ROZDZIAŁ PIĄTY. Druga doba historyczna (1500—1763). Zerwanie jedności językowej: język ludowy, gwara, i język klas wykształconych. Ostateczne ustalenie głosowni i form polskich; nieznaczność zmian. Nowe wpływy obce; łacina, włoszczyzna i inne języki. Wpływy wschodnie; nieznaczne ruskie w polskiem, tem znaczniejsze polskie w ruskiem. Zdobycze kultury i języka polskiego na Wschodzie. Rozwój mowy piśmiennej; wpływ reformacyi i humanizmu. Powolny jego upadek za ciemnoty saskiej. NOWA doba języka polskiego tem się przedewszystkiem odznacza, że w niej ustaje jego dawna jednolitość. Do XVI wieku nie było różnicy między językiem klas wykształconych a ludowym, bo nie było języka piśmiennego, którego normy obowiązywałyby wszystkich, roszczących pretensye do ogłady. Każdy pisał jak mówił, a mówił, jak otoczenie, jak lud; wystrzegano się chyba szeplenienia czy wałczenia, zresztą nie unikano form gwarowych, słów nieznanych innym. Świętosław tłumaczy statuty na polskie, ale o osobliwościach tej polszczyzny już wspominaliśmy, o jej janakim, renie, slachatnych i t. d., ale i on, choć Mazur rodowity, nie szepleni (mazurzy), a tak, jak on, pisze każdy. Niema pomnika XV wieku, coby nie objawiał cech (w słownictwie i t. d.) osobliwszych, znanych tylko jemu. Dopiero w XVI wieku zrywa się z tą jednolitością pierwotną, niekulturalną; odgradza się język piśmienny, wykształcony, od niepiśmiennego, ludowego, grubego, chłopskiego; przepaść, dzieląca język i narzecza, pogłębia się coraz bardziej. Najbardziej widoczna ona w słownictwie. Język pozbywa się słów przestarzałych, swoich czy obcych; obce żywioły spływają powoli, osiadają u dołu; język klaruje się z tych fusów niemiecko-czeskich, pozostawia je sferom najniższym. Wytwarza się różnica między językiem szlacheckim a miejskim i gburskim — możemy śmiało o szlacheckim mówić, gdyż przez trzy wieki jeden stan wyłącznie panował, zakrywając sobą inne. Różnice zaczynały się wcześniej, lecz teraz występują w całej jaskrawości. Szlachta rzuciła dawno nazwy od-ojcowskie, iców i owiców, pisze się, by się od nieosiadłej gołoty odróżnić, od dóbr ziemskich, jakiemi wyłącznie włada, -skimi i ckimi; icy i owicy ocaleli w miasteczku i na wsi; poczciwego Klona syn był Klonowie, a m istrza Szymona Szymonowie i nie widzimy racyi, dlaczego Ozimek Zimorowicem się przezwał; tacyż byli Wulfowicy i tylu innych. I srogo warowano, aby mieszczanin przy -icach zostawał, nie wspinał się do -skich, chociaż napróżno; nasza literatura satyryczna XVII wieku pełna jest wycieczek na ten wdzięczny tem at; lecz nic nie pomaga, jeśli wziąć byle księgę radziecką, znajdziesz, źe ten, co się właśnie Szpuntem nazywał, po kilkunastu latach Szpuntowskim się obzywa. Ostatni raz, ile wiem, użył szlachcic polski patronimików na -owic w »Przestrodze* Mycielskiego z r. 1574, którą poświęca »Piotr Mycielski Tomaszowic Stanisławowi Rydzyńskiemu Stanisławo wicowi« — ależ niedarmo on kandydaturę moskiewską (Groźnego) gorąco polecał. Mieszczanin używa dalej germanizmów, przesiąkł nimi w cechach i urzędach; szlachta się ich zupełnie wyzbywa, zapomina o szyndowaniu i bitunku nawet, z czego przecież dawniej żyła; tylko mieszczanin, jak Saksona się trzyma, pam ięta dalej o lotunku (procencie), szperowaniu, trybowce, chociaż