Semantyka a gramatyka Nauka o znaczeniu w obrębie nauki o języku Przystępując do omówienia zjawisk, będących przedmiotem semantyki czyli nauki o znaczeniu tworów językowych, wypada zacząć od ogólnych rozważań na jej temat, i to w związku z pojęciem i składem gramatyki. Sprawa wchodzi bowiem bardzo głęboko w pojęcie, stan, zadania i układ całej nauki o języku i nie można jej pominąć, zwłaszcza że inaczej trudno zrozumieć, dlaczego dotychczas semantyka ma pewniejszy tytuł niż treść samą. Żeby jednak nie rozrywać ciągu mych artykułów o zjawiskach językowych i nie rozsadzać ich treści, daję to, co można uważać za wstęp do omówienia zjawisk semantycznych, osobno. Od końca XIX wieku podjęto z różnych stron energiczne usiłowania, aby głębiej wniknąć w istotę zjawisk językowych, i to nie tylko w ich rozwój, przeorażanie się czyli ewolucję, ale także w ich aktualną rolę, funkcję i znaczenie. Te usiłowania, aby zdać sobie lepiej niż dotychczas sprawę z przedmiotu badania, z dotyczących pojęć i celów, i żeby, w ślad za tym, wydobyć ogólne prawa językowe, przybrały oczywiście po części postać walki z panującymi dotąd zapatrywaniami i sposobami przedstawienia. Nic zatem dziwnego, że rozgorzała też walka i robią się wysiłki, aby odwieczną skorupę tradycyjnej gramatyki, w XIX wieku nieco odnowioną, rozbić i zastąpić nową, stosowniejszą formą. Burzenie rozpoczęto z kilku stron i, o ile przynajmniej mowa o gramatyce naukowej, można powiedzieć, że stara budowa jako całość leży już prawie w gruzach. Ale nowej jeszcze nie ma; ba, nie ma jeszcze ustalonego i powszechnie przyjętego projektu, jest dopiero, żeby się tak wyrazić, wystawa projektów, a raczej pomysłów do projektów. Sądzę też, że dzisiaj jeszcze mało kto zdaje sobie sprawę z tego, do jakiego stopnia musi się zmienić stara, a jak będzie wyglądać nowa postać gramatyki. W ogóle najlepiej by było i samą nazwę gramatyki pozostawić na wyłączną własność praktycznym podręcznikom, zwykłym zbiorom wzorów odmiany itd. W samym niejako środku tej wytężonej, nawet gorączkowej pracy stoi sprawa semantyki. Mówiąc z ręką na sercu, trzeba przede wszystkim bez ogródek wyznać, że semantyki naprawdę dotąd nie ma. To, co powiedziałem w r. 1903 we wstępie do pracy «Semazjologia czyli nauka o rozwoju znaczeń wyrazów. jej stan obecny zasady i zadania", że wprawdzie się dużo mówi i pisze o semantyce, ale że jej samej jak nie ma tak nie ma, można i dzisiaj powtórzyć. Przybyło od tego czasu wiele prac, ogólnych i szczegółowych zajmujących się zagadnieniami znaczeniowymi, ale semantyka w postaci ogólnie uznanej dotąd się nie wytworzyła. Ten dział jest ciągle prawdziwym utrapieniem językoznawców, a zwłaszcza gramatyków to jest tych biedaków, co chcą lub muszą pisać podręczniki gramatyki, które by były ostatnim wyrazem nauki, no a także mody i elegancij. Wiadomo, że są od dawna mniej lub więcej ustalone działy: głosownia czyli fonetyka, odmiana czyli fleksja, słowotwórstwo i składnia czyli syntaksa; wiadomo, ż te działy wyglądają inaczej w gramatykach praktycznych, a inaczej w naukowych, inaczej w opisowych, a inaczej w historycznych, itp.; wiadomo, że obecnie wygląd i układ tych działów są już mocno zachwiane, ale ostatecznie trwa jeszcze ciągle ich postać tradycyjna i używa się jej w braku lepszej. Ale o ile chodzi o semantykę, to równie dobrze wiadomo, że dotąd w ogóle nie było i nie ma jakiegoś ustalonego jej planu i że gramatyki tego działu zazwyczaj wcale nie zawierają. Mamy wprawdzie kilka książek mieniących się semantykai ogólnymi, mamy mniej lub więcej