§ 8. Drugim zasadniczym zjawiskiem rozwoju fonetycznego jest znaczna jego prawidłowość czyli stałość i konsekwencja zmian fonetycznych. Na tę to stronę zjawiska zwróciło nowsze językoznawstwo baczną uwagę wbrew dawniejszej praktyce i doszło w latach siedemdziesiątych do skrajnego sformułowania zasady O «bezwyjątkowości praw głosowych». Zostawmy tę zasadę na razie na boku i przypatrzmy się samym zjawiskom. Otóż przypatrując się uważnie wzajemnemu fonetycznemu stosunkowi np. języków romańskich, albo stosunkowi poszczególnych języków germańskich do siebie, albo języków słowiańskich itp. spostrzega się i stwierdza z łatwością wielką prawidłowość i stałość odpowiedników (czyli oboczności) fonetycznych. Np. stosunek fonetyczny między naszym krowa, czeskim i południowo-słowiańskim krava, a ruskim (to jest rosyjskim, małoruskim, białoruskim) korova powtarza się w dziesiątkach i dziesiątkach najrozmaitszych wyrazów, np. takich jak wrona, mróz, próg, itd., itd. Albo stosunek fonetyczny, jaki widzimy w poj. biały II bielić, powtarza się w polszczyźnie stale w całym szeregu wyrazów (dział II dzielić, wiara II wierzyć, biały II bielizna, piana II pienić itd. itd.), a tej polskiej oboczności a II e (po pewnych spółgłoskach) odpowiada w innych językach słowiańskich jednolita samogłoska tzw. jat (e, np. starocerk. belu, beliti, mera, meriti itd., itd.). Inna oboczność fonetyczna polska, również w dziesiątkach i setkach wyrazów i form się powtarzająca, a mianowicie taka jak: biorę, zbioru, ubioru II bierzesz, bierze, miotać II miecie, pszczoła II pszczelny, żona II żeński itd., itd., odpowiada w innych językach słowiańskich znowu (przeważnie) jednej głosce, ale innej, mianowicie zwykłemu e (np. starocerk. bero, beresi itd., źena, zenisku itd., itd.). Albo weźmy takie zjawisko (stosunek, oboczność) fonetyczne jak cz (ć), ż (z) II k, g w językach słowiańskich, np. piekę, pieką II pieczesz, piecze..., mogę, mogą II możesz, może..., noga II nóżka, nożny..., oko II oczny, oczko. Ten stosunek powtarza się w setkach i tysiącach wyrazów i form we wszystkich językach słowiańskich. I to samo możemy stwierdzić dla niezliczonych innych przeobrażeń czyli zmian fonetycznych we wszystkich językach, i dotyczy to zarówno stosunku poszczególnych języków jednej ciaśniejszej grupy do siebie, np. języków słowiańskich między sobą, germańskich między sobą itd., itd., jak i poszczególnych narzeczy jednego języka między sobą, jak i wreszcie poszczególnych całych grup między sobą. Weźmy narzecza jednego języka i ich wzajemny stosunek fonetyczny. Mamy tę samą stałość; np. w narzeczach mazurujących nie jeden tylko lub drugi wyraz wykazuje c, z, s wobec głosek cz, ż, sz narzeczy nie mazurujących i języka piśmiennego, tylko w setkach i setkach wypadków. Albo, jeżeli pewne narzecza zachowały a pochylone, to tak samo nie w kilku lub kilkunastu, ale w tysiącach form. I to samo odnosi się do zmian, względnie odpowiedników fonetycznych międzydialektycznych w ogóle. Ale nie inaczej rzecz się ma i ze stosunkiem całych grup oczywiście o ile są pokrewne - do siebie. Stosunkowi, któryśmy wyżej stwierdzili w poj. krowa II czesko krava II ros. korova odpowiada w języku litewskim (i w ogóle w grupie bałtyckiej) stale ar: karve, varna