i on niektóre wyrazy zapomina, wardęgę i luprynk i podobne szpeciągi. Chłopek najdłużej się ich trzyma, jak i prastarych właściwości mowy i nowych osobliwszych, miejscowych wytworów. Już w XVI wieku uświadomiono sobie zupełnie różnicę między polszczyzną a gwarami. Pisma humorystyczne umieszczają listy i wiersze gwarowe, krakowskie i t. p. P. Laskowski, jeśli się nie mylę, w »Kurverze« ułożył cały wiersz w samych wyrazach gwarowych, czegoby przeciętny Polak wcale nie zrozumiał. A oto »Przekwinty« p. A. Langego — proszę o wybaczenie niedyskretności, jeśli z nich początek powtarzam: Śród kieretni kście wangroda. Pod jabrzędów charaziną Stoi gryfna brzana młoda; Plosem z ócz jej śluzy ryną. Nie feteciem ani kwieciem Ani jaklą ochajona, Po zamorach stoi w gzorach, Ostorniała i zaćmiona. W duk chachuli się, w pociemno Marykuje, kniazi blada. Ostawiła chyż i dziada, Ach do korząt jej czeremno... Oj byłeś ty szumny, herny A wykrotny a wyzgierny, W mowie cieczny, nie isteczny. Obrał ci się za łowadę, W gwarowaniach chytrzył zdradę, Mere lubił, mere ślubił I nawrzeczy słówka szygał, Aż ci wianek mi wyłygał. Habno moje, żem wyżęta; Giz mi, targa, i otręta. Cóż, skir ze m nie? Z dobradziwa Dusza moja led we cywa. Po rozgardach mi się tulić, Po rumunkach się chachulić i t. d. Niejednego z tych wyrazów i w Karłowicza słowniku gwarowym nie znajdziesz (np. brzana — dziewczyna), ale całość zrozumiesz. Co dziś za gwarowe, niezrozumiałe uchodzi, dawniej ogólny język używał, np. wangroda, ale w rocie sądowej kaliskiej z r. 1410 czytamy: »jako Mikołaj dał Halenie dwa policzki na wangrodzie«. To samo robiono już w XVI wieku, tylko zamiast wiersza o zwiedzionej dziewczynie pisze poprzednik p. Langego »Kolędę mazowiecką«: Perolmy sie sibretkowie tą gasą... Tędurędu do tej to wyskulichy... Przetomy sie tutka przywąkrolili... My na grudzie, my latawic niemamy Daj wżdam nosy k niebychom wystarczamy. Pasterzowie odbiegnąwszy wardęgi, Runęli tam gdzie tkwiały z nieba dęgi. I my tutka z nasych chyzów przyciekli... Na Szczepańca Judaskowie sigali, Kamyckami si dusickę wyśćkali. Możecie wy na nas staskać wardęgą, Nie gałuską, ale kwoką i gęgą. Rzegoccie się, iż mamy takowego, Co już usam otał satana złego i t. d. I tu opadły między gwarowe i śmieszne, wyrazy, dawniej choćby w psałterzu używane, np. wardęga t. j. bydło (»i wardęgi ich nie umniejszył*), gasa powszechna w Poznaniu w XV w. i t. d. Podobnie piszą humorystyczne uniwersały mazowieckie za Sobieskiego i t. d. albo opisuje dworzanin — anonim, uczeń Reja i Kochanowskiego, chrzciny grubą chłopską mową, jak jedną raz, psiegamci, na nie trafił, jak go tam zgolemo traktowali a on z krzynowa grabił, co mu nakrszono. W intermedyach szkolnych XVII wieku stale występują mazurowie mili albo Kaszubowie z właściwościami swej gwary dla komicznego efektu. Lecz nie dla niego pisał Krofej pieśni nabożne (luterskie), a ksiądz Pontan (Mostnik) katechizm po kaszubsku, chociaż to polszczyzna raczej, przetykana zwrotami i formami kaszubskiemi, np. o Bogu, co »wszystkiemu dobytku charną daje i młodym krakom« (krak, kruk, por. Kraków; chama, chrona). Tak się oddzielił język piśmienny, książkowy, klas ukształconych od ludowego. Proces ten odbywał się