Zasób form był o wiele znaczniejszy, niż dzisiaj. Szczególnie formy rzadziej używane wychodziły powoli z pamięci; formy, nie dosyć zcharakteryzowane, nie dosyć typowe, ustępowały wyraźniejszym, choćby mniej* licznym — i język usuwał zbytnie, niepotrzebne bogactwo form. Do tego bogactwa przyszło się np. u rzeczowników tym sposobem, że były niegdyś liczne deklinacye, odmiany, z osobliwszemi właściwościami. Mieliśmy rzeczowniki-osnowy na o, np. bogo-m; na u, domu, domow-i; na i, gość, gości; na n, kamy, lcamien-ie; każda taka osnowa miała osobliwszą odmianę; prócz tego były żeńskie (ryba; kość; maci, macierze; kry, krwie) i nijakie (sioło, sioła; niebo, niebiesie; imię, imienie; cielę, cielęcie). Wszystkie te osnowy, od siebie niezawisłe, nie krzyżowały się wzajemnie; całkiem inaczej odmieniał się dom, domu, domowi, domem, w domu, liczba mnoga domowie, domów i t. d.; inaczej czas, czasa, czasu, czasom, w czasie, liczba mnoga czasi, czas (do tych czas pozostało do dziś); inaczej znowu gość, gości, gościem, w gości, liczba mnoga goście, gości i t. d. Ilość jednak rzeczowników-osnów była nierówna; rzeczowników na -u lub -i było kilkanaście, na -o tysiącami; spadały się również osnowy trafunkiem w rozmaitych przypadkach, np. dom (domu), wół (wołu) nie różniły się od łom (łoma), stół (stoła) i zaczęto wcześnie tracić poczucie odrębności osnów; jedna zmieszała się z drugą, formy od stoła przechodziły do wołu i naodwrót. Początki tej anarchii, tego wzajemnego krzyżowania się osnów, póki nie spłyną w spółne łoże, sięgają czasów prasłowiańskich. Ilość jednak przypadków była już pierwotnie ta sama, co i dzisiejsza; łacina, greka już mają ich mniej — my i Litwini mamy ich tyleż, co i azyaccy Aryowie w Eranie i w Indziech. Zato posiadał język prasłowiański więcej liczb; oprócz pojedyńczej i mnogiej także podwójną, dla rzeczy parzystych (oczy, uszy, ręce, nodze) i dla dwu osób czy przedmiotów, dwa męża, dwie ście, obie babie. Bogactwa tego, jako mniej potrzebnego, język z czasem szczęśliwie się pozbył; zamiast mądrej głowie dość dwie słowie (dwa słowa, liczbą podwójną) mówimy w przysłowiu dość na słowie, a zamiast obie babie mówimy baby i t. d. Przymiotnik tem się walnie od dzisiejszego różnił, że miał podwójną odmianę; jednę rzeczownikową: chor mąż, chora żona, choro dziecię, w dalszych przypadkach chora męża, chory żony, chora dziecięcie; choru mężu, chorze źenie, choru dziecięci i t. d. I dziś jeszcze potrafimy powiedzieć z pańska, po pańsku i t. p.; on był chor, mądr jeszcze w XVI wieku stale popłacało. Tak samo odmienia łacinnik, bonus, bona, bonum, jak rzeczowniki eąuus, rosa, verbum. Ale była i druga odmiana; po formach rzeczownikowych dodawano formy zaimka trzeciej osoby, jego, jemu i t. d., chora jego, choru jemu i t. d. w znaczeniu, w jakiem Grecy lub Niemcy rodzajnika (ho, he, to — der, die, das), ale przed przymiotnikiem, używają. Oba słowa, chora jego i t. d., pierwotnie odosobnione, z czasem spajały się coraz ściślej, tak, że je w końcu jeden akcent w całość łączył; wcześnie też począł się proces zlewania obu form, dokończony o wiele później zupełnem ściągnięciem, chorego, choremu z chorajego, chorujemu. Zaimki i liczebniki posiadały również większą ilość form; było ich nawet więcej, utraciliśmy np. właściwy niegdyś wskazujący zaimek sien, sia, sie, znany jeszcze w XIV wieku, np. do sieli miast (dotychmiast), porównaj dziś z dzień-ś (Rusin inaczej akcentował, dneś), latoś z lato-sie i jeszcze życzą sobie na nowy rok żyć szczęśliwie do siego roku, a gdy to razem pisać poczęli, dosiego roku, wymyślili sobie »uczeni« nawet osobliwszy słoworód dla Dosi! c / I zaimek pytajny utracił formę; nie pytamy kalio, kak, lecz ja k i parze kędy — tędy nie odpowiada para kamo — tamo, jak dawniej bywało. Najbardziej zubożyliśmy czasownik. Gdy