obszerne rozdziały; poświęcone tym zjawiskom w ogólnych dziełach o języku; jest cały szereg rozpraw i książek, poświęconych szczegółowym dziedzinom i zagadnieniom semantycznym oraz ich teorii i systematyce; co więcej, jest kilka wielkich, najnowszych «gramatyk» z osobnym działem, zatytułowanym «nauka o znaczeniu», a nawet w szkolnych podręcznikach spotykamy coraz częściej ustępy o znaczeniu wyrazów. Ale cóż z tego! Wszystko to są dopiero śmiałe lub nieśmiałe próby, a tak bardzo różnorodne, że na razie zwiększają zamieszanie, tym więcej, że przeważnie łączą się z próbami nowego układu czy to gramatyki, czy to nauki o języku w ogóle. Może najlepiej będzie przypatrzyć się przede wszystkim paru takim próbom. Postawmy na czele, jako najłatwiejszą do oceny, wielką gramatykę francuską duńskiego lingwisty Nyropa: Grammaire historique de la langue frar:aise, która na pozór rozwiązała zadanie, bo na pięć tomów całości jeden, czwarty l, jest poświęcony semantyce, która w ten sposób już zewnętrznie, rozmiarami swymi, staje 'równorzędnie obok głosowni, odmiany, słowotwórstwa i składni. Ale óż?! Po pierwsze: podczas gdy tamte działy są rzeczywiście i niewątpliwie głosownią, odmianą i składnią specyficznie języka francuskiego, to semantyka nie jest wcale specyficznie francuską, tylko ogólną z przykładowym luateriałem francuskim, a to gruba różnica. Jest to całkiem inne nastawienie, zupełnie innego rzędu niż w stojącej obok głosowni itd. Z semantyką francuską Nyropa ma się rzecz podobnie jak z psychologią języka polskiego prof. Baudouina de Courtenay, która wcale nie jest specyficznie polską, tylko mniej lub więcej ogólną z polskimi przykładami. A po wtóre: nie ujmując wcale prof. Nyropowi zasługi, bystrości, dowcipu, wielkiego oczytania oraz daru zajmującego przedstawienia, trzeba powiedzieć, że całe ujęcie jest powierzchowne, w układzie brak jakiejś istotnej zasady podziału (z czego zresztą autor sobie zdawał sprawę), tak że ani pod względem systematyki, ani pod względem wnikania w istotę zjawisk ta ogólna semantyka z przykładami francuskimi nie może być przewodnikiem. Układ jest taki: I. Znaczenie wyrazu. I I. Zmiana znaczenia. I I I. Wartość wyrazów. IV. Zakres wyrazów. V. Metonimie. VI. Metafory. VI I. Eufemizmy. VI I I. Asymilacja. IX. Imiona własne. X. Wyraz a rzecz. . W szczególności: I. Znaczenie wyrazu: dźwięk a znaczenie; względność znaczeń; wieloznaczność; homol}irriia (tak zwana dwuznaczność); synonirrJa (bliskość semantyczna, znaczenia podobne); antonimia (znaczenia przeciwne); jednostki semantyczne; elipsa; znaczenie ukryte (tzw. les idees latentes, elementy znaczeniowe, nie wyrażone bezpośrednio). I I. Zmiana znaczenia: uwagi ogólne; przyczyny zmian (rzecz; ugrupowanie społeczne; nastrój psychiczny; wyraz tj. zmiany znaczenia pod wpływem związków i postaci wyrazu); szerzenie się nowych znaczeń; zmiany zewnętrzne tj. zmiany znaczenia, którym towarzyszą także zmiany w wyglądzie, odmianie, akcentacji, pisowni i td. wyrazu. I I I. Wartość wyrazów: wzmacnianie i słabnięcie; degradacja (pogarszanie się, podupadanie znaczeń: wyrazy oznaczające ilość, stopień, jakość itd.; nazwy zawodów, rzemiosł, zajęć itd.; tytuły zaszczytne; rozmaite wypadki); polepszenie; wyrazy obojętne. IV. Zakres wyrazów: uwagi ogólne; zwężanie znaczenia; rozszerzanie znaczenia; wyrazy konkretne a oderwane. V. Metonimie: uwagi ogólne; całość a część; przedmiot a jego . zawartość; materiał a rzecz zrobiona; wytwórca a wytwór; metalepsa ., c) zmiana znaczenia, , d) indywidualny zasób językowy, e) wyrazy