itd., a podobnie i w innych językach indoeuropejskich mamy w tych wypadkach, to jest w wyrazach etymologicznie pokrewnych, stale or (lub ar). I to samo powtarza się w innych wypadkach, Rozumie się prawie samo przez się na podstawie tego, co dotąd powiedziano, ale lepiej zaznaczyć to jeszcze osobno i wyraźnie, że to samo odnosi się do chronologicznego stosunku zmian fonetycznych w obrębie jednego i tego samego języka, jednego i tego samego narzecza. Jeżeli dawniejszy język polski kulturalny posiadał obok jasnego a pochylone (a) i jeżeli w pewnej epoce jego rozwoju to pochylone a przesunęło się w wymowie tak, że ostatecznie spłynęło z jasnym a w jedną samogłoskę, to nie nastąpiło to w pewnych tylko wyrazach lub formach, lecz - ogółem biorąc - we wszystkich. Albo jeżeli zmiękczone r w pewnej epoce języka polskiego przeobraziło się w rż (względnie r sz w odpowiednim położeniu), a to znowu w dalszym ciągu zmieniło się w rz, wymawiane jak ż (względnie sz), to znowu nastąpiło to powszechnie, a nie tylko czasem w niektórych wyrazach i formach, w innych zaś nie. I tak dalej bez końca. § 9. Otóż na podstawie tego rodzaju spostrzeżeń, robionych W niezliczonych przypadkach w obrębie zarówno poszczególnych języków i narzeczy, jak i całych grup, mniejszych i większych, językoznawstwo indoeuropejskie stwierdziło zwolna fakt, że przeobrażenie fonetyczne odbywa się nie dowolnie, kapryśnie lub na: wyrywki, tylko stale i prawidłowo. I wreszcie, w epoce rewizji podstaw językoznawczych w ogólności, a fonetycznych w szczególności, sformułowano to spostrzeżenie jako zasadę bezwyjątkowości praw głosowych, czyli innymi słowy postawiono twierdzenie, że zmiany fonetyczne głosek lub grup głosowych odbywają się w zasadzie powszechnie, we wszystkich wypadkach, zatem w zasadzie bez wyjątku. Naprzód uwaga o terminie «prawa głosowe (Lautgesetze, lois phonetiques)». Termin ten jest po dziś dzień w językoznawstwie indoeuropejskim, a za jego przykładem i w lingwistyce w ogóle, przeważnie powszechnie używany. Jednak szczęśliwy nie jest, bo albo nasuwa na myśl prawa, ustanawiane względnie rozwijane przez człowieka, w zakresie ustawowo-prawnym, etycznym itp., albo też prawa fizyczne, przyrodnicze. Zjawiska fonetyczne, nazywane prawami głosowymi, mają i z jednym, i z drugim rodzajem praw niejedną cechę wspólną, ale wykazują też znaczne i ważne różnice. A pojęcie, w tym terminie zamknięte, można zupełnie wystarczająco określić mianem zmian, przeobrażeń, albo tendencji, albo rozwoju fonetycznego, przeto lepiej terminu «prawo głosowe» unikać. Ja osobiście od wielu lat, zarówno w wykładach jak rozprawach, zupełnie go nie używam i żadnego przez to kłopotu nie doznaję. Daleko ważniejszą rzeczą jest zwłaszcza dla początkujących i dyletantów, uchwycić jasno, to jest naprawdę zrozumieć i przyswoić sobie samo pojęcie. Cóż to jest to tak zwane «prawo głosowe» czyli mówiąc po prostu, zmiana fonetyczna? jest to uogólnienie całego szeregu poszczególnych, konkretnych wypadków, wydobywające to, co w nich jest wspólnego. Np. na podstawie całego mnóstwa takich odpowiedników jak biały II bielszy, bielić, wiara II wierze, wierzę, formułujemy fakt: w języku polskim głoska, kontynuująca dawniejsze ogólniesłowiańskie e (jat') rozszczepiła