ROZDZIAŁ CZWARTY. Pierwsza doba historyczna (1100—1500). Początki piśmiennictwa polskiego. Wpływy czeskie. Pieśni, psałterze, biblia, modlitewniki. Poezya i proza; glosy i przekłady. Rozwój pisowni i języka. Starania duchowieństwa; rola jego i niewiast polskich w tworzeniu języka piśmiennego. SZKOŁA i literatura — obie były wyłączną dziedziną kościelną w średnich wiekach, najbardziej u nas. Język łaciński, obowiązujący w Kościele, wymagał szkolnego traktowania i szkoła średniowieczna u nas była szkołą łacińską, służącą potrzebom duchowieństwa; państwo i społeczeństwo korzystały z jej usług, lecz nie wdawały się w jej sprawy; organizacya i uposażenie pierwotne szkół było rzeczą kapituł i klasztorów; dopiero od XIV wieku także gminy miejskie niemi się zajmowały i dochodziło rychło do sporów o kompetencyę między kapitułami a miastem w Poznaniu, Lwowie i indziej. Szkoła średniowieczna nie liczyła się z oświatą ludową ani z potrzebami świeckiemi: służyła jako seminaryum, w którem przyszłych duchownych sposobiono; program jej urzędowy wypełniała łacina. Drogą pozaurzędową wnikał żywioł narodowy; nie możnaż go było wyłączać, choćby przy udzielaniu pierwszych początków. Starano się wprawdzie jak najspieszniej dobijać się takiej znajomości łaciny, żeby dalsze studyum, objaśnianie tego, co czytano, odbywało się wyłącznie za pomocą łaciny samej; lecz na stopniu elementarnym nie można się było obchodzić bez języka narodowego. W trzynastym wieku mistrzów Polaków, choćby dla nauki początkowej, było bardzo niewielu, więc po miastach i miasteczkach wędrowni Niemcy, waganci podejrzanej nieraz nauki i moralności, uczyli początków, posługując się naturalnie językiem niemieckim — i tak nawet łacińska szkoła średniowieczna mogła się okazać narzędziem germanizacyjnem. Wyższe, narodowe duchowieństwo przejrzało niebezpieczeństwo, wydawało od r. 1285 okólniki, napominające, aby od nauczycieli wymagano znajomości języka polskiego na tyle, żeby w wykładzie Katona »dystychów« i rzeczy podobnych posługiwali się polszczyzną, nie niemiecczyzną; ponawianie takich okólników dowodzi, że nie skutkowały, i nie dziw, Niemcom miejskim np. nie mogło wiele na polszczyźnie zależeć. Obok szkoły wypiastowało duchowieństwo i literaturę. Dla potrzeb własnych starczyła łacińska: pismo święte, księgi liturgiczne, przepisy prawa kanonicznego, dla tego nie istniał inny język, prócz łaciny. Lecz musiano i o laikach myśleć, szczególniej o kobietach, dla których szkółek nie było żadnych. Tymczasem wzmagała się zamożność, ogłada towarzyska, potrzeby duchowe; należało je zaspokajać i musiano się uciekać do języka narodowego. I z innych względów domagał się on uwzględnienia; jeśli miał lud sam przejąć się nakoniec chrześcijaństwem, należałoż go uczyć; jeśli nie miał, jak dotąd, stać niemy, bez udziału, gapiąc się tylko oczyma, przy nabożeństwie kościelnem, należało mu pozwolić udziału np. w śpiewie, przy procesyach najbardziej. Nam się dziwnem wydaje, jak długo duchowieństwo ociągało się z wypełnieniem tych najprostszych potrzeb, jak długo ich nie uznawało wcale. Znamy np. przepisy takiego rodzaju: kto chce śpiewać, niech śpiewa »Kyrie elejzon* (t. z. niech powtarza tylko ten okrzyk), jeśli nie, niech milczy całkiem. Ludowy śpiew kościelny w kościele dzisiejszym, tak nas wzruszający, dla średniowiecznego zupełnie nie istniał — z wyjątkami bardzo nielicznymi. I kazań w XII czy XIII wieku nie bywało; były prerogatywą biskupią i