dla poszczególnyc dziedzin pojęciowych, . f) kategorie wyrazów i poddziały. Nauka o zdaniu i innych tworach: a) mówienie a myślenie, b) . przysłowia, c) gramatyka, d) składnia ogólna, e) składnia szczegółowa i indywidualna, f) złożone zaburzenia językowe. . W końcu ma być mowa o utworach wyższego rzędu czyli gatunkach literackich; innymi słowy ostatni tom dzieła ma przedstawić rozwój tych wszystkich psychologicznych i socjologicznych dążności ku dzisiejszym rodzajom literackim sztuki, zarówno górnej, jak ludowej. Stałe uwzględnianie psychologii myślenia. Krytyka dawniejszych gramatycznych i syntaktycznych podziałów. Wynikiem jes, a raczej ma być, nowy system gramatyczny, w którym znajdzie wygodne i właściwe miejsce zarówno prostacki żargon uliczny, jak najwznioślejszy język poetycki, gdzie się pomieszczą wszystkie logiczne i nielogiczne odchylenia Muszę zaznaczyć, że cała druga część zdaje się dotąd 2 się nie ukazała, ale układ przedstawia się dosyć szczegółowo i jasno w zapowiedzi autora, a następnie w układzie, jaki przyjął dla swych sprawozdań z ogólnego językoznawstwa w Indogermanisches Jahrbuch. . Cóż zatem powiedzieć. o tym ujęciu i o tym planie? Widzimy, że w dziale, nazwanym strukturą socjologiczną, autor daje społeczne, etniczne i kulturalno-historyczne podstawy, na których-wyrósl-dany język kulturalny, co - przynajmniej po części - dotychczas było traktowane w osobnych «dziejach języka)-. Zaś dział, nazwany strukturą. psychologiczną, zawiera właściwą «gramatykę>, tylko w bardzo szerokim ujęciu. Autor wciela w swój system także to, co dotychczas było przedmiotem stylistyki, retoryki i poetyki, także patologii mowy, ale ogólny podział pozostał. tu ten sam co dawniej: głosownia, nauka o wyrazach (= morfologia w zwykłej terminologii), nauka o zdaniu (= składnia z wyłączeniem nauki o użyciu form i kategorii gramatycznych). O ile chodzi o głosownię, to stosują się zatem do niego te same zarzuty, któreśmy już podnieśli: nie ma racji nazywać głoski i inne czynniki fonetyczne «najmniejszymi składnikami psychicznymh), a wyrazy „najmniejszymi jednostkami językowymh); bo jedne i drugie są tworami językowymi, różnego rzędu oczywiście: Nie ma też racji do wyłączania niejako głosowni z systemu gramatyki: traktowania jej na całkiem innych prawach. W działach następnych układ nie jest ani przejrzysty, ani dosyć przemyślany; nie wiadomo np., czy części morfologii, nazwane «Wortbildun) i «Wort-. gebrauch), odpowiadają częściom głosowni, nazwanym «opis) i «historia; i jak, czy też nie; nie wiadomo, dlaczego w dziale składniowym mają osobne miejsce przysłowia, a inne utarte powiedzenia nie; i dlaczego to ma figurować w składni. Słusznie robi autor, że zwraca uwagę na literaturę, ale jest to na razie tylko zapowiedź, i nie wiadomo, jak chce pogodzić językoznawstwo z nauką o literaturze. Rozszerzył też autor ramy swego układu tak, że łatwo może pęknąć, a przynajmniej przestać być systemem. Jako gotowa całość leży przed nami książka znanego francuiego gramatyka Ferdynanda Brunota pt. «La pen£ee et la langue. Methode, principes et. plan d'une theorie nouvelle du langage' appliquee au franais) 1, potężny tom o XXXV 954 stronach wielkiej ósemki. Autor przedstawia we wstępie genezę swego dzieła. Jest to wielki akt oskarżenia dotychczasowej «gramatyki>, w szczególności nauki -języka ojczystego w szkołach i byłoby z pewnością rzeczą bardo zajmującą także dla czytlników Języka Polskiego zapoznać się z biegiem myśli i zarzutów Brunota, ale ponieważ te wywody mają tylko pośredni związek z