W języku polskim mamy np. sporo wyrazów z fonetyką odmienną od polskiej, pochodzących z języków polskiemu bliskich, czeskiego i ruskiego, na co się różne przyczyny i warunki złożyły. Tak np. wyrazy obywatel, Władysław, rohatyna, hrabia... zamiast polskich obywaciel, Włodzisław, *rogacina, grabia..., wykazują odstępstwa czyli «wyjątki» fonetyczne pozorne, bo ten wygląd fonetyczny jest czeskiego pochodzenia. Albo wyrazy kniaź, rusznica, na pohybel, bezhołowie (tak dzisiaj pospolite), prowodyr, portki, czort, rubacha... zamiast polskich ksiądz, (książę), *ręcznica, na pogibiel, bezgłowie, *przewodierz, *partki, czart, grubacha... wykazują znowu fonetykę ruską. I polskie narzecza są tu i ówdzie odpowiedzialne za «wyjątki» fonetyczne języka kulturalnego, chociaż w ogóle rzadko wobec znanych naszych skłonności arystokratycznych; np. cacko, cąber, baca zamiast starszych, niedialektycznych czaczko, cząber, bacza. Oczywiście także sięganie do dawniejszych faz własnego języka, w pewnych znowu epokach lub u pewnych pisarzy żywsze, stale zaś utrzymujące się przez kościół i język Pisma świętego., modlitw, itd., albo przez język prawa itp., dostarcza nieraz pozornych «wyjątków» fonetycznych, chociaż ten wpływ przeważnie się odnosi do form. wyrazów i znaczeń. Licznych i typowych przykładów tego rodzaju dostarcza język łaciński i grecki w swym późniejszym rozwoju. Częstsze są wypadki takie jak rajca II radca, gdzie mamy dwie postaci z różnych czasów pochodzące, podobnie mistrz II majster, alkierz II erkier itp., wyrazy wzięte z niemieckiego, ale w różnych epokach. § 15. Trzeci czynnik, wchodzący w grę, dotyczy już warunków samych zmian fonetycznych. Otóż pod względem ich jakości i stopnia ich złożoności są możliwe najrozmiatsze wypadki i kombinacje, a co za tym idzie, częstość faktycznego występowania jakiejś zmiany fonetycznej bywa naj rozmaitsza. Skrajne biegunowe wypadki są: a) przeobrażenie nastąpiło absolutnie we wszystkich wypadkach, w których dana głoska de facto się znajdowała czyli głoska (lub grupa głoskowa) w swej dawniejszej postaci jako taka znikła, nie istnieje, przeobraziwszy się w inną; oraz b) zmiana nastąpiła tylko w jednym wyrazie. Wypadek pierwszy jest zwykły, obejmuje on znaczną ilość tzw. zmian fonetycznych niezależnych, które polegają na powolnym, zwykie niedostrzegalnym w osobnych momentach czasu, przesuwaniu artykulacji głoski, z czym łączy się bardzo często niemożność innego wymawiania w normalnych warunkach w danym czasie i u danego społeczeństwa. Np. dawne indoeuropejskie u przesuwając się zwolna w wymowie u językowych przodków Słowian przeobraziło się ostatecznie jako głoska i jako wyobrażenie fonetyczne w y we wszystkich absolutnie wypadkach. Nie możemy przytoczyć wyrazu lub formy, gdzieby na miejscu dawniejszego u nie było y, i to jest zrozumiałe, bo tu mamy do czynienia z przeobrażeniem się pewnego wyobrażenia fonetycznego jako takiego. Albo: indoeuropejskie aspiraty, to jest spółgłoski takie jak th, dh, itd., straciły na gruncie prasłowiańskim bezwzględnie aspirację, przeobraziły się w t, d, itd.; spirat nie ma tu absolutnie; indoeurop. samogłoski, krótkie a, o oraz długje a, o, na gruncie słowiańskim rozwinęły się w ten sposób, że spłynęły w jedną samogłoskę, krótkie w o, długie w a, znowu bez wyjątku; podobnie dawne dyftongi absolutnie uległy monoftongizacji, ei w i, itd. I tego rodzaju przykładów możemy przytoczyć całe szeregi. Ale nie tylko wśród zmian tzw. niezależnych spotykamy te wypadki; nie brak ich także wśród zlnian tzw. zależnych, kombinatorycznych. Np. tak