księży uczonej, za przywilejem biskupim, więc obchodzono się bez kazań. Jeszcze przy końcu XIII wieku nie wymagał Kościół polski od księży niczego więcej, prócz odmawiania z ludem w niedziele i święta miasto kazania pacierzy głównych t. j. Ojczenasza (od niego wszystkie modły »pacierzami« przezwano) i Wierzę w Boga, Dziesięciorga przykazań i spowiedzi powszechnej (Kaję się Bogu i t. d.); kto się poczuwał na siłach, mógł i dzienną lekcyę ewanieliczną i apostolską wyłożyć ludowi po polsku a nawet i objaśnić. Pomniki kaznodziejstwa polskiego zaczynają się dopiero w XIV wieku i dopiero z tego czasu posiadamy liczniejsze świadectwa o kazaniach i kaznodziejach polskich. Kto pierwszy przełożył modlitwy główne na język polski, kto pierwszą pieśń kościelną utworzył, kto dokonał przekładu najważniejszej księgi kościelnej, żołtarza (psałterza, stanowiącego walną część wszystkich modłów kapłańskich, po brewiarzach i t. d.), na to wszystko świadectw nie mamy. Ba, najdawniejsze bezimienne naturalnie ich odpisy, pochodzą nieraz z czasów wcale późnych. I tak np. modlitwy posiadamy dopiero w odpisach z początku XV wieku, a więc o kilka wieków później, niż powstały; i >Bogurodzicę* wciągnął ks. Maciej z Grochowa dopiero około r. 1410 do rękopisu. Tylko psałterz floryański należy do ostatniej ćwierci XIV wieku. Do tych późnych odpisów przystępują jeszcze dwa zbiorki kazań, świętokrzyskie i gnieździeńskie, nazwane od miejsc, gdzie się przechowują. Nikłe te zabytki przedstawiają zaród i początki języka piśmiennego i dlatego na baczną zasługują uwagę. Gdzie szukać początków tego języka, t. j. w jakiej dzielnicy? Wskazywano wielkopolską; jak od Poznania i Gniezna państwo Piastowskie stworzono, podobnie, twierdzono, i język piśmienny tu się najpierw uformował; ba, upatrywano nawet w tem, że język piśmienny nasz nie szepleni, nie mazurzy, jasnego niemal dowodu, że nie powstał w mazurzącej, krakowskiej dzielnicy, że i ten nabytek kulturalny zawdzięcza się prastarej ziemicy Piastowskiej. Cała ta konstrukcya oparta na fantazyi. W XIII i XIV wieku inicyatywa wielkopolskiej ziemicy już upada i Kraków mimo eksponowanego położenia dawno się na czoło wysunął; niema najmniejszej przyczyny, Małopolskę, wystawioną najbliżej i najsilniej na wpływy czeskie, odsądzać od zasługi stworzenia języka piśmiennego. Że najdawniejsze zabytki nie mazurzą, nie dowodzi niczego; wymiana narzeczy, krzyżowanie się ich wpływów właśnie w Krakowie, jako steku najrozmaitszych osobników, mazurzących i nie mazurzących, przykład czeski, z góry uniemożliwiły wdarcie się zbyt jednostronnego, specyalnego, chłopskiego sposobu mówienia do dworu i wyższego duchowieństwa; i w innych językach piśmiennych upatrujemy kompromisy między narzeczami, wyłączanie wszelkich cech zbyt partykularnych, lokalnych, a taką cechą było mazurzenie jak i szadzenie i t. d. Specyalnych cech wielkopolskich niema również w naszych zabytkach, brak ich nawet w kazaniach gnieździeńskich, a jeżeli pobudka do powstania języka piśmiennego, t. j. do używania języka narodowego w piśmie, przyszła od Czech, to trafiła najpierw raczej na małopolską, niż na wielkopolską dziedzinę. Dowodów przedstawić nie możemy, tylko przypuszczenia. Źródła późniejsze wsnominaia o żonie Rolesławn Wstydliwego Kindze-Kunegundzie, Węgierce, jakoby za jej rządów w klasztorze panien Klarysek sądeckich pieśń w narodowym języku się rozlegała, jakoby psałterz w tymże języku regularnie odmawiała. Kinga