Znaczenie nauki o języku Stare przysłowie powiada, że każda liszka swój ogon chwali, mając przy tym oczywiście na myśli ludzi, nie lisy. Wiemy dobrze, że mówi prawdę, ale nie zatrzymując się nad ogólną stroną tej prawdy, chociaż jest bardzo ciekawa i mogłaby nas zaprowadzić prostą drogą aż do metafizyki, stwierdzę tylko, że odwieczne doświadczenie, zawarte w tym przysłowiu, odnosi się tak samo do uczonych jak do wszystkich innych ludzi - ani mniej, ani więcej; kto wie nawet, czy nie więcej. Tak, każdy uczony chwali swoją naukę. I to nie tylko tak sobie na codzień, po cichu, dla prywatnego użytku, albo w zwykłych drwinach z kolegów i przekpiwaniach filologii, astronomii czy filozofii, albo w mniej lub więcej energicznym podnoszeniu znaczenia swojej nauki przed słuchaczami, ale także w poważniejszych występach i wyznaniach. Fizyk uważa, że właściwie cała nauka da się sprowadzić do fizyki, mianowicie nauka o tzw. martwej przyrodzie już teraz, a biologia w przyszłość. Biolog sprowadza wszystkie nauki humanistyczne czyli duchowe do nauki o życiu; tym bardziej antropolog rozszerza zasadniczo w ten sposób zakres swojej nauki; filologi, a określając samą siebie jako naukę o kulturze, wciąga właściwie wszystkie nauki duchowe w swoją orbitę; podobnie czyni historyk ze swego znowu stanowiska; a wreszcie, za wszystkimi lub przed wszystkimi, kroczy filozofia, nazywając sama siebie królową nauk. Ale ale, a matematyka! A prawo! O jej! Zabawne widowisko; właściwie, to może smutne widowisko. Zapewne, można tak robić do pewnego stopnia, bo skoro każda nauka jest niewątpliwie częścią całego poznania czyli nauki w ogóle, to wychodząc od każdej mogę dojść do całości. Ale trudniej już jest z zacieraniem różnicy między naukami przyrodniczymi a humanistycznymi, czyli, mówiąc technicznie, między nauką o przedmiocie a nauką o podmiocie poznania; a w każdym razie niedozwolonym jest zrównywanie części z całością i także rozszerzanie znaczenia utartych i określonych pojęć i terminów. Toteż niewątpliwie tkwi w tego rodzaju próbach obok filozoficznego jednoczenia wiele ciasnego, zaborczego egoizmu czy imperalizmu. Tak, tak. No, bo jakże? To, czemu ja poświęcam życie, nie ma być najważniejszym?! W tym chórze samochwalstwa słychać także głosik językoznawstwa, dosyć jeszcze cienki, jak zwykle u młodego stworzenia, ale wcale już donośny Czasem zresztą sympatyczny, jak to było np. u nieżyjącego już lwowskiego profesora Blatta, o którym opowiada jego były uczeń, prof. Gawroński, że nieraz na wykładzie, w zapale i podziwie dla swej nauki, której był oddany całą duszą, przerywał jaki szczegółowy wywód i mówił, jak kapłan o swoim tajemniczym, przepotężnym bóstwie: nie wiem, czy jest druga taka nauka na świecie! Że język jest rzeczą bardzo ważną, ba, dla człowieka pierwszorzędną, to wiadomo, jasne, i nie potrzeba się nad tym rozwodzić. Myślę też, że większość ludzi wołałaby sobie odebrać życie, niż stracić mowę w kwiecie wieku; napewno większość polityków, dziennikarzy itd. - zresztą w razie zamknięcia im językowego kurka szybko by u nich nastąpiło zatrucie... językiem. No, ale czy nauka o języku jest ważną, czy i jakie ma naprawdę znaczenie? Czy zapewniając, że językoznawstwo jest nauką ważną, nie robimy tak, jak owa żaba, co to nadstawiała łapę, kiedy konie kuli? Zobaczmy. l. Bezpośrednio praktyczne, życiowe znaczenie nauki o języku nie jest wielkie, ale jest i polega na daleko lepszej metodzie uczenia się i nauczania języków, zwłaszcza