Wspominaliśmy już, dlaczego do lasu dorabiamy leśny, albo do wiara wierny, chociaż nie mamy już wierzny jak leśny (ale w dawnem tłumaczeniu ewangelii czytamy: dobry sługo, byłeś wierzeń wmale i t. d.), mimo to wynik pierwotnej miękkości tego ś i r pozostał do dzisiaj. Podobnie ma się rzecz z innymi przyrostkami, poczynającymi się niegdyś od miękkiej półsamogłoski, np. z naszem ulubionem -ski, powstałem z isk, niemieckiego -isc (-isch), litewskiego -iszkas, np. pański od pan (por. niemieckie herr-isch, litewskie poniszkas), zielsko od zioło i t. d.; albo przyrostek dla urabiania pojęć oderwanych, nazw zbiorowych i t. p., państwo, anielstwo. W podobnych słowach zupełny zanik samogłoskowego brzmienia wywoływał przykry zbieg spółgłosek. Od bog np. przymiotnik na isk brzmiał niegdyś boźisk(i), ruskie boźeskij, u nas po zaniemieniu półsamogłoski bożski; tak samo rzeczownik boźistwo, w końcu u nas bożstwo; od mnogi mnożstwo, od mąż, meżski, męźstwo, od bogaty bogaćstwo (co wcześnie stwardniało w bogatstwo), od potok Potoczski, od Sucha suszski, od leśnik leśniezstwo i t. d. Rosyanin pomaga sobie pełną samogłoską, muźestwo, mnoźestwo i t. p.; nasz język nie wzdrygał się, jak i w nagłosie (o czem wyżej mówiliśmy), przed takiem skupianiem czy natłokiem syczących; w końcu jednak ustąpił, uniknął tego natłoku redukcyą brzmień syczących czs, szs (źs) i t. d. w proste c lub s. Tak powstały nasze męski, męstwo, boski, bóstwo, naski (od nasz, porównaj swojski), mnóstwo, Potocki, leśnictwo i t. d., formy bardzo uproszczone, ułatwione, jeśli je porównamy z poprzedniemi. Proces takiego ułatwiania wymowy dokonał się właśnie w XIV wieku; najdawniejsze nasze pomniki, np. psałterz floryański, obfitują jeszcze w pierwotne formy, mnoźstwo, boszstwa, bogaczstwa, niemieczski, ludzski, niebiesski, miesezski, świadeczstwo i t. d., chociaż spotykamy już i pisownię bostwo, mnostwo i t. d., biorącą górę z każdem dziesięcioleciem. Najgorzej wyszła na oniemieniu półsamogłoski i zbitce syczących cześć nasza, w dalszych przypadkach czci zamiast czsci, poczciwy (dziś już na »podciwego« się wykoleił, poćciwym, podściwym pisany dawniej), zacny, cny, cnota, wszystkie z »czsny« i t. d. powstałe (w psałterzach jeszcze czność i czsnota pisane), podczas gdy Rosyanin przy czesti i czestnym pozostał. Dzisiejsza pisownia nie dotrzymuje kroku wymowie; słusznie piszemy boski, męski, męstwo, nie piszemy jednak łucki, czego wymowa wymaga; tu brózdzi nam bowiem wzgląd na pochodzenie przymiotnika od lud i piszemy go ludzkim wbrew wymowie i racyi gramatycznej. — Dawny język (i pisownia nawet) były bardzo konsekwentne, redukowały syczące, gdziekolwiek się stykały, np. z przyimka z następnem s; my piszemy (a nawet staram y się czasem wymówić) rozsypać, rozstać się i t. p.; dawniej pisano stale (nie tylko wymawiano) rosypać, rostanie dróg, rostajny i t. d. Przynajmniej w jednem arcyważnem słowie i my się tej redukcyi nawet w piśmie trzymamy: jak wiadomo, obok stać (ściągniętego z stojać, ruskie stojat’) mamy stać się, co się stab, stanie się i t. d. — w tej formie niemożliwe, bezmyślne. Jeszcze drukarze XVI wieku pisali zawsze: zstać się (por. ruskie sostojatsja)-, »stała się rzecz i t. d.