Wymieniliśmy właśnie szereg nazw topograficznych, najdawniejszych, więc wypada nam jeszcze, w dopełnieniu imion osobowych, także nazwy miejscowe króciutko omówić: stykają się przecież jedne i drugie bardzo blizko. I w nazwach rzek, jezior, gór, miejscowości ocalał bardzo dawny zasób językowy. Podlega on, jak wszystkie inne słowa, wszelkim ich odmianom i procesom np. głosowym, ale zachował wiele pni, co zresztą z języka wyszły zupełnie. Mieliśmy już przykłady, np. takiej W kry; chełmu dla góry czy pagórka już nie używamy, ale się po rozmaitych Chełmach i Chełmnach dochował; miejscowe nazwy pędzą rychło żywot własny, oderwany od samej rzeczy, i pamięć przechowuje je niezmienione, czasem nawet wbrew prawom głosowym. Oto np. Kołdrąb w Poznańskiem: są to oczywiście Kłodoręby, czeskie (częste) Kladruby, ale dziwnym trafem ocalało tu pierwotne następstwo] brzmień, kołda, nie przestawione jeszcze w kłoda, jak zresztą stale bywa. Unikat to w całej Słowiańszczyźnie. O Karwinach, Karwodrzach również wspominaliśmy (t. j. Krowin, Krowodrza); wymienialiśmy owe prastare złożenia z wą- i są-, Wąbrzeźno, Wąchock, Sątok, Sąpolno i t. p.; w jednej wsi lubelskiej zowie się dziś okolica sąciaskami, tę samę nazwę (sątćska) znajdujemy na Bałkanie w średniowieczu, oznacza ono niby wąwóz (właściwie ścisk). Jarzmo nazywało się w językach słowiańskich igo (łacińskie jugum), my zapomnieliśmy całkiem o igu, ale w nazwie Igołomi dochowaliśmy go. Najstarożytniejszemi bywają nazwy rzek, sięgające czasów, kiedy jeszcze Polski nie było, np. taka Wisła, nie od wiszącej wody nazwana, ani od niemieckiego tłumaczenia jej białej wody (Weissel, jak Klonowie wykładał). Łatwo zrozumieć Wieprza, Bobra albo Biebrzę, bo Słowianie bobra i bobrem i biebrem nazywali, Gąsawę (od gęsi), Osę, Chełcącę (od szumu, szumiącą, por. Drwęca, Persante t. j. piersząca na Pomorzu), Ponikwę (niknącą w ziemi), Rudę (od rudy żelaznej), Śrzeniawę (od śrzonu), Solę; Bzura jest Mzurą, od mżenia roszenia przezwana, czeska Mża, Mies). Tem trudniejsze, starożytniejsze bywają inne: Narew, Nida, Skawa, Bug (tłumaczyli go w XII wieku, pewnie mistrz Wincenty, od staroniemieckiego bugu, naramiennika!), Gopło, Noteć, Obra, Pilica, Widawa, Mozgawa, Mroga i t. d.; nadzwyczajnej starożytności tych nazw dowodzi, że się powtarzają poza granicami, nietylko Polski, lecz i Słowiańszczyzny, w dawnej Germanii (Nidde, Wipper, Lippe t. i. Lupa i i.) i ziemiach celtyckich lub na Bałkanie. Osobnej wzmianki wymagają nazwy miejscowe, naszych grodów, siół, uroczysk, pól i łąk i lasów; nie tylko dlatego, że jest ich tysiącami, że są prastare, że zachował się w nich język t. j. słownictwo, jakiego dzisiejsi nieraz już nie rozumieją, ale dlatego, ponieważ historycy nasi upatrzyli w nich jakieś źródło osobliwszej wagi, pouczające o rozmaitych warunkach i warstwach, w jakich osiedlenie pierwotnie po sobie następowało, zostawiając za każdym nowym zwrotem, za zmianą stosunków gospodarczych, państwowych, posiadawczych, w owem imiennictwie niby świadectwa czy dokumenty. Nazwy miejscowe uznano za rodzaj kroniki czy inwentarza, które tylko należycie czytać wypada, aby wydały tajemnice wiekowe. Język staje się więc źródłem dziejowem. Zobaezmyź, czy słusznie. Nazwy miejscowe są dwojakie, albo topograficzne, wzięte od położenia, roślinności, fauny i t. d., albo osobowe, od osób czy rodzin, tamże osiadłych; pierwsze są w mniejszości, stanowią około 40 od setki. Łatwo je odróżniać i rozumieć; każdy z nas wie, co znaczy