obcych. Można wprawdzie doskonale nauczyć się obcego języka tylko ze słuchu, z obcowania, tak jak uczymy się w dzieciństwie ojczystego, ale ta droga jest dostępna tylko dld niewielu. Zresztą zaś nauczyciel, kóry obok praktycznego opanowania danego języka posiada jeszcze podstawy nauki o języku w ogóle, fonetyki itd., daleko łatwiej i lepiej będzie uczyć, niż czysty empiryk. W szkolnej nauce jest to nieodzowne; potrzeba też tam koniecznie dobrych, jasnych podręczników, a do tego wszystkiego trzeba znajomości elementów językoznawstwa. Wiele też można jeszcze w tym kierunku zrobić. jeden maleńki przykład. Ogromna większość Polaków, uczących się w zwykły, niedostateczny sposób języka angielskiego, wymawia angielskie lh albo jak s, z albo jak l, d, czyli całkiem źle, chociaż właściwa wymuwa nie przedstawia szczególnej trudności i łatwo jej nauczyć, jeżeli tylko uczący sam zdał sobie dokładnie prawę z położenia języka. jeżeli powiem uczniowi: trzymaj usta lekko otwarte, oprzyj lekko kraniec języka o kraj górnych zębów i puść prąd powietrza między język a górne zęby; i jeżeli poprę to chematycznym rysunkiem oraz, umyślnie szerzej otwarłszy usta, pokażę na sobie układ języka, to każdy uczeń bez trudności przyswoi sobie poprawną wymowę angielskiego th, będącego rodzajem szeplenionego s, najpierw bęzdźwięcznego, a następnie dźwięcznego. Ogólny, bardzo znaczny postęp nowoczesnych podręczników polega na korzystaniu z fonetyki, na rozsądniejszym formułowaniu reguł i wzorów, dalej na zbliżeniu do naturalnego sposobu uczenia się języków, wreszcie na uczeniu żywego języka w jego codziennym zastosowaniu z uwzględnieniem także potocznej wymowy, a nie wyłącznie języka książkowego wraz z wymową i zwrotami, które wywołują tylko wrażenie uroczystej komiki. 2 Na drugim miejscu postawimy ogólnie kształtujące znaczenie nauki języka jako przedmiotu szkolnego. jeżeli zapytamy, czym się różni nowożytna psychika, a zwłaszcza umysłowość ludzka od dawniejszej, średniowiecznej, starożytnej i prymitywnej, to odpowiedź brzmi: odnajdywaniem prawidłowości zjawisk na podstawie doszukiwania się istotnych związków przyczynowych; obiektywizmem wobec faktów i zjawisk zarówno otaczającego nas świata jak nas samych; stwierdzeniem i jasnym zdawaniem sobie sprawy z rozwojowości życia czyli z pojęcia ewolucji, co nie przeszkadza, że rówocześnie stwierdza się pewną, znaczną nawet, chociaż oczywiście względną, stałość tworów, z których się składają szeregi rozwojowe, a więc typów i dążności czyli tendencji; wreszcie wzrostem samowiedzy ludzkości, co jest zresztą tylko bezpośrednim i ogólnym następstwem tamtych faktów. jako wynik potężniejącego nieustannie poznawania świata i siebie. Otóż jest rzeczą pierworzędnego znaczenia, aby młodzieniec, opuszczający szkołę średnią, posiadał rzeczywiście taką nowożytną umysłowość w jej zasadniczych cechach; aby młody obywatel, ukończywszy szkołę powszechną, także znalazł się już na tej drodze, czyli aby jak największa część społeczeństwa, o ile możności cały ogół jego, dochodził do tego stopnia rozwoju, który, jak dotychczas, jest tylko udziałem bardzo drobnej, przodującej cząstki ludzkich społeczeństw. Tymczasem rzecz to nie taka łatwa. Po pierwsze, wobec napływania do szkoły tych mas młodzieży ze środowisk o umysłowości dawniejszego typu, często wprost prymitywnej, muszą one wiele nadrabiać i wiele się dopiero uczyć, czyli szkoła musi z nimi dokonywać wiele, bardzo wiele wstępnej pracy, wymagającej