powoli, stopniowo nikną staropolskie terminy; używał ich jeszcze lekarz Pileckich, Biernat Lubelczyk, na początku XVI wieku, ale w pół wieku później Marcin Siennik, wydając jego »Lekarstwa*. twierdzi, że powyrzucał i poprzemieniał wiele »słowiańskiej, serbskiej i grubo mazoweckiej albo staropolskiej m owy«, »polszczyzną je opatrzył« — tymczasem u Biernata o żadnej serbskiej mowie i słychu nie było, była to rzetelna polszczyzna, ale przestarzała. Już Rej się przyznaje, że pierwszych druków polskich nieraz i nie rozumiał, ale to raczej na nieudolną budowę zdań, na zbyt niewolnicze tłumaczenie, niż na formy i słowa odliczyć wypadnie. W każdy sposób postęp był szybki; dzieła drugiej połowy wieku różnią się znacznie od pierwszej; u drugiego wydania biblii Leopolity już w trzynaście lat po pierwszem wydaniu wysłowienie znaczniej odmieniono, powyrzucano przestarzałe i gwarowe zwroty; podobnie modernizowano Opecia »Żywot Chrystusów* i t. d. Tuk np. czytamy w pierwszem wydaniu Leopolity (1561 r.) przez forc a gwałt, w drugiem (1574) przez moc; m iał rokosz z onemi (1561) — rokował z onymi (1574); domacy — domowi; przezlisz — nader; ani jedurny niezostał — ani jeden; odartki — łupy; zrzasnął się — zlękł; po wściornastkiej ziemi i język wsztornastkiej ziemie (1561) — po wszech ziemiach i język wszystkiej ziemie (1574); wsztornko co ma — wszystko; zabakałem sługi mego — zawołałem; jako kraniec (niemieckie Kranz!) około szyje — jako obojczyk; gweśne a doskonałe zdanie — pewne; kołstki — nauszki; kożdziurny — kożdy; szultbryf — cyrograf; okchną (t. j. oklchną, oglchną) — ogłuszeją; cliabiną uderzony — prętem; burda 1561 — walka, dłaźy nogami — tłoczy; nawouki wojenne — młokoski; samiustek (urobione jak wszystek) — sam; zaivartki — wichru; sierlęczką — wiejączką; malem — prawie; graty — sprzęt; forsty — deszczki; na ogułach — na zdradzie i tak ciągle. Słowa więc, których dziś po narzeczach używamy (graty, forsty, na ogulalc i t. d.), usuwa drugie wydanie stale, jako już zbyt rażące ucho czytelnika. I rzeczywiście, język np. Kochanowskiego zupełnie już oswobodził się od takiej przysady; jeszcze u Reja napotykamy słowa czeskie, gwarowe albo zbyt pospolite; Kochanowski, wyuczony na łacinie szkolnej unikać jak ognia wszelkich »solecyzmów i barbaryzmów«, przetrzebia najstaranniej swój słownik, daje wybór słów, słów modnych, znanych, powszechnie używanych. Klonowicanp. słownik o wiele nierówniejszy. i rusyzmów i czechizmów mu nie brak, ale też form staropolskich (bezokolicznik na ci zamiast na ć!) i wyrazów gwarowych. Więc nie tylko treść i styl i wiersz, ale samo wysłowienie Kochanowskiego zbacza świadomie na tory klasycznego języka, języka wzorowego, unikającego nawet pozoru rubaszności, nieokrzesania, chłopstwa. Takiemu dobieraniu słów musi jednak towarzyszyć niechybnie zubożenie słownika. Umyślnie przytoczyliśmy powyżej przykłady z obu wydań Leopolity; słownik wydania pierwszego jest o wiele bogatszy, niż drugiego; giną nie tylko wyrazy niemieckie (forst, szultbryf, gweśny i t. d.), o które mniejsza, ale giną i wyrazy rdzenno-polskie, słowiańskie (zrzasnąć się i t. d.) i język ubożeje. Reforma Kochanowskiego nie przyjęła się od razu; u Stryjkowskiego, Paprockiego, Klonowica i i. natrafisz coraz na