« jest sostojałasia, lecz nie stojaka sia, co w ustach słowiańskich byłoby niemoźliwem, bo stać nie jest przecież czasownikiem zwrotnym. Tu piszemy jednak wbrew etymologii pojedyncze s, nie podwójne; podobnie w* słowie sąd, sędu = naczynie, ruskie sosud; przynajmniej piszemy ssać, ruskie sosat’, z podwójnem s. Między wszystkimi językami świata obfituje chyba nasz najbardziej w syczące; ratow ał się język od nich, jak mógł. Weźmy np. nazwę głowy rodziny. Słowiańskie języki nie nazywają jej aryjskiem mianem pater, Vater i t. d., lecz zowią, całkiem jak wszystkie tursko-tatarskie narzecza (at), otem. Pierwotne ot (przymiotnik otni jeszcze na Rusi książęcej istniał), zastąpili jednak wcześnie zdrobniałem otici; zdrobniały rzeczownik wypiera nieraz pierwotny; jak W arszawianie masełkiem i bułeczką się pieszczą, podobnie już Słowianie zarzucili ow’ (łacińskie i litewskie ovis), a mówią tylko owca, zamiast sełnu m ają tylko słońce; zamiast pał, palce; zamiast garna, garniec; zamiast serda (litewskie szirdis), serdcc (serce) i t. d. — podobnie zastąpiły u nas zdrobniałe matka, córka, książka i t. d. najzupełniej pierw otną mać, córę, księgi i t. d. Otóż ten otici, to po polsku naturalnie ociec; drugi przypadek oćca (otica). Tu nasuwało się językowi albo stwardnienie zębowej, jak letny z letfny, a więc otca z ot’ca, albo dawano przewagę zmiękczeniu nad elementem syczącym: ojca; z rad’ca powstaje również albo rajca albo radca, świętokrajca albo świętokradca z świętokradźca, winowajca z winowaćca, płajca (ludowe) z płaćca, ogrojca dopełniacz do ogrodziec (ogród), kojca do kociec. Ta przewaga zmiękczenia, te joty, zaczynają się wcześnie, lecz dopiero na końcu XV wieku Miniatura z kodeksu B< Bema' odnoszą zupełne zwycięstwo. Wybierał język i w innych razach rozmaite drogi. Np. niebieś-ski zredukował w prost na niebieski, por. poleski, podlaski i t. p.; lecz wieś-ski przesźło mu w wiejski, podobnie zamojski z zamośćski, zawichojski z zawichośćski, miejski z mieśćski (miasto), miejsce z mieśćce, niewiejski od niewiasta i t. d. Podobnie powstały nasze ujrzeć, pojrzeć, dojrzały i t. p., z u-źrzeć, po-źrzeć, do-źrzały; element miękczący, niby j, zastąpił nam syczącą. Ale w tym samym razie radził sobie język także całkiem inaczej; pierwotne użrzał zastąpił nie tylko przez ujrzał, lecz i przez uźrał, co w dawnym języku i częściej i rychlej napotkasz; rz nie brzmiało jeszcze tak, jak później, jak czyste ź niemal, lecz r i z oddzielały się jeszcze nieco (jak do dziś w czeskiem) i język pozbywał się tego z ze zbitki źrz. Srebro (albo z pochyleniem, srebro), było dawniej śrzebro, pierwotna forma jest sirebro, pruskie sirablan. Albo nasza środa (nie środa, jak srebro), średni; dawniej tylko śrzoda, śrzedni, śrzodek, pierwotnie śrzedn, przestawiona z serda ' serdce, niby w środku leżące, albo raczej odwrotnie od serca przezwana i środa). Dzisiaj już nikt śrzody nie pisze, ale np. żrzódło, żrzebię niedawno dopiero z użycia wyszły. Żrzódło powstało ze żerd-ło (por. gard-ło, od tego samego pnia), ruskie źereło, przestawione w żredło, z czego w polszczyżnie żrzedło, żrzodło poszły; dzisiaj ułatwiamy wymowę, redukując żrz na źr; ba, zmiast źr wymawiają ogólnie źr, źródło, źrebię, i tak już stale piszą i drukują, chociaż to grzech przeciw ortografii naszej, zawsze historycznej i etymologicznej zarazem; piszemy np. pożre go ziemia, nie pożre, a to toż samo (żreć, z pochyleniem żróć, zam iast dawniejszego żrzeć). Tak to oszczędza sobie język zbytnich trudów artykulacyi — w podobny sposób utrwaliła się już od XV