W ten sposób się tłumaczy używanie pełnej czy częściowej reduplikacji, powtarzanie wyrazu całego lub tylko jego cząstki, dla wyrażania liczby mnogiej albo bardzo wielkiej, intensywności zjawiska, nacisku, zupełnego zakończenia przebiegu itd., co się spotyka w najrozmaitszych językach w urabianiu liczby mnogiej, intensywów, perfektów, zaimków i innych form emfatycznych itd. Podobnie tłumaczy się sama przez się geminacja głosek, to jest przede wszystkim wzdłużanie lub energiczne wymawianie spółgłosek, także wzdłużanie samogłosek, objawy dobrze znane z różnych języków i w różnych kategoriach językowych używane, m. in. tak zwana uczuciowa geminacja w zdrobniałych (hypocoristica) albo nasze palatalizowanie czyli zmiękczanie spółgłosek w tej samej kategorii i w mówieniu do dzieci l. Podkreślał, że tu mówi się zwykle o uczuciowej geminacji, podczas gdy tam raczej o symbolicznej albo ekspresywnej reduplikacji, ale i ekspresywność, a w pewnym sensie symbolizm i uczuciowość jest i tu i tam, do czego jeszcze niżej wrócę. Zważmy wreszcie jeszcze raz, na co już zwracałem uwag w nieco innym związku, co za ogromna różnica jest między pełną ustną samogłoską np. a lub o lub e, gdzie dźwięczny prąd wydechowy, podatny na wszelkie modulacje, swobodnie z ust dobrze otwartych wypływa, a spółgłoską zwartą, takim p, t lub k, gdzie mamy chwilowe zupełne zamknięcie, zaporę i gwałtowne jej przerwanie - różnica zarówno pod względem tonu uczuciowego jak treści wrażeniowej czyli czuciowej, a co za tym idzie, także «obiektywnej» jest ostatecznie namacalna, chociaż tylko zasadniczo. Trzeba tylko unikać przesady i dobrze się strzec przed czyhającą na człowieka na każdym kroku samozłudą. Bo wprawdzie fonetyczna strona wyrazów sprawia oczywiście rozmaite wrażenie, przyjemne i nieprzyjemne, ale po pierwsze te wrażenia są bardzo subiektywne i nieokreślone i pochodzą przeważnie z niesłychanie silnego skojarzenia znaczenia, to jest treści zarówno wyobrażeniowej jak uczuciowej, z fonetycznym szeregiem; po wtóre ewolucja języków trwająca lat tysiące zmienia nieustannie ich wygląd fonetyczny, tak że np. 'gładkie, śliskie' l przechodzi we wcale 'niegładkie' ł albo t jak w różnych językach, w f, albo drgające f wskutek zmiękczenia w zupełnie do niego niepodobne ż lub SZ, jak u nas, itd., itd., tak że jesteśmy od «pierwotniejszych» stosunków niezmiernie oddaleni; a z tym zgadza się fakt, że po trzecie, całe języki przecież robią bardzo rozmaite, a wcale usposobieniu narodów nie odpowiadające wrażenie. W każdym razie są to zjawiska bardzo złożone i bardzo delikatne i chcieć je ujmować w taki sobie prosty sposób, jak to ludzie, wszystko jedno czy prostacy czy wykształceni, poeci czy filozofowie, robili i robią, to znaczy mniej więcej tyle, jak gdyby kto niezgrabnemu murdze, ubranemu w grube żołnierskie ubranie, obładowanemu i z ciężkimi, podkutymi buciarami na nogach kazał brać udział w balecie, dlatego że i on rusza nogami. [...] A daleko częściej poeci sami się łudzą lub też ci, co ich czytają i objaśniają, ulegają złudzeniu, kierując się znaczeniem odnośnych wyrazów, to jest ich treścią nastrojową i wyobrażeniową, własną wyobraźnią i powszechną skłonnością do autosugestii. Oto jeden zadziwiający przykład z tej dziedziny. Aria w ogrodzie w Fauście Gounoda zaczyna się od słów: Salut, demeure chaste et pure, a we włoskim przekładzie: Dimora casta e pura. Otóż ogół uważałby niewątpliwie włoskie wyrazy za lepiej harmonizujące z nastrojem i treścią niż francuskie; tymczasem Gounod uważał przeciwnie, że «wybuchające jak raca k wyrazu casia niszczy całą tajemniczość, całą wstydliwość harmonii muzycznej». «To straszne casia sprawia za wiele hałasu dokoła małego domku i mąci jego spokój, podczas gdy moje skromne chasle ze swoim a nieco przyćmionym i