dużo wysiłku. Po wtóre, dziecko i młodzieniec, wszystko już jedno, czy z więcej czy z mniej kulturalnego środowiska pochodzi, musi się przede wszystkim wielu rzeczy nauczyć, wiele faktów sobie przyswoić, musi opanować podstawy różnych nauk, tak aby nimi swobodnie i bez namysłu władać. To zabiera z konieczności dużo czasu i energii, tak że naprawdę w ciągu nauki szkolnej gubi się często zupełnie owe ważne momenty i cechy i widzimy mnóstwo ludzi, mających w głowie odrywki nowożytnej nauki, ale zupełnie prymitywną umysłowość. Zwłaszza w zakresie humanistycznym wykształcenia szkolnego. Przedmioty przyrodnicze uczą z natury rzeczy poszanowania faktu, obiektywności badania i wiązania zjawisk istotnym przyczynowym węzłem; chociaż i tutaj ogólne momenty, o których mówiłem na początku tego ustępu, bardzo giną Z oczu. Ale przedmioty humanistyczne wydają, można powiedzieć, wprost przeciwny rezultat. Wedle popularnego określenia one mają kształcić nie tylko umysł, ale także serce i charakter. Ponieważ jednak szkoła daje tylko drobne ułamki ze współczesego statsu i z całego rozwoju ludzkiej kultury, niczym nie związane, wyrwane z całości i traktowane osobno, z tendencją do ustalania nierealnych wieczystości i sprowadzania wszystkiego do gry prawie że jednostkowych, indywidualnych motywów, z zatratą perspektywy i traceniem z oczu istotnych związków przyczynowych i rzeczywistych wieczności w dążeniach, więc rezultatem jest zamiast upragnionego a realnego idealizmu raczej zupełna dezorientacja. Wiele przyczyn się na to złożyło, ale nie mogę tu dokładniej całej sprawy roztrząsać. Otóż racjonalnie prowadzona nauka języka ojczystego mogłaby do tych humanistycznych minusów dorzucić znaczne plusy właśnie w kierunku zaznaczonych braków i potrzeb. Materiał ojczystego języka tworzy przede wszystkim całość, składającą się z mnóstwa szczegółów, ale które się układają w związki i szeregi; po wtóre ten materiał jest uczniowi z góry dany, bo szkoła zaczyna się w wieku, kiedy dziecko już włada ojczystym językiem. Ponieważ ten materiał językowy ma charakter z jednej strony faktów psychicznych, subiektywnych, a z drugiej faktów obiektywnych, niezależnych od jednostki, więc nadaje się doskonale do obserwacji, do ćwiczenia si w bezstronnej i obiektywnej obserwacji zjawisk w ogóle, związku zjawisk psychicznych i kulturalnych z fizycznymi, a fizjologicznymi w szczególności, oraz w obiektywnej obserwacji samego siebie. Ten materiał języka ojczystego, jaki każdy uczeń w sobie posiada, tworząc jednolitą całość i układ, równocześnie jednak na wszystkie strony wykazuje związki i rozszerza się bez końca, w teraźniejszości i w przeszłości, czyli stawia dziecko w bezpośredni związek z jego społeczeństwem, jako jedno ogniwo wielkiej całości obecnej i przeszłej, i to nie na podstawie frazesów i luźnych szczegółów, tylko na podstawie realnych faktów, niezliczonych i szczegółowych, a przecież tworzących jeden wielki układ. Dalej, żaden z przedmiotów humanistycznych nie nadaje się tak dobrze jak język do zauważenia i stwierdzenia z jednej strony jasno określonej stałości tworów i typów, a z drugiej ich nieustannego przeobrażania się, czyli nieustannego, ogólnego rozwoju: każdy twór i każda kategoria językowa posiada z jednj strony całkowitą, niezależną od jednostki określoność i wartość, ma taki a taki wygląd i znaczenie, a z drugiej strony, jak widać z porównania języka różnych ludzi, zawodów, okolic i epok, podlega nieustannej ewolucji. Łatwo