pospolity objaw fonetyczny, jak wymawianie dźwięcznych z p'ochodzenia spółgłosek przed bezdźwięcznymi (głuchymi) jako bezdźwięcznych (np. babka jak bapka, wódka jak wólka itd.), lub odwrotnie (prośba jak proźba itd.), jest bezwyjątkowy. Zasadnicza powszechność, bezwyjątkowość jest bezpośrednio zrozumiała i jasna w tych zwłaszcza wypadkach, gdzie rozwój fonetyczny doprowadził do swoistej nięistniejącej przedtem (w danym języku i w danym czasie) głoski, a do zupełnego zniknięcia dawniejszej; bo wtedy jest czas jakiś, dłuższy lub krótszy, w normalnych warunkach niemożność innego wymawiania. Kto wymawia ł jak u, ten normalnie właśnie nie posiada wyobrażenia fonetycznego ł, tylko uł i wskutek tego wymawia tylko u. Kto wymawia ś, ź tak jak je wymawiamy dajmy na to w Krakowie, ten nie wymawia ich tak jak Polacy ze wschodnich okolic, litewsko-ruskich, i na odwrót. Tym się też tłumaczy trudność uczenia się obcych języków, a przede wszystkim właśnie trudność przyswojenia sobie obcej wymowy takich głosek, jakich w swoim języku nie posiadamy. jak nam trudno porządnie wymówić angielskie lub francuskie samogłoski! Człowiek ma niejako wyżłobione koleje artykulacji pewnej ilości głosek i mimo wysiłków, aby z nich wyjechać, ciągle w nie wpada. Tak zatem nawet wtedy, gdy świadomie się wysila, aby inaczej wymawiać! Możemy zatem stwierdzić w tych wszystkich wypadkach zasadniczą jednolitość wymawiania czyli bezwyjątkowość zmian fonetycznych, raczej ich rezultatów, polegającą na niemożności innego wymawiania w danym czasie i środowisku, czyli polegającą na istnieniu takiego właśnie a nie innego wymawiania. § 16. Bez porównania rzadsze są wypadki z drugiego bieguna, a nawet teraz, kiedy to piszę, nie przypominam sobie przykładów, gdzieby można przysiąc, że zmiana fonetyczna odbyła się w jednym tylko wypadku, to jest, gdzie by skład warunków ją wywołujących raz tylko w całym języku wystąpił. Trudno wobec bogactwa każdego języka o absolutną pewność. Ale wypadków, gdzie z tym zastrzeżeniem możemy stwierdzić jednostkową zmianę fonetyczną, a zwłaszcza takich, gdzie tylko w kilku wypadkach ją obserwujemy, jest dosyć. Na czymże polega ten drugi skrajny wypadek? Na tym, że głoski wymawiamy de facto w przygniatającej większości wypadków w kompleksach fonetycznych, to jest wyrazach i powiedzeniach. Wskutek tego mamy nieskończone bogactwo kombinacji i warunków, wśród jakich poszczególna głoska de facto się zjawia; w szczególności zaś, obok grup i warunków niezmiernie często się w języku powtarzających, mamy i drugi biegun, mianowicie bardzo rzadką, a nawet wyjątkową, jednorazową kombinację warunków.. Weźmy np. wyraz jeniec, który pochodzi od słowa jąć, a mianowicie utworzony jest od imiesłowu jęt(y) sufiksem (i)ec. Ten wyraz brzmiał dawniej jęciec, zaś w drugim i dalszych przypadkach, gdzie półsamogłoska znikła, jęćca itd.; w takiej kombinacji w pewnej epoce ć przeobraziło się w j, albo mówiąc dokładniej grupa ćc przeobraziła w je, tak jak np. w ojca - oćca, winowajca - winowaćca itd. W owej więc epoce ludzie używając tego wyrazu mieli zamiar, rozpęd do wymówienia mniej więcej jejca; jednak wskutek szczególnej Ic0mbinacji warunków, wskutek trudności takiego lub podobnego wymawiania dla owych ludzi, nie doszło do dokładnego wykonania tego zamiaru; nosowość tkwiąca w samogłosce e połączyła się z następującym elementem fonetycznyln j i zarazem usamodzielniła, rozwinęło się z tego ń (tj. artykulacja elementu nosowego przedniojęzykowego + artykulacja elementu palatalno-przedniojęzykowego). Nic w tym właściwie