rzeczownik jako tako honor i bogactwo języka ratuje, na polu czasownikowem chyba ruiny sterczą. Utraciliśmy z wszystkimi Słowianami pierwotny czas przyszły; na własną rękę pozbyliśmy się czasów przeszłych i licznych form, np. u imiesłowów; braki łatamy, jakby języki romańskie lnb germańskie, nowotworami, złożeniami, będę pisać zam iast pierwotnego pisaszę, co Litwin jeszcze zachował (raszysiu); pisałem zamiast pierwotnego pisach (aoryst, jak w grece elysa, augmentu, e, nie mieliśmy, nasze ch, jak zawsze, z s powstało); pisa, pisa; jedyny ślad tego aorystu zachował się w ja bycli, ty by, on by, chociaż funkcya, t. j. znaczenie formy, się zmieniła, od przeszłości ku warunkowości przeszła, niby jak w francuskiem si j ’avais. A mieliśmy jeszcze i »imperfectum*. Z pisałem owem m a się rzecz jak z chorajego; były to sobie niegdyś dwa słowa, pisałjeśm , dosłownie pisarz czy piszący jestem., co z czasem się zrosły i skróciły. Innemi słowami, powtórzył się ten sam proces i później, wedle którego i dawniej np. »im perfectum « i inne czasy powstawały — nic nowego pod słońcem, różnica co do wieku; pisałem w naszych oczach z pisał jeśm powstało, pisajech (imperfectum) zaś w czasach zamierzchłych. Dla czasu przyszłego znalazł się w końcu i inny sposób wyrażania, czasownikami dokonanymi: idę — pójdę, kupuję — kupię, padam — padnę, chociaż pierwotnie w pójdę, kupię, padnę żadnej wskazówki przyszłości nie było; przybyła ta nowa funkeya z czasem, ale jeszcze na prarodzinie słowiańskiej się wykluła. Najmniej różnic zaszło w składni. Budujemy zdania jak niegdyś, tylko kunsztowniej; praojcowie nie bawili się w peryody nasze, trącące łaciną, mieli nieraz inny szyk słów, nie rozdzierali należących do siebie, a więc nie oddzielali przymiotnika od rzeczownika; używali mniej przyimków, wystarczały im same przypadki, a więc mówili zimie i lecie, nie w zimie ani w lecie, ojciec był większy i starszy syna, nie od syna, był nim kochany, nie od czy przez niego kochany. Zato podwajali przyimki, np. zam iast z dobrym ojcem mawiali z ojcem z dobrym; nie żenowali się z imiesłowami, nam w ystarcza powiedzieć: przyszedszy. wziął, oni mówili zawsze, przyszedszy i w ziął i takich osobliwości było więcej. Najbardziej uszczuplali dzisiejszą domenę dopełniacza, nigdy nie mówili np. dom ojca, lecz zawsze dom ojców, a więc przymiotnika posiadawczego używali, podobnie dom matczyn, siestrzyn, nigdy dom matki, siostry; naw et trzeci przypadek przed drugim chodził, np. na wieki wiekom (nie wieków) długo się utrzymało, a psubrat i do dziś się dochował. A były i ciekawsze kombinacye, ocalałe jeszcze w naszym dawnym języku, np. zwroty jak króla Kazimirzowym rozkazanim t. j. rozkazem króla Kazimierza i t. p. Z »pierwiastków* urabiano »przyrostkami« osnowy, np. od or (orać) oracza i rataja (z or-taja) i radio i orkę. Całkiem ogólnikowe przyrostki nabierały z czasem ściślejszych znaczeń, i tak przyrostki -ciel, -taj, -cz wyrażały »czynnego«, np. uczy-ciel (i wszystkie inne na -ciel); -cz już i narzędzie oznacza (bi-cz, sieka-cz i t. d.); narzędziu wyłącznie służyło dło (szy-dło, my-dło, wiosło od wieźć, masło od mazać); -stwo urabia zbiorowe (państwo) i oderwane (bóstwo); odmianie rodzaju służą też, między innemi funkcyami, a (kur, t. j. kogut — kura), ca (grzesznik — grzesznica, stąd i ca w lwica, samica i t. d.), yni (dwa przyrostki; bogini i t. p.). Do najzwyklejszych funkcyi należy »zdrobnianie*, np. syn — synek, maci — matka, koło — kółko; wiele zdrobniałych straciło z czasem znaczenie i zastąpiło pierwotne rzeczowniki, np. matka, córka (zdrobniałe dla nich urabiam y powtórnie, mateczka, córeczka), albo urabianie od przymiotników rzeczowników, od nieistniejącego już pomor (co po morzu jest) Pomorze, Podgórze i t. p., albo od mądry — mędrzec, niemy — niemiec, pusty — puści(z)na, wołowy — wołowina, długi — długość albo długota albo długoć (wszystko to jedno, por. dobroć, ale złość; wilgoć, ale miękkość i t. d.); albo od rzeczowników przymiotniki, np. skała — skalny, pan — pański, pole — polski (polny jest późniejsze), syn — synów — synoivica, dąb — dębowy, leń — leniwy, myśl — myśliwy (t. j. przemyślny; później przyrostek -liwy ulubiono, krzykliwy, gniewliwy, straszliwy t. j. bojaźliwy, dziś odmieniono znaczenie i i.). W ten sposób powstają całe łańcuchy słów, np. od czasownika cztę t. j. czczę, urobiono przyrostkiem -ć rzeczownik cześć, czci (jak od maz-, maść; od pad-, paść i t. d.); od czci przyrostkiem -ny przymiotnik cny (niegdyś czsny); od tego przyrostkiem -ota nowy rzeczownik cnota; od tego nowym przyrostkiem -liwy przymiotnik cnotliwy, a stąd nowy rzeczownik cnotliwość, gdzie już tylko jedyna spółgłoska początkowa cały »pierw iastek« zawiera — dalszych dziewięć S ta tu t w iślicki. brzmień są same »przyrostki«. Inny przykład: utracony czasownik rzekę, zbieram , stąd ręka (tyle co garść, od zgartywania, zbierania), stąd rękaw, dalej rękawka (ręką usypana mogiła) albo rękawica (i rękawiczka), stąd rękawiczny dalej rękawicznik i rękawicznictwo. Jest więc po prostu nieograniczona możność tworzenia nowych słów i tę możność przyjęliśmy (a raczej uszczupliliśmy) już z języka pierwotnego. Do każdego czasownika, właściwie imiesłowu, możemy urabiać rzeczownik (żyć — żyły — życie, ale zamiast bycia, byt używamy; myślić — myślony — myślenie i t. d.), do każdego rzeczownika przymiotnik, do każdego przymiotnika rzeczownik i t. d. Czem właściwie przyrostki są, czem pnie i pierwiastki, jak cały ten proceder rozumieć należy, nie tu miejsce o tem rozprawiać; powstało to wszystko już w obrębie prajęzyka aryjskiego. Właściwe złożenia słów, z dwu odrębnych, np. listo-pad, kono-jady, krowodrza, nie-uk, bez-deń i t. p., nie należą do osobliwszych cech języków słowiańskich, litewskich, łacińskiego — ustępują olbrzymiemu bogactwu indyjskiemu, greckiemu, germańskiemu. O tych złożeniach jeszcze niżej osobno pomówimy. W tworzeniu czasowników zakreślił sobie język węższe granice. Obok pierwotnych, źródłowych, których liczby powiększyć nie możemy, istnieją urabiane od rzeczowników i przymiotników: król — królować, kupią (towar) — kupić, biały — bieleć się, blady — bladnąć, mus — musić (por. przymusić), myśl — myślić (por. wymyślić), patry — patrzyć; i od gotowych czasowników nowe, wyrażające np. powtarzanie czynności, częstotliwość, np. być — bywać, pić — pijać, widzieć — widać, wisieć — wisać, słyszeć — słychać, kłonić się — kłaniać, proście — praszczać. Nie zawadzi przypomnieć, że wkradły się w tworzenie tych czasowników dowolności, podprowadziliśmy np. myślić, musić pod cierpieć (myśleć, musieć, patrzeć) albo od zadowolić urabiam y zadawalać, zam iast zadowalać (przecież do jako przyimek nie podlega zmianie!); od oswobodzić — oswabadzać, od uspokoić — uspakajać (zamiast uspokajać) — niebawem zaczną mówić uspasabiać, nagromadzać, zbagacać i t. d. Niejedno częstotliwe straciło z czasem znaczenie właściwe, np. czytać (nowe częstotliwe czytywać) zajęło miejsce dawnego czyść (cztę = czytam, czedł zamiast czetł czytał i t. d.); innych używamy tylko w złożeniach, np. mrzeć — mirać (tylko umirać, umierać), trzeć — cirać (tylko wy-, na-cierać i t. d.); dawnego przyrostku -awać dziś nie używamy więcej. Różnic znaczeniowych czasowników bliżej nie rozbieramy. Zasób słów, słownik, był bardzo obfity. Główny zrąb tych słów ocalał i u nas, chociaż czas znaczne porobił szczerby; pozapominaliśmy wiele, dawne słowa nowemi, własnemi czy obcemi zastępując. Ależ już od praojców otrzymaliśmy w spuściźnie język, bynajmniej nie wolny od obcych naleciałości. Najbliższymi ich sąsiadami byli niemi t. j. niezrozumiali dla nich, Niemcy; miecz zdobywczy i