wieku form a co. Piszą ją dawniej czso, gdyż jest właściwie dopełniaczem cziso, so jest końcówką (jedyny przykład tej prastarej, aryjskiej końcówki u nas), a czi jest pniem, zachowanym u nas w zwrotach za-cz, nacz, ocz; ninacz; niwecz (niby w nic), skąd niweczyć i zniweczyć. Stale też dąży język do oszczędzania trudu i czasu, ściąga i skraca słowa, często używane, a na których niezbyt wiele zależy, obcina je czy obkęsuje, pewny, że i tak zrozumieją. Cały szereg końcowych samogłosek odpada w ten sposób. Pocóż tracić czas na wymawianie dwuzgłoskowego tamo, kiedy samo tam wystarczy — tako, jako, kako, kiedy tak, jak, kak dostateczne; stąd różnica między naszem też a także, w obu razach to samo że, ale w pierwszym skrócone, teże, w drugim taki byłoby zbyt trudnem, nie opłaciłoby się lenistwo. Już z końcem XV wieku pojawiają się i w piśmie (a pismo zawsze ociąga się z reformami, trzym a się tradycyi dawnej) formy skrócone; mówi się kto, niepodobnaż tego skrócić, ale zamiast nikto mówimy wszyscy nikt i piszą je już w końcu XV wieku nigd, nie wiem, z jakiego nabożeństwa — czyżby o nigdy myśleli? Podobne skracania występują niemal masowo w XIV i XV wieku. Wyliczmy niektóre, najciekawsze. Odpada, jako zbyteczne, końcowe i w trybie rozkazującym i bezokolicznym. Już w XIV wieku zaczynają mówić idź zamiast pierwotnego idzi, stań zamiast stani i przenoszą to do liczby mnogiej, idźcie zamiast idzicie, chwal i chwalcie zamiast chwali, chwalicie, pisz i piszcie zamiast piszy, piszycie. Granicę w tem skróceniu stawia znowu wygoda. Ciągń, ciągńcie, dźwigń, dźwigńcie (mówionoż i pisanoż tak!) znowu zbyt trudne, więc tych nie skracano, pozostawiano przy ciągni, dźwigni, ciągnicie, dżwignicie. Bezokolicznik kończy się u nas od XIV wieku na ć: być zamiast byci, działać zamiast działaci, ależ jeszcze Klonowie, w trzy stulecia później, używa przestarzałych, narzeczowych form na -ci zamiast ć, a w pieśniach kościelnych zmartwych wstaci, królewaci długo się trzymały, ochronione rymem. Podobnież w rzeczowniku, mać już od wielu wieków skrócono z maci; u zaimka ci w c się skraca, toć zamiast toci. Jeszcze bardziej w środku słowa, li skracają w l, np. obok wieliki zaczynają wcześnie mówić wielki; my dziś znamy tylko wielkiego i wielgiego (forma z g prastara, Wielkopolska mówią już w XV wieku), ale pierwotne li (ruskie vielikij) ocalało choć w nazwie Wieliczki t. j. wielkiej soli, po niemiecku Groszsalze nazywanej. Podobnie skróciliśmy li-w I w tylko, które z toliko, tolko powstało, dawniej telko, jak tego, temu, wedle jelko, jego, jemu, a gdy jelko t. j. jeliko na ilko przeszło (por. im — tym), wtedy i tylko zastąpiło dawniejsze telko. O nazwach osobowych i mówić nie potrzebujemy: Kaźmierz powstał z Kazimierza, ale to rzeczy bardzo dawne, por. W rocław z Wrocisławia, Włod aw z W łodzisławia (jest u nas i Wodzisław, pomyłką, dawniej i on się Włodzisławiem nazywał), Skarbmierz (później Skarmierz, Skalmierz) od Skarbim ira nazwany i t. d. Przykłady dla o, tam, tak, jak, nikt, wpierw, wszak, już przytoczyliśmy; dla e, że: też, toż, ju ż (juźe); my dziś mówimy idźże, Rej mówił idziź: nie kijem, to pałką. Proces ten trwa ciągle, do dzisiejszego dnia. Wymieniliśmy już takie zasię, z czego zaś wynikło, weźmy inne, np. omal, z o-male, (por. o-wszem), male siódmy przypadek dawnej rzeczownikowej formy; obok omal mówimy niemal w tem samem