nie potrzebowała dla siebie bynajmniej języka narodowego, ponieważ umiała od dziecka po łacinie, lepiej niż własny jej mąż, więc modliła się i śpiewała po łacinie. Pieśni narodowej i psałterza narodowego wymagała dla tych pań i dziewic, co się około niej w klasztorze skupiały, które, modłów i pieśni łacińskich nie rozumiejąc, niby papugi, mechanicznie z brewiarza je odczytywały, co się jeszcze w XYII wieku praktykowało; dla kobiet w całym kraju zresztą. Więc nic nie przeszkadza zawierzyć owej tradycyi i związać początki języka piśmiennego i literatury narodowej z klasztorem sądeckim, a choćby z pobytem Kingi krakowskim. Jeszcze w roku 1249 szło rycerstwo polskie do boju, »kierlesz śpiewając« t. z. powtarzając słowa »Kyrie elejson, Christe elejson«; r. 1410 pod Grunwaldem już nie kierleszuje rycerstwo, lecz za wyraźnem Długosza świadectwem »całe wojsko zaintonowało głośno pieśń ojczystą Boga Rodzica*. Musiał więc znaczny przeciąg czasu uogólnić, w powszechne wprowadzić używanie, odśpiewywanie Bogarodzicy (w procesyach, wyjątkowo w kościele). Z żywota Kingi wiemy o osobliwej jej czci dla Matki Boskiej i dla św. Jana Chrzciciela: a * Bogu Rodzica* wzywa wstawiennictwa do Chrystusa właśnie Maryi i Jana. Język wreszcie wskazuje stanowczo wiek XIII, nie połowę XIV, gdzie powstanie pieśni zwykle umieszczają. Nadają jej przytem pochodzenie czeskie, tylko nikt nie wskazał dotąd źródła czeskiego; posiadamy wiele pieśni duchownych i modlitw wierszowanych czeskich, od XIII wieku, tylko śladu »Bogurodzicy* nikt nie odszukał i nie odszuka. Również w całej łacińskiej hymnologii średniowiecznej, w nieskończonych jej zasobach (wydał przecież tylko ksiądz Drewes dotąd 49 jej tomów!) nie znaleziono pierwowzoru; jest jeden i drugi zwrot czy przydomek, całości tej samej lub choćby podobnej nikt nie odnalazł. Oryginalna to pieśń polska i w tern jej znaczenie. Obstając więc przy dawniej wypowiedzianem przypuszczeniu, łączymy Bogurodzicę z pamięcią Kingi; może ją spowiednik (Bogusław) ułożył. Pieśń nazywano od pierwszych jej słów, jak zawsze bywa, lecz nie o kult Maryi w niej chodzi, kult, którego główny rozkwit na XIV i XV wiek dopiero przypada; Marya i św. Jan wstawiają się tylko za nami do Chrystusa. Pieśń pierwotna obejmowała tylko te dwie zwrotki, z czasem, w XIV a jeszcze więcej w XV wieku doczepiano do niej dalsze, innej treści, budowy, języka. W pieśni uderza nas niejedno niezwykłe. Najpierw sama nazwa Bogurodzicy, obca zachodniemu, stała tylko w wschodnim Kościele. Jest to różnica niemal dogmatyczna i tak ją Grecy łacinnikom wytykają, np. kijowski metropolita Nikifor w XI wieku w zarzutach przeciw Frankom (t. j. łacinnikom) formułuje ją tak: »przeświętej władczyni naszej Bogorodzicy nie nazywają (Frankowie) Bogorodzicą, lecz tylko św. Maryą, co jest herezyą Nestoryusza« (Nestoryusz przeczył Maryi jako matce bożej, tylko w człowieku, synu Maryi, zamieszkał syn Boży). Znakomity historyk Kościoła ruskiego dodaje do tych słów uwagę: »Katolicy nie rnają istotnie zwrotu, odpowiadającego greckiemu »theotokos« albo naszej»Bogarodzicy« i jeśli to chcą wyrazić, muszą mówić: Mater Dei, Matko Boska* (Gołubińskij). A i inny szczegół ciekawy: najzwyklejsza i najpierwotniejsza »ikona« w cerkwi, bez której cerkiew być nie może, greckie »trimorfion, deisus«, przedstawia Zbawiciela, a Maryę i Jana Chrzciciela zanoszących modły do Niego; obie zwrotki Bogarodzicy, to niby podpis czy wytłumaczenie takiego