ROZDZIAŁ DRUGI. Doba przedhistoryczna (r. 600 —1100). Odrębność języka polskiego, jej cechy. I rzemiany w głosowni; sam ogłoski głuche i pochylone, nosowe, ia i io, cie, dzie, rz. Dzieje tych przemian, ich czas i warunki. Inne, drobniejsze cechy. W pływ chrześcijaństwa i jego terminologii. Im iennictwo| polskie, nazwy osobowe; [nazwy topograficzne. Właściwe ich znaczenie, czy oświecają dzieje pierwotne ? STARALłSMY się przedstawić jak najpobieżniej i najbardziej ogólnikowo podstawę słowiańską języka; pilniej nam do cech, stanowiących o jego polskości, wyodrębniających go z pośród innycli języków pobratymczych. Nad nimi wypadnie się szerzej rozwodzić, nad zmianami fonetycznemi głównie, gdyż słownictwo, składnia, formy mniej ważą w tym procesie wyodrębniania; stopniowe przem iany artykulacyi, jej przesuwania się powolne, w pierwszym rzędzie u sam ogłosek, najbardziej w ucho wpadają, najgłębiej cały język przenikają. Początki i zarodki tych przemian sięgają nieraz bardzo daleko wstecz; pierwsze kroki stawiał nasz język nieraz jeszcze do spółki z najbliższymi, np. z czeskim, a doszedł do wyników, sobie tylko właściwych. Czeskopolskimi możemy nazwać np. losy półsamogłosek. Wspominaliśmy, że obok samogłosek pełnych posiadał język prasłowiański niepełne, odpowiadające najkrótszym i i u innych języków, na końcu i w środku słów. Ogólna dążność języków słowiańskich prowadzi ku zupełnemu zanikowi, oniemieniu tych brzmień. Uległy więc zagładzie wszelkie półsamogłoski końcowe; wszyscy Słowianie wymawiają jednogłoskowo tym, gdzie Litwin jeszcze tuomi powie, tj. półsamogłoska, zastępująca krótkie i końcowe, zanikła zupełnie. Tak powstały niemal wszystkie nasze zakończenia spółgłoskowe: w Bóg, gość itd. kończą dziś g, ść itd. słowo — niegdyś następowała po nich twarda lub miękka półsamogłoska; po miękkiej, przynajmniej miękkość spółgłoski (gość) ocalała; jak tu odpadały, tak w innych razach, przed lub po pełnych samogłoskach, wypadały. Lecz nie wszystkie półsamogłoski mogły przebrzmiewać bez śladu; te, które w środku słowa się znajdowały, na których cała zgłoska się opierała, nie mogły zawsze »wywietrzeć«, szczególniej, jeśli na dwie lub trzy po sobie następujące zgłoski same półsamogłoski się składały. Oto słowa jak wieś = vicus, s e n = sonrnus, len = linum; samogłoski ich były półsamogłoskami, więc w formach jak wsi, snu, lnu wcześnie zaniemiały, następna bowiem zgłoska, z swoją pełną samogłoską (i, u), umożliwiała sama przez się wymowę całego słowa. Ale gdzie jej nie było, np. w pierwszym przypadku, cóż wtedy? Ten pierwszy przypadek brzmiał niegdyś wiesie, sene, Ijene i najpierw oniemiały jak wszędzie i zawsze końcowe półsamogłoski, pozostały wieś, sen, len. Lecz tu nie mogło się już ulotnić brzmienie półsamogłoskowe; owszem, w zamkniętej teraz zgłosce nabrało ono nowej pełności, i twarde lub miękkie e (wedle pierwotnej jakości półsamogłoski) zastąpiło w końcu półsamogłoskę. Otóż takie twarde lub miękkie e jest »ruchome«, tj. pojawia się tylko w całkiem zamkniętych zgłoskach, ginie t. j. nie powstawało