nie ma dziwnego, bo przecież nasze samogłoski nosowe przedstawiają w położeniu przed zwartymi spółgłoskami właściwie grupę, złożoną z samogłoski nosowej i odpowiedniej spółgłoski nosowej, zatem w naszym wypadku możemy schematycznie i grubo rzecz przedstawić tak: zamiar fonetyczny był jęnjca: no, a cóż to jest właściwie tak bardzo innego niż jeńca, je- . żeli jeszcze zważymy, że e w jeńcą, jak w ogóle samogłoski przed nosowymi spółgłoskami, jest także trochę (pod koniec swej artykulacji) nazalizowane? Pierwszy przypadek, jęciec, został następnie analogicznie, wedle przypadków zależnych, zastąpiony postacią jeniec podobnie jak dawne ociec wedle ojca, ojcu... (- oćca)... przez ojciec.. Widzimy zatem, rozpatrując bliżej, że w danym wyrazie nie odbyło się nawet żadne szczególne przeobrażenie, tylko konfiguracja szczegó]na warunków doprowadziła do rezultatu wyjątkowego, to jest takiego, którego gdzie indziej nie widać. Weźmy wyraz Tatry, który niegdyś brzmiał niewątpliwie *Tartry. Otóż r przed spółgłoską, a nawet przed grupą spółgłoskową nom1alnie się utrzymuje (karczma, wartki), ale tutaj po t następowało znowu r i w tej rzadkiej kombinacji fonetycznej, przez rodzaj dysymilacji pierwsze r znikło; drugi znany przykład staropol. chabry rozwinęło się tak samo z charbry obocznej postaci wyrazu chrobry. Widzimy zatem w dwu tylko wyrazach działanie tzw. prawa głosowego. Albo dziś zamiast oczekiwanego *dzieńś lub dzeińś, bo normalnie, w tysiącach przykładów, prasłowiańskie jer' (i) w pozycji mocnej (tj. kiedy nie zniknęło jak w pozycji słabej) zastępuje się czyli kontynuuje w polszczyźnie przez e. Ale jest parę «wyjątkowych» wypadków z i, w «wyjątkowych» też warunkach. Albo szczutek, szczutka kontynuuje dawniejsze szczudlek, szczudlka. Otóż zresztą dl nie przeobraża się nigdy w t, ale tutaj w przypadkach zależnych, gdzie ta grupa znajdowała się przed k i wymawiała się bezdźwięcznie: szczutłka, l także bezdźwięczne, niedosłyszalne, znikło, i de facto zapanowała wymowa szczutka itd. A potem jak w tylu innych wypadkach, dla przywrócenia naruszonej przez ten rozwój fonetycznej jednolitości, pierwszy przypadek szczudlek zastąpiono na wzór przypadków zależnych postacią szczutek. Niech tych parę przykładów wystarczy. A teraz łatwo sobie wyobrazić, ile naj rozmaitszych stopniowań wykazuje rzeczywistość rozwoju językowego między tymi obu biegunowymi wypadkami: absolutną powszechnością jakiejś zmiany językowej i absolutną jej jednostkowością. I łatwo też zrozumieć, że w gruncie rzeczy między obu tymi skrajnymi wypadkami nie ma żadnej zasadniczej różnicy; tylko w jednym wypadku dane warunki i przyczyna powtarzają się wiele razy, w drugim zaś raz jeden lub parę! § 17. Różnorodność i niewspółmierność warunków wyjaśnia też zawsze w zasadzie wszystkie tzw. wyjątki lub odstępstwa od stwierdzonego zresztą rozwoju fonetycznego. Że w bardzo wielu wypadkach nie udało się jeszcze tych warunków poznać i wydobyć, no to jest tylko naturalne, zarówno z ogólnej racji, którą jest właściwość ludzkiego stopniowego poznawania rzeczywistości, jak i z rozmaitych szczegółowych racji. Ale to nas nie dręczy ani doprowadza do rozpaczy wobec tego, że jesteśmy na właściwej drodze,. a to grunt. Trzeba też pamiętać, że prócz najrozmaitszych warunków fonetycznych na wygląd wyrazów oddziałują też warunki niefonetyczne, mianowicie różne objawy wpływu wywieranego przez inne wyrazy na podstawie skojarzeń, do których to objawów należy także wspomniana poprzednio analogia. Np. nasz wyraz dławić wobec dawniejszego wyłącznego dawić