przebiegłość kupiecka trafiły jednak do ja t i kac słowiańskich i przy wybieraniu dac czy danin lub przy odmianie kupi (towarów) wyrobiła się u niektórych osobników dwujęzykowość, możność porozumiewania się bliższego. Powoli przechodziły z jednego języka do drugiego wyrazy, głównie te, co oznaczały nieznany dawniej towar, urządzenie, funkcye. Z nieznaną rzeczą czy stosunkiem wędrowały i ich nazwy od Germanów do Słowian i naodwrót, ale wobec przewagi fizycznej i kulturalnej przeważało w tym procesie zapożyczanie się nasze od Niemców; ich kupcy, ich wojownicy narzucali spokojnym, cichym Słowianom z bronią, towaram i, opłatami i t. d. i nazwy same broni, wyrobów, opłat, stanów nawet. Prastare te, ogólno-słowiańskie słowa, szerzyły się przez całe wieki, stopniowo i powoli, aż do końca czwartego wieku po Chrystusie, kiedy przewagę Gotów, najbitniejszego szczepu germańskiego, Hunowie ostatecznie złamali. Najdawniejsza ta warstw a pożyczek germańskich jest bardzo znamienna; obejmuje nazwy broni, miecza i szłomu (hełmu), domostw (chyża i izba), grodów i tynów, kniędzow (księdzów późniejszych t. j. książąt, panów), pieniędzy (ten i kilka innych wyrazów), leków nawet, towarów (szkła, kotła, octu, wina i t. d.), nawet zwierząt (osieł, wielbłąd), i roślin (np. buku)-, są też nazwy pojęć oderwanych, świadczących o wyższym stopniu umysłowości gockiej, np. chędogi, gotowy, gorazdy (wymowny, zdolny) i i . W obec tego napływu słów germańskich inne obce, erańskie i trackie albo ra czej dacyjskie, jeżeli wogóle są, podrzędną odgrywają rolę w owem słownictwie prasłowiańskiem, jakie odziedziczyliśmy po przodkach. Jeżeli o tych kilkudziesięciu słowach tak obszernie mówimy, czynimy to dla wskazania roli, jaką język w dziejach narodowych odgrywa. Dzieje pisane, kroniki, dosyć pobieżnie wspom inają o tej pierwotnej przewadze germańskiej; język, t. j. słownik, poucza nas dokładnie, jakiego rodzaju ta przewaga była i jak głęboko sięgała. Suchą wzmiankę kronikarską moźnaby, wobec braku innych źródeł, usunąć albo podać przynajmniej w wątpliwość, jako przechwałkę narodową, gdyby nie kontrola językowa, uzasadniająca, pogłębiająca wiadomość kronikarską. I będzie się odtąd w przeciągu wieków podobny proces nieraz powtarzał i zawsze możemy języka używać, niby miary najściślejszej, dla oznaczenia siły i kierunku wpływu obcego. Wskazówki jego uzupełniają źródła dziejowe, należy tylko trafnie umieć czytać w księdze językowej. Jak ciekawych doczytasz się w niej wniosków, o tem mogą nas pouczyć np. kolęda i pogan (fałszywie poganinem zwany). Oba wyrazy wprost od Rzymian przejęli Słowianie chyba na Bałkanie, skąd i rusałki t. j. rosalia (święta róż wiosenne, z nich porobiliśmy leśne duchy i topielice) szeroko się rozeszły i przez Ruś do nas przywędrowały. Kolędą (calendami) zaczynał się u Rzymian każdy miesiąc; nam kolędy styczniowe najważniejsze były, bo się z »godami schodziły. Nazwa czasu przechodzi często na rzecz, w tym czasie praktykowaną; tak przeszła nazwa kolęd na zbieranie podarków i pieśni przytem śpiewane (kolędować, kolędy). Poganem (payen) zaś przezywał Rzymianin ciemne, przesądne, bałwochwalcze chłopstwo, a od nich Słowianie bałwochwalców tak przezywają; co najlepsze, że w czasowniku poganie miano po za przyimek uważać i tak powstało niby ganić, skąd gańba, ganiebny i t. d. Rzeczywiście posiadają to słowo, jak i chować i trzymać zam iast dawnego dzierźeć, tylko zachodni Słowianie, my i Czesi (Ruś je od nas popoźyczała); mimo ta kiego ograniczenia, wskazującego późniejsze jakieś początki, na wywód ten się nie piszemy. Ciekawe są i pożyczki, acz bardzo nieliczne, z dalekiego wschodu, np. takiej chorągwi, wywodzącej się aż od Ałtaju; topór, kłobuk i i. Persyi lub Uralu dochodzą, konopie i reż, (żyto, por. rżany) przyszły od Dniepru i Dunaju, od Scytów i Daków.