się (w tym a tym czasie) w a II e; mianowicie przed następującymi nie palatalnymi (niezmiękczonymi) spółgłoskami przedniojęzykowymi (t, d, n, r, ł, s, z) przeobraziła się ostatecznie w zwykłe a, zaś przed wszystkimi innymi w zwykłe e. Na podstawie całego mnóstwa takich odpowiedników (oboczności) jak krowa-krava-korova " litew. karve, brzeg-bregu-bereg II niem. Berg formułujemy fakt: grupa głosowa or, er w położeniu między spółgłoskami zmieniła się w językach słowiańskich w ten sposób, że w narzeczach lechickich ostatecznie przeobraziła się w ro, re (z czego dalej re), w narzeczach czeskich i południowo-słowiańskich w ra, re, w narzeczach ruskich w oro, ere. W praktyce mówimy krótko: dawne indoeuropejskie u przeszło w językach słowiańskich (to znaczy jeszcze w prasłowiańskiej epoce) w y, zmiękczone r przeszło w polskim w rz, pragreckie a przeszło w jońskim w e (YJ), prapolskie (ogólnopolskie) cz, ż, sz przeszły w tych a tych narzeczach w c, z, s itd., itd., a pisząc przedstawiamy to jeszcze krócej w takiej formie: ideur. […] itd. jeżeli zestawiam różne narzecza jednego języka lub rozmaite języki jednej grupy ze sobą, to oczywiście stwierdzenie stosunków fonetycznych przybiera wygląd zrównań albo oboczności. Mówimy np.: sanskr. (czyli staroindyjskie) u = gr. u = łac. u słow. y = lit. u itd., albo też, co jest właściwsze: sanskryckiemu u odpowiada gr. u, łac. u , słowo y itd., co też można wyrażać (za przykładem Baudouina de Courtenay) krótko: sti. u II gr. u młc. u itd. § 10. Otóż fonetyka historyczna w nowożytnym ujęciu, czy to jednego języka czy całej grupy, jest uporządkowanym zbiorem tego rodzaju jednostkowych, ale zarazem już gatunkowych stwierdzeń wszystkich poznanych przeobrażeń, zmian, względnie oboczności fonetycznych. Porządek czyli system wynika z faktu, że rozmaite takie «prawa głosowe» dadzą się podciągnąć pod uogólnienia wyższego rzędu, przy czym mogą być stosowane różne punkty widzenia. Ogółem biorąc, wynikają te uogólnienia po pierwsze z jakości czyli natury a) głosek, b) właściwości i dążności fonetycznych, a po wtóre z jakości i bezpośrednich przyczyn zmian fonetycznych. A więc co się tyczy pierwszego momentu, rozróżniamy rozwój samogłosek od spółgłosek, rozwój spółgłosek dzielimy na rozwój spółgłosek zwartych, sonornych (nosowych i płynnych) i spirantów (s, z itd.); rozwój spółgłosek zwartych rozpada się oczywiście na poddziały: spółgłoski wargowe, przedniojęzykowe itd. Dalej łączymy w osobne grupy rozwój samogłosek pod względem iloczasu, rozwój systemu akcentuacyjnego, rozwój pod względem budowy zgłosek, rozwój osobnych głosek i grup głoskowych (np. st, kt itd.). Ze względu na drugi moment rozróżniamy rozwój niezależny od zależnego, o czym jeszcze niżej będzie mowa, zmiany głosek pod wpływem akcentu, następstwa fonetycznego, np. przegłos samogłosek pod wpływem jakości następującej zgłoski (np. rozszczepienie o II e, e II a, w polskim: żona II żeński, wiara II wierny; palatalizacja spółgłosek np. słow. cz, ż z pierwotnych k, g, pol. ć, dź z pierwotnych t, d itd., itd.), upodobnienia (asymilacje), dysymilacje (np. […] Małgorzata -> Margorzata, mularz -> murarz itd.), rozwinięcie nowych spółgłosek w pewnych warunkach (tak zwane wstawki, epentezy itp., np. słow. str - sr w ostrów, struga, gr. […], gr. […] itd.). § 11 Jest jeszcze trzeci moment, bardzo ważny i konieczny, mianowicie chronoiogiczny. Ponieważ rozwój fonetyczny przedstawia ciągłość w czasie wraz z organizmami psychofizycznymi, które są podłożem rozwoju językowego, przeto, rzecz prosta, moment następstwa czasowego musi być uwzględniany. Przeobrażenia fonetyczne, zmiany, oraz tendencje albo dążności i przyzwyczajenia, których owe zmiany są wynikiem, trwają czas jakiś, krótszy lub dłuższy, a następnie znikają, powstają nowe itd., tak, że często po pewnym czasie rozwija się dążność wprost przeciwna dawniejszej. Tak np. w epoce wspólności językowej słowiańskiej i jeszcze w epoce przedhistorycznej poszczególnych języków słowiańskich panowała dążność wzgl. przyzwyczajenie fonetyczne, aby zgłoski się kończyły na samogłoski, a wszystkie następujące elementy spółgłoskowe należały do zgłoski następującej, innymi słowy, aby granica zgłoskowa padała po samogłosce, czyli aby wszystkie zgłoski były otwarte. Rezultatem tej właściwości prasłowiańskiej są takie przeobrażenia jak monoftongizacja dawniejszych dyftongów (np. cena 'cena' koina, suchu 'suchy’ - *sausos, rozwinięcie samogłosek nosowych (np. (v)osu 'wąs' - (v)onsu, męso 'mięso' - *menso), upraszczanie takich grup spółgłoskowych, które wedle ówczesnych przyzwyczajeń fonetycznych nie mogły się wymawiać na początku wyrazu lub zgłoski (np. pętu 'piąty' - *penktos, kanoti, staropol. kanąć 'kapnąć' - *kapnoti itd., natomiast prostu 'prosty' pozostało, bo wymawiało się pro I stu itd.), przeobrażenie dawnych grup, w których między samogłoską a spółgłoską znajdowało się jeszcze r lub l (ł) np. *berza (por. litew. berzas) - starocerk. itd. breza, pol. brzoza (- *breza), rus. bereza itd. por. wyżej. Z biegiem czasu jednak ta właściwość została zachwiana, w niektórych językach słowiańskich prawie zupełnie przełamana, i grupy spółgłoskowe wskutek rozmaitych przemyian, jak np. wskutek masowego zaniku tak zwanych półsamogłosek czyli jerów (tzn. samogłosek zredukowanych, wymyawianych mniej dobitnie niż normalnie) nowo powstające, pozostają bez zmiany, wbrew dawniejszej dążności, np pol. lekki, panna, wierny, pełny itd. bez końca. Albo np. istniejąca niegdyś w językach słowiańskich wrażli.wość spółgłosek tylnych k, g, ch na następujące przednie (palatalne, zwykle miękkimi zwane) samogłoski, która już w prasłowiańskiej epoce doprowadziła do przeobrażenia się tych spółgłosek w tych warunkach na ć, ż, s (np. peko, pecesi 'piekę, pieczesz', mogo, mozesi 'mogę, możesz', duchu, duśinu 'duch, duszny'), już dawno przestała działać względnie istnieć. My, Polacy, mówimy wprawdzie do dziś dnia pieczesz, piecze, możesz, może, możny, rączka, nóżka, muszka itd. bez końca; ba, nie ulega wątpliwości, że i dziś jeszcze każdy z nas w danym razie na nowo takie formy utworzy, bo np. od jakiegoś rzadko używanego, albo nowo urobionego, albo z obcego języka przejętego wyrazu na -ka -ga, albo nawet po prostu od zwykłego takiego wyrazu, od którego jednak nie używamy zdrobniałej fonny, jeżeli nam przyjdzie jej jednak użyć, to bez namysłu utworzymy formę na -czka, -żka np. od zapomoga, wręga powiemy w danym razie na pewno zapomożka, wrążka lub wrężka, a nie *zapomogka, *wręgka. Ale