W końcu ma być mowa o utworach wyższego rzędu czyli gatunkach literackich; innymi słowy ostatni tom dzieła ma przedstawić rozwój tych wszystkich psychologicznych i socjologicznych dążności ku dzisiejszym rodzajom literackim sztuki, zarówno górnej, jak ludowej. Stałe uwzględnianie psychologii myślenia. Krytyka dawniejszych gramatycznych i syntaktycznych podziałów. Wynikiem jes, a raczej ma być, nowy system gramatyczny, w którym znajdzie wygodne i właściwe miejsce zarówno prostacki żargon uliczny, jak najwznioślejszy język poetycki, gdzie się pomieszczą wszystkie logiczne i nielogiczne odchylenia Muszę zaznaczyć, że cała druga część zdaje się dotąd 2 się nie ukazała, ale układ przedstawia się dosyć szczegółowo i jasno w zapowiedzi autora, a następnie w układzie, jaki przyjął dla swych sprawozdań z ogólnego językoznawstwa w Indogermanisches Jahrbuch. . Cóż zatem powiedzieć. o tym ujęciu i o tym planie? Widzimy, że w dziale, nazwanym strukturą socjologiczną, autor daje społeczne, etniczne i kulturalno-historyczne podstawy, na których-wyrósl-dany język kulturalny, co - przynajmniej po części - dotychczas było traktowane w osobnych «dziejach języka)-. Zaś dział, nazwany strukturą. psychologiczną, zawiera właściwą «gramatykę>, tylko w bardzo szerokim ujęciu. Autor wciela w swój system także to, co dotychczas było przedmiotem stylistyki, retoryki i poetyki, także patologii mowy, ale ogólny podział pozostał. tu ten sam co dawniej: głosownia, nauka o wyrazach (= morfologia w zwykłej terminologii), nauka o zdaniu (= składnia z wyłączeniem nauki o użyciu form i kategorii gramatycznych). O ile chodzi o głosownię, to stosują się zatem do niego te same zarzuty, któreśmy już podnieśli: nie ma racji nazywać głoski i inne czynniki fonetyczne «najmniejszymi składnikami psychicznymh), a wyrazy „najmniejszymi jednostkami językowymh); bo jedne i drugie są tworami językowymi, różnego rzędu oczywiście: Nie ma też racji do wyłączania niejako głosowni z systemu gramatyki: traktowania jej na całkiem innych prawach. W działach następnych układ nie jest ani przejrzysty, ani dosyć przemyślany; nie wiadomo np., czy części morfologii, nazwane «Wortbildun) i «Wort-. gebrauch), odpowiadają częściom głosowni, nazwanym «opis) i «historia; i jak, czy też nie; nie wiadomo, dlaczego w dziale składniowym mają osobne miejsce przysłowia, a inne utarte powiedzenia nie; i dlaczego to ma figurować w składni. Słusznie robi autor, że zwraca uwagę na literaturę, ale jest to na razie tylko zapowiedź, i nie wiadomo, jak chce pogodzić językoznawstwo z nauką o literaturze. Rozszerzył też autor ramy swego układu tak, że łatwo może pęknąć, a przynajmniej przestać być systemem. Jako gotowa całość leży przed nami książka znanego francuiego gramatyka Ferdynanda Brunota pt. «La pen£ee et la langue. Methode, principes et. plan d'une theorie nouvelle du langage' appliquee au franais) 1, potężny tom o XXXV 954 stronach wielkiej ósemki. Autor przedstawia we wstępie genezę swego dzieła. Jest to wielki akt oskarżenia dotychczasowej «gramatyki>, w szczególności nauki -języka ojczystego w szkołach i byłoby z pewnością rzeczą bardo zajmującą także dla czytlników Języka Polskiego zapoznać się z biegiem myśli i zarzutów Brunota, ale ponieważ te wywody mają tylko pośredni związek z przedmiotem