jakby owiniętym przez to s, przez to t i e końcowe pozwala mi odmalować półciszę i półmrok, obraz tego, co się dzieje w duszy Małgorzaty»! A czego to nie widział i nie słyszał w wyrazach Słowacki! A nowsi symboliści! Ale zawracam, a zarazem kończę ustęp o naśladowaniu dźwiękowym. Zaznaczywszy mimochodem, że słyszane różne głosy zwierząt i inne, których dokładna obserwacja i możliwie ścisłe naśladowanie wielką grało rolę, musiały wpływać na ustalenie się wymawiania rozmaitych głosów i głosek człowieka, podkreślę, że «znaczenie» onomatopeicznych utworów było oczywiście pierwotnie także przede wszystkim sytuacyjno-nastrojowe. jest rzeczą bezpośrednio jasną, że i przy tych tworach musiał moment uczuciowy grać rolę ogromną, chociaż obok tego w bardzo wielu wypadkach także treść wyobrażeniowa była bogata, dobrze określona i ważna, czyli że ogółem biorąc - te twory były treściowo bogatsze, boć i element uczuciowy był tu sam bogatszy, szerszy, różnorodniej działający na organizm, niż się to działo przy «wrzasku», wydanym pod wpływem silnego bólu, strachu itp. Ale różnica występuje wybitnie tylko wtedy, jeżeli sobie przeciwstawimy typowe skrajne przykłady z jednej i drugiej strony, a więc właśnie np. taki nagły, odruchowy krzyk bólu czy wściekłości, a z drugiej strony np. wabienie łosia lub jelenia. Zresztą jednak bliski, podstawowy związek jest oczywisty, bo symbolika samogłosek zapowadziła nas z powrotem do faktu zaznaczonego już powyżej, a stwierdzonego z większą pewnością niż fantazje nowożytnych szkół poetyckich, «że - żeby użyć słów van Ginnekena - poczucie naszego bezośredniego ja wyraża się chętnie w jasnych samogłoskach, wrażenie związane z przedmiotami otaczającymi nas w samogłoskach średnich, a poczucie naszych wspomnień i przedmiotów odległych w samogłoskach ciemnych. Inaczej mówiąc, samogłoska i oznacza chętnie pierwszą osobę i przysłówki miejsca bezpośredniej bliskości, samogłoska a stosuje się przede wszystkim do drugiej osoby i odpowiednich przysłówków, podczas gdy trzecią osobę i odnośne przysłówki miejsca cechuje raczej samogłoska u». A oczywiście to samo odnosi się do wyrazów języka dziecinnego i tutaj na pierwszym planie, a raczej podstawą, podłożem jest czynnik uczuciowy, emocjonalny, nastrój tkwiący w całej sytuacji i wszystkie obiektywne jej składniki przenikający. Przede wszystkim zaś naturalnie przy pierwotniejszych tworach tego języka, skojarzonych z głodem, przykrością, powodowaną głodem, głębokim zadowoleniem, płynącym z zaspokojenia jego, dotykaniem piersi matczynej, zadowoleniem na widok świecącego przedmiotu lub przy huśtaniu, podrzucaniu itd., itd. W końcu jeszcze raz podkreślę w ogólniejszym ujęciu wybitne znaczenie i podstawową rolę rytmu. Nic w tym dziwnego: nasze życie i jego objawy oraz zjawiska otaczającego nas świata to przecież jedna wielka dziedzina rytmiki, wystarczy wskazać na oddech, bicie serca, chód, ruchy wahadłowe, falowania, obroty i ruchy ciał niebieskich itd. W obrębie organizmu ludzkiego rytmika i jej stosowanie w twórczości człowieka czyli w tzw. kulturze stoi w najściślejszym związku z jego życiem emocjonalnym, regulującym z mózgowego ośrodka za pomocą systemu nerwowego wszystkie ruchy człowieka. W szczególności w zakresie ruchów wyrazistych, gestów, tańca itd. jest to bezpośrednio jasne, a co się tyczy mowy, to prąd wydechowy, regulowany przez ośrodki motoryczne w zależncści od doznań i wzruszeń, układa się i stopniuje jako czynnik i materiał fonetyczny co do wysokości tonu muzycznej, co do siły czyli nacisku i co do trwania. Cała mowa w rezultacie odnośnych innerwacji kształtuje się rytmicznie, a to miało niesłychanie donośne następstwa dla jej rozwoju, dla całego jej wyglądu, zarówno fonetycznego jak w ogóle morfologicznego. Wystarczy tu podkreślić