przedmiotem mego artykułu, więc pozostawiając może innej sposobności zaznajomienie czytelników z nimi, przedstawię krótko, jak autor określa swój cel i zadanie i jak je rozwiązuje. otóż autor nie miał zamiaru dać «gramatyki przejrzanej i poprawionej), tylko {! Szkoda, że autor nie dodał: tak jak kura wyprzedza swoje jaje! Nawiasem wspomnę, że ten sposób przedstawienia spotyka się od dawna w szkolnych podręcznikach na Zachodzie, zwłaszcza angielskich i amerykańskich. Nie przeprowadzam szczegółowej krytyki, bo ta będzie zawarta implicite w poniższych ogólnych uwagach zasadniczej natury. Wspomnę tylko jeszcze, ponieważ i tak już było wymienione nazwisko Vosslera, że ten monachijski romanista bierze wybitny udział w całym ruchu odnowienia językoznawstwa, zarówno teoretycznymi rozważaniami, jak przeprowadzaniem w praktyce swych zapatrywań. Vossler jest wyznawcą Crocego, przeciwnikiem pozytywizmu ewolucjonizmu, psychologizmu i wreszcie - socjologizmu. Jego stanowisko w patrzeniu się na zjawiska językowe to indywidualizm, moment twórczy, styl i sztuka, co wszystko określa mianem idealizmu. Dla niego właściwą, zasadniczą postacią gramatyki jest odpowiednio pojęta stylistyka - to dopiero jest właściwa nauka o języku i przez to staje ona obok nauki o literaturze. Vossier przeprowadza swoje zapatrywania, a zwalcza przeciwne, w sposób żywy, zajmujący, bardzo cięty i pełen siły pzekonania - nic dziwnego, że ma licznych zwolenników, i to nie tylko wśród swych uczniów. Ale, kiedy czytelnik zacznie się zastanawiać i chce sobie jasno zdać sprawę z zapatrywań Vosslera, to nieraz znajdzie się w kłopocie i w wątpliwości Zresztą już a priori można tego oczekiwać. Bo jasna, niewątpliwat bezpośrednio do, wszystkich przemawiająca prawda musi być w zgodzie z przedmiotem, z istotą i całością odnośnych zjwisk, innymi słowy, z rzeczywistością, a jakieś ciasno określone i przez ,to, amo ogrodzone stanowisko tym być nie może. Twórczość? zapewnewszakże życie całe, jest twórczością; kultura? oczywiście, bo cóż innego wytwarza człowiek? indywidualizm? naturalnie, przcież bezpośrednio rzeczywistość życiowa objawia się jedri6stkowo; intuicja, wyobraźnia, sztuka? niewątpliwie, boć to chyba w życiu przeważa. Można zatem i trzeba widieć i szukać- tego wszystkiego w języku, ale to nie wyklucza wcale automatyzmu i mechanizmu psychicznego i społecznego, ani roli życia zbiorowego, ani czynnika praktycznie-racjonalnego, ani nawet logiczno-poznawczego... Nie tylko nie wyklucza, ale nie może w żaden sposób wykluczać: gdyby. tego nie było wcale w. języku, toby w ogóle nie było tworów językowych. A więc patrzmy zawsze na całą rzeczywistość - nie możemy jej chwycić w sposób absolutny, to wiadomo - jesteśmy wobec niej zawsze jakby wobec bardzo odległego łańcucha górskiego, widzimy ją tylko przez gęstą zasłonę naszego jednostkowego bytu, ale starajmy się przynajmniej z całą siłą i z całą świadomością, ną jakie nas stać, nie przytykać nosa- do jednego miejsca zasłony, nie wbijać oczu w jedno jej mętne oczko i nie wrzeszczeć przy tym: ja, ja widzię rzeczywistość - bo wszakże to samo mniej więcej robią inni, nazywając się nawzajem osłami i kłamcami; robi się tylko zgiełk i wrzask, a wreszcie zaczynają argumentować pięści! Trzeba przede wszystkim zobaczyć zasłonę, odsunąć się od niej i jej się dobrze przypatrzyć. Wracając do Vosslera: jak nas nie zbawiło zrównanie Lercha \)semantyka = składnia (= gramatyka»), tak nas nie zbawi jego zrównanie «gramatyka = stylistyka». Bo dla wielu ludzi, nie najgłupszych, stylistyka jest