mego artykułu, więc pozostawiając może innej sposobności zaznajomienie czytelników z nimi, przedstawię krótko, jak autor określa swój cel i zadanie i jak je rozwiązuje. otóż autor nie miał zamiaru dać «gramatyki przejrzanej i poprawionej), tylko {! Szkoda, że autor nie dodał: tak jak kura wyprzedza swoje jaje! Nawiasem wspomnę, że ten sposób przedstawienia spotyka się od dawna w szkolnych podręcznikach na Zachodzie, zwłaszcza angielskich i amerykańskich. Nie przeprowadzam szczegółowej krytyki, bo ta będzie zawarta implicite w poniższych ogólnych uwagach zasadniczej natury. Wspomnę tylko jeszcze, ponieważ i tak już było wymienione nazwisko Vosslera, że ten monachijski romanista bierze wybitny udział w całym ruchu odnowienia językoznawstwa, zarówno teoretycznymi rozważaniami, jak przeprowadzaniem w praktyce swych zapatrywań. Vossler jest wyznawcą Crocego, przeciwnikiem pozytywizmu ewolucjonizmu, psychologizmu i wreszcie - socjologizmu. Jego stanowisko w patrzeniu się na zjawiska językowe to indywidualizm, moment twórczy, styl i sztuka, co wszystko określa mianem idealizmu. Dla niego właściwą, zasadniczą postacią gramatyki jest odpowiednio pojęta stylistyka - to dopiero jest właściwa nauka o języku i przez to staje ona obok nauki o literaturze. Vossier przeprowadza swoje zapatrywania, a zwalcza przeciwne, w sposób żywy, zajmujący, bardzo cięty i pełen siły pzekonania - nic dziwnego, że ma licznych zwolenników, i to nie tylko wśród swych uczniów. Ale, kiedy czytelnik zacznie się zastanawiać i chce sobie jasno zdać sprawę z zapatrywań Vosslera, to nieraz znajdzie się w kłopocie i w wątpliwości Zresztą już a priori można tego oczekiwać. Bo jasna, niewątpliwat bezpośrednio do, wszystkich przemawiająca prawda musi być w zgodzie z przedmiotem, z istotą i całością odnośnych zjwisk, innymi słowy, z rzeczywistością, a jakieś ciasno określone i przez ,to, amo ogrodzone stanowisko tym być nie może. Twórczość? zapewnewszakże życie całe, jest twórczością; kultura? oczywiście, bo cóż innego wytwarza człowiek? indywidualizm? naturalnie, przcież bezpośrednio rzeczywistość życiowa objawia się jedri6stkowo; intuicja, wyobraźnia, sztuka? niewątpliwie, boć to chyba w życiu przeważa. Można zatem i trzeba widieć i szukać- tego wszystkiego w języku, ale to nie wyklucza wcale automatyzmu i mechanizmu psychicznego i społecznego, ani roli życia zbiorowego, ani czynnika praktycznie-racjonalnego, ani nawet logiczno-poznawczego... Nie tylko nie wyklucza, ale nie może w żaden sposób wykluczać: gdyby. tego nie było wcale w. języku, toby w ogóle nie było tworów językowych. A więc patrzmy zawsze na całą rzeczywistość - nie możemy jej chwycić w sposób absolutny, to wiadomo - jesteśmy wobec niej zawsze jakby wobec bardzo odległego łańcucha górskiego, widzimy ją tylko przez gęstą zasłonę naszego jednostkowego bytu, ale starajmy się przynajmniej z całą siłą i z całą świadomością, ną jakie nas stać, nie przytykać nosa- do jednego miejsca zasłony, nie wbijać oczu w jedno jej mętne oczko i nie wrzeszczeć przy tym: ja, ja widzię rzeczywistość - bo wszakże to samo mniej więcej robią inni, nazywając się nawzajem osłami i kłamcami; robi się tylko zgiełk i wrzask, a wreszcie zaczynają argumentować pięści! Trzeba przede wszystkim zobaczyć zasłonę, odsunąć się od niej i jej się