właściwości toniczne, muzyczne nawet dzisiejszych samogłosek, a z drugiej strony nieustanną rytmikę toniczną, aby zrozumieć, że jakość samogłosek musiała zawsze zależeć w wysokim stopniu właśnie od tego czynaika. Trzeba tylko pojęcie rytmu i rytmiki brać szeroko i twórczo, nie zacieśniać go do bębnienia albo tylko do poezji i muzyki, ani mechanizować Mamy tedy: l) jakościowy rytm głosek i zgłosek, do czego należą wszelkie rodzaje i objawy rymu, aliteracji i asonancji, zarównoo w poezji jak mowie codziennej; dalej 2) rytm natężenia czyli przycisku, objawy tzw. dynamicznego akcentu w wyrazach i zwrotach, zdaniach i powiedzeniach; 3) rytm toniczny czyli intonacyjny muzykalny, to jest melodykę językową; i wreszcie 4) rytm iloczasowy, układ zgłosek, wyrazów i powiedzeń pod względem ich trwania; wszędzie przy tym rozróżnia się stosunki tradycyjne, ustalone, nazywane często gramatycznymi od objawów bezpośredniej, aktualnej wyrazistości, nazywanych często mianem akcentu psychicznego, retorycznego itp. Zaś co do rodzaju układu rytmicznego, to wszędzie rozróżniamy: a) rytm jednostajny, którego najpospolitszą postacią jest proste powtórzenie np. mama, tata, papa, hehe, pipi, fiu fiu, tf,ten(t); dam dam (tam tam), dyn dyn, dziń dzi!}, dzeń dzeń, w ogóle pełna reduplikacja, albo tylko częściowe powtórzenie: lebio-da (tj. dawniejsze lebie-da), lobo-da, rodzaj harmonii samogłoskowej; b) rytm złożony o najrozmaitszych postaciach w każdym kierunku; metryka i akcentuacja każdego języka dostarcza obficie przykładów, ale także fonetyka i morfologia; c) rytm przeciwstawny czyli biegunowy, którego pospolitym przykładem jakościowym są twory pi/paf, miszmasz, zygzak (franc. zigzag), franc. micmac itd 2). Wszystko to gra i grało zawsze ogromną rolę w twórczości językowej czyli w ta zwanym życiu języka, łącząc się ściśle z twórczością artystyczną w szerokim tego słowa znaczeniu, ą więc z zabawą, tańcem i śpiewem, muzyką i poezją. v. Chciałbym teraz jeszcze całą rozprawę dobrze ścisnąć, najważniejsze rzeczy na pierwszy plan wysunąć, zapobiec możliwym nieporozumieniom, to i owo lepiej wyjaśnić, a wreszcie do poleconej na końcu rozprawy dodać kilka potrzebnych, jak sądzę, uwag krytycznych. I. W człowieku odbywają się i zjawiają nieustannie akty i przebiegi, względnie twory, zwane psychicznymi, wyrażające się na zewnątrz ruchami ciała, w szczególności tzw. ruchami wyrazistymi czyli ekspresywnymi mimiki, gestykulacji i głosu. Z biegiem czasu i rozwoju okazał się ten c'statni rodzaj, prowadzący do artykułowanych dźwięków, ewolucyjnie najsposobniejszym do wyrażania czyli postaciowania wewnętrznych przebiegów i tworów i on to, wysunąwszy się u człowieka na pierwszy plan, rozwinął się w mowę i języki. 2. Podstawą tych zjawisk są uczucia i nastroje, pobudzane przez otaczający świat i własne ciało człowieka; ściślej mówiąc doznania, rozkładające się na pobudkę, wrażenie, czyli na stronę obiektywną, i na odczucie, nastrój i objawy woli czyli stronę subiektywną. A więc wszystko to, co zawsze poruszało i porusza silnie człowieka, prowadziło z konieczności do wyrabiania się mowy: przykre lub miłe uczucia związane z zaspokajaniem głodu, szukaniem ciepła i bezpieczeństwa, chorobą i śmiercią, z życiem płciowym i rodzinnym, zabawą i znużeniem, strachem i sympatią, z polowaniem i potyczką, itd., itd. Były to pierwotnie akty bardzo obszerne, całe sytuacje, mieszczące w sobie cały szereg elementów uczuciowych i wrażeniowych, a które w miarę rozwijania się życia, interesu osobistego jednostki, większej lub mniejszej ważności dla jej życia tych lub innych składników, w miarę zatem działania uwagi oraz momentu społecznego z konieczności się zwolna różniczkowały, rozkładały. Wywodzenie zatem mowy z jednego czynnika, z jednej strony życia, nie ma sensu, bo ona jest wynikiem, niby dalszym ciągiem życia i jego objawów w ogóle; ale oczywiście jednych więcej i przede wszystkim, drugich mniej. 