jeszcze = x. A. teraz próbujmy się posunąć naprzód. Słusznie podkreślono energicznie i z różnych stron konieczność jasnego przeciwstawiania, a zarazem stałego i konsekwentnego uwzględniania obu stron faktu językowego, jakimi są postać i znaczenie. Twór językowy jako taki jest właśnie znakiem pewnej treści, istnieje razem z nią i przez nią i nadaje jej zarazem pewien obiektywny byt. jest więc rzeczą jasną, po pierwsze, że oba te momenty, te obie strony tworu językowego, trzeba mieć zawsze na oku, a po wtóre, że trzeba je uwzględniać przy wszystkich tworach językowych. Wynikają tedy dwa pojęcia nakowego rozpatrywania: nauka -o postaciach czyli formach w szerokim tego słowa znaczeniu, albo -morfologia, a z drugiej strony nauka o treściach czyli znaczeniach albo semantyka. Pojęcie postaci stosuje się do wszystkich tworów językowych, nie tylko do wyrazów, ale równie dobrze do głosek i do zdań; wszędzie mamy przed sobą określoną postać i strukturę. To "jest tak jasne, że wystarcza zwrócić tylko ria to uwagę, aby uznać, -że pojęcia morfologii nie można zacieśniać do wyrazów, bo ono się .stosuje do wszystkich tworów językowych, od względnie najprostszych do najblfdziej złożonych. Tak samo rzecz się ma ze znaczeniem i z semantyką, ale tu różne przyczyny złożyły się na daleko większą trudność jasnego 'zdania sobie sprawy ze stanu rzeczy. Jedną jest odwieczne pomieszanie pojęć i terminów, spowodowane tradycyjną gramatyką. Od Wiekó\tv cała masa faktów znaczeniowych była utopiona w nauce o wyrazach i w składni i eo ipso wyłączona z góry z semantyk i Gramatyka, zajmując się przede wszystkim tak zwan) mi form a mi ucząc ich i podając dla nich reguły i wzory, używa naprawdę ciągle pojęć i podziałów znaczeniowych, bo wszakże stwierdzanie, wyróżnianie i określanie form polega na ich znaczeniu albo na tak zwanej funkcji gramatycznej. Części mowy, przypadki, liczby i rodzaje, osoby, czac;y i tryby, strony i aspekty (postacie) czasownika, zdanie i różne jego rodzaje, części zdania itd., itd. - wszystko to są pojęcia znaczeniowe, a nie formalne, a raczej znaczeniowo-formalne, W każdym zaś razie nie czysto formalne. Ale z jednej strony są to pojęcia bardzo ogólne, oderwane i funkcjonalne albo stcsunkowe, nie uwzględniające indywidualnej treści odnośnych tworów, tylko ich treść kategorialną. Tak zwane formy językowe są to ogólne kategorie pojęć i stosunków, jakie w danym języku - po części w ogóle w mowie ludzkiej - się wyrobiły i dlatego właśnie, że konkretnej treści wyobrażeniowej jest w nic bardzo mało, albo i nic zgoła, uważa się je za formy. Z drugiej zś strony trzeba pamiętać, że cały zasób tych «form» wraz z odnośnymi nazwami odziedziczyliśmy po gramatyce klasycznej, grecko-łacińskiej, czyli że system, wyrosły na języku greckim, i to niezbyt doskonały, został przeniesiony na inne języki, mające po części bardzo różną budowę i system. I wskutek tego owe pojęcia i terminy grecko-łacińskie stawały się po częśi naprawdę czysto formalnymi, pozbawionymi wszelkiej treści, jakimś kiepskim rusztowaniem, po którym ludzi zmuszano chodzić, wmawiając w nich, że to wyborna gimnastyka! 