dobrze przypatrzyć. Wracając do Vosslera: jak nas nie zbawiło zrównanie Lercha \)semantyka = składnia (= gramatyka»), tak nas nie zbawi jego zrównanie «gramatyka = stylistyka». Bo dla wielu ludzi, nie najgłupszych, stylistyka jest jeszcze = x. A. teraz próbujmy się posunąć naprzód. Słusznie podkreślono energicznie i z różnych stron konieczność jasnego przeciwstawiania, a zarazem stałego i konsekwentnego uwzględniania obu stron faktu językowego, jakimi są postać i znaczenie. Twór językowy jako taki jest właśnie znakiem pewnej treści, istnieje razem z nią i przez nią i nadaje jej zarazem pewien obiektywny byt. jest więc rzeczą jasną, po pierwsze, że oba te momenty, te obie strony tworu językowego, trzeba mieć zawsze na oku, a po wtóre, że trzeba je uwzględniać przy wszystkich tworach językowych. Wynikają tedy dwa pojęcia nakowego rozpatrywania: nauka -o postaciach czyli formach w szerokim tego słowa znaczeniu, albo -morfologia, a z drugiej strony nauka o treściach czyli znaczeniach albo semantyka. Pojęcie postaci stosuje się do wszystkich tworów językowych, nie tylko do wyrazów, ale równie dobrze do głosek i do zdań; wszędzie mamy przed sobą określoną postać i strukturę. To "jest tak jasne, że wystarcza zwrócić tylko ria to uwagę, aby uznać, -że pojęcia morfologii nie można zacieśniać do wyrazów, bo ono się .stosuje do wszystkich tworów językowych, od względnie najprostszych do najblfdziej złożonych. Tak samo rzecz się ma ze znaczeniem i z semantyką, ale tu różne przyczyny złożyły się na daleko większą trudność jasnego 'zdania sobie sprawy ze stanu rzeczy. Jedną jest odwieczne pomieszanie pojęć i terminów, spowodowane tradycyjną gramatyką. Od Wiekó\tv cała masa faktów znaczeniowych była utopiona w nauce o wyrazach i w składni i eo ipso wyłączona z góry z semantyk i Gramatyka, zajmując się przede wszystkim tak zwan) mi form a mi ucząc ich i podając dla nich reguły i wzory, używa naprawdę ciągle pojęć i podziałów znaczeniowych, bo wszakże stwierdzanie, wyróżnianie i określanie form polega na ich znaczeniu albo na tak zwanej funkcji gramatycznej. Części mowy, przypadki, liczby i rodzaje, osoby, czac;y i tryby, strony i aspekty (postacie) czasownika, zdanie i różne jego rodzaje, części zdania itd., itd. - wszystko to są pojęcia znaczeniowe, a nie formalne, a raczej znaczeniowo-formalne, W każdym zaś razie nie czysto formalne. Ale z jednej strony są to pojęcia bardzo ogólne, oderwane i funkcjonalne albo stcsunkowe, nie uwzględniające indywidualnej treści odnośnych tworów, tylko ich treść kategorialną. Tak zwane formy językowe są to ogólne kategorie pojęć i stosunków, jakie w danym języku - po części w ogóle w mowie ludzkiej - się wyrobiły i dlatego właśnie, że konkretnej treści wyobrażeniowej jest w nic bardzo mało, albo i nic zgoła, uważa się je za formy. Z drugiej zś strony trzeba pamiętać, że cały zasób tych «form» wraz z odnośnymi nazwami odziedziczyliśmy po gramatyce klasycznej, grecko-łacińskiej, czyli że system, wyrosły na języku greckim, i to niezbyt doskonały, został przeniesiony na inne języki, mające po części bardzo różną budowę i system. I wskutek tego owe pojęcia i terminy grecko-łacińskie stawały się po częśi naprawdę czysto formalnymi, pozbawionymi wszelkiej treści, jakimś kiepskim rusztowaniem, po którym ludzi zmuszano chodzić, wmawiając w nich, że to wyborna gimnastyka! 