słowo czy formę gwarową i przestarzałą, szczególnie też u Miaskowskiego, ale inni, Grochowski, a najbardziej Szymonowie wzorują się widocznie na tym czarnoleskim doborze słów. W prozie nastąpił ten proces rychlej niż w wierszu, warującym sobie większą swobodę; u Twardowskiego, a szczególniej u Potockiego słownik jeszcze bardzo obfity, ale to już ostatki owej staropolszczyzny i jej mieniącego się w wszystkich barwach wysłowienia, jędrnego przytem, soczystego, trafnego. Jak całe życie polskie, szlacheckie, kostnieje, zamiera także język, nie odżywiony żadnym nowym powiewem, coraz uboższy, coraz bardziej zaniedbany. Wyjątkowo tylko ustali się jaki nowy wyraz, wypłynie z dna gwarowego na powierzchnię, np. takie kojarzyć, co jeszcze Knapiuszowi wydawało się słowem >podłem, gminnem*, taki oszczerca, który do niedawna był tylko przezdrzeźniaczem, wyśmiewaczem, co zęby wyszczerza, a teraz potwarcą, obmowcą został. Lecz cóż znaczyły takie nieliczne wyjątki wobec masy slow dobitnych i obrazowych, wobec przysłów charakterystycznych, porównań drastycznych, zwrotów malowniczych, jakie język z dnia na dzień utracał. W parze z odstrychnięciem się od gw ar i narzeczy ustala się ostatecznie norm a języka klas ukształconych. Ustaje dawna dowolność, swoboda tworzenia coraz nowych form uszczupla się znacznie, szata głosowa przybiera fałdy, w jakich ostatecznie stężeje. Chociaż gramatyki języka polskiego przeznacza się tylko dla obcych, mimo to i w szkole jezuickiej, przy całej wszechmocy łaciny, biorą wzgląd na polszczyznę; uczeń pisze listy i mowy polskie, a deklamuje wiersze. Zresztą sam druk pomaga walnie w ustaleniu nie tylko pisowni, ale i szaty zewnętrznej języka; manuskrypt autorski przechodzi znaczne poprawy, choćby tylko co do pisowni, pod ręką składaczy, wiązanych przez tradycyę. Tradycya właśnie konserwuje choćby dla oka rzeczy, od których ucho dawno odwykło. Jakąż szatę zewnętrzną przyjął ostatecznie język polski? o narzeczach już ani wspominamy. Język polski XVI wieku i następnych różni się co do głosowni znaczniej nieco od wieku XV, to znaczy, różnice zaczęły się wcześniej objawiać, ale dopiero w XVI wieku zwyciężyły stanowczo, na całej linii. Procesy językowe odbywają się bowiem stopniowo; nie bywa tak, żeby ludzie położyli się spać z wymową horda lub świetja, z osobną odmianą rozmaitych osnów, a wstali z wymową broda lub świeca lub z pomieszaniem wszelkich osnów między sobą; powolne przesuwanie się artykulacyi, stopniowe ogarnianie coraz szerszych kręgów, zmiany w formach, wymagają znacznego czasu. Przytem zaczyna się każdy proces językowy, szczególniej o ile dźwięków dotyczy, o wiele rychlej w ustach mówiących, nim i na piśmie, z natury swojej zachowawczem, się wyrazi; odmiany form, słów, zastępowanie ich nowszemi prędzej trafiają do pisma. Najważniejsze zmiany, jakich nowy język doznał, zaszły w obrębie samogłosek pochylonych. Tylko ó pochylone w pełnej sile zostało; już w pochyleniu nosówek, w szeregowaniu się ę i ą, ię i i a pozacierała się niejedna z dawniejszych różnie; pochylonego e nie wyrażamy już na piśmie, choć w wymowie jeszcze je nieraz słyszymy; pochylenie a zupełnie się zatraciło, nie od dziś dopiero, lecz już od wieków; już w XVII w. musiało się wycofać z wymowy