to wcale nie znaczy, że dziś istnieje taka dążność fonetyczna, czyli wedle utartego terminu, że dzisiaj działa takie prawo głosowe, czyli jeszcze inaczej, że dzisiaj nie możemy wymówić *zapomogka (to znaczy de facto *zapomokka) itp. Bo przecież mówimy lekki itp., po wtóre owo cz, ż w formach rączka, nóżka rozwinęło się pierwotnie wtedy, kiedy tam jeszcze było i (prasłow. rącika, nozika), a ono przecież od dawna znikło; tak samo przed e, i: bo dziś przecież mówimy ginę, kiedy, kij, moge - mogę, dialektycznie mogemy lub mogiemy, nogę = noge, rękę = ręke, muchę = muche itd., to znaczy dziś i od dawna k, g, ch znajdując się przed e, i wcale nie zmieniają się w cz, ż, sz. Jeżeli zatem dziś jeszcze tworzymy takie formy jak zapomożyna, wrężka itp., chociażeśmy ich nie odziedziczyli, to tylko dlatego, że oboczność fonetyczna k II cz, g II ż, ch II sz, istniejąca w tysiącznych, przez nas odziedziczonych i powtarzanych formach i wyrazach jest nie tylko bardzo silna, w świadomości naszej językowej żywa, ale co ważniejsza, nabrała znaczenia morfologicznego, jako cecha charąkterystyczna formalna: jedne formy mają k, g, ch, inne zaś cz, ż, sz i dlatego tworzymy nowe na ich wzór, tak jak gdyby owa dążność fonetyczna dziś jeszcze istniała. To fonetyczne przeobrażenie k, g, ch - c, ż, s zresztą jeszcze w epoce prawspólności słowiańskiej przestało być żywe jako fonetyczna dążność, bo kiedy w innym, późniejszym czasie tejże epoki rozwinęły się nowe e, i przez przeobrażenie dawnych dyftongów oi (ai), to stojące przed nimi k, g, ch także wprawdzie nie utrzymały się w tej postaci, ale ich wymowa przesunęła się już nie w ć, ź, s, tylko w c, dz, (s): noga-nodze, ręka-ręce, wilk-wilcy. A więc jak krótko to formułują Niemcy: andre Zeiten, andre Lautgesetze. § 12. Otóż ten moment chronologiczny, który jest oczywiście. bardzo ważny, uwzględnia się w fonetyce historycznej przy przedstawieniu rozwoju poszczególnych głosek i właściwości fonetycznych. Ale tutaj chodzi nam właściwie o to, czy ten moment tworzy ogólną. zasadę układu, czy przedstawiając fonetykę języka, który znamy na przestrzeni kilkunastu wieków, rozróżniamy w ogóle epoki, czy np. historyczną fonetykę języka polskiego dzięlimy na kilka epok, np. na przedhistoryczną, staropolską, średnio(wieczno)- i nowopolską, czy nie. Otóż dotychczasowa praktyka naszej nauki tego nie robi. Przedstawiając dzieje fonetyczne języka polskiego od czasów najdawniejszych, kiedy polszczyzna była jeszcze tylko narzeczem prasłowiańskiego, aż do czasów dzisiejszych, uwzględniamy moment chronologiczno-rozwojowy przy każdej z osobna głosce, przy każdej z osobna właściwości systemu fonetycznego, rozróżniając fazy prasłowiańską, prapolską, staropolską, nowopolską; ale całości fonetyki nie dzielimy na okresy. Jeżeli nam chodzi o dokładne przedstawienie języka pewnego okresu jako całości, to wtedy przedstawia się ten okres osobno jako fonetykę staropolską, względnie jako część gramatyki staropolskiej; tak samo mamy gramatyki i fonetyki starogórno-niemieckie (althochdeutsch), średnio-górno-niemieckie (mittelhochdeutsch), starofrancuskie itd., itd. Nie ulega wątpliwości, że ta praktyka, po części usprawiedliwiona względami praktycznymi, jako zasada nie jest słuszna