Deisusa. Nie byłoby to nic dziwnego: dochodziliż malarze ruscy cerkiewni aż do Wrocławia; Kinga miała siostrę (Konstancyę) za Lwem halickim, a córka Lwa, Świętosława, zmarła u Klarysek sądeckich. Najdawniejsza pieśń polska brzmiała: Bogu rodzica, dziewica, Bogiem sławiena Maryja! Twego syna gospodzina, Matko zwolena Maryja, zyszczy nam, spusci nam, Kirine eleison! Dodajmyż kilka objaśnień. Maryją nazwana, nie ze staropolska Marzą, dla wiersza a może i umyślnie przeciw tej ludowej formie, niby protest łacinnika przeciw takiej wulgaryzacyi. Bogu rodzica, o celowniku przy rzeczowniku (jak dawne »grzechom odpuszczenie*, »na wieki wiekom*) już wspominaliśmy; nie Bogorodzica, jakby unikając ruskiej formy, ani Bogarodzica, jak ją później ochrzczono. Słaiciena Bogiem t. j. przez Boga i zwolena t. j. wybrana, mają jeszcze starożytne brzmienie ie, nie nowsze io, nie sławiona ani zwolona — czechizmem to nie jest, bo niema innych śladów czeskich; byłby to ostatni narzeczowy albo umyślnie archaizujący ślad owego prapolskiego ie zamiast io. Sławiena Bogiem, jak i Bogu rodzica, są dwa słowa zamiast jednego, zamiast bogosławiona; bogosławić i błogosławić w dawnych zabytkach, aż do połowy XVI wieku ciągle się mieszają, nawet po drukach — zresztą obie formy pomylone raczej, powinnoby się mówić, jak w cerkiewnem, błogosłowić. Zyszez nam, spuść nam twego syna gospodzina t. j. pana. Rymy wewnętrzne, syna — gospodzina i t. d., cechują każdy wiersz. Razi Matko, nie »macierze lub »m aci« młodością swoją; zarazem nie zgadza się wołacz z mianownikami poprzedzającymi (dziewica i t. d.) Druga zwrotka zbudowana odmiennie nieco, rymów wewnętrznych niema: Twego dzieła chrzciciela Bożyce, Usłysz głosy, napełń myśli człowiecze! Słysz modlitwę, jąż nosimy, Dać raczy jegoż prosimy, a na świecie zbożny pobyt, Po żywocie rajski przebyt. Kirie elejson. Tylko pierwszy jej wiersz nastręcza nieobeznanemu z językiem trudności. Dzielą, tyle co dla, starsza to forma, znana w cerkiewnym i ruskim; w innych polskich pomnikach nigdy jej nie napotykamy. Dożyć jest syn Boży; o takiej formacyi, bardzo pospolitej i ulubionej w polszczyźnie trzynastego wieku, wyżej mówiliśmy. Wiersz więc znaczy: dla twego chrzciciela synu Boży i t. d. I bożyc nie powtarza się nigdy więcej w całej polskiej literaturze; niema go i w czeskiej. Wiersz ten tak odskakiwał od późniejszej normy językowej, że go rychło już nie rozumiano i już w XV wieku próbowano mu, z bardzo niepomyślnym wynikiem, nadać jakąś inną, zrozumiałą formę. Dalsze wszystko zupełnie jasne, można tylko wątpić, czy zbożny pobyt znaczy pobożny czy szczęśliwy pobyt. Te dwie zwrotki związane są przez odśpiew »Kirie eleison*, cechujący najdawniejsze pieśni-tropy, powstałe z tej (i innych) inwokacyi liturgicznych jako ich interpolacye; o ile one starsze są od dalszych pieśni, doczepianych w XV wieku do właściwej Bogurodzicy, dowodzi zaraz pierwszy wiersz dalszej pieśni: Nas dla wstał z zmartwych syn Boży — gdyby ten wiersz pochodził od autora drugiej zwrotki, musiałby brzmieć: nas dzieła wstał z martwych bożyc! Zatrzymaliśmy się tak długo przy najdawniejszym i najpoważniejszym wierszu polskim; od niego brzmiały dnie narodowych zwycięstw i klęsk, Grunwald i Warna, »Te Deum« solenne i wstęp do zwykłego kazania niedzielnego; używano go nawet do wyrażania zemsty osobistej, wstawiając niepoczciwe słowa. Dla pierwszych słów swoich stał on się wyrazem kultu Maryjnego u ludu, hołdującego coraz