7. Mowa a myśli «Zdanie jest to myśl wyrażona słowami»; «mowa służy do wyrażania myśli» - oto zwykłe szkolne określenia, do których życie dodaje co najwyżej jeszcze to, że mowa służy nieraz takie do (cukrywania) myśli; ale to nie zmienia nic zasadniczo. Otóż nie myślę napadać na te określenia, chciałbym je tylko niejako lepiej przykręcić j dopomóc czytelnikom do łączenia. z nimi właściwej treści, bo na tym wszystko zależy. Żadne określenie nie zastąpi zrozumienia. Zauważmy przede wszystkim, że mowa wyraża nie tylko myśli, ale także uczucia, nastroje, postanowienia i zamiary. Jest to bezpośrednio jasne, a z tego wynika, że w tych szkolnych określeniach trzeba «myśl» brać w obszerniejszym znaczeniu każdej treści psychicznej i tych treści zespołu, albo też wyraźnie «uczucia i wolę» dodawać. Nie ulega wprawdzie wątpliwości, że ogromna większość wyrazów oznacza pojęcia, ale równie pewnym jest, że mimo tego co najmniej połowa, jeżeli nie więcej, wszystkiego tego, co ludzie mówią, wyraża nastroje, uczucia i różne akty woli. I nie ma w tym sprzeczności, jak to zaraz zobaczymy. Przypomnijmy sobie napierw, że wyobrażenia i pojęcia zawierają zawsze i koniecznie jakiś żywioł uczuciowy, taki czy inny, przelotny lub stały, słaby albo silny. Na przykład nazwy różnych chorób i kalectw, w ogóle różnych fizycznych właściwości, przyjemnych lub wstrętnych, nazwy różnych zwierząt i gadów, potraw i przysmaków, zabaw i wielu innych rzeczy mają stały i silny składnik uczuciowy, skutkiem czego np. nazwy rozmaitych zwierząt i chorób stają się przezwiskami i przekleństwami. A cóż dopiero mówić o chwilowych nastrojach, nieustannie napływających, w których najpospolitsze wyrazy, same przez się całkiem obojętne, nabierają okolicznościowo uczuciowego zabarwienia! «C'est le ton qui fait la chanson) - mówią trafnie Francuzi; oczywiście! Wszakże ten sam wyraz może być obelgą i pieszczotą - zależnie od okoliczności i tonu, czyli nastroju. Pamiętajmy tedy po wtóre, że bardzo wiele elementu nastrojowego, wzruszeniowego nie wypowiada się w ogóle osobnymi wyrazami, tylko intonacją, która nadaje właściwy smak temu, co się mówi. Wyraża się to niezmiernie bogatą modulacją głosu i gra pierwszorzędną rolę, ale na piśmie tego nie widać i dlatego ludzie są skłonni element wyrazowy uważać za ważniejszy. Po trzecie: nawet tam, gdzie są osobne wyrazy dla oznaczania uczuć i woli, pochodzą one prawie zawsze z wyrazów pojęciowych, polegających ostatecznie na wrażeniach zmysłowych; np. tak zwane przenośnie gryźć się, zgryzota, pogodne usposobienie, pragnąć (prażyć), postanowić, rozstrzygnąć itd.; i w ogóle mnóstwo wyrazów i wyrażeń, używanych od rana do nocy i niby pojęciowych, ma naprawdę znaczenie tylko nastrojowe, jak. np. padam do nóg, czołem, całuję rączki, dzień dobry, żeby tylko jeden moment i jeden rodzaj przykładów przytoczyć. Wyrazy, brane z osobna, niewątpliwie wyrażają przeważnie pojęcia, ale nie zapominajmy po czwarte o tym, że jednak nie setek, ale tysięcy takich wyrazów w ogóle rzadko, wyjątkowo używamy, i jeżelibyśmy porównywali z sobą tylko wyrazy i zwroty często, codziennie używane, to z pewnością wtedy już by takiej przewagi po stronie pojęć nie było. Bo uprzytomnijmy sobie wreszcie że człowiek znajduje się w nieustannym prądzie uczuciowym; jego życie to, obok wrażeń, ciągłe falowanie nastrojów. Ileż czasu i energii zabierają choćby tylko same prośby, modlitwy, miłosne zwierzenia i namowy, liryki, żarty i złość! jakże wiele z tego, co się mówi lub pisze, zawiera treść czysto lub przeważnie uczuciowo-nastrojową! Ale, rozpatrując kategorie wyrazowe, czyli części mowy, znajdziemy tylko jedną wyłącznie uczuciową, a mianowicie klasę wykrzykników, i jak wielny, jest to właśnie klasa odrębna, swoista pod każdym względem, raczej zdaniom niż wyrazom co do funkcji odpowiadająca, właśnie dlatego, że to są twory językowe, mające treść wyłącznie uczuciową. Spójniki i partykuły zawierają często także treść prawie wyłącznie subiektywną, ale są to fakty przeważnie drugorzędne. To by było zatem jedno: język, chociaż jako system tworów wyrazowych oznacza przede wszystkim pojęcia, to jednak