3. Słowem, człowiek wrzeszczał z bólu i strachu, wył z głodu i pragnienia, mruczał i mlaskał z uciechy i smaku, wołał dzieci, przestrzegał przed niebezpieczeństwem, wzywał na pomoc, wabił samicę, także krzykiem starał się kobietom i towarzyszom imponować, zawodził i jęczał z tęsknoty i smutku, a pokrzykiwał z zadowolenia i radości, przyśpiewywał sobie przy skokach tanecznych, wybijał głosem takt przy wspólnych wysiłkach i pracach, naśladował głosy zwierząt dla zabawy i dla pożytku, słowem towarzyszył wszystkiemu, co zwracało jego uwagę właśnie tą swoją uwagą, to znaczy całym swoim organizmem, co skupiało się ostatecznie gdzieś w systemie centralnym jako rdzeń napięcia; w szczególności towarzyszył wszystkiemu mimiką twarzy, gestalni ramion, nóg, rąk: palców, zachowaniem się ciała, a w związku z tym całą modulacją oddechu, oraz - co nas tu przede wszystkim obchodzi - wszystkimi wynikającymi z tego ruchami krtani, szczęki dolnej, języka, podniebienia miękkiego, warg itd., a więc z wynikającymi z tego głosami (całą ich, różnorodną rytmiką - wszystko pierwotnie mimo woli, ąle oczywiście świadomie i coraz więcej także dowolnie (=zależnie od woli). 4. Genetycznie bezpośrednią stroną w mowie, właściwym prius całego zjawiska, są ruchy «narządu mownego», zaś dźwięki, głosy, o jest akustyczny wynik tych ruchów, stroną wtórną; ponieważ nadto zjawiska wywołujące te ruchy a głosy z tych ruchów wynikające to nie są objawy jednorodne, więc jest rzeczą jasną, że bezpośredniego związku, to jest takiego, który by się dał wyrazić zrównaniem, między zjawiskiem a dźwiękiem nie ma. W dalszym rozwoju przybywa do tego nieustanne przeobrażanie się «mowy», także jej strony fonetycznej; dalej zależność całego życia i rozwoju kulturalnego, a więc pośrednio ale koniecznie także mowy, od tak przecież różnorodnych i tak zmieniających się w ciągu tysięcy lat warunków bytu; a wreszcie moment coraz bardziej świadomego kształtowania mowy, co wszystko robi absolutnie rzeczą niemożliwą ułożenie dziś dla dzisiejszych języków niby jakiegoś zasadniczego słownika, gdzieby «stało», że a wyraża to a to, b to a to, r to a to itd. Jest to po prostu absurd. Ale z drugiej strony to nie znaczy wcale, że między fonetyczną stroną mowy ludzkiej a jej treścią nie ma żadnego związku przyczynowego ani żadnych jego śladów, bo to byłoby równie silnym absurdem. 5. W szczególności są we wszystkich językach twory o dosyć pierwotnej i «naturalnej» strukturze, w pewnym, ale tylko w pewnyn, sensie przeżytkowe, mianowicie względnie «pierwotne» (to , znaczy z wyłączeniem wtórnych) wyrazy języka dziecinnego, wykrzykniki i. onomatopeje, bo twory te odpowiadają pewnym «pierwotnym» dziedzinom życia ludzkiego i otaczającego świata, a więc stosunkom płciowo-rodzinnym, zaspokajaniu głodu i pragnienia itp. silnym uczuciom i głosom przyrody. Po wtóre nie trzeba zapominać, że przy całej ogromnej różnicy między językami, czy to należącymi do jednych grup genetycznych czy nie, ich strona fonetyczna jest przecież dosyć podobna, czyli że pomimo wszystkich momentów, zaznaczonych wyżej, a zacierających jednakże zasadniczo pochodzenie, ta wspólna ogólnie ludzka podstawa ciągle przeziera mimo całej swej odległości. 