korniej królowej Niebios. Tak ogólnego znaczenia nie dosięgną! żaden inny zabytek. Ani psałterz nawet, chociaż raz przetłum aczony w coraz innych odpisach po zamkach się szerzył — drogaż to była rzecz, nie przystępna każdemu. Posiadam y dwa całkowite odpisy polskiego psałterza: floryański (od opactwa św. Floryana przy Lincu w Wyższej Austryi) i puławski (kss. Czartoryskich); floryański starszy o cały wiek, ale i puławski w wielu razach brzmienie pierwotne, starożytne, zachował; puławski przeznaczony był dla osoby prywatnej, floryański dla królewnej z andegawskiego domu; jego lilie dowodzą, że dla córek króla Loisa, Maryi najpierw, potem Jadwigi, pierwotnie go pisano. Zamiaru nie dokonano w całości; ostatnie partye drogocennego rękopisu pisały już inne ręce, niedbałej, spieszniej; nie ozdabiano też dalszych kart żadnemi malaturami. Psałterz floryański jest trójjęzykowy; po każdym wierszu łacińskim następuje polski, potem niemiecki. Każdą z tych części przepisywano z gotowego wzoru oddzielnego, połączono więc razem trzy rozmaite psałterze. Cośmy zauważyli u Bogurodzicy, godzi się i dla psałterza: niejednolitość językowa, znosząca obok siebie dawne i nowe formy. Byle przykład niech da i wyobrażenie tekstu samego; z psalmu drugiego: Przecz skrżytało pogaństwo a ludzie myślili są prozność? Przystajali są królowie ziemscy a książęta zeszli są sie na gromadę przeciwo gospodnu i przeciwo jego pomazańcu... Jen przebywa na niebiesiech, posmieje sie jim i gospodzin zwala śmiech w nich. Tegdy mołwić będzie knim w gniewie swojem i w rosierdziu swojem zamęci je. Ale postawion jeśm król od niego., przepowiadaję kazń jego. Gospodzin rzekł ku mnie, syn mój jeś ty, ja dzisia porodził jeśm cie. Pożądaj otemnie, i dam ci pogany w dziedzictwo twoje i w trzymanie twoje kraje ziemskie. Włodać będziesz nad nimi w mietle żelaznej a jako sąd zdunowy rozbijesz je... Służycie bogu w strase, i wiesielcie sie jemu se drżenim... błogosławieni wszystcy, jiż imają w niem pwę i t. d. A więc już późniejsze trzymanie zamiast dzierżenia; w trybie rozkazującym krótsze i dłuższe formy; przy czasie złożonym przeszłym jest i są wyrażone lub nie i t. d. Co ciekawe, to staranie, aby oddać tekst jak najlepiej; nie wystarcza jedno tłumaczenie, próbują drugiego; tak pisarz drugiej części wstawiał z »albo« coraz nowe terminy: np. »i miłował zgłobę albo klątwę«, »i przyjdzie jemu albo nań*; »zbaw mnie albo wypraw*; »i wybit albo wypędzon jeśm«; czasem nawet trzy wyrazy daje do wyboru, »lichota albo zgłoba albo niesprawiedlność*; nieraz takie glosy wcale trafne, np. w kilku wierszach 10(i psalmu czytamy: wełny albo przewały jego., synom ludzkim albo człowieczym a uście albo a wyćhód wód, ziemię płodną albo płodzistą w niepłodność albo w słoność.. w stawy albo w jeziora wód i t. d. Nie należy jednak zapominać, że to była praktyka szkoły łacińskiej: cała interpretacya tekstu zasadzała się nieraz na samem grom adzeniu synonimów; w ten sposób, gdy słowników nie było, pomnażano najskuteczniej zasób wokabuł, a metodę łacińską przenoszono i na języki narodowe. Na dowód, jakie stare formy ocalały w tekście, niech służy jednorazowe ja z zamiast ogólnego ja albo pisownia chrqst zamiast chrząszcz, żywo XIII wiek przypominająca. Jeszcze ciekawsze są najdawniejsze kazania, resztki, co ocalały po strzępkach pergaminowych, wkładanych w oprawę, z krótkiego zbiorku świętokrzyskiego, i obszerniejsze kazania gnieździeńskie; pierwsze, pisane