mimo tego wyraża nietnniej uczucia i wolę jak tnyśli, a nawet ta strona ma ogromnie doniosłe znaczenie dla całego rozwoju. Poza tym zwykła definicja języka nastręcza jeszcze dwie uwagi. Jedna dotyczy potrzęby unikania fałszywego, a tak pospolitego i szkodliwego teleologicznego pojmowania zjawisk życiowych z człowiekiem jako ośrodkiem, dla którego z góry wszystko jest przeznaczone i który niejako swój rozwój celowo sobie urządza. To pojmowanie przebija we zwrocie, że język służy «do wyrażania» myśli, jak gdyby język był czymś poza człowiekiem, zupełnie odrębnym od jego tnyślenia i w ogóle życia psychicznego. Mowa nie «służy do wyrażania», tylko po prostu i przedmiotowo wyraża jako strona fizyczna stronę psychiczną przebiegów, tworzących jedność, a pojęcie celu i środka powstaje dopiero drugorzędnie. Wystarczy zastanowić się nieco nad najpierwotniejszymi tworami językowymi, jakimi są prymarne wykrzykniki, zwykł a! na przykład, wyrzucone jako czysty odruch, z odpowiednią siłą, trwaniem i tonem czy raczej wrzaskiem, w którym się bezpośrednio wyładowuje pewne doznanie: tu nie ma mowy o żadnym celu ani środku; to tylko z bólu albo strachu albo zadziwienia człowiek mimo woli «się udarł!» Na ten punkt kładę osobno nacisk, i to w sposób dosyć jaskrawy, żeby przestrzec przed logiczno-celowym rozpatrywaniem zjawisk językowych. Wreszcie ostatni dodatek do szkolnego określenia: język nie tylko wyraża czyli oznacza myśli i nastroje człowieka dla drugich, ale także dla człowieka samego, albo innymi słowy nie tylko się ludzie za pomocą języka porozumiewają, ale człowiek sam dla siebie utrwala nim i notuje swoje wewnętrzne przebiegi i treści i przez to walną pomoc zyskuje w swoim intelektualnytn rozwoju. Mowa w ogóle nie jest wprawdzie tym samym, co myślenie i tylko myślenie, a wyrazy nie są jedynie pojęciami, choćby tylko dlatego, że względnym, ale dziś jeszcze widocznym początkiem i rdzeniem języka jest życie emocjonalne, ale bądź co bądź wyraz jest dla myśli tym, czym kościec dla ciała, a język jako całość jest dla myśli ludzkiej rodzajem wielkiego, porządnie ułożonego, zawsze dostępnego repertorium czy słownika. Skoro stosunek wyrazu lub powiedzenia do odnośnej treści psychicznej jest stosunkiem zn a ku, to musi polegać na stałyln skojarzeniu obu tych czynników, ale podstawa tego skojarzenia może być mniej lub więcej istotna i ścisła, i staje przed nami stare bardzo zagadnienie, czy stosunek między wyrazem czyli nazwą, to jest tym określonym brzmieniem, tym dawnym tworem językowym artykulacyjno-akustycznym a odnośnym pojęciem czyli znaczeniem jest istotnie przyczynowy, czy też polega tylko na zewnętrznym, nieistotnym skojarzeniu; czy może ten stosunek jest pośredni między tymi biegunami. Pomijam historyczną stronę całego tego zagadnienia, jak ono się w różnych czasach przedstawiało i jak na nie odpowiadano; a spójrzmy od razu na rzeczy własnymi oczyma w sposób nieuprzedzony . Otóż jest cały szereg faktów, dowodzących, przynajmniej na pozór, nieistotności związku, a mianowicie po pierwsze istnienie tylu, naj rozmaitszych języków i narzeczy, a szczególniej hiorąc fakt, że najzupełniej te same pojęcia są na świecie oznaczone tysiącami najróżnorodniejszych tworów fonetycznych, dajmy na to […]; po wtóre fakt, że ten sam mniej więcej kompleks fonetyczny w jednym języku znaczy to a w drugim całkiem co innego, np. niem. ja (tak jest': pol. ja; franc. pan (pisane panne) (sadło': pol. pan; franc. ilemalad (il est malade) ‘jest chory': pol. ile ma lat (ona) itd.; po trzecie fakt, że ten sam kompleks fonetyczny może w tym samym języku oznaczać całkiem różne poj ęcia, np. franc. sli (z nosowym a) ‘bez' (przyimek), ‘krew', sto', czuje (-ę, -sz)', ‘zmysł' (pisane sans; sang; cent; sens i sent) i setki homonimów i tzw. dwuznacznych słów; wreszcie po czwarte fakt że ten sam wyraz może z biegiem czasu nabrać nie tylko całkiem innego znaczenia, ale nawet wprost przeciwnego, np. łączyć, które dawniej, jak i dziś jeszcze miejscami, znaczyło właśnie rozłączać, żeby choć jeden przykład przytoczyć. Z tego wszystkiego wynika tedy jasno, że zewnętrzny wygląd wyrazów, ich