wcale przed pełnem brzmieniem następującej w słowie zgłoski, dlatego odmieniamy wieś, sen, len, ale wsi, snu, lnu, podczas gdy prawdziwe, pierwotne miękkie e (twardego nie posiadamy wcale) nigdy się nie ulatnia, a więc pies, psa lub bez, bzu, lecz bies, biesa; mech, mchu, ale miech, miecha; wyszedł, wyszli (z wyszdli), ale weseli; pewny, pwać, kiep kpa, cha (dska) desk, słza (dzisiaj łza), słez, i t. d., wszędzie z »ruchomem« e lub ie, gdy pierwotne ie nigdy nie wypada, np. ie w piewać i t. d. Śladów półsamogłosek samych nie posiada język polski żadnych; zastąpił je wszędzie miękkiem czy twardem e ruchomem od czasów najdawniejszych. Ale co do samego zastępstwa zachodzą ciekawe odmiany. I tak w nagłosie powstały u nas przez oniemienie półsamogłosek straszne zbitki spółgłosek, przerażające oko mianowicie obcego, np. takie szkło, źdźbło, cka, zgrzyt, krtań, trscina, rdza, słza, itd., albo nasze prastare nazwy rzek, Brda, Wkra, Cna itd. Rosyanin np. nie znosi takich zbitek w nagłosie, powie stekło, stebło, doska, skreźct, gortań, trostina, Cnie u niego odpowiadałaby Desna itd.; za nasze dżdżu (dżdżysty) powie tylko dożdja i t. d. Wszystko to u nas prastare zbitki, taka Wkra była już w X wieku jednozgłoskową i Niemcy nie mogli tej nazwy inaczej wymawiać niż Ukra (stąd szczep słowiański Ukranie w X wieku, Uckermarck dzisiejsza); one to nadają językowi naszemu pewną cechę twardości. Zato w wygłosie podobnych zbitek nie znosimy, nie mówimy już więcej maik, ławk, łakome i t. p., lecz od dosyć dawna ułatwiamy wymowę wstawianiem ruchomego e; proces to późniejszy, kaszubszczyzna go nie zna; wspomnieliśmy o nim, aby zwrócić uwagę, jak język niekonsekwentny, jak się waha to w tę to w owę stronę. Już w XVI wieku znajdujemy wałek zamiast walk, ale i psink i brodawk, w słowach obcych jest np. jeszcze szańc obok taniec (Tanz), trańk i trunk obok trunek; tytuł dzieła Rejowego brzmiał Wizerunk, nie Wizerunek; ale to wsunięte e szerzy się coraz bardziej. Obok wiatr słyszymy dziś wiater, lud mówi tyjater (teatr), natomiast wicher miał zawsze półsamogłoskę (byłoby po litewsku wiesuris, wiatr jest icietra). Wilczem prawem i e nazw obcych pod nasze ruchome podprowadzamy, np. Luter-Lutra, Hegel Hegla; chłopskie to formy, coś w rodzaju dochtur; przecież nie odmieniamy Szopenhaura, Szylra, Kremra. Jak się język piśmienny do tego barbarzyństwa przyzwyczaił, tak samo może się od niego odzwyczaić. Ciekawiej przedstawia się proces, jeśli więcej zgłosek z półsamogłoskami po sobie następowało. Weźmy nazwę sławetnego cechu szewców, właściwiej krawcom się należącą, gdyż szwiec (albo jak dziś »fałszywie« mówimy, szewc) od szwu i szycia nazwany. Nazwa ta, litewskie siuwikis, brzmiała niegdyś szewieca, w dopełniaczu szewiece; przed pełnem a, oniemiało poprzednie ie, szewca, a w zamkniętej teraz pierwszej zgłosce wystąpiło w końcu pełne e, szewca; w mianowniku odwrotnie, odpadło końcowe brzmienie, szewiec, a w poprzedzającej, teraz zamkniętej zgłosce wystąpiło pełne e, przed którym pierwsze e również oniemiało, więc sztviec i szewca. Tak