i musi się zmienić. Najlepszym dowodem tego, a zarazem dowodem potrzeby przedstawienia, które by uwzględniało moment historyczny jako ogólną zasadę, jest okoliczność, że mnożą się obecnie osobne «dzieje» różnych języków kulturalnych. Stoi to co prawda w związku z tym, że dotychczasowa naukowa gramatyka, chociaż niby historyczna, nie uwzględnia wcale momentu dziejów społeczeństwa, rozwoju odnośnego społecznego organizmu, jego przede wszystkim kulturalnej ewolucji na tle oczywiście ogólnie historycznym. Dotychczasowa naukowa gramatyka jest tylko surowym zbiorem ściśle językowych faktów, przedstawionych w możliwie ścisły, a zazwyczaj suchy sposób. W szczególności pozostawia zupełnie na boku etiologię rozwoju językowego, czynniki i przyczyny, które wywołały taką a nie inną ewolucję języka. Prawda, że to rzecz trudna; prawda, że w szczególności o ile chodzi o fonetykę, rzecz to jeszcze trudniejsza. Ale fakt pozostaje faktem, że gramatyka w ogóle, fonetyka w. szczególności, jest w przedstawieniu nowożytnego językoznawstwa ciągle jeszcze historyczną czyli rozwojową tylko w szczegółach, nie przedstawia rozwoju języka jako całości twórczej pracy językowej społeczeństwa, nie daje charakterystyki różnych ważniejszych epok tego rozwoju - krótko mówiąc, równie jej daleko do pełnej naukowości, jak i do tego, aby była dziełem sztuki. § 13. A teraz zawróćmy do zmian fonetycznych i ich ogłoszonej jako hasło ostatniej ćwierci XIX wieku bezwyjątkowości. Dawniejsze językoznawstwo często operowało już to wyjątkami już to sporadycznymi zmianami językowymi, to jest już to odstępstwami od jakiegoś normalnie w wieJ u wypadkach spotykanego przeobrażenia, już to zmianami, które tylko tu i ówdzie, w niewielu wypadkach, czasem nawet tylko w jednym jakim wyrazie lub formie się odbyły. Szkoła tzw. młodogramatyków, a za nią zwolna ogół lingwistów, stanęła na stanowisku, że wyjątki są zawsze pozorne, a naprawdę sporadycznych zmian językowych nie ma. Zasadę bezwyjątkowości tzw. praw głosowych sformułowano dokładniej w ten sposób: zmiany fonetyczne są w tych samych warunkach rzeczywiście bezwyjątkowe, cały ciężar walki, ataku i obrony, skupił się zatem koło tego pojęcia tych samych warunków. Przede wszystkim stwierdzono działanie tzw. analogii, to jest wpływu grup wyrazowych, formalnych lub znaczeniowych lub znaczeniowo-formalnych, które oddziałując na poszczególne wyrazy i formy, wchodzące w skład grupy, krzyżują lub usuwają zmianę fonetyczną. Zmiany fonetyczne bowiem bardzo często rozrywają naturalny związek fonetyczny, zaś analogia przeciwdziała temu, stara się ten związek na nowo przywrócić. Np. prasłowiańska odmiana czasu teraźniejszego berą, bereśi itd., albo rzeczownika zena, zeny, zene itd. i podobnie w setkach innych wyrazów, przeobraziła się z biegiem czasu na gruncie polskim wskutek przeobrażenia fonetycznego samogłoski e przed niepalatalnymi (twardymi) spółgłoskami t, d, n, r, ł, s, z i przybrała taki wygląd: biorę, bierzesz, bierze, bierzemy, bierzecie, biorą; żona, żony, żenie, żonę, żenie, żoną, żono, czyli fonetyczny związek tych grup, tworzonych przez formy osobowe i przypadkowe tych samych wyrazów został naruszony, nadwątlony przez to, że w pewnych formach rozwinęło się o, w drugich pozostało