z nadzwyczajną oszczędnością miejsca i słów, lakoniczne niby, drugie tern wielomowniejsze. Kilka prób dadzą wyobrażenie o wysłowieniu. Z kazań świętokrzyskich: W świętem pisani cztworakim ludziem pobudzaję je mówi Bóg wszemogący: wstań, pokazuję, iż są grzesznicy cztworacy. Bo mówi to słowo Bóg albo siedzącym albo śpiącym albo leżącym albo umarłym. Siedzący są, jiż się kdobremu obleniają; leżący są, jiż się wgrzese kochają; śpiący są, jiż się wrgrzesech zapieklają; umarli są, jiż w miłości bożej rozpaczają Cso nam przez tego niemocnego na łoży leżącego znam iona? Zawierne nics inego kromie człowieka grzesznego we złych skutcech prześpiewającego, jenże niepamiętaję dobra wiekujego obiązał sie tomu, csoż jest wrzemiennego, leniw jest ku wstaniu, czynić każdego skutka dobrego... Widzcie Boga miła zbawienie i idźcie w wielikie syna bożego przyjaźni. Corrozaim wyprawia sie tajnica moja mnie a znamionaje sie sirce tajnymi grzechy skalano i ot togo Zbawiciela., otpadło... Kniemuż gdaż człowiek grzeszny rozpamiętaję stąpi, toczu sam siebie wspomienie, stajnego sirca rzeki gorzkich słez za grzechy wylije i to uznaje, kiegdy sgrzeszył, w kakie wrzemię sgrzeszył, kilkokroć sgrzeszył, którymi grzechy twórca swego na gniew powabił, a jakokoli to grzeszny człowiek uczyni, tako nagle sirce jego jemu doradzi, iżby grzecha ostał, swoich grzechów sirdecznie żałował i s świętą cyrekwią dzińsia zawołał etc I powiada nam tento ociec święty Simeon swoje przezmierne ucieszenie jilkoż do widzenia, bo mówi: widziele oczy moi zbawienie twoje. Rozmaite widzenie nałazimy w świętem pisani Boga wszemogącego. Owa ji pirzwiej widział Ha3 Autograf I. P. Woronicza. braham pod obrazem trzy męży po drodze idącego. A wtóre ji widział Mojżesz wekrzu pałającego. A trzecie ji widział Ezechiel na wysokiem stoicy siedzącego. A cztwarte ji widział święty Jan pod obrazem barańca śmiernego. A piąte ji widział tento ociec święty Simeon pod obleczenim człowieczstwa i t. d. Z kazań gnieździeńskich wreszcie: Dziatki miłe! Nasz Chryst miły jest on swe święte apostoły temuto nauczał był, kakoćby na temto świecie miedzy chrystjany bydlić mieli a przeztoć on rzekł jest był knim, rzekąc tako: bądźcie dzie tako mądrzy, jakoć są wążewie mądrzy. Iżci napirzwe wąż tęto mądrość ma, iże gdyż ji chcą zabić, tedyć więc on swą głowę kryje i szonuje a o ciałoć on nics niedba... wtoreć przyrodzenie jest to wężewe, iże gdyż się on chce odmłodzić, tedyć więc on je gorzkie korzenie a potem więc on wlezie wdurę ciasną a tako więc on tamo zsiebie starą skórę szejmie. A takież my zdrućmy zsiebie starą skórę, toć jest stare grzechy, a jedzmy teże gorzkie korzenie, toć jest iżbychom na temto świecie niektórą mękę prze miłego Chrysta cirpieli na naszem ciele... iżci zaprawdę nasze ciało jest nieczyste odzienie, cości ono nas barzo często je, mnogdy naszego ciała nieczystotą a teże mnogdy złą myślą... A tedy więc on młodzieniec jestci go on był prosił, abyć on tamo w raju z nim został był. Tedy więc święty Jan jestci mu on tako był odpowiedział, iże ty dzie nijedną stroną nie możesz tuta być semną, ale ty drzewie masz umrzeć... a przezto miłe dziatki poprośmy dzisia świętego Jana naszym siercem nabożnym, abyć on raczył nas siego dnia i siego roku we zdrowi, wiesieli dopuścić, abychom my miłemu Chrystowi natemto świecie przez grze1 cha tako służyli, jakobychom my jego miłosierdzie sobie naleźli a potem królewstwo niebieskie jego otrzymali i t. d.