odmieniano jeszcze w XVI wieku; sjem, sejmu (sćjemć); szmer, szemru (porównaj szemrać); Zgierz-Zegrza, psek, pieska; bochnek, bochenka; pkiel i pkielny, ale piekła; Kielce, co nie od Keltów poszły, ale od kła, do Klec, Kiecki; chrzbiet, chrzepła i t. d. Wspominamy o tej dawnej odmianie, aby naocznie lenistwo mówiących i skutki jego wykazać; im wygodniej nie zachowywać w pamięci mieszanin form, wolą formę częściej używaną lub wpadającą dobitniej w ucho wszędzie przeprowadzić; przyzwyczaili się np. do Kielce, więc je wszędzie zatrzymają, i w przymiotniku kielecki, i w dopełniaczu, do Kielc. Podobnie ma się z piekłem', dawny mianownik pkieł, dawny przymiotnik pkielny nie dopasowałby się do piekła, więc za drabinę z nimi, więc piekielny. I rodzaj (wedle niebo) odmieniono, piekło, co u nas na ogół bardzo rzadko się dzieje: cud z dawnego cudo, wojsko z dawnego ta wojska, brzuch z brzucho, żołędż, niegdyś ten, nie ta (por. żołądek, zdrobniałe od niego, dla > wyglądu* tak nazwany i i.; zdarza się to częściej w słowach obcych, turmą der Turm, dyszel die Deichsel, dawniej dyszla i t. d.). Tak samo chrzbiet, chrzebta przemieniliśmy w chrzbiet, chrzbieta a dla ułatwienia wymowy pozbyliśmy się aspiracyi, grzbiet; innym razem ją odrzucamy, np. robak z chrobaka. Jest to stała, ogólna dążność u wszystkich języków, wyrównywanie dawnych różnic dla ułatwienia, uproszczenia pracy pamięciowej, reprodukcyi mechanicznej form. Zatrzymaliśmy się tak długo przy oniemieniu i zastępstwie półsamogłosek, ponieważ należą do najdawniejszych i najogólniejszych zjawisk językowych słowiańskich; jedno z pierwszych słów słowiańskich, jakie kiedykolwiek zapisano, strawa, stypa, urządzona przy pogrzebie Attyli (u nas jeszcze w XV wieku stypę »strawą* nazywano), przedstawia ten proces. Najdawniejsze nazwy słowiańskie stale na spółgłoski się kończą, w najpoprawniejszych zapisach, pod własnym dyktatem Słowian wciągniętych np. w ewangelię ciwidalską w połowie IX wieku, w której to księdze, najszacowniejszym zabytku przeszłości prasłowiańskiej, wszystkie szczepy, prócz Polski i Rusi, są zastąpione, od książąt do ludzi pospolitych. Język polski u progu swej samoistności półsamogłoski zastąpił przez ie, e, gdzie potrzeba tego wymagała; zresztą mu oniemiały — por. różnicę między nademną a nad tobą, wemnie a w tobie, zemną a z nim i t. p. Drugi proces dotyczy wydłużania samogłosek. Nasz język nie zna różnic iloczasowych, nie odróżnia długich od krótkich samogłosek. Niegdyś było inaczej. Posiadał i on niegdyś, jak dziś jeszcze język czeski, i długie i krótkie a, ie, o, ę, ię, i, y, u; różnicę między nimi zatarł najpierw w i, y, u, gdzie i śladu żadnego po długości nie zostało; tern wyraźniejszy natomiast ślad jej został w a, ie, o, ę, ię. Te samogłoski bowiem, jeszcze gdy były długimi, ścieśniły się, nabrały odmiennego zabarwienia; a skłoniło się ku o, ie ku i, e ku y, o ku u, e ku u, ię ku ią. Po wiekach zaginęła różnica iłoczasowa, pozostało jednak to osobliwsze zabarwienie brzmienia. Weźmy np. słowo róg roga', o w rog było niegdyś