1 Koniec końców przyzwyczajenie do patrzenia się na tak zwane formy przede wszystkim właśnie jako na formy było tak silne, że nawet kiedy stary system zaczął nie wystarczać, kiedy się zdecydowano z nim zerwać i kiedy zaczęto słowotw1órstwo układać wedle momentów znaczeniowych, a ze składni wyłączać naukę o użyciu przypadków, form czasownikowych itd. i wcielać do mortologii jako naukę o znaczeniu i używaniu form wyrazów, to i tak nie połączono tego z semantyką czyli nauką o znaczeniu tworów językowych w ogóle! Ten brak związku widać nawet u Noreena, chociaż w innej, niejako odwrotnej postaci, jak o tym już mówiłem. A stylistyka i retoryka? Tu leży druga przyczyna owego pomieszania pojęć, bo znowu całe mnóstwo materiału znaczeniowego było z dawien dawna rejestrowane w stylistyce i retoryce, a przez to samo z góry już niejako z ewentualnej semantyki wyłączone. Powodem było logiczne i estetyczne określanie i klasyfikowanie odnośnych faktów, zajmowanie się nimi dla celów praktycznych (nauka wymowy, poprawnego stylu, interpretacja poetów) przeoczenie, że te same zjawiska występują nie tylko w sztuce, to jest w tworach literackich, ale równie dobrze, koniecznie i stale w języku w ogóle, bo cała różnica w używaniu np. przenośni w poezji a w mowie codziennej polega tylko na większym lub mniejszym stoprju świadomości i tak zwanej «sztuczności). Tymczasem zaś, po trzecie, w kołach językoznawców zaczęto coraz usilniej myśleć o semantyce, zwłaszcza wskutek rozwoju i rosnącej ważncści, a zarazem trudności badań etymologicznych. Znajdujc się wobec nieprzejrzanego bogactwa znaczeń wyrazów i najróżnorodniejszych, nieraz zgoła nieoczekiwanych zmian i przejść znaczeniowych, zaczęto odczuwać coraz żywiej potrzebę wprowadzenia w ten chaos jakiegoś ładu, systemu i znalezienia jakichś zasad praw ogólnych. Semantykę łączono z wyrazami i ze słownikiem, a rozumiano ją przede wszystkim jako naukę o zmianach czyli o ewolucji znaczeń wyrazów. Zaczęto więc określać logiczny i historyczny stosunek znaczeń wyrazu i szukać przyczyn rozwoju semantycznego we wpływie treści całego powiedzenia (czyli w tak zwanej sytuacji) na znaczenie poszczególnych wyrazów oraz we wpływie całych grup znaczeniowych, w skład których wyrazy wcho-dzą, dalej w rozwoju (zmianach) kultury albo tak zwanych rzeczy, we wpływie nastrojów, itd. Najwięcej zrobiono oczywiście w dziedzinie najłatwiejszej, to jest w zakresie wyrazów kultury materialnej, badając wygląd i przeobrażanie się różnych grup przedmiotów i rzeczy w związku z odnośnymi nazwami i ich etymologią. Powstało nawet, jak wiadomo, w Niemczech osobne czasopismo, poświęcone tym badaniom, pt. Worter und Sachen. TH jednak gromadzono właściwie tylko materiał, uzupełniając słowniki. Kiedy jednak chodziło o jakieś ogólniejsze ujęcia i «prawa), oraz o wcielenie semantyki do gramatyki, napotykano nieprzezwyciężone trudności. I tak zostało bez mała do dzisiaj. Semantyka wydaje się ciągle jeszcze działem nauki o języku, nie mającym żadnego związku z innymi, co dowodzi jakiegoś zas1dniczego braku i fałszywego stanowiska czy ujęcia. Ja osobiście starałeln się wydobyć i jasno określić przynajmniej związek między słowotwórstwem a «nazywaniem) rzeczy i zmianą znaczenia w wymienionej już pracy , a drugi raz na ich «znaczenie», czyli rozłożyć cały zasób tworów językowych na dwie «nauki>, bo to śmierć, pseudosystem, nonsens, a w dodatku tautologia; tylko trzeba patrzyć na każdy twór od razu jako na jednolity twór z obu tych stanowisk. I w gruncie rzeczy przewodnikiem, wskazówką, a zarazem przestrogą jest tu ta stara, tradycyjna, nieudolna gramatyka, która wydobywała i nazywała formy na podstawie znaczenia. Jak to jest pouczające, jak to prowadzi w sam środek filozofii, ten fakt, że ta stara, dla nas tak przestarzała i naiwna gramatyka sprzed dwu tysięcy lat zawiera także coś niecoś z istotnego poznania; że mimo to była przez długie wieki zaporą i że trzeba było tyle czasu i wysiłków, aby to sobie