e. I cóż widzimy w następstwie? oto, że dzisiaj, i już od dosyć dawna, mówimy żona, żony, żonie itd., czyli, że jednolitość fonetyczna została przywrócona w ten sposób, że formy trzeciego i siódmego przypadku dostały pod wpływem reszty, zatem analogicznie, samogłoskę o, podczas gdy dawniejsze ich postaci miały na mocy rozwoju fonetycznego samogłoskę e. To samo stało się w rzeczownikach w ogóle; dawniej odmieniano na mocy rozwoju fonetycznego siostra, siostry, siestrze..., brzoza, brzozy, brzezie..., jezioro, jeziora, (w) jezierze..., czoło, czoła, (w) czele..., itd., a dzisiaj siostra, siostrze, brzoza, brzozie, jeziora, w jeziorze, czoło, w czole, itd. I tylko w formach izolowanych, to jest takich, które wskutek jakichś czynników wyszły ze związku grupowego, np. w wyrażeniu (stać) na czele, które znaczeniowo się wyodrębniło od czoła i jego odmiany, utrzymała się dawna postać fonetyczna; albo brzezina, itp. Wiadomo dalej, że odmiana biorę, bierzemy..., niosę, niesiesz... itd. znajduje się już na drodze do tego samego wyrównania; tu jesteśmy niejako świadkalni całego przebiegu, bo istnieje jeszcze szereg odziedziczony z poprzednich epok z takim wyglądem, jaki powstał wskutek panującej niegdyś dążności fonetycznej, i odmiana biorę, bierzesz... itd. jest jeszcze postacią języka piśmiennego i starannego, zaś obok niej w życiu codziennym bierę (wzgl. biere), bierzesz..., bierą itd. i oczywiście ta postać odmiany wcześniej czy później zwycięży, stanie się jedyną i poprawną. To samo widzimy w niezliczonych innych wypadkach we wszystkich językach i epokach; jest to zjawisko wcale nie wyjątkowe, tylko normalne i stałe. To jest zatem jeden bardzo ważny czynnik rozwojowy, krzyżujący względnie usuwający działanie zmian fonetycznych, wywołujący tzw. wyjątki. § 14. Drugi czynnik polega na równie powszechnym fakcie, że każdy język w mniejszym lub większym stopniu przejmuje wyrazy, formy i zwroty z innych, począwszy od języków zupełnie mu pochodzeniem obcych, a skończywszy na narzeczach oraz na dawniejszych fazach tego samego języka, wskutek czego często występuje jakieś odstępstwo od własnego rozwoju fonetycznego tego języka w danej epoce. Zasilanie się języka kulturalnego narzeczami ludowymi zwykle, w normalnych warunkach, ogranicza się do pewnego zasobu wyrazów, przede wszystkim technicznych, i na fonetykę nie ma wpływu, bo często świadomie się unika wszystkiego, co by mogło na «chłopski język» i «chłopską wymowę» wyglądać. Ale po pierwsze żywy związek między miastem i wsią, inteligencją i ludemy, zawsze przecież istnieje i jest niemożliwą rzeczą, aby to i owo, nawet co do wyglądu fonetycznego, nie wsiąkało w ciągu wieków z narzeczy do języka powszechnego; a po wtóre są epoki, gdzie ten wpływ języka ludowego i jego dialektów jest znaczniejszy i obfitszy, tak np. często w epoce tworzenia się języka kulturalnego i konsolidacji narodu, oraz w epokach świadomej reakcji przeciw zastojowi w życiu, przede wszystkim w literaturze i sztuce, kiedy czerpie się. pełną ręką z życia i języka ludowego, jak np. w czasach romantyzmu albo w ostatniej dobie. Bywają oczywiście i szczególne warunki, jak np. w starożytnym Rzymie albo w Grecji, które zlewaniu się różnorodnych, dialektycznych elementów sprzyjają.