długie, krótkie o w roga', podczas gdy krótkiego o wymowa nie zmieniona, długie o zabarwiło się, pochyliło w wymowie ku u, wymawiano rug; gdy różnica iłoczasowa zanikła, pozostało zabarwienie i wymawiamy dziś rug, roga, chociaż do dziś są narzecza, zachowujące różnicę wymowy między ó a u (wielkopolskie i pruskie). Tak samo należy rozumieć różnicę między chleb (pisanym chlćb), chleba; pan (pon)- pana; ręka-rąk; mięso-miąs lub święto-kwiat. Czeski i ukraiński język przedstawiają podobny proces, ale w rozmiarach znacznie drobniejszych. Nasze pochylone samogłoski, a, 4, ić, ó, ą, ią, są więc dziedziczkami dawniejszych długich; nie różnią się więcej iloczasowo, trwaniem, od a, ie, e, o, ę, ię, zachowały tylko pierwotne pochylenie, niegdyś z iloczasem, z dłuższem trwaniem, złączone. Cały ten proces jest dla naszego języka bardzo charakterystyczny. Rusin np. powie tylko muka i muka, mudryj i mudrijszyj, świata i świat i t. d., my rozróżniamy mękę i mąkę, mądrego i mędrszego, święto i świąt a w dawniejszym języku było tych różnic o wiele więcej; rozróżnialiśmy np. sądzić ale sędzi mię (tak czytamy jeszcze w psałterzach wietorowych 1532 roku); odstęp, ustępcie i t. d.; oględać, nie oglądać; światość, nie świętość i t. d. Miał więc nasz język samogłoski długie-pochylone, u których samo pochylenie, i to nie wszędzie, do naszych dni przetrwało. Myliłby się jednak, ktoby sądził, że te nasze długie-pochylone są czemś nadzwyczaj starem, dają się łączyć z pierwotnemi, przedsłowiańskiemi długiemi. Nic one z niemi nie mają spólnego. To są wszystko długie, powstałe dopiero w obrębie języka polskiego a raczej polsko-czeskiego; zasady, przynajmniej początki rozwoju tego, sięgają czwartego i piątego wieku. Wydłużały się wtedy samogłoski, co z ściągnięcia dwu głosek powstawały; w odmianie przymiotnikowej dobrego, dobremu, dobrem. co z dóbrajego, dobrujem, dobrejem (właściwie dobrzejem) ściągnięto, miały samogłoskę długą, pochyloną i jeszcze druki Łazarzowe, krakowskie z drugiej połowy XVI wieku, stale kreskują to e jako pochylone, dobrćgo, dobrćmu, dobrćm. Wydłużały się dalej samogłoski w zgłoskach takich form, co zbytnią krótkością od zwykłej normy słowa odskakiwały, np. ręka liczy sobie w całej odmianie po dwie lub trzy zgłoski (rękami, i t. d.), tylko dopełniacz liczby mnogiej odbiega jednozgłoskowością od normy; otóż to rek wydłużono na rąk, jakby przedłużeniem brzmienia wynagradzając kusość formy; jest to przedłużenie zastępcze. Taksamo różni się róg od rogu i wszystkich dalszych przypadków, chlćb od chleba. nawet deszcz od deszczu. Różnica zachodzi jednak między rąk, mąk, miąs i t. d. a róg, chleb, rząd ta, że w tych pierwszych przypadkach tylko przed dźwięcznymi, jak g, d, b, nie zaś przed bezdźwięcznymi k, t, p przedłużanie a więc i pochylenie miało miejsce; więc Bóg, bób, ród, i t. d., ale bok, rok, pop, pot i t. d. Przyczyna takiego ograniczenia (niema go np. w ruskim) nie jest nam znana; należy jej może szukać, zdaje się, w naturze dźwięcznych. W dawniejszej polszczyźnie było jeszcze więcej tego