nie wykazuje jakiegoś wyjątkowego fonetycznego rozwinięcia się ł (wsuwki, jak dawniej mówiono), tylko polega na tym, że obok da.wić istniało słowo dłabić, dosyć podobne i wyglądem i znaczeniem. I te dwa słowa dawić i dłabić zlały się w jedno nowe dławić, które ma jak widzimy wszystkie wspólne elementy tamtych dwu, a nadto po jednym szczegółowym: z jednego ł, z drugiego w. Chciałbym jeszcze zwrócić uwagę na jedną ważną okoliczność, a mianowicie na to, że działanie analogii nieraz usuwa prawie zupełnie konkretne wypadki czyli rezultaty działania jakiejś zmiany fonetycznej czyli tzw. prawa głosowego. Np. tak zwane l epentetyczne, pojawiające się w takich wypadkach jak w starocerk. zemlja itd., w polszczyźnie zostało w zgłoskach sufiksalnych prawie - bez śladu wyrugowane wedle form, gdzie go nie było (bo w jednych formach, to znaczy w pewnych warunkach, to l się rozwinęło, w drugich nie). Pozostało zaledwie parę śladów, takich jak grobla, czyli stosunek się niejako odmienił: to co było niegdyś fonetycznie «normalnym», stało się z biegiem czasu «wyjątkowym». Weźmy jeszcze inny przykład. Grupa zr niegdyś przeobraziła się w zdr i ta właściwość fonetyczna trwała czas jakiś, a potem ustała, tak że potem grupa zr, pojawiajająca się ciągle na nowo przez złożenia, derywację itd., pozostała niezmieniona. otóż wyrazy zdrada, zdradzić, zdrój (- wzdrój) i parę innych pozostały w swoim odziedziczonym fonetycznym wyglądzie, natomiast dziesiątki i setki innych nie mają -d-: zrąb, wzrok, zraz, wzruszać, z ręki itd., podczas, gdy dawniej mówiono zdrąb, wZdrok, zdraz, wzdruszać, zdręki itd. Wyrazy, które się z rozmaitych przyczyn odosobniły i zatraciły związek ze swoją grupą etymologiczną, jak zdrój (- wzdrój - *wz-rój, . a raczej – […]), albo zdrada ([…]), utrzymały odziedziczoną postać fonetyczną, zaś inne, których związek etymologiczny z grupą pozostał żywy, lub które na nowo urabiano (jak złożenia), już tego -d- nie wykazują. Najpierw oczywiście przestało d. się ukazywać w swobodnych połączeniach syntaktycznych (z ręki, z rowu...). Reasumując stwierdzamy jako zasadę stałą przyczynowość rozwoju fonetycznego, która w sprzyjających, prostych warunkach objawia się jako powszechność i bezwyjątkowość przeobrażeń fonetycznych. Ale, ponieważ mamy do czynienia z zakresem zjawisk psychofizycznych, w ogóle bardzo złożonych i skomplikowanych, więc też jest cały szereg czynników, działających stale, norlnalnie i koniecznie, które sprawiają, że obraz rozwoju fonetycznego jest bardzo różnorodny i skomplikowany. Ale nie znaczy to wcale, że jakaś zmiana, jakiś objaw fonetyczny, choćby najdrobniejszy, jest bez przyczyny, bo do tego właściwie się sprowadza cała kwestia. Ludzie, którzy piorunują na lingwistykę i tzw. bezwyjątkowość praw głosowych, albo świadomie nie chcą rozumieć, co ta zasada znaczy, albo też nie są w stanie jej rozumieć. Tertium non datur. Wybór wolny! § 18. Zastanówmy się teraz, jak się to dzieje, że się wymawianie zmienia; dlaczego i jakim sposobem, skoro przecież zawsze wymawiamy swój język tak, jakeśmy się raz nauczyli, i nigdy nie mamy zamiaru inaczej wymawiać, wyjąwszy chyba ze żartu. A więc naprzód, dlaczego. Otóż jest jasną rzeczą, że zmiany fonetyczne są tylko jednym ze szczegółowych i nieskończenie licznych objawów ciągłego przeobrażania się życia kulturalno-psychicznego i jego wytworów w ogóle. Zwolna, ale nieustannie zmienia się, przeobraża cała ludzka kultura, czyli całe kulturalne działanie człowieka, i to zarówno w dziedzinie materialnej jak moralnej i umysłowej. Zmieniają się