to na przykładach wykazać. A ta ewolucja wykazuje stałą prawidłowość, bo każdy fakt, czy szczegółowy czy ogólny, sprowadza się do przyczyn różnego rzędu, jak to znowu łatwo pokazać. Tylko jedno wielkie zastrzeżenie. Taki sposób prowadzenia «nauki» języka ojczystego, to jest takie z niego korzystanie jest naprawdę możliwe dopiero z dziećmi starszymi, może dopiero w dwu ostatnich latach szkoły średniej, przedtem zaś «nauka» języka ojczystego powinna być przygotowaniem do tego, dzielącym się na dwie fazy: pierwsza ma nauczyć dobrze mówić, czytać i pisać; druga ma «budować gramatykę», to znaczy doprowadzić na podstawie obiektywnej obserwacji łatwo dostępnych zjawisk do uświadomienia sobie zasadniczej budowy i roli języka. 3 Stąd wynika, a raczej może wyniknąć praktyczne znaczenie nauki języka w wychowaniu młodego człowieka w ogóle, wprawdzie raczej pośrednie, ale mimo to wcale doniosłe. jest rzeczą konieczną, aby młodzieniec zdał sobie jasno sprawę z zasadniczego faktu ewolucji życia, odbywającej się za pomocą jednostkowych tworów, które również wykazują i stałość, i rozwój. Dotyczy to zarówno całego świata zjawisk fizycznych jak psychicznych, świata przyrody jak ducha. Istotne zrozumienie tej właściwości życia, objawiającej się we wszystkich jego zakresach, da mu także tę tak potrzebą ogólną orientację wobec nieskończonego bogactwa szczegółów, prądów i sprzeczności życia ludzkiego; da mu w każdym razie pewien punkt oparcia. Po wtóre chodzi o to, aby życie, rozkładające się na tak zwaną obiektywną stronę doświadczenia, to jest otaczający nas świat, i subiektywną, to jest wewnętrzny świat naszego ja, znowu niejako połączyć w jedność; chodzi o to, aby zrozumieć, że są to jak gdyby dwie strony wielkiej jedności, że w każdym razie człowiek przedstawia w sobie na małą skalę tę jedność. Otóż nic może nie nadaje się tak do tego celu, jak wniknięcie w język, który jako funkcja zarazem fizyczna i psychiczna człowieka, stoi na granicy tych dwu zakresów doświadczenia, rozpadających się dla pospolitego ujęcia na dwa odrębne światy. Oczywiście szkoła mcże dać tylko przygotowanie i podstawy do przyszłej orientacji życiowej i do wyrobienia sobie zwartego poglądu na świat czyli filozofii, ale takie podstawy, mocne i prawdziwe, gruntujące młodzieńca silnie z jednej strony w realizmie, a z drugiej w idealizmie, są i konieczne i możliwe do przyswojenia. Trzeba tylko, aby także w szkole naprzeciw dosyć zwartej nauki przedmiotów przyrodniczych postawić zwarty system przedmiotów humanistycznych i pokazać, że nie tylko nauka przyrody, ale także nauka kultury doruszcza i wymaga traktowania i ujmowania ścisłego, a najlepiej do tego nadaje się - na razie przynajmniej - język. 4 Z dziedziny szkolnej przechodzimy do naukowej, do wykazania, jakie znaczenie ma językoznawstwo dla innych nauk humanistycznych czyli duchowych. Nauka o języku ma bardzo ważną rolę pomocniczą w badaniu kulturalnego rozwoju człowieka, w szczególności dla tzw. prehistorii, dla socjologii, wreszcie dla 1ogiki i psychologii. Prehistoria każdej grupy ludzkiej, plemiennej, narodowej, szczepowej, rasowej itd., skończywszy na całej ludzkości, czyli nauka o kulturalno-historycznym rozwoju ludzi, o tym, jak się każda kultura rozwinęła i ustaliła, rozporządza wprawdzie rozmaitymi środkami, ale im dalej się cofalny w przeszłcść, tym te środki stają się niklejsze, rzadsze i badanie tym większe wykazuje luki na każdym kroku. Dla bardzo odległych epok pozostają