przedłużania; mawiano np. dóm, dziś dom i t. d. Wymieniliśmy dwie pobudki do wydłużania a w dalszym ciągu pochylania samogłosek : ściąganie ich w jednę (dobrem) i zastępcze, gdy dwuzgłoskowe formy po oniemieniu końcowej głuchej w jednozgłoskowe przechodziły (rękę w rąk, bobe w bób). Ale takich powodów działało nierównie w i ę c e j ; działał wpływ akcentu, np. różnicę między krótkim ę w męka a długiem ą w mąka wyjaśnia różnica akcentu, widoczna jeszcze w ruskim, muka, męka lecz muka, mąka: tu należałoby się nawet inaczej wyrazić: pierwotna długa pod przyciskiem (akcentem) uległa skróceniu, długa przed przyciskiem zachowała iloczas. Całkiem inne przyczyny wywołały długość, względnie pochylenie, w góra, córa, pióro; przypuszczano, że o utrwaliło się w całej odmianie od dopełniacza liczby mnogiej, od gór, cór, piór, ale to pomysł niefortunny. Znowu inne przyczyny wywołały p o c h y le n ie przed pewnymi przyrostkami, część-cząstka, droga-dróżka, bdzia-łódka, kob-kółko; u pewnych słów, jak król-króla; lecz nie sposób, wdawać się w dalsze dociekania. Powtarzamy, wszystko to są objawy późniejsze; niegdyś żadne o długiem być nie mogło, żadna »nosówka* krótką, nie mogło być * długiego* bób ani »krótkiego* ręka; nastało to wszystko z czasem, już na polskiej niwie. E, zastępujące półsamo głoski, ruchome, wydłużaniu nie ulegało, z jedynym zdaje się wyjątkiem dćżdż dżdżu, zresztą stale bez-bzu, len-lnu i t. d., zawsze krótkie. Równie gruntownemu przekształceniu uległy w języku polskim »nosówki«. Język prasłowiański posiadał ich dwie, ę miękkie i q twarde, przynajmniej wedle świadectwa starej cerkiewszczyzny i wedle innych wskazówek. My posiadamy ich więcej, miękkie e-q i twarde ę-q, a posiadaliśmy jeszcze jedną parę, miękkie i tw arde a, przyczem ą wymawiało się jak francuskie on, ą jak francuskie an. Ten ostatni dźwięk ą (nie q — nasza fałszywa pisownia myli tu strasznie) tak dalece górował niegdyś w języku, tak wpadał w ucho, że ustępowały przed nim wszelkie inne n o s o w e brzmienia i w najdawniejszych zabytkach języka naszego, nazwach zapisanych po dokumentach łacińskich, wszystkie nosowe brzmienia przeważnie tylko przez »an« pisują; jeszcze w rękopisach polskich XV wieku piszą podobnie wszystkie nosówki przez ą i zachowali nasi drukarze ten znak, mylący tylko oko; wedle wymowy powinnibyśmy pisać »ręk«, przecież słyszymy tu o wyraźnie, nie rąk — dla a niema tu miejsca, ale musi zostać raz na zawsze przy owej dowolności drukarskiej, powtarzającej swoją drogą dowolność rękopiśmienną dawniejszą. My dziś brzmienia ą (an) nie znamy, istnieje ono tylko jeszcze po narzeczach, od śląskich do kaszubskich, ale niegdyś było ogólne, zanim go przez*ę nie zastąpiliśmy. Zastępstwo tego ę, zamiast dawniejszego ą (an), widoczne jeszcze jest w pożyczkach z niemieckiego; z wandern powstało wędrować przez wądrować (ale z Donner dunder), z mandel również mędel, z mantel mętlik. Są i inne ślady, np. dawne »an« ocalało w Janie Kantym (ale miasteczko samo nazywa się dziś Kęty), w Sandomierzu (forma łacińska dawna, winno być Sędomierz), w