uświadomić i nareszcie móc w sposób rozsądny nawiązać do owych starych początków, bardzo jeszcze pierwotnych i grubych, ale polegających na nieuprzedzonych jeszcze (żeby się tak wyrazić) obserwacjach i stwierdzeniach?! jakże zatem układać dane językowe i jaki system obrać? Obiektywną rzeczywistością językową jest wypowiedzenie (się), coś znaczące powiedzenie, całość względnie zamknięta tworów różnego rzędu, czyli układ coś znaczących razem i z osobna tworów. jest to zarazem prawdziwa, chociaż oczywiście, jak wszystko, względna, jednostka językowa, która się może równie dobrze składać z jednego, króciutkiego wyrazu jak z szeregu zdań. jeżeli przychodzę do domu, dzwonię lub pukam i słysząc, że ktoś wyszedł do drzwi, mówię: ja, to to jest powiedzenie. Jeżeli, wszedłszy mówię: żebyście wiedzieli, co się stało?!, a na zapytanie: no, cóż takiego? odpowiadam: zaraz, zaraz, tylko się rozbiorę, to to są trzy powiedzenia. Jeżeli potem opowiem, co się stało, to to może być także jedno powiedzenie czy wypowiedzenie się, złożone nawet z kilkunastu zdań. Zresztą nie chcę tu wchodzić w określanie, co należy uważać za jedno powiedzenie, stwierdzam tylko, że względną jednostką językową nie jest zdanie, w zwykłym tego słowa znaczeniu, tylko powiedzenie. Mamy zatem następujący szereg zasadniczych, obiektywnie danych tworów językowych: głoska - wyraz - zdanie - powiedzenie - utwór - mowa (narzecze). Wszędzie mamy do czynienia, po pierwsze, a) z prostymi tworami, b) z ich zespołami (grupami) 3; po wtóre, a) z ich stanem względnie samodzielnym, niezależnym, b) z ich odmianą; po trzecie, a) z ich stanem aktualnym, obecnym w danej chwili, b) z ich przeszłością czyli historią. A więc: twory głoskowe, głoski, grupy głoskowe (dyftongi, afrykaty...), zgłoski, grupy zgłoskowe; twory wyrazowe: wyrazy jednolite (pierwiastkowe), sufiksalne, złożone, zrosty, grupy wyrazowe (naj rozmaitsze); twory zdaniowe:. zdania jednolite (jednoczłonowe), proste dwuczłonowe, rozwinięte, grupy zdaniowe; powiedzenia: sądy, sprawozdania;. pytania, odpowiedzi, rozkazy, życzenia... (w tych kategoriach mieszczą się też: przysłowia, powitania i inne formuły językowe...); utwory: opowiadanie (relacja), pouczenie, rozmowa, polecenie, nagana... ; mowa (język), języki socjalne, zawodowe, narzecza... Te twory różnego rzędu, jako części żywej całości, jaką jest język, i jako części żywych całości, jakimi są powiedzenia, zachodzą jeden na drugi: twory głoskowe to nie tylko proste (niezłożone) gło.ski, ale także grupy głosek i zgłosek; twory wyrazowe to także jednostkowe twory jak - pomijając wykrzykniki - a, wskazujące o (np. tu o), w, -ż(e) itp.; a wreszcie podobne twory zdaniowe i powiedzenia. Ale zachodzą na siebie jeszcze pod innym względem. Przypatrzmy się mianowicie tradycyjnym pojęciom «fonetyka czyli głosownia, fleksja czyli odmiana i syntaksa czyli składnia». Otóż jest, a przynajmniej powinno być rzeczą jasną, po pierwsze, że fonetyka obejmuje dwie rzeczy: morfologię fonetyczną i semantykę fonetyczną, a po wtóre, że należy wyraźnie odróżniać fonetykę głoskową, wyrazową, zdaniową, powiedzeniową; dialekt . zną, żeby wylnienić tylko najważniejsze twory . Należy też odróżniać: «fonetyczny» = głoskowy, odnoszący się do tworów głoskowych, a «fonetyczny» = odnoszący się do brzmienia tworów językowych w ogóle. Niby to się samo przez się rozumie, a przecież wyraźne stwierdzenie i rozgraniczenie tych rzeczy jest nie tylko bardzo ważne, ale i bardzo potrzebne. A teraz pojęcie fleksji czyli odmiany, to jest funkcjonalnych modyfikacji