znaczeniu. Od XVI wieku pojawiają się w pisowni, a utrzymały się do dziś w narzeczach (i w kaszubskiem) pszeńca zamiast pszenica, szkleńca, szubieńca; rozmiej zamiast rozumiej, poczkaj i t. p. Tu odpadają i wypadają samogłoski; ale tak samo i spółgłoski: mówimy weź (weźcie!) zamiast weźm (weźmcie); zara, tera zamiast zaraz, teraz, ale już teraz samo skrócone, bo dawniej jeszcze na początku XVI wieku (u Opecia) było zawsze tylko ten raz. Jeszcze wcześniej zaczęto wyrzucać w przed przyrostkami stwo i ski; już od XV wieku pojawia się pisownia królestwo zamiast poprawnego czyli historycznego królewstwa, ale nie odważyliśmy się dotąd pisać przymiotnika króleskim, wymawiamy Kochanoski i Malczeski, ale piszemy ich (nb. nie wszyscy) poprawnie Kochanowskim i Malczewskim. Mówiący a raczej piszący wahali się nieraz i mylili gruntownie; np. do Zaporoża i do Ostroga (wołyńskiego) dorabiano w XVI wieku ogólnie przymiotniki Zaporowski i ostrowski (jakby od Ostrowu!!), chociaż jedynie poprawne są formy zaporoski i ostroski (nie ostrogski, jak dziś w nas wmawiają, ani pragski i t. d.). Ale już piszemy ogólnie lenistwo, myślistwo, chociaż tych form XV wiek jeszcze nie znał. W podobny sposób wyrzuca język i całe zgłoski, nietylko jakie tam i lub w. Liczebniki od 11— 19 tworzono, dodając do jeden, dwa i t. d. »na dziesięcie«, jcdennadziesięcie, dwanadziesięcie i t. d.; gdy słowa te się pozrastały, jeden główny akcent je ogarnął, nie sposob było wodzić się z takimi ogonami, więc skracali je mówiący, pewni, że i tak ich zrozumieją. Mówili wygodniej: dwanadzieście, dwanadziesty, a potem i tego im było za wiele, więc zeszli na dwanadźście, aż przy dwanaście stanęli. I dwadzieścia do cztyrdzieści skracali, acz mniej (dwa dziesięcia i t. d.); również dwudziestego zamiast dwudziesiątego. Zresztą język nasz na tym punkcie, w porównaniu z innvmi, dosyć wstrzemięźliwy. Niejedno, czego używano ogólnie w XV i XVI wieku, zarzuciliśmy znowu, np. zamiast księże mówiono powszechnie ksze; »ksze opacie* w fraszkach Kochanowskiego jeszcze czytamy i możemy porównać ksieni zamiast księgyni. Również skracano, czego dziś już nie czynimy, podźmy, podźwa w pomy, potva; ogólne to u Reja, Kochanowskiego i t. d. Podobno wcześnie skracano w podno, ponno, aż się do pono zajechało; dziś obu używamy. Najpocieszniejsze koziołki wywraca Wasza Miłość. Przodkowie nasi strasznie lubili ceremonie, tytuły i t. d., skoro orderów, kluczów, cyfr nie było. Więc waszmościać, gdyż Wasza Miłość rychło do Waszmości się skurczyła, każdy sobie kazał. Od waszmości do waści tylko skok, stąd do aćci i aśćki ręką podać, a gdy się już raz u waćpana jest, acan i asan sami się nasuwają, a obok nich, w imię równouprawnienia i asińdżka; jeżeli zaś jeszcze dobrodzieja dodać, to i końca nie znaleźć tych susów; przypomina się tylko jeszcze rosyjski gosudar, co stopniowo po sudar i su aż na proste s (da s) zjechał. Ale, powtarzam, takich amputacyi u nas niewiele naliczysz; dodaj chyba trza z trzeba albo dopiero (nawet dopioro istnieje) i dopirz od topirwo (topirzwo, to wpierw), albo dziś, o czem już mówiliśmy. Z temi amputacyami nie należy mieszać prawidłowych ściągań oja w a (pas z pojas; stać, bać się z stojać, bojać się), awi (niby aji) w y pry z prawi, bardzo częste w XVI i XVII w.: on pry stara się t. j. on mówi, (że) stara się) człowiek w człek i t. d. Ale dość (otóż i to z dosyci