Góra lub Górka, Ląd, Lipie, Dębno, Grodziec (Grójec), Grodzisk albo Grodzisko (miejsce po dawnym grodzie, co nasi archeologowie najniepotrzebniej z ruska »horodyszczem« nazywają), Wola (a na Śląsku Lgota t. j. miejsce założone na »nowym korzeniu*, dokąd zwabiano pierwszych osadników obiecywaniem woli albo lgoty od danin na lat piętnaście lub dwadzieścia), Opole (niby powiat), Ujazd (terytoryum objeżdżone, z usypanymi kopcami i t. d.), albo od dni targowych Środa, Piątek, Sobota (Zobten na Śląsku), albo Krowodrza, Odrzykoń i t. p. Nieraz trzeba i po słownikach szukać, żeby znaczenia słowa przestarzałego, zapomnianego, się dopytać. Np. Kiełpin, tyle co Łabędzin, bo kielp jest inną, równie dawną nazwą łabędzia. Łekna już nie rozumiemy albo Nakła albo Gózdu (Gwozdu, g i gw jak w goździu i gwoździu); Czech od razu nam wyjaśni, że pierwsza nazwa roślinę wodną oznacza (Nymphaea alba), drugą namułem, trzecią lasem tłumaczyć należy. Smogorzewo nazwane od torfów, których słowiańską nazwę zapomnieliśmy, chociaż ocalała w tej miejscowości. Liczne Zdziary zamiast Żdżarów są »z-żarami«, miejscami niegdyś zalesionemi, gdzie najpierwotniejsza gospodarka, wypalanie lasów, zżarzenie ich, żyźną rolę na krótki czas stwarzała; Zgorzelce, Pragi, Trzebinie to samo mniej więcej oznaczają. Częste są tu nazwy przymiotnikowe z tych jeszcze czasów, kiedy to przymiotnik jak rzeczownik się odmieniał, a więc bez późniejszego y (i), np. nad rzeką Lipą czy Białą leżąca miejscowość nazwie się grodem lipskim czy bielskim, stąd Lipsk czy Bielsk, bo rzeczowniki odrzucamy; mówimy przecież tak samo tylko Polska (dawny przymiotnik, domyśl się: ziemia), Śląsko (domyśl się: pole; dziś u nas rodzaju męskiego, ale to dopiero od niedawna); tak Czech Rusko (Ruś) nazywa i t. d. Te przymiotnikowe nazwy na -sk są liczne i zazwyczaj bardzo stare, por. Gdańsk, istniejący co najmniej już w X wieku (od Gdani nazwany, ale co ta Gdań, czy to sinus Codanus rzymskich geografów, czy co innego, nie rozstrzygamy), P u ł t u s k (dawniejszy Pułtowsk; gdyby Lwów również od rzeczki, nie od księcia założyciela był nazwany, mógłby się również Pułtowskiem mianować) — a któż nie zna na Rusi owych: Pińska (od Piny), Smoleńska od Smolny, Witebska od Widby, Mińska od Mieny (ten sam »Men«, nad którym Frankfurt leży) i t. d.; podobnież nasz Busk (od Bugu), Dłusk (od Długu) i t. d. Wszystko to jasne i zrozumiałe, takie Gniezdno (dawny przymiotnik: gnieździeński, jeszcze w XV wieku tak), od gniazda rzeczone, nie, jak u nas wymyślono, od »kniezia« jakiego; Szczytno (od szczytu; Stettin na Pomorzu jest Szczytno również, nie jakiś niesłychany Szczecin, czem zagęszczono nasze podręczniki); Kopanica albo Kopanik (pod Berlinem, niegdyś o wiele znaczniejszy niż Berlin; ów, to gród książęcy, ten, tylko osada rybacka) od kopanego (nie oranego) pola przezwane i t. d. — w nieskończoność. Ależ nie rzadkie są i nazwy, topograficzne widocznie, których nie rozgryziesz, np. Bełz, albo Śrem: wiem na pewno, że powtarza się ta nazwa w klasycznem, nadsawskiem Sirmium (przestawka w polskiem), ale co to znaczy? Łęczycę rozumiem, ale czy Kalisz niby to samo co Kałusz? od błota nazwany — a nazwa ta niemal równie dawna, jak Sirmium! Nieraz wystarczy popatrzeć do dawniejszych źródeł, aby rozpoznać nazwę: Pszczyny śląskiej nikt nie odgadnie, ale wystarczą akty jeszcze XVI wieku z ich Plszczyną (niemieckie Pless!!), aby poznać, że od plesa = jeziora, Plesk i dalej Plszczynę nazwano, a nazwa pleso prastara, jest