekonać, że główną ich przyczyną jest obok silnego wpływu języków: niemieckiego i rosyjskiego na polski nieznajomość zasadniczych pojęć o języku. Najlepszą podstawą do rozstrzygania szczegółowych pytań, czy tak czy owak trzeba mówić, a przede wszystkim do samego rozsądnego stawiania takich pytań, jest należyte pojmowanie zjawisk, składających się na pojęcie języka w ogóle. Z językiem jest jak z bardzo złożoną i misterną maszynerią: nauczyć się nią posługiwać nie jest rzeczą trudną, ale tylko ten, kto zda sobie jasno sprawę z jej składu i działania, może ją mieć naprawdę w opiece. A język jest w dodatku wspanialszą i misterniejszą budową, niż najwspanialsze i najmisterniejsze dzieła artystyczne. Sam przez się, poza swym znaczeniem dla poszczególnych narodów, jest tak niesłychanie ciekawym i podziwienia godnym wytworem duszy ludzkiej i takim arcydziełem ludzkiej kultury, że nie przystoi człowiekowi zajmować wobec niego stanowisko czysto użytkowe. I wszyscy mają doń prawo, wszyscy są w języku twórcami, pracownikami i artystami zarazem; złożyły się nań drzemiące w najpierwotniejszych duszach człowieczych siły i zdolności od najdawniejszych czasów; cała praca rozwojowa i cała poezja człowieka w nim się odbija, od półzwierzęcych stanów począwszy a na największych geniuszach i najpotężniejszych mistrzach słowa czasów nowożytnych skończywszy. Mają też wszyscy obowiązek, a im kto wyżej w kulturze stoi, im więcej także z języka czerpie i językowi dać może, tym większy, aby przypatrzyć się nareszcie temu wynikowi twórczej pracy niezliczonych wieków i pokoleń, zrozumieć raz język -zrozumieć i stąd nowych sił zaczerpnąć. Otóż chcę, tak dobrze jak tylko mnie stać na to, przyczynić się do osiągnięcia owego zrozumienia językowej twórczości duszy ludzkiej w ogóle, polskiej w szczególności i w szeregu pogadanek o ten cel się pokusić. Mówię «pogadanek» tylko dlatego, aby pamiętać o przystępnym i swobodnym sposobie porozumiewania się z chętnymi. A nie dlatego, jakobym miał zamiar dawać czytelnikom tylko plewy z naszej mąki. Przeciwnie, chcę dawać mąkę, a jeżeli nie będzie najprzedniejszą, to już wina mego młyna. Ale sądzę, że to i owo przeczyta także ten i ów językoznawca nie bez korzyści.