już tylko szczątki materialnej kultury, zachowane w wykopaliskowych resztkach dawTnych siedzib i cmentarzy. Można wprawdzie powiedzieć, że przecież człowiek mocą nieprzerwanie kontynuowanego związku pokoleń przedstawia i posiada w sobie cały przeszły swój rozwój, którego jest dziedzicem i wynikem, zatem także cały ubiegły rozwój swej kultury. Zapewne, tylko że jak pokolenia następują po pokoleniach, tak i stany i warstwy kultury nieustannie się zasuwają jedne na drugie, krzyżując się do tego i plątając w naj rozmaitszy sposób. I jak niepodobną w jakiejś dzisiejszej jednostce ludzkiej lub grupie odnaleźć konkretnie i indywidualnie jej przodków sprzed kilku, kilkunaStu lub kilkudziesięciu lat tysięcy, tak niepodobna w dzisiejszej ich kulturze odnaleźć jasny obraz dawniejszej kultury. Cóż np. pozostało w nas z pogańskiej religii, z całej, nie tak znowu bardzo odległej wiary przedchrześcijańskiej i z całego kultu pogańskiego? W określonej postaci tylko luźne i drobne przeżytki; a tak samo we wszystkich innych dziedzinach. Otóż tu zgłasza się do badacza język, jedyny wytwór ludzkiej kultury, który w takim stopniu przedstawia bezpośredniość i całość rozwoju. Wystarczy przypomnieć językoznawstwo indoeuropejskie i wszystkie fakty z odległej przeszłości tego szczepu, jakie wydobyło, a o jakich inne nauki historyczne nic przedtem nie wiedziały. Ponieważ język jest systemem znaków, obejmującym całość życia psychicznego i będącym tego życia zewnętrznym wykładnikiem, więc jest rzeczą jasną, że ma i musi mieć doniosłe znaczenie w badaniu całej mechaniki życia psychicznego, psychologii, zarówno indywidualnej jak zbiorowej, i logiki, która się przecież posługuje i wyraża środkami językowymi. Wystarczy przypomnieć sąd logiczny a zdanie językowe; zaś dla psychologii to, jak trudno dostępna jest skomplikowana mechanika życia psychicznego dla bezpośredniego eksperymentu. I tu oddaje język ogromne usługi. 5 Rozszerzając widnokrąg możemy teraz i dalej stwierdzić, że badanie języka ma bardzo zasadnicze i doniosłe znaczenie dla wszystkich nauk w ogóle, bo w nim są złożone elementy ludzkiego poznania w najszerszym tego słowa znaczeniu. I to jest może najważniejsze. Uprzytomnijmy sobie tylko, że na długo przed wszystkimi i jakimikolwiek «naukami», a tak samo «religiami» i «sztukami», istniały w człowieku, w jego codziennym życiu, elementy tego wszystkiego, zaczątki i podstawy, ustalone w postaci językowych tworów jako ich znaków towarzyszących. Przed religiami, wyznaniami, kościołami i teologiami istniały , pojęcia i wyrazy, oznaczające tajemnicze, zagadkowe dla człowieka siły i moce, różne czary, dobre i złe duchy, boga lub bogów, ducha i duszę, życie po śmierci, różne nieba i piekła... Jak wiele uczy badanie takich wyrazów jak duch, dusza, animus, anima, Seele, bóg, deus i tak dalej bez końca! Na długo przed jakąkohwiek «psychologią» powstawały i istniały pojęcia i wyrazy, oznaczające ducha, duszę, myśl, zmysly, czucie, wolę, chęci, pojęcia i tak dalej. Zanim powstała jakakolwiek «teoria poznania», były już w głowach i w języku czucia, wyobrażenia i sądy, pojęcia i wspomnienia, prawda i pewność, już znano, poznawano; wątpiono... Przed kodeksami, ustawodawstwem i filozofią prawa oraz teorią etyki istniały pojęcia i wyrazy dla prawa i krzywdy, dla zla i dobra, zbrodni i cnoty, obowiązku, winy itd., itd. Czy mówiąc o księżycu, miesiącu, pelni i nowiu, słońcu, jego zachodzie i wschodzie, o niebie i gwiazdach, itd., itd., myślimy