6. Mowa ludzka jako system znaków, zespół symbolów o treści przede wszystkim wyobrażeniowej, w jakiż sposób rozwinęła się zwolna z tych pierwocin, z owego bogatego, ale bardzo pierwotnego materiału o charakterze wprawdzie nie wyłącznie, ale przede wszystkim nastrojowym? Otóż znaczenie owych względnie pierwotnych tworów, «powiedzeń» albo «odezwań się», które nie były jeszcze ani wyrazami ani zdaniami, było sytuacyjno-nastrojowe, to znaczy był to kompleks wyobrażeń i uczuć, skojarzonych silnie z odnośnymi ruchami narzędzi mownych i głosami (dźwiękami). Ponieważ jednak: a) silne uczucia zawsze na nowo i przede wszystkim wyrażają się grą twarzy, zachowaniern się ciała, modulacją i wszechstronną rytmiką głosu, więc sam «głos» w swych rozmaitych odmianach nastręczał się jako naturalny znak dla strony wyobrażeniowej całego aktu; tym pożądańszy, że w tych wypadkach silnego zainteresowania człowieka przede wszystkim chodzi w rezultacie o konkretną i zewnętrzną rzeczywistość; b) ponieważ dalej uwaga człowieka w związku funkcjonalnym ze stanem ciała i pobudkami otoczenia nieustannie faluje, bo zmienia się jej przedmiot i podnieta, a ponieważ zakres jej jest ograniczony, więc coraz inna część doznań, coraz inne wyobrażenia względnie ich składniki wysuwają się na pierwszy plan i w ten sposób eo ipso następuje rozkładanie całego doznania na dwie części, czyli nieustanna dyferencjacja tworów psychicznych, a w miarę tego skojarzonych z nimi tworów językowych; to podstawa wszystkich zmian językowych; c) ponieważ wreszcie w miarę tej ewolucji i w najściślejszym z nią związku coraz wyraźniej się rozwijało «poczucie głosu jako znaku» czyli świadomość tego, że za pomocą głosu można się dobrze porozumiewać, wyrażać całe swoje biedne życie i zrozumieć, czy to przychylnie czy wrogo, cudze, więc wydobywał się i działał nowy czynnik i tworzyła się mowa ludzka, powiedzenia, słowa; wyrabiało się silne skojarzenie fonetycznych tworów z ich, tkwiącymi w doznaniach, odpowiednikami. 7. O początku mowy, języków właściwie nie podobna wcale mówić, raz dlatego że stoimy na gruncie pojęcia ewolucji, a po wtóre, że w każdym razie pojęcie «początku» i pojęcie «języka» wzajemnie się wykluczają. Ale pojęcie ewolucji także jeszcze samo przez się nie zbawia i nie wyczerpuje pojęcia rzeczywistości. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że jakkolwiek objawy «mowy» zwierząt są bardzo cenne dla badań nad rozwojem mowy człowieka, to jednak nie można znanej nam «mowy» zwierząt stawiać wprost jako ciąg dalszy w odwrotnym kierunku mowy człowieka. Bo chociaż człowiek niewątpliwie się rozwinął z niższych i prostszych form życia jednostkowego i chociaż ta ewolucja trwała setki tysięcy lat, to jednak historyczne gatunki zwierząt i ludzi przedstawiają się jako różne, równoległe linie rozwoju i nie można ich wprost łączyć w jedną linię rozwojową. A jeszcze ważniejsze jest to, że uczeni, zapatrzeni w ewolucyjność, zapominają często o aktualnoścI zjawiska, o roli tworu jako takiego, bez względu na jego sąsiednie ogniwa; po wtóre zaś, że ewolucja odbywa się ostatecznie posunięciami, czyli że mimo całego związku mogę i powinienem odróżniać jeden stan, jedną fazę, jeden twór od drugich, z czego wynika, że w pewnym sensie wolno mi mówić także o początku i końcu jednego stanu w stosunku do drugiego. Zarówno z doświadczeń hodowlanych, zwłaszcza u roślin, jak z faktów psychicznych wynika, że fala rozwojowa nie jest linią jednostajną, tylko że «wzbiera» od czasu do czasu, wydobywa się i oddziela jako «twór» a wraz z tym wydobywa się «nagła» świadomość tego, w naszym wypadku nagła świadomość faktu «językowego», tego że taki a taki przebieg, tai a taki twór ma wartość «językową», tj. że oto teraz on mnie oraz innym to a to «oznaczał». 8. Wolno mi zatem mówić nie tylko o «posunięciach», ale i o posunięciach «twórczych»; i rzeczywiście: różnica między tymi drobnymi, ale wyraźnymi «skokami» a potężną świadomą twórczością wybitnej jednostki jest - pozostawiając na boku jej naturalną różnicę treściową - tylko ilościowa, a nie jest czymś zasadniczo różnym. Tak też język jest z jednej strony naturalną, biologiczną, prawie fizjologiczną funkcją organizmu, a z drugiej jest twórczością, sztuką.