skrócone) tych szczegółów; jedna dążność, aby z coraz mniejszym wysiłkiem artykulacyi, z coraz mniejszą stratą czasu wyrażać to samo, wywołała je wszystkie, chociaż znów (i to skrócenie, znowu — odnowa naszych modernistów fałszywa forma!) nie wszystkie się równie przyjęły i zamiast (skrócone, za miasto — ale nie należy samego miast, chyba w wierszu, używać) skróconych pełne formy ponownie do siły przyszły. Nie dbając o zbytnie systemizowanie, objęliśmy pod tym procesem wszystko możliwe, lecz stwierdzamy ponownie, że w tyluwiekowym obrębie zmiany były minimalne, że typ ogólny języka nie uległ przez ten czas żadnej widoczniejszej przeróbce; że pozostał niewzruszonym. Po XV wieku dopiero zaszło kilka zmian wybitniejszych, o których w następnym rozdziale pomówimy. Nie wyliczyliśmy , co prawda, wszystkiego, np. że niektóre słowa tracą samogłoskę nagłosową, szczególniej i, jeśli na niem akcent nie spoczywał. Już od XIV wieku pojawia się obok imam, imieć, imienie samo mam, mieć, mienie i w XVI wieku owę dłuższą formę (rosyjskie hneit’) zupełnie wyparło; podobnie gra, grać obok igra, igrać, igrzysko, obok igły, iglicy mamy glicę, obok iskry skrę, obok ikry krę. Co prawda, w nagłosie samogłoskom u Słowian bardzo kiepsko się wiedzie; nie znoszą ich, przestawiają je (Arbeit — robota, Arm ramię), a najczęściej przylepiają im jakąś spółgłoskę, j lub w, później i h na czoło. Więc u łacinnika agnus — agnuskow i my znawali, ale na własnym gruncie mówimy od lat co najmniej tysiąca jagnię; jabłko, ale Niemiec ma jeszcze Apfel, a Litwin obulas; toż w jasion, jutro i t. d. Nawet w imionach biblijnych i obcych nie przepuszczamy samogłoskom, Jagna nie Agnieszka, Ja dam (odwieczny żart o tern: Ja-dam , To-masz lepszy), Jewa, nawet Jalbrzyka z Albericus zrobili; o przydechowem h, hałun, harmata, H alika (z Halżbiety) i wspominać nie warto, bo do języka wykształconych klas, prócz Halżki, się nie dostało, boćby i butanów i t. d. wymieniać należało. Niemcom jednak na złość ich nagłosowe h odrzucamy, mówimy ochmistrz zamiast hofmistrz (hofmeister, f i ch wymieniały się); lud i niemieckie he na ja odmienia, Jadwiga, jarzęg (hering). W nagłosie nie znoszono i i, przybierało przydech j, jigrać, jiny (inszy, dziś inny), jimiec, imię, ji (i), ale w zaimku trzeciej osoby to j pierwotne, jak jemu, jego dowodzi, a więc jim , jich, jimi, j i (jego) w dawniejszym języku. Warszawianie tego j i — powszechnie używają, chcieli je nawet językowi piśmiennemu narzucić, ale nie daliśmy się i, zostawiając ich przy ich wymowie, piszemy wszyscy a mówimy w Krakowie, Lwowie i t. d. im, ich i t. d. Od e żadne słowo zaczynać się nie może, musi przybrać przydech. Łacińskie est, u nas jest, nasze jezioro, litewskie eżeras, jeleń — litewskie elnis i t. d. Obok joty (a względnie li) dla a, e, i jest dla y, ą, a narzeczowo i dla o, przydech w, stąd różnica między uczyć, na-uka a wyknąć, y w nagłosie równie niemożliwe, jak c, więc wydra — Otter, wymię — Euter. Nosówki również wymagają przydechu, pierwotnie nie było go wcale lub był dowolny; złożenia z wą-, wątek, wąwóz, Wąbrzeźno i t. d., odpowiadałyby łacińskiemu in, greckiemu en (ba, i w we, w, jest w przydechem); podobnie w was, wiązać, węgiel (litewskie anglis), węgieł (łacińskie angulus); również w wątro-ba (greckie entera), wębor(ek) z niemieckiego Eimbar (Eimer). Zjawisko to ogólnosłowiańskie, ten wstręt przeciw