już u Rzymian, którzy jezioro Błotne (Balaton) na Węgrzech lacus Pelso nazywają; pło, plesa (jak niebo — niebiosa) znane jeszcze dziś po narzeczach; i Psków Batorego jest tylko Plskowem (Pleskau po niemiecku). Umyślnie wymieniałem takie nazwy: żaden ród panujący nie może tak daleką i dawną a pewną genealogią się szczycić, jak te podłe nieraz miasteczka. Liczniejsze, niż topograficzne, są nazwy osobowe; gród nazywano od jego założyciela i właściciela, osadę od rodu lub człowieka, co tam pole uprawiał, przy nim jatę dla siebie a oborę dla bydła wystawiwszy. Krak, tyle co kruk (por. krakać), założył gród, jego gród był grodem Krakowem; »Kraków gród« skrócono na Kraków; Niemcy tylko zatrzymują swoje -burg, -hausen i t. p., my je stale odrzucamy; dlatego Lemberg — Lwów. Wiemy już, że przyrostek -ów tworzy przymiotniki dzierżawcze, więc Kraków jak ojców, ale przy innych rzeczownikach (na -a i t. d.) pojawia się w tej samej funkcyi przyrostek -in (żenin, matczyn, gościn), a więc Lublin (przymiotnik: lubelski; lud odrzuca przy tworzeniu nowych przymiotników dawny przyrostek, a więc od Gdańsk — gdański, od Bielsk — bielski, t. zn. nie powtarza on jednej rzeczy dwa razy!). Istnieje i trzeci przyrostek w tem samem znaczeniu, na j (por. pokrewny mu na -ij, Boży, kozi, wilczy i t. d.), więc od Przemyśla — Przemyśl, od Poznana Poznań, od Giedka Gdecz (drugi przypadek Giedcza), od Sądka Sądecz — Sądcza (z czego Sącz), od Sędomira Sędomirz, od Kazimira Kazimirz, od Włodzisława Włodzisław (drugi przypadek Włodzisławia; zrobiono z tego w XVII wieku Wodzisław) albo Włodaw, od Wojbor Wojborz (z czasem przekręcili to na Wolborz). Oto nazwy dzierżawcze; najstarsze grody słowiańskie tak poprzezywano, Kijów, Przesław u Bułgarów IX i X wieku i t. d. Ale od osób można było miejscowości ich i inaczej nazywać. W starej polszczyźnie, jak w wszystkich językach słowiańskich, tworzono od nazwy ojcowej od-ojcową, patronimiczną, np. zwał się ojciec Skarbimirem, syna Skarbimirzycem nazywano, jak od starosty starościca, od sędziego sędzica, chorążyca, stolnikowica, podczaszyca i t. d. Te ostatnie nazwy zachowaliśmy do dziś i wszyscy rozumiemy, co podkomorzyc, wojewodzie, kasztelanie (panie, królewic) znaczy, chociaż to jawny nonsens był, skoro urzędów samych nie dziedziczono, ich tytułom niby kazać dziedziczyć, dogadzając wyłącznie próżności szlacheckiej. Rosyanie dziś jeszcze od każdej nazwy »otczestwo« na -icz lub -owicz tworzą, u nas zwyczaj ten wyszedł z używania w XIV wieku, ale posiadamy jeszcze dokumenty, np. z r. 1224 małopolski, gdzie w jednym jedynym dokumencie figurują podpisani: Jakób Raciborowic, Ptaszek Lauryncewic (Laurencius, później Wawrzyniec), Bieniek (t. j. Benedykt) Polaninowic (syn Polaka!), Tomasz Piotrkowic, Trojan Trojanowie, Skarbimir Skarbimirzyc (synowie dziedziczą imiona ojcowskie), Mścigniew Nikolausowic, Sławomir Samsunowic, Niegosław Janowic i t. d. Takim to sposobem nazywano synów; ród Piotrka Piotrkowicami i miejscowość, gdzie Piotrek z rodem siedział, Piotrkowicami nazwano. To samo miejsce mogło się i Piotrkowem nazywać i rzeczywiście możemy z dokumentów wykazać, że mieniają się między sobą nazwy na -ów i na -ice, Pisarzow i Pisarzowice, nieraz końcówka -ów starsza, potem ginie; nieraz -ice starsze. Gdy inny ród na tem samem miejscu osiadał (po wymarciu, wykupnie i t. d. poprzedniego), zmieniała miejscowość nazwisko. Tak powstały nazwy na -icc, nie rzadkie w Małej i Wielkiej Polsce, chociaż nazwy na -ów, -ew (ewo) je