i pamiętamy o tym, że to są odwieczne, stare jak ludzkość, elementy «astronomii»? Czy nazywając tyle zwierząt i roślin, drzew i kamieni, skaj i wód, różnych sił i zjawisk fizycznych... zdajemy sobie sprawę z tego, ile to w nich złożonego «poznania przyrodniczego»; ile to rzeczy i zjawisk poznano, rozeznano, uporządkowano przed wszelkimi «szkołami, katedrami, laboratoriami i naukami»? A kto tą zrobił? Niezliczone pokolenia naszych nieznanych przodków. Przed wszelką zawodową «poezją» i «poetami» istniała od pra<:zasów twórczość poetyczna, objawiająca się w rytmice mowy, asonancjach i aliteracjach, rymach, porównaniach i przenośniach, ltd. bez kOllca. Bezimienna, niezamierzona, mocna jak życie i śmierć poezja. A raczej: wraz z tylni objawami życia ludzkiego rozwijało się to wszystko, to co nazywamy nauką i filozofią, religią i poezją... Wszystkie one brały i biorą istniejące już przed nimi, to znaczy zanim się jako takie wytworzyły, i złożone w języku pojęcia i biedzą się z nimi. Cała dola i niedola człowiecza, całe długie, pełne męki, łez, tęsknoty, radości i zachwytów dzieje życia i kultury ludzkości są odbite i złożone w języku - całe to mozolne spinanie się ku świadomości, ku poznaniu, moralności i zachwytowi piękna, ku abstrakcji, uogólnianiu, pojęciom...; wszystkie te trudy nędznych, nagich, ciemnych istot, wyciągających się od swego rdzenia rękami, wzrokiem i myślą z nieprzemożną tęsknotą ku Czemuś i przez to Coś z niepokonaną siłą ciągniętych; całe to zmaganie się Wszechżycia z nicością poprzez drobne, jednostkowe kruszyny, nazywane żywymi istotami. I dopiero teraz, po długiej odbytej drodze, zwolna, zaczyna «nauka» na nowo nawiązywać do języka, do obiektywnych faktów wszelkiego poznania w nim złożonych, a zaczyna to robić dlatego,. że w dziedzinie duchowej, w filozofii, w ogólnym poglądzie na świat i w swym stosunku do obu stron doświadczenia oddaliła się od rzeczywistości i zaszła na manowce. Trzeba więc uczyć się z języka dziejów i istoty własnego poznania, ale przy tym trzeba z drugiej strony pamiętać o jego względności, tyranii raz ustalonej formy o większej lub mniejszej nieistotności jego obiektywizacji, czyli ucząc się z niego i posługując się nim, coraz więcej się z jego więzów wyzwalać. Przyrodnicy, patrzący z góry na inne nauki, a szczycący się «ścisłością» swoich, zapominają zbyt często o tym nieuchronnym medium języowym, w jakie się ubiera nie tylko ludzkie w ogóle, ale tak samo i ich poznanie, i o tym wielkim ciężarze spuścizny językowej z jej ustalonytni środkami i kategoriami. Ale z tych wszystkich rozważań wypływa świadomość, ile si da wydobyć z języka dla nauki i filozofii, dla zrozumienia związku między nauką, religią i sztuką oraz dla jasnego zdania sobie sprawy ze związku między codziennym życiem złowieka i tym jego «praktycznym poznaniem» a «poznaniem naukowym»! A stąd znowu płynie świadomość ogólnie wychowawczej doniosłości tego dla człowieka! Trzeba tylko to raz przecież zrozumieć i w wyższych klasach szkoły średniej, a następnie w całej pełni w uniwersytecie wprowadzić kurs nauki okulturzejako przedmiot obowiązkowy dla wszystkich, przy czym język jako część kultury, a zarazem jej tak ważny środek i ogólne odbicie, powinien być w odpowiedni sposób uwzględniony. 