samogłoskowym nagłosom, obcy zupełnie litewszczyźnie. Ogólnie ludzkiem zjawiskiem jest upodobnianie spółgłosek; jeżeli się stykają dźwięczne z bezdźwięcznemi, upodobniamy zawsze poprzedzającą do następnej, a więc dźwięczne d lub z przed bezdźwięcznem k. t, p utraca dźwięk i staje się t lub z, kłoda — kłódka, wymawiane (a nieraz i pisane) kłótka; piszemy wózka, blizki, nizki, bezpieczny, gałązka, łezka, prędki, gładki, ale wymawiamy wóska, bliski, niski, bespieczny, gałąska, łeska, prętki, głatki i t. d.; pisownia nie stosuje się do wymowy, lecz do pochodzenia brzmienia; podobnie i na końcu słów wymawiamy wós, łes, bcs, prąt, gałęś i t. d., piszemy »etymologicznie« wóz, łez, bez, prąd, gałęź i t. d.; pisownia od najdawniejszych czasów do dziś tej zasady nie opuszczała. Spółgłoski na końcu i zbitki spółgłosek pojawiły się naturalnie dopiero po zaniemieniu półsamogłosek; dopiero kiedy w woze i wozeka e oniemiało, dostało się z na koniec lub przed k. Pisownia nie uwzględnia wymowy; nikt, chyba wojujący z ortografią, nie napisze fchut, fstęp i t. d., chociaż tak wymawia. W kilku razach jednak dał się język, piśmienny nawet, ułowić uchu; np. piszemy rószczka, chociaż etymologicznie tylko różdżka możliwa; deszcz, chociaż powinniśmy pisać deżdź (por. dźdżyć i dżdżysty); bez tchu, wytchnąć i t. d., chociaż mowa o dechu, dychaniu (i dusza, oddech, dchnienie, stąd nazwana), więc i tchórz zamiast dćhórza się zjawił. Zwierzątko zowiemy żbikiem — ależ to był steb’, w dalszych przypadkach stbia; st przed dźwięcznem b dźwięk przybrało, zdbia, a d wyrzucono ze zbitki. Tak samo powstało źdźbło z śćbło (rosyjskie stiebło); izdba ze stuba (Stube, niegdyś tylko łaźnia, por. francuskie etuve); pchłę, nie od pchania nazwaną, jak mniemano, przestawiliśmy z błchi, ruskie błocha; nazwy Błeszyn i Błeszyński zachowały pierwotną formę. W grzeczny, gwoli mamy przyimek k, co k rzeczy, k woli, w zgrzyt zg miejsce dawnego sk (skrzyt jeszcze w XVI wieku) zajęło; paznokcie piszemy zamiast paznogci (por. noga). Zawsze rozstrzyga następujące brzmienie; upodobnienia działają w kierunku naprzód. Że w zdrowy z jest przyimkiem s, o tem wie już tylko filolog; pszczoła, dawniej pczoła, zamiast bczoły, od bęku, bęczenia nazwana (por. kwiczoł i t. p.), starosłowieńskie beczeła. Czem bardziej słowo odosobnione, tem łatwiej może się język pomylić, nie mając sposobności do kontrolowania. Np. piszemy szczątek a-naw et do szczętu, doszczętny, chociaż pisaliśmy niegdyś do szczędu, a więc i szcządek szcządka: wyraz nie ma nic spólnego ani z oszczędnym ani z początkiem, lecz pochodzi od szczędzia, ruskie izczadije, t. j. potomstwa (te, z nasze, i czędo, dziecko, Mazurom jako cędo jeszcze w XVI wieku znane); modlono się więc w kościołach polskich za króla Kazimira (Jagielończyka) i szcządek jego (sycząca zębowa z, s upodobnia się przytem podniebiennemu cz). Również krtań, krztusić dla t z grtani i grduszenia (porównaj grdykę) powstały. Odwrotnie wprzęga poczucie językowe formy, co się wyzuły z zależności, w dawną normę; język nasz z trzech spółgłosek stale wyrzuca środkową, np. izba z izdba i t. d., więc w XV a nawet i w XVI wieku mawiano zawsze słuc, nie stłuc, roznicwać, nie rozgniewać, ale poczucie językowe, świadome związku z »tłuczeniem« i »gniewem*, przywróciło od dawna tym czasownikom > pierwotną« formę; znamy i używamy tylko stłuc, rozgniewać i t. p.