nasze wytwory materialne jako wyniki przeobrażania się odnośnych potrzeb i odnośnej twórczości, zatem nasze domy, sprzęty, ubrania, narzędzia itd.; zmieniają się nasze zwyczaje, zapatrywania, sztuka, literatura itd.; zmienia też pismo i język, a jednym z objawów tej ogólnej ewolucji języka jest rozwój fonetyczny czyli zmiany wymawiania. Zatem naj ogólniejszą przyczynę zmian fonetycznych możemy tutaj zostawić na boku jako wspólną i ogólną dla całego rozwoju kulturalnego człowieka p nie wdając się przy tym w to, czy ta zasadnicza przyczyna jest znana, czy nie. Tutaj nam wystarczy naj zupełniej przyczyna pośrednia, mianowicie fakt współdziałania indywidualno-społecznego w związku z odwieczną prawdą: si duo faciunt idem, non est idem. Moment to, czynnik, także jeszcze bardzo ogólny i zasadniczy, bo także jeszcze dla całej kultury ważny i istotny. Mowa i język, tak samo jak wszelkie inne działanie i dzieła ludzkie, są równie dobrze wytworem jednostki jak społeczeństwa, są koniecznie wytworem i jednostki, i ogółu. To współdziałanie jednostek i całości, wyrażające się w nieskończonych, konkretnych zahaczeniach, walkach i przystosowaniach, podlega nieustannemu przeobrażeniu, nieustannej ewolucji. A teraz: każda jednostka normalna jest nieco różna,. mniej lub więcej, od każdej innej, zachowuje się i działa swoiście,. w sposób sobie właściwy, chociażby tylko w drobnej mierze różny od innych - i to we wszystkim, także w mowie, a także, choćby w bardzo drobnym zakresie i w drobnych rozmiarach, w wymawianiu. I z tego powstaje wypadkowa społeczna w postaci ewolucj i fonetycznej, względnie w postaci poszczególnych zjawisk zmian fonetycznych. Pamiętajmy przy tym, że każdy człowiek, jak w ogóle każdy żywy twór, posiada pewien zasób siły życiowej czyli rozpędowej i pewną twórczość; zastanówmy się dalej, uprzytomnijmy, sobie to nieskończone zderzanie się, łączenie i odsuwanie tych nieskończenie różnych jednostkowych rozpędów w obrębie nieustannie drgającej zbiorowości, te nieskończenie liczne, następowe kombinacje czynników w obrębie jednostki, między jednostkami i między jednostkami a całością – a uwydatni nam się jasno wobec tego stanu rzeczy konieczność ciągłej ewolucji językowej w ogóle, fonetycznej w szczególności. Wydobądźmy teraz kilka ważniejszych momentów z tego całego, mrowiącego się splotu życia językowego. Otóż pod względem następstwa czasowego najważniejszą rolę odgrywa niewątpliwie przejmowanie wymowy przez dzieci od starszych. Każde nowe pokolenie ma z jednej strony nowy zasób siły życiowej, z drugiej bezpośrednie dziedzictwo poprzedzaj ącego pokolenia i nie ulega wątpliwości, że w tym punkcie, to jest przy przejmowaniu wymowy przez dzieci od starszych, dokonywa się zawsze pewne przesunięcie fonetyczne, które gra ważną rolę zwłaszcza w tych właściwościach wymowy, które u starszego pokolenia zaczęły wychodzić z fazy względnego spokoju. Ale i w ogóle. Użyjmy porównania: wyobraźmy sobie mianowicie kalkowanie rysunku lub pisma, i to staranne. Na ogół obraz przekalkowany będzie taki sam, ale zupełnie taki sam nie będzie nigdy. Teraz zdejmijmy z przekalkowanego nowy obraz za pomocą kalki i powtarzajmy to dalej, .a następnie porównajmy obraz pierwszy z dziesiątym lub dwudziestym, a zobaczymy już różnice wyraźne. Albo porównajmy doświadczenie, którego nam życie dostarcza w uczeniu się pisma przez dzieci: dziecko stara się całą siłą uwagi, ócz, ręki, języka, całego ciała nawet, pisać wedle wzoru, napisanego mu przez nauczyciela czy mamę, czy ciocię. Rezultat: każde pismo jest podobne i różne.