wykształconych klas, przynajmniej już w XVIII próby wznowienia go w drukach, narzucanie stałego oznaczania a i d, jak w XVI wieku bywało, zupełnie się nie powiodły; autorytet Kopczyńskiego, żądającego z pedanteryą niewzruszoną wznowienia rzeczy dawno zamarłej, nie wystarczył na zgalwanizowanie tego trupa. Tern mniej mogły liczyć na powodzenie niefortunne próby podobne w XIX wieku; ogół piszących nie dał się ani wtedy, ani później zbałamucić, nie wrócił do stanu dawno porzuconego; jeżeli gdzie, to w języku popłaca zasada: >co z woza spadło, to przepadło«. Co do wyrażania pochylenia, nasuwają się dwie uwagi. Dziś nie rozróżniamy w wymowie ó od u i nieortograficzna pisownia stale podstawia w, bug, ktury i t. d. Dawniej tego nie było; rzecz ma się podobnie, jak z rozróżnianiem i i rz, co dziś pismo nieortograficzne również pomieszało. Że niegdyś w naszej wymowie ó i w, i i rz ściśle rozróżniano, dowodzi tego trafność naszej pisowni; skądbyśmy inaczej przyszli do pisowni król, nie krul, życie, nie rzycie, lub rzeka, nie żeka? Więc, gdy się pisownia nasza ustalała, między XIV a XVI wiekiem, rozróżniano ściśle oba szeregi brzmień; wahania się są minimalne. I tak zaczęto wcześnie pisać rzasnąć się zam iast zasnąć (por. żac ‘mąć się), już w biblii Zofii fałszywa pisownia z rz zamiast ż przeważa; i w żerzucha czy rzerzucha pisownię wcześnie pomylono; również w upiększyć zamiast upiękrzyć (piękrostki) i w wietrzeć zamiast wietszeć (od wiotchy, wiotki, nie od wiatru!). Przy o dawny język nigdy nie błądził; później dopiero i to szwankować poczęło miejscami. Tak np. uderza stałe zastępstwo pierwotnego o przez u w szeregu słów pożyczonych; wiek XVI nie mylił się, pisał zawsze boty (bottes), my piszemy fałszywie huty, podobnie nuta i nucić (nota!), łut (Loth), drut (por. dratwę), hut (kurik, ale jeszcze Parkosz pisał kooth t. j. kot i w XVI w. tak piszą nieraz, choć kut już się wcześnie zjawia), kluba, ślusarz, kluski (Klósze), luźny (luzem, luzak z niemieckiego loos) i t. p. Ale to słowa obce; w rodzimych rzadko jaki błąd wytknąć można; nieraz fałszywa etymologia wadzi, np. oguł, ogułem, wcześnie ogółem pisać poczęto, mieszając go z gołym jakimś; dziś tylko mnożą się fałszywe pisownie, np. dłuto (!!), kłuję, pruję, wykłuwać, rospruwać, w arcyfałszywych tłómaczach i tłómaczeniach i t. d. Miejscami waha się język między o a ó; w mówca i mówca, szkolny i szkolny i t. p. różni się wymowa lokalna istotnie; na Litwie, gdzie język polski dopiero od XV wieku napływać począł, o i ó nie rozróżniają w wymowie zupełnie. Odwrotnie, po narzeczach jeszcze dziś ó i u brzmią odmiennie. Druga walna różnica między językiem nowym a dawnym polega na przejściu, łamaniu się i, y przed r w ie, e; przed ł pojawia się to samo wyjątkowo, lokalnie, np. sieła zamiast siła, końcówka na -icł zamiast -ił; jeszcze Potocki rymuje gościeł (gościół) z kościół. Przed r przeprowadzono to ogólnie, nawet w Kaszubszczyźnie, i proces rozpoczął się już w XV wieku, w XVI się ukończył. A więc sierota z dawniejszej siroty, bohater z bohatyra, pasterz z pastyrza, pierwszy z pirwszego (pirzwego jeszcze dawniej), wierzba z wirzby, wierzch z wirzch i t. d.; ser ze syru; wyjątki są nader nieliczne, np. wir, tyr (nie ter, przestarzałe, docinek); kir