Wandzie: tę nazwę, wziętą z Vandalus, mniemanej nazwy Wisły, czytali późniejsi Wędą, wędką, jaką jej piękność na mężczyzn zastawiała. Z »nosówkam i« polskiemi ma się rzecz, jak z przedłużonemi, pochylonemi samogłoskami; niewiele z nich wyciągniesz co do pierwotnej ich funkcyi. Inne języki słowiańskie pozbyły się ich niemal bez śladu; naszemu ręka odpowiada czeskie, ruskie i t. d. ruka, naszemu święty czeskie savty, ruskie svjatyj, południowo-słowiań skie sveti; my mieliśmy Więcławów, Czesi Wacławów, ale książę ich i patron jeszcze choć w formie łacińskiej ę pierwotne dochował (Venceslaus, niemieckie Wenzel). Są jednak i w naszym języku ślady owego u zamiast ę, «; mówimy ogólnie wnuk, ale w dawnym języku i po narzeczach (np. krakowskich) panuje wnęk; mówimy łuk, łęk jednak i łęczysko zachowały nosówkę; mówimy łąka, ale odwieczna dzielnica polska zowie się Pałukam i, nie pałękamr, podobnie pukać i pękać, pukawka nazywała się dawniej pękawką, ze śmiechu ktoś pękł, inny p u kł; nękać i nukać (przynuka), chęć i chuć (domyśliliśmy się z czasem odcieniów w znaczeniu), nuda i nędza, smutny i smętny, smutek i smętek (tak i dyabła nazywają, nie bez słusznej racyi). Przypomnijmy, że i nasz Wawel nosówkę postradał, m a ją jeszcze miasteczko Wąwelnica; wanweł, wąweł i wąwał znaczył wąwóz; wąwozu dziś po podniesieniu się znacznem całego poziomu mało co widać. Ale i na tern nie zakończyły się przemiany znaczniejsze w wokalizacyi. Wspominaliśmy, że język pierwotny posiadał dwa miękkie e, rozmaitego pochodzenia, jedno z dawnych brzmień długich i z dyftongów, drugie z krótkiego pierwotnego e. Obu tych e, zupełnie odmiennego pochodzenia, my dziś i od wieków nie rozróżniamy, w niedźwiedziu np., zamiast miedźwiedzia, bo miód jada, oba ie nie różnią się dla ucha, chociaż każde z nich z innego brzmienia powstało (por. miód i jadać). Otóż miękkie e, z długich i dyftongów powstałe, wcześnie, w VIII i IX wieku, przed następnym twardym brzmieniem, przed t, d, s, z, ł, n, r, przeszło w ia; pierwotne bieły przeszło w biały, utrzymało się w bielić-, w starej cerkiewszczyźnie wymawiano biały jak u nas, przynajmniej pisze się w niej tymsamym znakiem biały i moja. Proces ten przeszedł cały obszar polski i sięgnął daleko na zachód; na Pomorzu np. rzekę Pianę podobnie piszą. Jest to rodzaj przegłosu, przed twardem brzmieniem twardnieje niby poprzednie ie w ia; owo ie widocznie bardzo szeroko się wymawiało, niby jakieś iea, co w polskiem przy sprzyjających warunkach, przed twardymi brzmieniami, w pełne ia przeszło. Stąd więc owe odmiany las- w lesie, leśny, lesisty i t. d.; niewiasta niewieści; lazę, lazł-leziesz, leźli, śniady-zaśniedziały, zbladł-zbledli, pieśń-piasnka; biada-biedzie, biedzić się, biedny, dziś mówimy bieda., biadę zachowaliśmy tylko w wykrzykniku: biada mi, wiara wierze, dawny czwarty przypadek wierę, częsty jeszcze w XVII wieku, tyle co naprawdę, zapewne, odbiega od reguły (oczekiwalibyśmy »wiarę«!). Powiedzą, ale powiadać, obok tego powiedać od n a j d a w n ie js z y c h czasów, ściągane też w pedać,