tego samego zasadniczo tworu. Otóż, czyż nie ma takiej «odmiany» także w tworach głoskowych? Oczywiście, że tak, bo na tym polega przecież np. tak zwany zależny rozwój głosek. Jest dalej «odmiana» tworów zgłoskowych, wyrazowych (nie tylko przypadki itd.), złożeń itd., a także tworów zdaniowych (np. zmiana szyku) itd.. Do tego zważmy, że każda postać «odmiany» polega przecież na różnicy «fonetycznej» i w niej się wyraż]. To samo odnosi się wreszcie do «składnh), bo składnię, to jest fakt występowania tworów językowych w większych lub mniejszych szeregach i grupach, mamy równie dobrze poza zdaniem, w tak zwanej «fonetye», w słowotwórstwie, w powiedzeniach itd., i znowu każde ugrupowanie łączy się faktami «fonetycznymi» i «fleksyjnymi», będąc z nimi koniecznie wlązane. Z tego wynika, jak wielka jest względność pojęć głosowni, odmiany i składni i jak wielką ich powszechna stosowalność; tymczasem związano je jakby jakimś istotnym, nierozerwalnym węzłem z poszczególnymi kategoriami tworów! Ponieważ za z tego powstaje ogromna niejasność i zamieszanie pojęć, przeto najlpiej dać tym terminom i nieścisłym pojęciom pokój - one tylko szkodzą. Wystarczą nam zupełnie ogólne pojęcia morfologii i semantyki. Fakty językowe rozpatrujemy jako jeden nieprzerwany łańcuch tworów, od najmniejszych do największych, zawsze od razu mając na oku ich wygląd i znaczenie. Jeżeli ktoś koniecznie chce dla «przejrzystości» wprowadzić podział, a nie mówić po prostu po kolei o głoskach, grupach głoskowych, zgłoskach... wyrazach jednolitych (pierwiastkowych), sufiksalnych, złożeniach, przypadkach itd., itd., to może się trzymać zasadniczego wyróżnienia głosek, wyrazów i powiedzeń, ale niech tego nie nazywa po kolei fonetyką, słowotwór:stwem, fleksją i składnią, bo to są mętne i krzywe pojęcia. To jest owa piąta (względnie szósta) ważna przyczyna dotychczasowej niejasności, o której przedtem tylko uprzedziłem. Nie wyobrażam sobie, żeby Powyższe uwagi załatwiały i wyczerpywały sprawę, iżby ta próba wyjaśnienia sobie i drugitn dotychczasowego stanu nauki o znaczeniu była wystarczająca; myślę tylko, że to jest jeden krok naprzód na dotychczasowej drodze, a raczej po dotychczasowym staniu w lniejscu - nic więcej. Na szczęście, jak to zwykle bywa, robią się teraz z różnych stron równocześnie wysiłki, aby naprawdę ruszyć z miejsca. . Na zakończenie tego przydługiego, chociaż tylko bardzo szkicowego artykułu jeszcze uwaga o stylistyce i rytmice. Zdaje. mi się, jest rzeczą jasną, że fakty, mniej lub więcej stanowczo w zakres tych pojęć wciągane, należą zarówno do morfoogii jak do semantyki (w ogólnym sensie tych terminów), a po wtóre, odnoszą się do wszystkich tworów językowych. jak niewątpliwie do faktów językowych, zarówno aktualnych, jak rozwojowych, należy nie tylko zwykły, powszechny typ języka kulturalnego, ale także jego różne odmiany, wyższe i niższe, a dalej wszystkie jego odmiany socjalne (kulturalne i lokalne), tak też należą do nich odmiany związane z momentem twórczości artystycznej, zarówno z jej stroną indywiduatnie twórczą, jak z jej gatunkami i typami; wyraża się to - w różnym oczywiście stopniu, ale - w całym zakresie tworów językowych. Moment nastrojów także wszędzie i zawsze gra pierwszorzędną rolę, nie tylko w tak zwanej stylistyce. A to samo, mutatis mutandis, można powiedzieć o zjawiskach rytmicznych, w szerokim tego słowa znaczeniu zatem także poetycznych. O zagadnieniach specyficznie znaczeniowych, o tym, co dotąd na tym polu zrobiono, o ich teorii i o teorii odnośnych badań - innym razem.