jest obce, tureckie, dawniej było i kier. W nazwach osobowych -mierz z dawnego mira poszło, Kazim ierz, Włodzimierz i t. d. z dawnego K azim ir a i Włodzimira. Inne różnice są już tylko drobne. I tak pojawia się wcale nie rzadko nowa, fałszywa nazalizacya, szczególniej przed syczącemi i gardłowemi; tak pochodzi wydrążyć z dawnego wydrożyć. mięszać, między z miedzy, mięszkać, szczęka ze szczeki i paszczeki, pielęgować (później i pielęgnować, pflegen), wstrzemięźliwy, szeręga (stąd rosyjskie »szerenga«) i i.; w niektórych odrzucił język pisemny nazalizacyę, piszemy i wymawiamy mieszać, mieszkać, szereg. O innych, Częstochmvie i częstowaniu z fałszywem ę już wspominaliśmy (przecież od czci pochodzą); odwrotnie utracają niektóre słowa » historyczne« czyli »etymologiczne« ę, uczestnik (od części), rękojeść zamiast rękojęć, co ręką ujęto. Oblężony i oblężenie, zamiast poprawnego oblężenia, ę od ląc, lęgę przejęły. Warząchew obok warzechy (nie warzochy) dzisiaj cofać się zaczyna. To znowu stwardniało kilka razy ie: serce powstało z dawniejszego sierca (sierdca, por. sierdzić się i miłosierdzie); wesele z dawnego wiesiela, wesoły z wiesiołego, czerwony z czyrzwionego, czyrwionego (czyrzwiem, czerwiem kraszonego). U spółgłosek różnice są jeszcze drobniejsze; d wstawiono w bardzo zamiast barzo — ale imię rodowe Barzych t. j. prędkich; zdjąć (a nawet zdejmować) zamiast z-jąć (zejmować); z w nagłosie przybrało dosyć wcześnie i ogólnie d, a więc dzwon i dźwięk z dawniejszego zwonu i źwięku; podobnie w dzbanie. Tu możemy wspomnieć, że niektóre słowa pojawiają się w dwojakiej postaci, np. trzaska i drzazga, truskać (stąd truskawki, jak w łacinie nazwane) i druzgać (druzgotać), paprać (o kurach, w XV wieku) i babrać. Inne dotknęła przestawka, np. pulchny z puchlnego (spuchłego) powstał, pchła z błchy, drzwi z dwrzi (porównaj odźwiernego] dwierze i dzwierze jeszcze w XVI wieku), tratwy z traf ty (Trift); z oslnąć (a to z oślpnąć — ślepy) poszło olsnąć, z uginać (glibki, glina), ulgnąć i przylgnąć. Czasem wstawiamy brzmienia, np. k w ocknąć zamiast ocnąć się, octnąć; ocykać się najfałszywiej, porównaj ocucać. Na uwagę zasługuje widoczna awersya do c w odmianie; coraz częściej mówią i piszą depczę, klekoczę, terkocze, druzgocze zam iast depcę, klekocę i t. d.; nasi -icy i -wicy ustąpili już dawno miejsca -iczom i -wieżom, niema już staropolskiego panica ani królewica, są panicze i królewicze; może być, źe i tu ruszczyzna podziałała; Chodkiewicze, Hlebowicze i t. d., byli rusko-litewskimi rodami, ich -icz ruskie naszych zachodnio-słowiańskich i polskich -iców (por. Anczyc t. j. syn Hanki i t. d.) rugować poczęło. Odwrotnie zastąpiliśmy dawne w Polszczę nowem c, w Polsce. Na końcu słowa dorzuciliśmy t w tętent, dawniej tęten (por. bęben); lud i dokorząt (zamiast dolcorzon) mówi. Najznaczniejsza różnica zaszła w wargowych, p, b, w, m. Miękkość ich zachowaliśmy przed samogłoskami, a więc pismo, ale na piśmie, mowie od mowa i t. d., owszem często u ludu słychać między wargową a j brzmienia wsunięte, np. mnięso zamiast mięso, mniemiec zamiast miemiec (Niemiec), rozumniej zamiast rozumiej (już u Świętosława), albo l: kropla mówimy ogólnie zam iast dawnego kropią, niemowla i niemowlę zam iast