rzeczywiste, obiektywne brzmienie jest jako takie dla ich znaczenia, czyli w stosunku do odnośnych pojęć czymś nieistotnym, czymś, jak się to mówi, przypadkowym, chociaż tak się mówić nie powinno. Bo rzeczywiście trudno się z drugiej strony człowiekowi z tym pogodzić. Z uporem powracano po wiele razy do teorii, że głoski czyli brzmienia muszą coś znaczyć, a robili to nie tylko dyletanci, ale także zawodowi językoznawcy; ot żeby przytoczyć nąjbliższy mi przykład, w pracy «Wortbildung und Wortbedeutung» wyraziłem się na str. 101: Dass der Laut oder das sprachliche Element (Phonem) eine Bedeutung haben muss, d. h. dass derselbe der physische Exponent einer psychischen Tatsache sein muss, das ist wohl ganz klar. Sprawa jest nieco trudna, ale przy dobrej woli i skupieniu uwagi można jej dać radę. Z jednej strony jest mianowicie rzeczą jasną, że to «znaczenie» głosek musi, względnie musiało być innego rodzaju niż znaczenie całych skupień głoskowych, czyli wyrazów i powiedzeń, a po wtóre, że mówiąc o «znaczeniu głosek» chcemy wydobyć bardzo odległe podstawy całego rozwoju językowego; że się cofamy w badaniu w gruncie rzeczy do stanu przedjęzykowego, o ile, mówiąc o języku, mamy na myśli zawsze coś choćby tylko w przybliżeniu podobnego do historycznie znanych języków. Te podstawy oczywiście leżą na dnie języków, ale można je porównać do fundamentów wspaniałej budowy, koniecznych i istniejących, ale niewidzialnych, bo dalszym rozwojem zupełnie nakrytych. Ale, chociaż niełatwo, te podstawy dadzą się wykazać. Po pierwsze, wbrew zaznaczonej różnorodności fonetycznej języków, to jest ich tworów wyrazowych, spotykamy w zakresie pierwotnych czyli prymarnych wykrzyników wszędzie, w najrozmaitszych językach, te same albo podobne głoski i proste twory fonetyczne, a mianowicie głoski z gatunku a e o i u..., twory ze wstępnym zwarciem krtani […], ewentualnie z następowym zwarciem […] albo obustronnym […] twory z rodzaju […], wyrażające silne afekty zdziwienia, gniewu, strachu, bólu, szyderstwa itd. już tu mamy prototypy, niby pierwotniaki samogłoskowe i spółgłoskowe; spółgłoskowe twory pierwotne występują przede wszystkim w postaci różnych syków, mlaskań, cmoknięć, świstów itd. I jużci jasną jest rzeczą, że jak dzisiaj tak i przed stu tysiącami lat, jeżeli ktoś chciał np. kogoś przestrzec przed obecnością bliskiego wroga, który mu bezpośrednio zagrażał, to nie huknął pełną gębą i głośno szerokiego a, tylko syknął cicho. I tak samo jasną jest rzeczą, że węższe głoski wokaliczne wyrażały mocniejsze uczucia niż szerokie, bo stoi to w bezpośrednim związku z ilością drgań itp., itp. I otóż, po wtóre, głoski różnią się bardzo między sobą wysokością tonu, czystością rezonansu ustnego czyli jasnością, pełnią głosu, nosowością itd., a wszystko to są bez najmniejszej wątpliwości zasadnicze elementy «różnego znaczenia»! Potwierdza się to też np. faktem, że w zakresie wskazujących zaimków i partykuł zaimkowych w wielu językach postaci z jasną samogłoską (typ si) wskazują bezpośrednią bliskość, a postaci z niską samogłoską (typ sa) oddalenie. Albo np. w naj rozmaitszych językach wszystkich części świata spotykamy kompleksy fonetyczne w rodzaju tam tam, dam dam, dyn dyn, dzyn dzyn itd., itd., składające się za tym zgodnie z trzech elementów: zwarcia, głosu wokalicznego i nosowości, i wyrażające różnego rodzaju przyrządy «muzyczne» i ich głosy. A więc należą tu także elementy pierwotnej onomatopei. We wszystkich tych wypadkach należy tylko usilnie przestrzec przed niekrytycznym i naiwnym dopatrywaniem w głoskach jednego, własnego dajmy na to, języka różnorodnych pierwotnych znaczeń; rzecz to, jak niegdyś, za czasów Platona i Kratyla, tak po dziś dzień bardzo pospolita wśród ludzi, nie mających wyobrażenia o lingwistyce, a polega na niekrytycznym myśleniu i dziecinnej samozłudzie. Po prostu znaczenie wyrazu, to jest odnośne pojęcie kojarzymy tak ściśle z jego brzmieniem, że wydaje nam się, jak gdyby między tym brzmieniem a tym znaczeniem był bezpośredni, aktualny związek przyczynowo istotny, a tymczasem związek istotny wprawdzie jest, ale tylko genetyczny, rozwojowy i bardzo odległy!