przewyższają. A był jeszcze trzeci sposób tworzenia podobnych nazw: obok Piotrkowa i Piotrkowic można nazwać miejscowość Piotrka i rodu jego Piotrkami; ten rodzaj nazw ulubiony był szczególniej na Mazowszu, ale to bynajmniej nie właściwość mazowiecka ani wieków późniejszych; u zachodnich Słowian spotykamy ją na dobre w X wieku. Oto trzy sposoby tworzenia nazw odosobowych: dzierżawczy (Piotrków), rodowy (Piotrkowicy), w liczbie mnogiej (Piotrki). Historycy nasi chcieli w tych trzech sposobach upatrywać rozmaity stopień i czas władania ziemią; najpierwotniejszy wydawał im się sposób rodowy, niby własności spólnej całego rodu; w drugim rzędzie umieszczali dzierżawczy, indywidualny, posiadacza uprzywilejowanego; w trzecim uznawali najpóźniejszą warstwę, osiadania koloniami (kilku przybyszów) na ziemi nowej, pogranicznej, której bronić jeszcze należało; takie Piotrki to niby osady rycerskie. Porównywując jednak stosunki u innych Słowian, dochodzimy niebawem do przekonania, że ta budowa i teorya fantastyczne. Nazwy na -ow są najdawniejsze, nazwy typu Kraków, Dziewin, Poznań; nazwy na -ice nie wyróżniają się żadną osobliwszą dawnością, nie oznaczają nieraz nawet ani rodu ani pokrewieństwa, i tak np. posiadała Olga Kijowska wsi, zwane Olżyczami, chociaż nikt z jej potomstwa ani rodu tam nie siedział; osada Biskupice bynajmniej nie wskazuje, że to dzieci czy ród biskupi tam siedzieli — prosta to własność biskupia. O typie »Piotrki« właśnieśmy wspominali. Więc jak Kraków, Lublin i Poznań, chociaż o trzech różnych zupełnie przyrostkach, jeden i ten sam stosunek oznaczają, podobnie Piotrków, Piotrkowice, Piotrki ten sam stosunek właściciela do ziemi oznaczać mogą. Osobliwszą grupę stanowią nazwy osad jak Piekary, Zduny, Szczytniki, W iniary, Koniary i t. p.; nazwy te oznaczają, że osada zaludniona była dannikami, sługami książęcymi, których obowiązkiem dostarczać do dworu czy grodu szczytów (tarcz), garków (zduny), pieczywa, chować czy doglądać koni, winnic (dla kościoła) i t. p. Liczba podobnych osad była naturalnie bardzo ograniczona; one też do późniejszych należą. Obok tych wszystkich odosobowych szły równorzędnie topograficzne; i między nimi napotykamy najdawniejsze i ciągną się one nieprzerwanem pasmem przez całe dzieje osadnictwa słowiańsko-polskiego. Wyłożyliśmy tak obszernie dwa rozdziały imiennictwa staropolskiego, nazwy osobiste i miejscowe — ależ takiej samej obszerności domagałyby się wszelkie inne działy słownictwa! Ileż ciekawego i pouczającego zawiera np. dział nazw zwierzęcych, psów, koni, bydła, pszczół; przecież pszczelarstwo to prasłowiańska dziedzina, miodami i woskami targowano od nich w najdalsze strony (dostała się nasza nazwa targ aż do Szwecyi). Coby to wszystko można opowiadać, na podstawie języka samego, o ulach (stąd ulice przezwano; Węgrzy, co Słowianom całą kulturę zawdzięczają, czego język dowodzi niezbicie, z »ulicy« utcza zrobili), świepiotach t. j. barciach, i bartnictwie z »dzianiem« drzew i t. d. Ale pominąwszy faunę i florę, ileż ważnych szczegółów wyczytasz w nazwach rękodzieł; warsztat tkacki z prastarym i nazwami, pierwotnymi, dowodzi, jakiej wagi przędze i tkaniny u Słowian nabrały, jakie to całkiem domorosłe rzemiosła, z odwiecznemi nazwami, godnemi odwiecznych przyrządów. A u pługa to samo znajdziemy. Więcej, niż wykopaliska archeologa, pouczają lingwistę podobne »wykopaliska« językowe: widzi w nich poziom umysłowości jakby na dłoni. Lecz nie sposób nad tem się teraz zatrzymywać.