niemowlę, grobla zamiast grobla, grabie i grabie, dawniej także śmlady zamiast śmiady, dziś śniady (Śniadeccy nazywali się niegdyś Śmiadeckimi) i t. d. Ale na końcu zgłosek utraciły nasze wargowe wszelką miękkość, krew brzmi nam całkiem jak synów (lcref, synuf), chociaż jeszcze drukarze XVI wieku, Łazarz np., starannie miękkość oznaczali: krew’, rob’, łom’ (od łomić, łamać dziś), kop’. Jeszcze ksiądz Dudziński 1776 r. uczył, >b, p i w wtenczas się tylko znaczą, gdy się na końcu słowa pieskliwie wym awiają np. drób’, karp’i.. Drobnostek możnaby jeszcze wymienić sporo, np. wymianę między ch a k; mówimy powszechnie kiełznać, rozkiełzany i t. d., zamiast dawnego chełznać, rozchełzany (kiełzać znaczyło ślizgać się; kiełzki— ślizki); wiotki zajął miejsce wiotchego (t. j. starego, łacińskie vetustus, litewskie wetuszas, ch słowiańskie powstaje bowiem z s), jest i w wiotszeć, wietszeć (fałszywie wietrzeć, zwietrzały); cholebać i kolebać chwieją się i t. p. W odmianie rzeczownikowej zmiany głębiej sięgnęły. Oddawna nie rozróżniamy osnów; rozróżniamy rodzaje i mamy istotnie wedle trzech rodzajów trzy odmiany: męską, żeńską i nijaką. W żeńskiej są niby dwa typy, ryba i kość, ale różnice odmiany np. między dusza a mysz zacierają się coraz bardziej. Raz przechodzą dawne osnowy na ja do typu kość; dziś mówimy kolej, karm, drop, kieszeń, pieczeń, pościel, łódź i t. d., dawniej były tylko koleją, karmia, dropia, kieszenią, kupią, pieczenia, pościelą, łodzią; w liczbie mnogiej już tylko mianownik i biernik rozdzielały oba typy: ryby, dusze — ale wsi, roskoszy, kości, piękności i t. d.; dziś wciska się coraz natarczywiej końcówka ie i tutaj; mówią i piszą powszechnie roskosze, wsie, postacie, nawet pięknoście i t. p. i zdaje się, że odpór przeciw tym nowościom skutku nie odniesie — niechaj tylko ci, co im folgują, nie powołują się i na dawny język, jakoby i on temu »rozwojowi* już przytakiwał; formy bowiem dawnego języka, łodzie i t. p., nie od łódź przecież, lecz od łodzią dobrze tworzono. Nawet między trzem a rodzajami wyrównały się w liczbie mnogiej różnice; różnica dawna między oknom, okny, olcniech, stołom, stoły, stolech (lub stołoch) a rybam, rybami, rybach dziś nie istnieje; dla wszystkich mamy te same formy, oknom, oknami, oknach, stołom, stołami, stołach, rybom, rybami, rybach. Wyjątkowo tylko utrzymały się dawniejsze formy: w Prusiech, na Węgrzech (ale w Czechach); form na y w narzędniku nie pozbawił się zupełnie język poezyi, a prozaiczny w nastroju uroczystszym również ich używać może, przed wielu, dawnymi czasy, szybkimi kroki, a stąd przemycono je nawet do rzeczowników żeńskich, usilnemi prośby i t. d. Końcówki na -am, sługam, spotykamy jeszcze często w XVI wieku w pierwszej połowie, potem giną tern łatwiej, że ich a było pochylone. Niedawno nawet formę na -ów, męską, szerzono na wszystkie rodzaje, odmieniano wsiów, myszów, mszów, przysłowiów; formy podobne zaczynają się w XVII wieku, grasują pod czasy saskie, gdzie wszelkiego rodzaju »niepoprawnoście« język zalewały, i ustają dopiero w pierwszych dziesiątkach zeszłego wieku, wobec tego faktu, że obrzydłe te formy można było przecież wytępić, nie potrzebuje gramatyk rozpaczać, czy mu się i innych niepoprawności nie uda z czasem usunąć.