6 W ten sposób zrozumiemy i wyzyskamy znaczenie języka i nauki o nim, jako pomostu między naukami przyrodniczymi a duchowymi i koniecznego łącznika, bo całe poznanie człowieka, cała jego świadomość we wszystkich zakresach życia rozbiła się na dwa światy, jak gdyby nie mające związku z sobą. Przyczynia się do tego także teoretyczny podział nauk na dwie grupy, rzucony z wysokiej trybuny i skwapliwie powtarzany, na nauki nomologiczne czyli o charakterze ogólnym, i idiologiczne, czyli o charak!erze indywidualnym - do pierwszych mają należeć przyrodnicze, do drugich przeważnie duchowe, w których rzekomo fakt indywidualny stoi na pierwszym planie. Zapewne, że podział nauk na przyrodnicze i duchowe czyli kulturalne nasuwa się sam przez się; zapewne, że przeważna część nauk humanistycznych, jak historia lub historia literatury, stoi dotąd na stanowisku całkiem różnym od przyrodniczego i do żad. nych uogólnień nie doszła - ale mimo to śmiem twierdzić, że owo kryterium nomologiczno-idiologiczne jest nie do użycia jako zasadnicze stanowisko i że nie świadczy o wielkiej głębokości myślI jego twórców. I w zakresie zjawisk przyrodniczych fakt indywidualny nie jest czymś w zupełności obojętnym, bo jednostkowe układy są cechą rzeczywistości, a bez indywidualnych układów nie byłoby - przynajmniej w dziedzinie życia organicznego - rozwoju czyli ewolucji. I w zakresie zjawisk kulturalnych fakt indywidualny sam przez się jest obojętny, także tutaj chodzi przede wszystkim o typy i ogólne prawa. I językoznawstwo, stojące niejako na granicy obu działów nauki, zaczyna wchodzić na tę drogę, to znaczy formułować wielkie uogólnienia; zaś o podrzędnym znaczeniu jednostkowych faktów wobec typów i pojęć gatunkowych świadczy sam język jak najwyraźniej. Toteż nauka o języku może być pomocna, i to bardzo, swoim zbyt jednostronnym siostrom z lewej i prawej strony. 7 Jak wszystko, tak i świadomość oraz najwyższa znana nam jej forma, to jest samowiedza czyli autoświadomość człowieka, podlega rozwojowi. Oczywiście w zakresie tej samowiedzy najwyższym i najtrudniejszym - jak wykazują dzieje filozofii - stopniem jest samowiedza myśli ludzkiej, to jest autoświadomość poznania intelektualnego, religijnego i artystycznego. I tu znowu staje do ataku myśl językoznawcza. Wydobywa się samowiedza tego wykładnika, wytworu i zarazem narzędzia myśli, jakim jest język. A ponieważ rozporządzamy tutaj faktami jasno określonymi, łączącymi się w jeden zwarty i bogaty układ, przede wszystkim zaś mającymi przy całej subiektywności źródła zgoła obiektywny charakter, przeto widoki powodzenia - oczywiście względnego - są tu może większe niż indziej. W każdym razie dążenie językoznawstwa do wzniesienia się na poziom prawdziwej nauki, do wyjścia z przygotowawczej fazy kronikarsko-anegdotyczno-biograficznej, a wejścia w fazę filozoficzno-uogólniającą może mieć zasadnicze znaczenie dla innych nauk duchowych czy kulturalnych. Dlatego zrozumiałą jest coraz żywiej odczuwana potrzeba, aby jak naj prędzej, jak najzupełniej i jak najdokładniej zarejestrować cały obecnie jeszcze dostępny materiał mowy ludzkiej w jej nieskończonych odmianach; to znaczy, aby zorganizować ogólnoludzką pracę językoznawczą i dać jej do jej wywodów, dalszych wysiłków i uogólnień, możliwie pełny i pewny materiał. Zadanie jest gigantyczne, ale konieczne i godne ludzkości; dlatego też inicjatywa Polskiej Akademii Umiejętności w Międzynarodowym Związku Akademii, chociaż na razie tylko w postaci rzuconej myśli pod obrady, powinna by znaleźć nie tylko oddźwięk ale i urzeczywistnienie. Oczywiście o ile nie będzie trwała długo epoka wodzenia się za łby różnych grup europejskiej ludzkości.