1 Koniec końców przyzwyczajenie do patrzenia się na tak zwane formy przede wszystkim właśnie jako na formy było tak silne, że nawet kiedy stary system zaczął nie wystarczać, kiedy się zdecydowano z nim zerwać i kiedy zaczęto słowotw1órstwo układać wedle momentów znaczeniowych, a ze składni wyłączać naukę o użyciu przypadków, form czasownikowych itd. i wcielać do mortologii jako naukę o znaczeniu i używaniu form wyrazów, to i tak nie połączono tego z semantyką czyli nauką o znaczeniu tworów językowych w ogóle! Ten brak związku widać nawet u Noreena, chociaż w innej, niejako odwrotnej postaci, jak o tym już mówiłem. A stylistyka i retoryka? Tu leży druga przyczyna owego pomieszania pojęć, bo znowu całe mnóstwo materiału znaczeniowego było z dawien dawna rejestrowane w stylistyce i retoryce, a przez to samo z góry już niejako z ewentualnej semantyki wyłączone. Powodem było logiczne i estetyczne określanie i klasyfikowanie odnośnych faktów, zajmowanie się nimi dla celów praktycznych (nauka wymowy, poprawnego stylu, interpretacja poetów) przeoczenie, że te same zjawiska występują nie tylko w sztuce, to jest w tworach literackich, ale równie dobrze, koniecznie i stale w języku w ogóle, bo cała różnica w używaniu np. przenośni w poezji a w mowie codziennej polega tylko na większym lub mniejszym stoprju świadomości i tak zwanej «sztuczności). Tymczasem zaś, po trzecie, w kołach językoznawców zaczęto coraz usilniej myśleć o semantyce, zwłaszcza wskutek rozwoju i rosnącej ważncści, a zarazem trudności badań etymologicznych. Znajdujc się wobec nieprzejrzanego bogactwa znaczeń wyrazów i najróżnorodniejszych, nieraz zgoła nieoczekiwanych zmian i przejść znaczeniowych, zaczęto odczuwać coraz żywiej potrzebę wprowadzenia w ten chaos jakiegoś ładu, systemu i znalezienia jakichś zasad praw ogólnych. Semantykę łączono z wyrazami i ze słownikiem, a rozumiano ją przede wszystkim jako naukę o zmianach czyli o ewolucji znaczeń wyrazów. Zaczęto więc określać logiczny i historyczny stosunek znaczeń wyrazu i szukać przyczyn rozwoju semantycznego we wpływie treści całego powiedzenia (czyli w tak zwanej sytuacji) na znaczenie poszczególnych wyrazów oraz we wpływie całych grup znaczeniowych, w skład których wyrazy wcho-dzą, dalej w rozwoju (zmianach) kultury albo tak zwanych rzeczy, we wpływie nastrojów, itd. Najwięcej zrobiono oczywiście w dziedzinie najłatwiejszej, to jest w zakresie wyrazów kultury materialnej, badając wygląd i przeobrażanie się różnych grup przedmiotów i rzeczy w związku z odnośnymi nazwami i ich etymologią. Powstało nawet, jak wiadomo, w Niemczech osobne czasopismo, poświęcone tym badaniom, pt. Worter und Sachen. TH jednak gromadzono właściwie tylko materiał, uzupełniając słowniki. Kiedy jednak chodziło o jakieś ogólniejsze ujęcia i «prawa), oraz o wcielenie semantyki do gramatyki, napotykano nieprzezwyciężone trudności. I tak zostało bez mała do dzisiaj. Semantyka wydaje się ciągle jeszcze działem nauki o języku, nie mającym żadnego związku z innymi, co dowodzi jakiegoś zas1dniczego braku i fałszywego stanowiska czy ujęcia. Ja osobiście starałeln się wydobyć i jasno określić przynajmniej związek między słowotwórstwem a «nazywaniem) rzeczy i zmianą znaczenia w wymienionej już pracy